„Nie wspominaj o Sorosie, to Żyd!” – mówią mi. „Owszem, Soros to Żyd” – odpowiadam natychmiast, by dodać asekuracyjnie: „Ale przecież nie za to go czcimy”.
Czy istnieje sposób, by zamknąć opinię o Sorosie w paru zwięzłych zdaniach? Spróbuję: chociaż człowiek powinien żyć tylko tak długo, jak długo żyje jego rozum, to przecież ten i ów wciąż próbuje, zwykle przy tym wychodząc na bęcwała. I niechby sobie wychodził na co chce, na zdrowie. Jednakowoż pan Soros, z pochodzenia węgierski Żyd, dysponuje pieniędzmi – a wtedy znacznie wzrasta ryzyko, że na bęcwałów wyjść mogą wszyscy inni. W każdym razie, przynajmniej jak dotąd, na bęcwałów wychodzą. Konkludując: starzec opętany kulturowym fiksum-dyrdum, umierający w czarciej jamie pod górą banknotów, bywa dla bliźnich groźniejszy niż atak roju szerszeni. Dlaczego? Bo atak szerszeni niekiedy udaje się przeżyć.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!