Wspominając mój przedwojenny pobyt w Warszawie, nieco żartobliwie (lubię pisać w tym stylu) nadmieniłem, że obecna Ambasada Kanady stoi na „mojej” działce. Kamienica, w której mieszkaliśmy, była własnością mego stryja dyplomaty. Bezdzietny, obiecywał zapisać ją memu Ojcu. Praktycznie cały czas przebywał na placówkach dyplomatycznych, dlatego prawie go nie pamiętam. Wojna zastała go w Rumunii, potem Francja i Londyn. Zmarł na przełomie lat 70. ub. wieku. „Wolna Europa” podała wspomnienia o nim. Darowizna nigdy nie została zrealizowana, bo kamienica była całkowicie zburzona, a działka upaństwowiona (dekret Bieruta). Gronkiewicz sobie radziła.
W połowie sierpnia 1939 Ojciec wywiózł nas pod Kraków, gdzie bezpiecznie przeżyliśmy okupację. Gdybyśmy zostali w stolicy, pewno byśmy już nie żyli. „Zginął” mój ulubiony koń na biegunach. Ojciec pozostał w Warszawie, ale szczęśliwie dla niego ministerstwo na rozkaz ówczesnego premiera zostało ewakuowane (samochody z dokumentami) na „bezpieczniejszy” wschód. Samochodom wkrótce zabrakło benzyny, więc dokumenty zostały zniszczone, spalone.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!