Źle się dzieje w państwie kanadyjskim… Widać to gołym okiem. Socjaliści/etatyści rządzą w Albercie, socjaliści/etatyści rządzą w Ontario i tacyż sami w Ottawie zawiadują całą konfederacją.
Co w nich jest złego? Brak pragmatyzmu, zideologizowanie, brak doświadczenia i prosto mówiąc, głupota plus lekceważenie potrzeb zwykłych ludzi.
Oczywiście, do tego dochodzą rzeczy, od których żadna administracja nie jest wolna – korupcja, marnotrawstwo i ignorancja.
W Ontario premierka Wynnowa raczy nas supermarnotrawstwem w energetyce – wyrzucono w błoto miliardy dolarów, a następnie sprzedano monopol.
Cudne! Teraz Wynne lata jak kot za spyrką na konferencje "klimatyczne" do Paryża, by debatować, jak tu nam wszystkim wstrzymać oddech, byśmy nie emitowali gazów do atmosfery.
W Albercie tamtejsza lokalna premierka z NDP również ostro zabrała się do walki z klimatami, nakładając nową "taksę klimatyczną" na emisję CO2, i to w prowincji żyjącej z nafty, gazu i steków. Przypomina to podcinanie gałęzi, na której się siedzi.
To powoduje, że mądrzejsi ludzie drapią się po głowie, a kapitał mówi Kanadzie auf wiedersehn. Tymczasem na horyzoncie jasno nie jest. Kanadyjska gospodarka jest surowcowa. To właśnie (plus manewrowanie śp. Jima Flaherty'ego) spowodowało, że uniknęła kryzysu 2008 roku. Wtedy jednak rozpędzona chińska maszyneria pożerała wszystko jak leci, kupując od nas pełnymi garściami, co tylko wykopano i wydobyto z kanadyjskiego gruntu. Przez to udało się ocalić równowagę, podkręcić tani kredyt, podpompować rynek nieruchomości, a co za tym idzie, budownictwa.
Dzisiaj jest inaczej. Surowce w odwrocie, ropa tania jak barszcz. Na dodatek amerykański FED daje do zrozumienia, że będzie podnosił stopę. Jeśli tak się stanie, to nasz dolar albo poleci na łeb, na szyję i będziemy jednak mieli inflację, albo również dostanie procentowego wzmocnienia od banku centralnego i powieje chłodem na rynku "morgidżowym". I tak źle, i tak niedobrze.
Na dodatek chłodem wieje także z geopolitycznych teatrów, co optymizmowi nie sprzyja.
Jednym z typowych efektów tego pogarszania jest fakt, że obecnie główne grupy nacisków, różne związki i "mafie" usiłują wydrzeć z państwowego koszyka, co tam jeszcze zostało; nauczyciele, policjanci, pracownicy sektora publicznego, wszyscy chcą zabezpieczyć się, "zanim się zacznie". Każdy garnie pod siebie. Kosztem nas, szaraczków, grzecznie płacących podatki. Tak więc psucie państwa jest wielopoziomowe, a groźne procesy nakładają się na siebie.
Dobrze byłoby, gdybyśmy zdołali jednak uniknąć równi pochyłej, po której dawno temu zjechała na przykład Argentyna – jeszcze w latach 40. państwo o dobrobycie porównywalnym do kanadyjskiego. Przez pierwsze trzy dekady XX wieku Argentyna wyprzedzała Kanadę i Australię tak pod względem PKB, jak dochodu na głowę. Potem jednak zaczął się ześlizg, którego nie zatrzymała nawet świetna koniunktura II wojny światowej. Upadek spowodowany był m.in tym, że związki zawodowe chciały więcej i państwo wkraczało coraz bardziej w gospodarkę, wielkie podwyżki wynagrodzeń wywołały inflację, deficyty, w konsekwencji utorowały drogę rządom silnej ręki. I tak kawałek po kawałku, ten niezwykle urodzajny i miodem płynący kraj stał się bankrutem. Każde, nawet najbogatsze państwo padnie, jeśli ludzie przyzwyczają się, że dobrobyt jest jak powietrze i nie zależy od pracy.
Kanadyjska konfederacja stoi przed piętrzącymi się kłopotami, tymczasem nowy premier zajmuje się klimatem i ściąganiem syryjskich uchodźców. W trudny czas konieczni są przywódcy z jajem, którzy nie działają pod publiczkę, lecz pod zdrowy rozsądek. Gdy manna leje się z nieba, nie jest ważne, kto rządzi, ale gdy robi się głodno, fakt ten ma olbrzymie znaczenie. My dzisiaj szczęścia nie mamy, rządzeni jesteśmy przez polityków, którzy uważają, że gdy zaczyna brakować pieniędzy, trzeba więcej wycisnąć z ludzi. No bo przecież rząd ma tyle ważnych spraw na głowie, tyle gąb do wykarmienia. Co? Ludzie za mało zarabiają? Nie ma sprawy, podniesiemy minimalne stawki płacy. Nie ma pieniędzy na wypłaty? A co to szkodzi, banki nadal dają kredyty.
Niestety, wszystko co dobre się kończy. Warto się przygotować
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!