Podobno Tadeusz Boy-Żeleński nie zasypiał, póki czegoś nie przetłumaczył z francuskiego na polski. I nie chodzi bynajmniej o etykiety na pudełkach z zapałkami.
Złośliwcy twierdzili, że wieczorne przyzwyczajenia Boya dotyczyły także poranków, nie uściślając przy tym, czy znaczy to, że to czy owo Żeleński tłumaczył przed porannymi ablucjami, przed konsumpcją śniadaniowego jajeczka, czy może jeszcze zanim otworzył szeroko któreś z ócz, co oznaczałoby translację przez sen. Jak u jakowegoś, normalnie, geniusza.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!