30 listopada 1939 r. sowieckie samoloty zaczęły bombardować Helsinki i większe miasta Finlandii. Tak zaczęła się fińsko-sowiecka "wojna zimowa", w której mała Finlandia sprawiła manto wielkiej Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej.
Gdy tylko Sowieci z Niemcami rozgromili Polskę, Stalin zaproponował państwom bałtyckim sojusz wojskowy. Estonia, Łotwa i Litwa w ramach tego sojuszu dały Sowietom bazy, a Litwa dostała Wileńszczyznę. Potem Stalin "poprosił" Finlandię o korektę granicy oraz wydzierżawienie na dłuższy okres półwyspu Hak. Finowie zgodzili się na pewne zmiany granicy, ale stanowczo odmówili wydzierżawienia wspomnianego półwyspu, z którego Sowieci by kontrolowali ruch w zatoce.
Po tym, bez wypowiedzenia wojny, nastąpiło bombardowanie miast fińskich, co było łatwe, bo samoloty Krasnej Armii startowały z lotnisk w Estonii, a wojska lądowe ruszyły do ataku wzdłuż praktycznie całej, prawie tysiąckilometrowej granicy. Finowie stawiali mocny opór, a fakt, że Sowieci nie potrafili wejść głębiej na tereny fińskie, było zasługą fińskiego Szweda, marszałka Carla Gustawa barona Mannerheima.
Ten wspaniały dowódca zaczął swą karierę w armii rosyjskiej, gdzie zresztą zwłaszcza w XIX wieku było moc oficerów z Finlandii. W przeddzień I wojny światowej był dowódcą brygady kawalerii rosyjskiej w Warszawie i jedynym oficerem rosyjskim przyjmowanym na salonach polskiej arystokracji.
W 1918 roku z pomocą Niemców pokonał Czerwonych Finów i przez kilka lat był regentem, ale potem przegrał wybory na prezydenta i wyjechał z kraju. Na kilka lat przed wojną powrócił – stanął na czele wojsk Finlandii i przygotował, mimo sporej kontrakcji lewicujących posłów, jej obronę, tworząc między innymi "linię Mannerheima".
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!