Po co się torturuje?
Od dawna wiadomo, że pod względem wydobywania informacji tortury są średnio skuteczne, a raczej nieskuteczne. CIA od lat 50. ubiegłego wieku prowadziła cały szereg eksperymentów pozwalających ocenić skuteczność "narzędzi wydobywczych". Istnieje na ten temat ciekawa odtajniona literatura. Próbowano LSD, próbowano eliksirów prawdy, próbowano wszystkiego. Oczywiście, ludzie pod wpływem tortur mówią, czasem bardzo dużo, a w większości wypadków zbyt dużo, i jednym z głównych problemów jest ocena ich wiarygodności. Służy temu m.in. weryfikowanie wiadomości z kilku źródeł. CIA po licznych eksperymentach doszła do wniosku, że najbardziej skuteczną metodą na wroga jest udająca kochającą kobietę prostytutka i alkohol. Większość mężczyzn w sytuacjach intymności i łóżkowego "bezpieczeństwa", nakierowanych sytuacyjnie, mówi prawdę, mówi "w zaufaniu".
Wiedzieli o tym także "zimnowojenni" czekiści z całą bezwzględnością używający kochliwych niewiast w służbie ogólnoświatowego pochodu proletariatu, wiedzieli adepci sztuki wydobywczej z PRL-u, używający atrakcyjnych i zdeprawowanych pań.
Ze względów kulturowych na islamskich bojców takie metody nie działają (choć warto sprawdzić), natomiast – z ujawnionego właśnie raportu o torturowaniu wynika, że przemoc stosowana była beznadziejnie głupio i powszechnie – na dzień dobry, czasem przez pomyłkę, czasem wobec informatorów.
Podręczniki mówią zaś, że jeśli znęcamy się na przesłuchiwanym, to trzeba przedmiot rozhuśtać mentalnie, pozostawiając jednak nadzieję. Bez iskry nadziei ludzie mają tendencję do "odpływania" w paranoję, zamykania się.
W wydobywaniu informacji najważniejsze są początkowe godziny, kiedy u zatrzymanego trwa szok związany z pojmaniem. Wszystko to jest wielokrotnie opisywane.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!