Nie ma jak wyhodować sobie gromadę niewolników. Gotowych pracować do śmierci. Godzących się, by nadzorców, których im wskażemy, nazywać politykami, a ich puste obietnice witać owacjami na stojąco.
A przy tym jakże taka hodowla nieskomplikowana. Znacznie trudniej zachować w zdrowiu stado mlecznych krów (czy tam innej trzody chlewnej), niż utrzymać tak zwane masy ludzkie w pobliżu wodopojów nowoczesności, przy żłobach postępu.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!