Po przylocie do Kanady z gościnnej Italii, bywałem często zdegustowany, zaczęło się już w samolocie, zaproponowano kawę lub herbatę i to był pierwszy szok, dostałem kawę po kanadyjsku, czyli małe wiaderko czegoś, co z kawą niewiele miało wspólnego, z kawą po włosku nic. Na miejscu w Cambridge sklepów z wyszynkiem było pięć na sto tysięcy mieszkańców, cena identycznej butelki trzykrotnie przebijała tę z Italii... raj, a cena z roku na rok rośnie, sondują wytrzymałość klienta.
Ze względu na stan zdrowia, ale i upodobania, dużo chodzę, obserwuję i widuję np. pięć radiowozów parkujących pod jedną restauracją, widocznie służbowo testują jakość wyrobów. Dużo jest gadania na temat braków w tych służbach i kosztów, jakie trzeba ponieść, by je zwiększyć... Ale po co, do czego są potrzebni, chyba by udzielać pomocy podróżnym na lotniskach.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!