W rozczłonkowanym środowisku prawicowym i narodowym Polski pojawił się kilka miesięcy temu p. Aleksander Jabłonowski – aktor z zawodu, a uliczny komentator z zamiłowania – uczestniczący w imprezach patriotycznych i często zagadywany przez niszowych dziennikarzy. Pan Jabłonowski – ponoć w dowodzie ma napisane Wojciech Olszański – na ulicy „mówi Grzegorzem Braunem”, a robi to bardzo sugestywnie i skutecznie m.in. dlatego, że paraduje w egzotycznej bluzie mundurowej z polskimi insygniami i naszywkami Związku Jaszczurczego – wojskowej organizacji endeckiej, która istniała przez kilka lat okupacji niemieckiej, a nazwą nawiązywała do XIV-wiecznej organizacji szlachty pruskiej przeciwko Krzyżakom.
Niestety, jak w wielu innych przypadkach polskiej debaty, zamiast odnosić się do tego, co p. Olszański vel Jabłonowski mówi, atakuje się go ad personam, wypominając a to, że aktor, a to, że nie wiadomo skąd się wziął, a to, że ruski agent, bo krytykuje Amerykanów, a o Putinie nie wspomina itd. Można by z tego odnieść wrażenie, że p. Jabłonowski mówi samą prawdę, bo według podręczników erystyki, argumenty osobiste należą do środków ostatniej szansy, kiedy te merytoryczne zawodzą.
Po prostu, gdy brakuje słów i nie wiemy, co powiedzieć, rzucamy beznadziejnie: „jesteś głupi i masz wszy jak ruskie czołgi”.
Kiszące się we własnym sosie, niedofinansowane, rachityczne środowisko narodowe, zamiast budować swą organizacyjną siłę, jałowo debatuje nad tym, czy obywatel X ma prawo do furażerki i czy może ktoś wraży szepce mu do ucha.
A tymczasem pan Olszański vel Jabłonowski pokazuje nam, jak robić wizerunkowo dobrą propagandę przy pomocy „partyzanckich” środków i bez dostępu do medialnych tub.
Zamiast się od niego uczyć, koledzy po prawej stronie usiłują go wdeptać w glebę. Jako aktor z zawodu, p. Jabłonowski panuje nad słowem (każdy polityk czy osoba publiczna powinna się tego uczyć), a do tego wizerunkowo wzbudza ciekawość. A wizerunek to w debacie publicznej połowa sukcesu, o czym wiedzą wszyscy magicy. Niestety, nawet najświętsza prawda sama się nie obroni, jeśli skutecznie nie będziemy jej bronić.
Pan Jabłonowski przedstawia się więc jako członek Związku Jaszczurczego, a tu nikt o takiej organizacji nawet nie słyszał. No i na tym już polega jego sukces, że żeśmy teraz usłyszeli, zainteresowali się, przez co Związek Jaszczurczy wychylił głowę z informacyjnego niebytu i iluś tam młodych ludzi wrzuciło nazwę w Googla. Można gratulować, a tu rozgarnięci ludzie krytykują Jabłonowskiego za „nieznajomość historii”.
Zamiast uczyć siebie nawzajem i wszystkich dookoła krytycznego myślenia, koncentrują się na samej postaci. A przecież Aleksander Jabłonowski jest słupem ogłoszeniowym, migającym neonowym światełkiem dla przyciągnięcia uwagi; jest billboardem, który z uwagi na krzykliwą formę jest wiele skuteczniejszy od bąkających cichym głosem i wizerunkowo żadnych kolegów z niszowych klubów politycznych. Jego przykład pokazuje, jak niewielkimi środkami dobrze nagłaśniać przekaz.
Podobnie skuteczną metodą byłoby na przykład znalezienie inteligentnej, zjawiskowej panienki, rozmiękczającej nogami po pachy męskie mózgi, i włożenie w nią atrakcyjnego konserwatywnego, tradycyjnego przekazu np. antyaborcyjnego czy obrony wartości rodzinnych – w rodzaju, „seks najlepszy tylko w stabilnym małżeństwie”. Ot, przykład pierwszy z brzegu.
Przekonywanie przekonanych nie ma sensu, dlatego właśnie ważna jest oprawa, ważny jest język ciała, to w co ubieramy nasze słowa. Organizowanie spotkań „z ciekawym człowiekiem” to jedno, bo od czegoś trzeba zacząć, a wyjście do ludzi to drugie. Dlatego ważne jest stworzenie mody, sposobu noszenia się, by przełamać dyktat „stylistyki” dużych korporacyjnych ośrodków medialnych; chodzi o to, by młodzi ludzie kontestowali zastany porządek naszymi hasłami, a nie tymi, które podsuwa im liberalny ściek Wojewódzkich i Owsiaków.
To można robić bez wielkich pieniędzy. Wystarczy wizerunkowo uderzyć w kanony propagandy przeciwnika, który narodowców, prawicę, konserwatystów ustawia pod ścianą za plakatami krostowatych, wymoczków o piskliwym głosie lub łysych tępaków wybąkujących niegramotnie okraszone bluzgami klisze, które liberal propaganda dawno już rozstrzelała.
Wystarczy naszego przeciwnika zwizualizować jakimiś strasznymi chłopobabami, wepchnąć w nerwowe podrygi, doprowadzić do płytkiego oddychania i zaplucia ze „słusznego oburzenia”; wyśmiać, gdy plecie trzy po trzy i pętli się w samozaprzeczeniach.
To są rzeczy proste, uczy się tego na kursach, są do tego książki. Skutecznie można działać w każdej sytuacji, nawet przy niedostatku środków. Rzeczywistość sama się nie zmieni, trzeba nad nią pracować. Mamy w Republice multum internetowych telewizorni wrzucających produkcję na youtuba czy facebooka. Ich łączna oglądalność jest coraz większa. Sukces p. Jabłonowskiego pokazuje, jak można zainteresować większość z nich. A zainteresowanie osobą pozwala na włączenie silnego przekazu.
Sami zaś uczmy siebie i dzieci czytać propagandę, konfrontować myśli, brać pod włos opinie wrzucane jako aksjomaty, korzystać z wielu źródeł. Również tych, które manipulują. Propagandę robi się w ten sposób, że bierzemy kilo prawdy, dwa kilo bzdur i trzy kilo kłamstw, a następnie mieszamy przez pięć minut. Oznacza to, że są w niej również fakty. Nauczmy się je wyławiać i samemu oceniać. Wówczas nawet oglądanie rosyjskiej telewizji RT czy amerykańskiej CNN nikomu nie zaszkodzi. Trzeba tylko pamiętać, że „telewizja kłamie”, czy też nie mówi całej prawdy. Ale już samo porównanie tego, jak mówi RT, a jak CNN, daje do myślenia…
A pan Aleksander Jabłonowski? Cóż, wypada pogratulować pomysłu i umiejętności wykonania. świetna oprawa całkiem niegłupiego przekazu.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!