Można w skrócie powiedzieć, że prócz środowiska z WSI (WSW) polską transformację wygrały dla siebie szeroko rozumiane środowiska "puławskie"; różnej maści stalinięta, które z mocy sowieckiego planu polskiego dostały Warszawę pod but.
Drugie, a często trzecie pokolenie tej plugawej peerelowskiej oligarchii wygodnie przeszło przez instytucje, przywłaszczając co bardziej lukratywne kąski rozdrapywanego państwa. Mówiąc prosto, przyssały się do żłobu.
Dzisiaj, w obliczu zmian, jakie z werwą zaczął wprowadzać PiS, poczuły się niepewnie i piszczą. Środowiska te są od dawna umocowane medialnie u kuzynów za granicą, nie tylko w Izraelu, ale przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych.
Stąd też pierwszy cyngiel, jaki pociągnięto, to amerykańskie media, gdzie Polsce dorobić przaśną gębę jest bajecznie prosto. Potem zaś łatwo jest przez polskie pudła rezonansowe rzucić w Polaków przekazem, że "Zachód znów widzi, jak to nam słoma z butów wychodzi".
Dzisiaj jednak sytuacja jest ciut inna, bo coraz więcej Polaków na takie propagandowe akcje via USA czy RFN jest mniej czułych.
Kuriozalny tekst "Washington Post" jednego z wiodących publicystów Jacksona Diehla to jedna z takich operacji polskiego środowiska "puławskiego". Pozwolę sobie nie omawiać kabaretowych passusów artykułu "Poland's disturbing tilt to the right", szeroko cytowanego przez polskie gadzinówki. Pan Diehl określa tam na przykład Antoniego Macierewicza mianem outspoken antisemite, co ma takie pokrycie w faktach, jak to, że właśnie wylądowali Marsjanie. Tekst wygląda zresztą jak napisany żywcem na podstawie doniesień "Gazety Wyborczej". I jest to właściwy trop.
Otóż Jackson Diehl jest z pochodzenia Żydem aszkenazyjskim, czyli naszym, a jego związki z Polską bynajmniej nie są małe, ponieważ w latach 1982–1992, a więc w okresie jaruzelsko-wałęsowym bywał m.in. szefem warszawskiego biura gazety i miał z tego powodu rozległe kontakty z michnikowo-geremkowo-kuroniową opozycją. A rok temu podczas obchodów Święta Niepodległości w Waszyngtonie, ambasador Polski w USA Ryszard Sznepf (członek reaktywowanej polskiej loży masońskiej Synów Przymierza) wręczył mu Order Zasługi Rzeczpospolitej, przyznany przez prezydenta Komorowskiego.
I tak właśnie "działa prasa", proszę Państwa.
Generalnie rzecz biorąc, historię tworzą ludzie i warto jest mieć dobrze "u"-sytuowanych znajomych. Atak na Antoniego Macierewicza, za rzekomy antysemityzm, można czytać przede wszystkim przez pryzmat zapowiedzi repolonizacji kontraktów zbrojeniowych (prócz pieniędzy płynących z UE, tu przecież są największe kwoty do podziału). Do tej pory polski przemysł obronny był jak popychany pijaną ręką. Zapowiedź zmiany rodzi więc gwałtowne reakcje tych, którzy na tym korzystali.
Być może jeszcze dziesięć lat temu można było Polaków "zawstydzać" "cytatami z prasy zagranicznej"; można było im grać na kompleksach, wpędzać w ostrą lemingozę; dzisiaj dyskurs publiczny coraz bardziej kształtuje nowe pokolenie i stara metoda jest mniej skuteczna.
Mimo krajowych pudeł rezonansowych, coraz więcej ludzi porównuje informacje z tym, co widzą na ulicy, co czytają i oglądają na Fb czy YouTube, stąd też i propaganda, jaką w Polsce robią od zarania popezetpeerowskiej transformacji "puławianie", traci oddech, a oni sami czują się mniej pewnie.
Tempo zmian, jakie narzucił PiS w pierwszych tygodniach, musi takie być, w przeciwnym razie "krewni i znajomi królika" będą mieli wystarczająco czasu, by chwycić, oblać błotem i zabetonować. Dzisiaj zaś mogą jedynie kąsać nogawki.
Tylko szybko można coś zrobić – rzeczywiście odbić choć trochę kraj z rąk tych, którzy uznali Polskę za swoją własność.
I jeszcze jedno; jakoś tak przyjęło się być może za sprawą peerelowskiego zabetonowania sceny politycznej i społecznej – że mówienie o kimś, iż jest polskim Żydem, Ukraińcem czy Niemcem, odbierane jest jako faux pas. Tymczasem te rzeczy trzeba wiedzieć, te rzeczy są ważne, bo mogą (choć nie muszą) oznaczać podwójną lojalność. Druga lojalność wpływa na sposób patrzenia nie tylko na przeszłość; film o żołnierzach wyklętych zrealizowany przez polskiego Żyda będzie zupełnie inny niż zrealizowany przez Polaka.
Dlatego Panie, Panowie, nie wstydźmy się pochodzenia, pokażmy się! Życie społeczności polega na uzgadnianiu interesów, ale po to by żyć spokojnie, trzeba te interesy artykułować, a nie gdzieś tam burczeć po kątach, dzwoniąc do zagranicznych kolegów po wsparcie.
Paradoksalnie, Jackson Diehl, który ostrzega przed "skrętem Polski na prawo", wiele razy, tak w doniesieniach z Ameryki Południowej, gdzie kierował biurem w Buenos Aires, jak Izraela, gdzie był szefem jerozolimskiej redakcji "Washington Post", dał się poznać jako "prawicowy jastrząb".
Tak to już jest na tej ziemi, że "prawica", "lewica" to tylko epitety, a ważne jest...
... "ważne to je, co je moje"; ważne kto jest nasz, a kto nie nasz...
I jak tu budować globalny świat – panie kochany – kiedy na każdym kroku męczą plemienne atawizmy...
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!