„Relacje między obu krajami, tak dalekimi i zróżnicowanymi – mogą wywołać ogromne zdziwienie, ale ich wytłumaczenie jest proste i oczywiste. Rosja, podobnie jak Stany Zjednoczone, jest rozwijającym się i rozprzestrzeniającym się imperium (improving and expending empire). O ile Stany Zjednoczone podążają na Zachód, o tyle Rosja podąża na Wschód. W ten sposób nigdy ze sobą nie rywalizowały i nie pozostawały w stanie konfliktu. Każde wprowadzało cywilizację na terenach, które obejmowało, i narażone było na zazdrość innych odnośnie do rozrostu i dobrobytu. Rosja i Stany Zjednoczone mogą nadal pozostawać w przyjaznych relacjach aż, podążając w przeciwnych kierunkach, pokonają połowę globu, by spotkać się i pozdrowić nawzajem w regionie, gdzie cywilizacja powstała pierwotnie i przez wieki pozostawała w letargu, bez żadnego wsparcia. Twoim miłym obowiązkiem będzie utrzymanie i rozszerzenie tradycyjnej zgody i przyjaźni.”
Tekst instrukcji, w którą Departament Stanu zaopatrzył swego nowo mianowanego posła w St. Petersburgu Cassiusa Marceliusa Claya, udającego się do stolicy Rosji w 1863 roku
„Mocarstwa trzeba traktować tak, jak traktuje się kobiety, z ich zaletami i wadami. Zaletom trzeba schlebiać, co do wad, to trzeba starać się ich unikać.”- Louis Barthou, premier, minister spraw zagranicznych Francji, w latach 30. zwolennik systemu zbiorowego bezpieczeństwa z udziałem Sowietów i państw Europy Wschodniej. Główny pomysłodawca stworzenia paktu wschodniego.
W Stanach Zjednoczonych trwa wojna secesyjna, w Polsce - powstanie styczniowe. W drugiej połowie września 1863 u wybrzeży Nowego Jorku, z rozkazu cara Aleksandra II wydanego w lipcu 1863, zacumowało 6 uzbrojonych rosyjskich okrętów dowodzonych przez kontradmirała Stiepana Liesowskiego. Kilka dni później u wybrzeży San Francisco zakotwiczyła następna eskadra dowodzona przez kontradmirała Andreja Popowa a składająca się z 4 korwet Te przyjacielskie wizyty to punkt kulminacyjny w świetnych stosunkach między Waszyngtonem a St. Petersburgiem w całym XIX wieku. Sprawnie przeprowadzona akcja, zsynchronizowana w czasie, polegała na równoległym doprowadzeniu jednej eskadry z Władywostoku przez Pacyfik na zachodnie wybrzeże Ameryki do San Francisco i drugiej eskadry z Kronsztadu przez Bałtyk i Atlantyk na wschodnie wybrzeże Ameryki do Nowego Jorku. Radość Amerykanów Unii z przybycia rosyjskiej flotylli była autentyczna, naturalna i zrozumiała. W trzecim roku niekończącej się krwawej i brutalnej wojny secesyjnej, niespodziewanie otrzymywali wsparcie, przywracające nadzieję i wiarę. Znikało poczucie osamotnienia i bezsilności. Jak pisze Hanna Marczewska Zagórna w tekście poświęconym stosunkom amerykańsko-rosyjskim w czasie wojny secesyjnej: „Rosjan witano zatem na ziemi amerykańskiej i wodach terytorialnych jak prawdziwych bohaterów, sojuszników i przyjaciół. W Nowym Jorku specjalnie utworzony komitet powitalny organizował festyny, parady wojskowe i cywilne (np. imponującą paradę na Broadwayu), bankiety (m.in. bankiet na ratuszu z udziałem rosyjskiego dyplomaty Stoeckla) i przyjęcia, na których grano hymny Rosji oraz Stanów Zjednoczonych, wznoszono niezliczoną liczbę toastów na cześć prezydenta Lincolna i cara Aleksandra II. Nie mniej hucznie i wystawnie okazywano zapał i zachwyt w Filadelfii, Bostonie czy w Waszyngtonie. Prezydent Lincoln na cześć gości zorganizował spotkanie w swoim domu z udziałem oficerów rosyjskiej floty, członków gabinetu, przedstawicieli obu izb Kongresu, sędziów Sądu Najwyższego oraz korpusu dyplomatycznego. Z czasem do eskadry rosyjskiej – stacjonującej nieustannie na wodach terytorialnych USA przez ponad osiem miesięcy przylgnęło określenie floty dyplomatycznej.” Są to wszystko fakty znane i nie wywołujące zdziwienia. Jedno wschodzące mocarstwo (USA) wchodzi w alians strategiczny z drugim mocarstwem - Rosją. Są nawet głosy twierdzące, że bez wsparcia Rosji jankesi przegraliby wojnę z Południem. Oba podmioty traktowały to jako wspólną odpowiedź rzuconą m.in. przeciw Anglii i jej inspiracyjno-dywersyjnym działaniom wokół obu wewnętrznych konfliktów (secesja i nieszczęsne powstanie styczniowe). Owa przyjaźń i zrozumienie wynikały nie tyle ze wzajemnego sentymentu, ile z konkretnych geopolitycznych i historycznych uwarunkowań. Nie ma tu nic, jak nadmieniłem, sensacyjnego, ani bulwersującego. Normą jest wielobiegunowość, do której również obecnie dąży układ światowy, tj. do stworzenia równoważnej konstelacji wielkich mocarstw: USA, Indie, Chiny, Rosja. Obecna końcówka władztwa hegemonicznego Stanów Zjednoczonych była anomalią, zimnowojenny układ dwubiegunowy również był odstępstwem od tej reguły, czyli szerszego frontu zwanego koncertem mocarstw.
To, co bardziej mnie porusza w tej historii sprzed lat, to pewne wydarzenie o symbolicznym i uniwersalnym, rzekłbym, charakterze, a które związane jest z tym aktem przyjaźni rusko-jankeskiej. Otóż na początku stycznia roku 1864 z jednego z okrętów rosyjskich zbiegł polski marynarz, Aleksander Milewski, który następnie zaciągnął się do wojsk Unii i wraz z nimi walczył („Za wolność Waszą i naszą!”) przeciwko wojskom Południa. Moskiewska reakcja była szybka. Ambasador rosyjski zażądał wszczęcia poszukiwań dezertera. Jankesi lojalnie podeszli do tematu, tak jak lojalnie dwa państwa zachowywały się wobec siebie przez cały XIX wiek i później też... Milewski został odnaleziony, aresztowany i odesłany do rosyjskiej ambasady, gdzie zaraz odbył się sąd wojenny. Wydano wyrok śmierci ze skutkiem natychmiastowym. Polaka powieszono na rei okrętu, z którego uciekł. Pamięci Aleksandra Milewskiego oraz pamięci Chłopców z Grabówka, Chłopców z Chyloni tekst ten dedykuję…
Neue Ordnung?
Główny bezpieczniak wojskowy i najważniejszy doradca pokemona - Trumpa: generał Michael T. Flynn, mianowany na prezydenckiego Doradcę ds. Bezpieczeństwa Narodowego, a którego drogę zawodową śledzę od kilku lat, ma w zwyczaju „mówić, jak jest,” ponieważ, jak sam twierdzi: „Truth fears no questions.” Zatem jaka wizja układu sił między mocarstwami światowymi wyłania się z wypowiedzi Flynna?
Zanim zacznę, chciałbym podkreślić, że według mnie polityka amerykańska wobec Rosji prowadzona będzie w dłuższym lub krótszym tylko początkowym okresie – za czasów poprzedniej administracji trwało to przez dwa lata pierwszej kadencji Obamy – w otoczce bliskiej kooperacji strategicznej. To będzie co prawda propagandowy pic, bo podskórnie będzie nadal trwała strategiczna rywalizacja, choć oficjalnie eksponowana będzie zrównoważona, odpowiedzialna współpraca na rzecz uczynienia świata bardziej stabilnym… Po pierwsze Rosja nie ufa Waszyngtonowi, gdyż ten łamie wszelkie zawarte porozumienia i od 2011 roku dokonywał ruchów naruszających jakiekolwiek zasady partnerskiej współpracy w ramach stref wpływów. Po drugie Moskwa nie osiągnie mimo wszystko według mnie tego, na czym jej najbardziej zależy: zdecydowanego potwierdzenia ze strony Stanów Zjednoczonych rezygnacji z planów rozbudowy tarczy antyrakietowej, która to w sposób oczywisty narusza globalną równowagę strategiczną. Owszem, podobnie jak to zrobił Obama w 2009 roku, Trump może zawiesić, „poddać pod konsultacje” ten projekt, ale z punktu widzenia globalnych interesów amerykańskich Missile Defence(MD) to rzecz zbyt ważna, to nie tylko dobry argument w negocjacjach z Moskwą, ale przede wszystkim narzędzie do dominowania nad protagonistami (Polska, Rumunia: tarcza przeciw Rosji, Korea Południowa – tarcza przeciw Pekinowi). Kreml ugrać może najwyżej inne rozkładanie akcentów propagandowych wokół tego przedsięwzięcia przez Waszyngton, co naturalnie go nie będzie satysfakcjonowało, ale mimo wszystko wg mnie nigdy nie uzyska całkowitej rezygnacji z implementacji MD, a to zatem oznacza w istocie wejście wcześniej lub później ponownie w rywalizację z Rosją, której skutki odczujemy my wszyscy w regionie.
Flynn – już jako doradca Trumpa, którym był od lata 2015 r. - podczas swojej wizyty w Moskwie w grudniu zeszłego roku z okazji 10-lecia telewizji Russia Today, kiedy to m.in. wziął udział w bankiecie, na którym Rosjanie posadzili go obok prezydenta Putina - udzielając długiego wywiadu tejże telewizji, stwierdził: „Jestem tu, bo wierzę w sposobność, szansę współpracy, którą mamy przed sobą (…), musimy myśleć geopolitycznie, poważnie zastanowić się nad tym, jak świat powinien wyglądać za lat kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt. To bardzo złożony problem, którego nie rozwiąże się poprzez zrzucenie kolejnych bomb na terrorystów.” Może warto przypomnieć w tym miejscu, jak obie strony potrafią grać w sposób złożony. Kiedy generał Michael T. Flynn, postać w Moskwie znana i ceniona, były szef partnerskiej DIA, który jako pierwszy oficer wywiadu amerykańskiego miał zaszczyt odwiedzić centralę GRU i wystąpić z odczytem przed wysoką kadrą oficerską w 2013 r. – dzielił się swoimi opiniami na konferencji i rozmawiał z mediami rosyjskimi (http://rbth.com/international/2016/01/14/michael-flynn-we-are-heading-for-a-big-war_559171 ), tego samego dnia, tj. 15 grudnia układał się na Kremlu w Moskwie wokół Syrii i Krainy U John Kerry i Victoria Nuland (pani Victoria pozostanie w Departamencie Stanu? Hm?), zaś już dzień później miały miejsce telekonferencje szefów sztabów generalnych obu państw… Tylko polscy durnie grali cały czas starą melodię, bo kiedy obecny National Security Adviser głośno nawoływał do strategicznej współpracy z Rosją, nasze nieszczęście i nieporozumienie - pan Duda - w Kijowie podarowywał banderowcom 4 mld złotych bezzwrotnej w istocie pożyczki, deklarując wierne poddaństwo Polin wobec Krainy U…
W ogóle z tą rywalizacją i uleganiem tej ściemie należałoby uważać: np. w szczycie niby konfliktu, tuż przed powrotem Krymu do Rosji, służby jankeskie i rosyjskie współpracowały ręka w rękę, aby zabezpieczyć zimowe igrzyska olimpijskie w Soczi w 2014 roku. Jak nadmieniłem, nie jest celem niniejszego tekstu proste mało odkrywcze wskazanie, że jankesi z Rosjanami będą teraz współpracować pragmatycznie, stosując tam, gdzie trzeba politykę quid pro quo, politykę transakcyjną, bo to jest bardziej złożone niż się potocznie wydaje. Jasne, Flynn w Moskwie powiedział trzeźwo: „Tu nie chodzi o przyjaźń, mówimy o wzajemnych interesach”, ale jednocześnie po swojej krótkiej rozmowie z prezydentem Federacji Rosyjskiej, konkretnie wyjaśnił: „Nie będziemy działać miękko tam, gdzie jesteśmy przekonani, że musimy osiągnąć cel. I stanowczo to Putinowi powiedziałem. Dobrze wie, co miałem na myśli.”
Po uważnej obserwacji „dróg zawodowych” mianowanych już kandydatów, ich biografii, oraz wystąpień na niwie publicznej lub tych, których Trump planuje mianować do swojej ekipy, można założyć, że Waszyngton swoją drogę o odbudowy dominującej pozycji Ameryki rozpisał na dwa etapy:
- pierwszy, to odgruzowanie i wyrównanie, rekultywacja z jeszcze mocniejszym wykorzystaniem inżynierii geopolitycznej terenu pod nowy układ na Wielkim Bliskim Wschodzie, który w optyce bezpieki amerykańskiej jest klasycznym tzw. Transregionem ciągnącym się od Maroko aż po Birmę. Ten nowy układ – mający m.in. silnie służyć interesom Izraela - opierać się ma na mocnej współpracy rosyjsko-amerykańskiej. Podkładkę ideologiczną stanowić ma nieśmiertelna od 11 września „walka ze złym terroryzmem” dla - oczywiście - bezpieczeństwa globalnego. Celem głównym tej wywrotowej roboty będzie naturalnie Iran, jak łaskaw był stwierdzić pan Michał Flynn, nasz drogi razwiedczik: „ New Middle east is being born right now.” Waszyngtonowi chodzi o to, by położyć łapę na zasobach perskich, ale do tego, by to rozwiązanie miało charakter stabilny, potrzebuje zgody i współpracy Rosji, którą może taktycznie przekupić za „rezygnację” z rozbudowy tarczy antyrakietowej. Kluczem, który może otworzyć perskie wrota jest Syria. Waszyngton, dążąc do détente z Moskwą, nawiązuje do klasycznej wspólnoty wielkich mocarstw, która miała miejsce i w momentach zbliżenia, jak i w sytuacjach konfliktowych. Osobiście tego nie czuję i wątpię, aby taki plan powiódł się. W ogóle fobia antyperska u Flynna i ludzi Trumpa po pierwsze ewidentnie jest sterowana przez Żydów, których marzeniem byłoby zatrucie Iranu jakąś demokracką rewolucją, w następstwie której nowe władze wyzbędą się aspiracji nuklearnych, a po drugie mimo wszystko ani Pekin, ani Moskwa nie pozwolą na takie poukładanie spraw bliskowschodnich, aby interesy tylko amerykańsko-żydowskie były tam zabezpieczone, a ku temu by to zmierzało. Po drugie: realizacja tego planu oznaczać może pełną wojnę sunnicko-szyicką, podczas której i Moskwa, i Waszyngton mogą wspierać każdą ze stron, uważnie przyglądając się rozwojowi wydarzeń i sterując nimi odpowiednio. Według mnie tak ważne kraje, jak Egipt, Turcja, Iran, Arabia Saudyjska drżą już z niepewności co do własnych losów. Piorun jest szykowany i pytanie tylko kiedy on spadnie. ( np. na miejscu Kairu, który mocno wszedł w orbitę wpływów Moskwy, i na miejscu generała Sisi, również bezpieczniaka wojskowego, jako i Flynn, wzmógłbym czujność rewolucyjną i mocno bym się zląkł, gdybym usłyszał słowa, które wypowiedział niedawno były szef amerykańskiej razwiedki wojskowej: „Egipt wkrótce może stać się państwem upadłym, może się rozpaść, jeśli mu nie pomożemy.”) Można założyć, że celem Waszyngtonu jest takie taktyczne ułożenie się z Rosją w Europie i na Bliskim Wschodzie, aby móc przystąpić do fazy drugiej:
- rozprawy z Chinami. Trump wcale nie postępuje jak nowicjusz, nie postępuje jak amator, nie występuje niezdarnie, ostro grając przeciw Chinom jeszcze zanim objął urząd. To typowa gra sterowana przez trepów stojących za nim. Ta nowa władza to wejście do gry wojska, w całej swej krasie. Wejście do gry bezpieki wojskowej, która – przejęta derelewancją znaczenia USA na świecie, postanowiła zdecydowanie przejąć stery bez pośrednictwa fasadowych graczy. To żaden antysystem. Litości. To po prostu rdzeń imperialnego władztwa wkracza na scenę, zdejmując niepotrzebne maski. Te bowiem nie są potrzebne tuż przed bitwą. Przysłaniają widok. Trepy i bezpieka wojskowa chcą pokazać Chinom, że Waszyngton nie będzie wahał się przed użyciem broni, na którą Pekin jest szczególnie wyczulony, czyli kwestionowania jedności terytorialnej Królestwa Środka. Chcą pokazać, że okres miękkiej polityki się skończył. To próba nerwów. To mowa także do Rosji, aby nie myślała długo nad przyjęciem ofert amerykańskich, ponieważ Waszyngton będzie umiał zagrać ostro. Rosja to poujmuje, wie, że proces budowy nowej architektury bezpieczeństwa globalnego już się zaczął jakiś czas temu, zbroi się i unowocześnia swoją armię. Przy okazji: w wielkich ćwiczeniach rosyjskich Zapad 2017 mają wziąć udział chińskie okręty wojenne. W 2015 roku udział rosyjskich wydatków na cele wojskowe w PKB osiągnął wartość 5,4 proc. (np. w 2011 było to „zaledwie” 3,7 proc.), od 2013 roku zwiększono liczebność armii z 820 000 do 930 000 żołnierzy w 2016 roku. Liczba poborowych od kilku lat oscyluje wokół 300 000, a docelowa liczebność Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej to milion żołnierzy, z czego co najmniej 2/3 z nich mają stanowić żołnierze zawodowi/kontraktowi.
Dla Polski i dla naszego bezpieczeństwa dynamika stosunków jankesko-rosyjskich może w sytuacji ich zaostrzenia (ale i w obliczu zbliżenia także) przynieść same niebezpieczeństwa. Poważni ludzie zdają sobie sprawę, że propaganda Macierewicza Antoniego oraz Jarosława-Polskę zbaw, zmniejsza nasze szanse na uniknięcie ryzyka nieprawidłowego odczytania intencji Zachodu (USA) przez Moskwę (samonapędzanego przez rosyjską propagandę), w konsekwencji czego Polin może stać się tradycyjnie już terenem, na którym obaj protagoniści dadzą sobie po mordach, przy czym stroną antymoskiewską, typowym wasalnym proxy, będzie Obszar Wisły, który poniesie wszystkie koszty z tym związane, płacąc daniną krwi, majątkiem swoich obywateli oraz dalszą atrofią znaczenia międzynarodowego. Dla gostków z Pentagonu, podobnie, jak i dla faciów z Kremla, Polin to mierzwa, „zgalwanizowany trup” – jak pięknie określili naród polski amerykańscy secesjoniści, których przyrównywano w 1863 r., ku ich oburzeniu, do powstańców styczniowych i ich sprawy do sprawy polskiej. Macierewiczowi warto zadedykować opinię kolegi z loży, masona – prezydenta Masaryka z okresu I wojny światowej: Amerykanie „mają skłonność traktowania dążenia do wolności małych narodów i tworzenia małych państw jako procesu politycznej i językowej bałkanizacji.”
Michael Flynn, namawiając Rosję do współpracy, podkreśla skalę zagrożeń oraz zaznacza perspektywy czasowe: „Problem Bliskiego Wschodu wykracza poza ten region. Stał się on bowiem problemem z poziomu geostrategicznego, a to wymaga myślenia i działania XXI-wiecznego. My zaś wciąż myślimy i działamy na sposób XX-wieczny, według XX-wiecznych idei i zasad. I nie możemy sobie na to pozwolić, ponieważ skala i wielkość tego zagrożenia (islam – przyp. mój) znacząco wzrosło i razem musimy się z tym zmierzyć. Dlatego tu dziś jestem.” Waszyngton proponuje Moskwie wspólne powstrzymanie groźnej tendencji dla cywilizacji zachodniej, a polegającej na traceniu geostrategicznego znaczenia osi Wschód- Zachód na rzecz osi Północ-Południe, która to ma być w tym wieku układem wiodącym na poziomie globalnym, stanowiąc zagrożenie i dla Federacji Rosyjskiej, i dla Stanów Zjednoczonych. Za słowami o ratowaniu cywilizcji kryje się co prawda zwykła oferta powrotu do współpracy z okresu zimnej wojny.
Tak, bezpieka waszyngtońska od lat jest zaniepokojona systematycznym wzrostem masy młodych ludzi z tzw. Global South, których nie można kontrolować, a który to niesterowalny i groźny dla Zachodu (bezrobotna, biedna masa muzułmańska pałająca nienawiścią) amorficzny byt, zyskuje podwójnie na zaznaczeniu dzięki drugiej potędze zagrażającej władztwu bezpiek – internetowi i mediom społecznościowym. „Today is about information” – mówi były szef DIA. A wszyscy „źli i podli” wywrotowcy postrzegają „information domain” jako kolejny obszar rywalizacji i wpływów, jako część geografii i wykorzystują to mądrze i przebiegle, ku przerażeniu razwiedek. „Jeśli nie będziemy pracować ze sobą już, od razu, teraz, to potencjał tego zjawiska spowoduje ogromne szkody dl nas, dla obu stron (USA i Rosja), albo spowoduje to, że zderzymy się ze sobą” – ładnie wykłada propozycję podejścia do tematu pan Flynn. Rosja i Stany Zjednoczone wg Flynna powinny wobec tego zachowywać się jak dojrzały związek: „Czy chcemy tego, czy nie, stan pomiędzy USA i Rosją jest małżeństwem, a my nie chcemy rozpadu tego małżeństwa” – mówi. Rok 2017 będzie rokiem niezmiernie ciekawym…
Wehikuł czasu
Z racji milczenia lokalnych mediów z Obszaru Wisły nad procesem zwrotu żydowskiego mienia w Polin, warto pochylić się na kilkoma artykułami z prasy żydowskiej. Są one pokłosiem wizyty prawych i sprawiedliwych w Izraelu pod koniec listopada br. Poniekąd teksty te stanowią odpowiedź na wiele pytań, które Polacy mieli po tj. wizycie do rządu pani Pustej Garsonki. Namiestnicy warszawscy nie raczyli poinformować swojego narodu, co tam Żydom obiecali, zatem musimy wsłuchać się w głosy naszych żydowskich przyjaciół. Ci bowiem nie mają problemu z artykułowaniem swoich pragnień i oczekiwań. Władza warszawska, nasi zdrajcy wraz ze swoimi mediami niepokornymi milczą zgodnie, zatem podrzucam kilka tytułów i tekstów tylko z jednego dnia. Nie zamierzam tego komentować, niech każdy z czytelników sam sobie wyrobi opinię:
1. The Times of Israel – “Holocaust survivors rush to beat deadline on Poland claims”
6. grudnia 2016 r
http://www.timesofisrael.com/holocaust-survivors-rush-to-beat-deadline-on-poland-property-claims/
“A Jewish organization launched a database to help thousands of Holocaust survivors or their heirs regain property lost in Warsaw due to World War II and communism, after the Polish government issued a six-month deadline on claims.”
2. "Fox News”: “Database helps Holocaust survivors reclaim Warsaw property”
“A Jewish organization has launched a database aimed at helping more than 2,000 Holocaust survivors or their heirs regain property lost in Warsaw due to World War II and communism. These survivors and their families now face a last ...”
3. “JerusalemOnline” - ”Poland returns homes to Holocaust survivors”
“For the first time: Poland returns homes to Holocaust survivors. The city of Warsaw published a list of approximately 2,600 homes in the city that were taken by Nazis during the Holocaust and is calling survivors and their descendants to take them back ...”
4. “Arutz Sheva”: “New database to help Holocaust survivors reclaim Warsaw property”
http://www.israelnationalnews.com/News/News.aspx/221336
“A Jewish organization has created a database with the goal of helping thousands of Holocaust survivors or their heirs reclaim lost property in Warsaw, Poland, the AP reported. A recently passed Polish law gives claimants six months to file claims for ...”
Prawda jest taka, że my - mieszkańcy Obszaru Wisły to coś na kształt Elojów z powieści Wellesa, nasi zaś przyszli nadzorcy-nachodźcy to w tym układzie Morlokowie. Jesteśmy niewładni, słabi, zdezorientowani, wybiedzeni. Zaczarowani. Jesteśmy martwym morzem, które zostanie przykryte przez morze żywe. Nowych władców tych ziem. Nie widzę dla nas żadnej przyszłości. Przeglądam te informacje, siedząc na ławce nad suwalskim zalewem Arkadia. Pada śnieg. Nikogo tu nie ma. Po chwili zza pazuchy wyjmuję „Pamiętniki zza grobu” Franciszka-Rene de Chateaubrianda. Jest adwent. Okres przemiany. Czytam słowa Francuza, które jako żywo odnoszą się do czasów, w których przyszło mi żyć i odnoszą się do mnie, do mojej nędznej pisaniny, tej partackiej amatorszczyzny egocentryka, który ubzdurał sobie, że za pomocą mowy pełnej pychy, nieposiadającej żadnego znaczenia, za pomocą taniej autokreacji może poruszyć jakieś struny w harfie, która rozbita, stoi oparta o ścianę lamusa. Trup gadający do trupów, szukający w ich martwych oczach własnego odbicia… „Mówiąc o naszej nikłej wartości, zbadałem swoje sumienie, zapytałem siebie, czy to nie przez wyrachowanie złączyłem się z nędzą czasu, aby zdobyć prawo potępiania innych – w głębi duszy będąc przekonany, że imię moje przetrwa pośród startych bez śladu. Nie: jestem pewien, że wszyscy znikniemy, po pierwsze dlatego, że nie mamy w sobie nic, czym moglibyśmy żyć; po drugie dlatego, że wiek, w którym zaczynamy czy kończymy dni nasze, nie ma nic, co mogłoby nam dać życie. Pokolenia okaleczone, wyczerpane, pogardliwe, bez wiary, oddane nicości, którą kochają, nie potrafią darzyć nieśmiertelnością; żadnej w nich mocy tworzenia sławy; jeśli przyłożycie ucho do ich ust, nie usłyszycie nic: żaden dźwięk nie wychodzi z serca umarłych.”
+++
A poza tym uważam, że Jeruzalem musi być wyzwolona.
Suwałki, najpiękniejsze miejsce na świecie; 15 grudnia 2016 r.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!