Mądrość Lenina
Jak zapewne czytelnicy wiecie, nie jest to mój bohater, ale choć podły był i krwiożerczy, to miał sporo swego sensu w głowie. Powiedział czy może też napisał, że źle jest, gdy chwalą was wasi przeciwnicy. Okazuje się, że Niemcy chwalą nie jednego "Polaka", order czy medal Stresemanna, polakożerczego niemieckiego ministra spraw zagranicznych, dostał lata temu imć Bartoszewski, a teraz podobne odznaczenie odebrał imć Tusk i nie wstydzi się tego. No cóż, czy można wiele więcej oczekiwać od człowieka, który dążył do oderwania Pomorza od Polski.
Wakacje
Znów wybraliśmy się do Juraty. Na dworcu w Warszawie sporo Irlandczyków wybierających się na mecz ich drużyny z Hiszpanią. Mocno piją polskie piwo i są dobrej myśli, bo nasi, mówią, grają często na mokrej trawie, a Hiszpanie pewnie rzadko. Niestety, ich optymizm się nie zrealizował.
Do ośrodka MSW, teraz i dostępnego dla wszystkich, i tańszego niż inne, np. LOT-u, zaczęli zjeżdżać ludzie, głównie emeryci, i czasami z wnukami i trochę młodych małżeństw z przedszkolnymi dziećmi. Powoli ludzie czerwienieją, bo pogoda jak trzeba, nie tak gorąco jak w Krakowie, gdzie dochodziło do 27 stopni. Ale woda zimna. No i był wielki mecz z Czechami, na wielkim ekranie, przy piwie, beze mnie, zebrała się moc wczasowiczów i pierwsza połowa zapowiadała się dobrze, druga już fatalnie. Czesi przejęli inicjatywę i daliśmy d... Całe jednak szczęście, że Ruscy też przegrali, i nie wiem, czy Polacy i Rosjanie potem wspólnie opijali zgodnie swą i naszą porażkę. W każdym razie turniej nie spowodował pogorszenia stosunków między "zaprzyjaźnionymi" narodami.
Jurata jeszcze pusta i wiele domów ma kartki, że czekają na gości. Sporo mieszkań i domów na sprzedaż, ceny niezłe po 20.000 zł za metr kw. Sama przyjemność to gościć w hotelu Bryza, apartament i pokoje dla może ciut mniej zasobnych jak pan Kulczyk i jemu podobni. Na plaży przed hotelem dla rozkoszy wiele, fotele, leżanki i namioty z zasłonami. Inna klasa gości niż w domu MSWiA.
Prawdę powiedziawszy, trafiłem tam, choć chciałem się dostać bliżej tych u żłobu, co jadą trochę dalej do Domu Urzędu Rady Ministrów, tam ponoć jeszcze lepiej i, co dziwne... taniej.
Jurata naprawdę zaczyna żyć po 1 lipca, a już od połowy miesiąca do połowy sierpnia istny festiwal nie tyle zamożnych, co możnych. Przyjeżdżają wszyscy i pokazują, co mają, zwłaszcza ich panie. Bywa tu i imć Tusk, i imć Sikorski, który chodzi z pochyloną głową, zadumany, i co pewien czas spojrzy tu lub tam, a ręce ma zwykle za sobą, tak jakby chodził wedle regulaminu na więziennym spacerniku. Nie wiem, czy się do tego tak przygotowuje.
Pokazują się tu wtedy kioski z bursztynami, który ostatnio zaczął robić furorę w... Chinach. Na targach wiosną u jednego producenta Chinka zakupiła 35 kg wyrobów po 18 euro gram. Inni sprzedawcy tego i innego też żyją, ba, często z tego mogą odłożyć na spokojne bezrobocie w reszcie roku.
Apartamenty, tu ich sporo, zaczynają się od 400 zł za dzień, a w hotelu Neptun nad samym morzem dwuosobowy pokój kosztuje tyleż. Naturalnie w superdrogim hotelu Bryza z czym kto tylko pragnie, w tym dwoma basenami i barem na plaży, jeszcze drożej i zapewniają mnie, że wszystkie miejsca wtedy są zajęte. Myślę, że za rok, jeśli przyjadę, to nie z końcem czerwca, ale już w lipcu, i będzie porównanie, co i jak było kiedy.
Tamte czasy
Jesień 1981 r. była ładna, pojechaliśmy z Grażyną Farmus i jej mężem Zbyszkiem na Paradę Pułaskiego, sprzedaliśmy 600 numerów "Słowa-Solidarność". W listopadzie był o mnie tekst w "New York Timesie" i numer po numerze wychodziła moja gazeta, choć stale były problemy ze zdobyciem "Tygodnika Solidarność", jaki był wewnątrz mego pisma.
Feralnego 12 próbowałem dodzwonić się do redakcji TS, ale jakoś się nie udało i wieczorem mieliśmy w domu Janki Bartuli, gdzie mieszkałem, kilka osób i nagle Maciek Syrokomla przyniósł wieść, że w Polsce jest stan wojenny.
Nie bardzośmy się tego spodziewali i wtedy rozdzwoniły się telefony. Proponowałem, by następnego dnia, w niedzielę, zrobić wielką demonstrację pod konsulatem PRL na Lakeshore, wielu twierdziło, że nie przyjdzie dużo osób, że lepiej pod pomnikiem Katyńskim, ale jakoś zwolennicy demonstracji pod konsulatem zwyciężyli i tam była piękna parada Polaków. Było nas z dwa tysiące, co może na 100.000 rodaków nie było dość, ale było, i na pewno komuchy nie były z tego zadowolone.
Były potem inne demonstracje i wielką rolę w ich organizacji miała Polish Canadian Action Group, której przewodził między innymi Leszek Prusiński i chyba Andrzej Piekarski oraz moja redaktorka Grażyna Farmus, której Mama prowadziła "kancelarię" pisma, a Zbyszek stale pisywał.
Trzeba przyznać, że ładnie zachował się premier Trudeau, który wszystkim Polakom dał przedłużenie wiz, często już sporo czasu przeterminowanych, oraz prawo ubiegania się o pobyt stały. Nie byłem jego wielkim zwolennikiem, bo "Czerwony Piotruś" był za bardzo prosowiecki, ale wtedy okazał klasę. Zresztą spartolił jedną okazję, by dostać Pokojową Nagrodę Nobla.
Aleksander graf Pruszyński
Mińsk
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!