Na kilka lat przed swą zagadkową śmiercią były premier PRL z czasów Gierka dał wywiad dziennikarzowi Bohdanowi Rolińskiemu, który wcześniej opublikował podobny wywiad z Edwardem Gierkiem. Tego nauczyciela z zawodu, późniejszego możnowładcę Polski Ludowej okupacja sowiecka zastała na Kresach. Uciekając przed Niemcami z żoną i trzymiesięczną córeczką, schronił się u matki, która mieszkała pod Łuckiem.
Tam najpierw został kierownikiem szkoły już białoruskiej i miał szczęście, że nie pojechał oglądać białych niedźwiedzi podczas pierwszej wywózki Polaków z Kresów, a dopiero podczas trzeciej wywózki, latem 1940 r. Był w łagrze do lipca 1941 r., ale nie został przyjęty do wojska polskiego, które potem zwano armią Andersa, bo w pierwszej kolejności przyjmowano ludzi z wojskowym wyszkoleniem. Opisuje beznamiętnie tragedię Polaków na nieludzkiej ziemi, śmierć swej córeczki i wreszcie przyjęcie do armii gen. Berlinga, z którą odbył znany szlak "od Lenino do Berlino", na którym "wyrośli" późniejsi inni możnowładcy PRL, zaczynając od gen. Zawadzkiego, Siwickiego, Ochaba czy Jaruzelskiego, choć właściwie żaden z nich pod Lenino nie walczył.
Pan Jaroszewicz został oficerem politycznym, walczył o Wał Pomorski, Kołobrzeg i szybko awansował, by zostać w 1945 r. zastępcą gen. Spychalskiego, głównego politruka powojennej polskiej armii. Dalej przeniesiono go do szefostwa kwatermistrzostwa WP, gdzie objął je po oficerze Armii Czerwonej i był w randze generała III wiceministrem obrony narodowej.
Wreszcie przeniesiono go do Komisji Planowania Gospodarczego, gdzie był odpowiedzialny za uzbrojenie armii polskiej. Odbywało się to kosztem obywateli i rozbudowano niemiłosiernie przemysł ciężki, a zaniedbano produkcję dóbr konsumpcyjnych.
Były premier wspomniał o denominacji złotego w 1950 r. Bo właśnie podległe mu wojsko rozwoziło nowe banknoty i bilon po kraju. Nie wspomina jednak, ile ludność na tym straciła, bo sto ówczesnych złotych przeliczano na trzy nowe złote, ale obywatelom za sto złotych, jakie mieli w kieszeni, dawano tylko JEDNEGO nowego złotego.
Wspomina o wojnie w Korei jako początku już nie tak zimnej wojny, ale nie dodaje, że ona została wywołana za namową komunistów koreańskich przez ZSRS. Dopiero Stalin po dwóch latach bezskutecznych walk, widząc, że nie ma szans na zwycięstwo, kilka miesięcy przed śmiercią zaprosił korespondenta amerykańskiego do siebie i dał do zrozumienia, że gotów jest ją zakończyć. Po pertraktacjach 5 lipca podpisano w Panmundżonie rozejm trwający praktycznie do dziś. Ale praktycznie zaraz zaczęto dozbrajać komunistycznych Wietnamczyków i znów Polska wysyłała tam nie tylko uzbrojenie.
Niestety, pan Roliński nie zapytał byłego premiera, ile Polska do obu tych wojen dołożyła, a przecież kto jak kto, ale on to musiał wiedzieć.
Ba, tu warto przytoczyć kawał z dawnych lat:
– Z kogo składa się polska rodzina?
– Z taty, mamy, dwojga dzieci, jednego Wietnamczyka i jednego Murzynka, bo później ładowano sporo w ruch narodowowyzwoleńczy w Afryce.
Kolejną "dziurą" jest rok 1956, nie pisze nic o walce między "puławianami", czyli głównie Żydami, a natolińczykami, czyli Polakami zajmującymi niższe stanowiska w aparacie partyjnym.
Jego interpretacja Marca jest, najgrzeczniej mówiąc, antymoczarowska i prożydowska. Twierdzi, że to Moczar chciał obalić Gomułkę, a nie, jak twierdzili doradca Prymasa Wyszyńskiego profesor Kukułowicz i Albin Siwak, że wywołali go rewizjoniści, czyli Żydzi z wysokiego szczebla partyjnego, których na początku poparł Moczar, a potem zostawił ich na lodzie. Mimo wielkich demonstracji, nie tylko studenckich, po trzech dniach z poparciem Moczara Gomułka opanował sytuację, a swym żydowskim przeciwnikom dał możność opuszczenia Polski z dobrami, w czasie gdy normalny Polak nie mógł dostać paszportu.
Bardziej rzeczowy jest pan Jaroszewicz, mówiąc o Grudniu, który był z kolei próbą obalenia Gomułki przez Moczara i jego ekipę.
Oni to zorganizowali demonstracje po podwyżce cen żywności w Gdańsku i Gdyni, a potem w Szczecinie. Okazuje się, że Rosjanie ustami premiera Kosygina wyrazili sprzeciw przeciwko kandydaturze Moczara na I sekretarza oraz powiedzieli Jaroszewiczowi, że nie chcą powtarzać w Polsce "Czechosłowacji", która bardzo wiele ich "kosztowała". Tak bez oporów Edward Gierek, członek politbiura i I sekretarz KW z Katowic, objął fotel I sekretarza KC PZPR, a wicepremier Piotr Jaroszewicz został premierem.
Wspólnie musieli uspokajać społeczeństwo, najpierw dając podwyżki najmniej zarabiającym, a ostatecznie po strajkach włókniarek w lutym 1971 roku powrócić do cen z przed 13 grudnia.
W tej książce kolejną "dziurą" jest "niezauważenie", że problemy energetyczne Polski, jakie za Jaroszewicza zaczęły się pokazywać, to między innymi energetyczny koszt zagłuszania Radia Wolna Europa, co pochłaniało tyle energii elektrycznej co drugie po Warszawie miasto Łódź i nie było bardzo skuteczne.
Nic nie ma w tej książce o próbie obalenia Gierka przez Moczara w lutym 1971 r., kiedy zorganizował on spotkanie aktywu w Olsztynie, o którym poinformowali Sowieci Gierka, który tam się niespodziewanie zjawił i spacyfikował zamach.
Bez wątpienia Polska Gierka była już innym krajem. Otwarta na Zachód, było coraz więcej dóbr konsumpcyjnych i dużo łatwiej było dostać paszport.
Podczas zjazdu PZPR w 1980 r. wpłynięto na Gierka, by Jaroszewicz nie wszedł do Biura Politycznego i przestał być premierem. Ze strony ekipy Kani i Jaruzelskiego był to cios w samego Gierka, którego potem nie poinformowano o napięciach na Wybrzeżu i spokojnie siedział w Jałcie, gdy najpierw w Gdańsku, a potem na całym Wybrzeżu wrzało.
Po powrocie Gierka do Warszawy nastąpiło podpisanie porozumienia i nagle I sekretarz zaniemógł, co umożliwiło jego przeciwnikom odsunięcie go od władzy i wywindowało Kanię na I sekretarza.
Pan Jaroszewicz twierdzi, że nie trzeba było iść na udry z klasą robotniczą i narodem, który protestował przeciw wielu przejawom nadużycia władzy, i była szansa wprowadzenia jakiejś demokracji, której potem nie wykorzystano, wprowadzając stan wojenny.
Niewątpliwie chamsko zachował się Jaruzelski i jego generałowie, osadzając w więzieniach nie tylko opozycję, ale będących poza układem władzy ludzi, jak Gierek, Jaroszewicz i inni notable z poprzednich lat.
Bardzo ciekawe jest porównanie dziesięciolecia Gierka i Jaroszewicza z tym, czego "dokonał" gen. Jaruzelski i jego ekipa.
Okazuje się, że po 1981 r. nie tylko obniżyła się konsumpcja towarów spożywczych, ale siadła produkcja. Polska w wielu dziedzinach cofnęła się nawet o 15 lat. Blisko milion rodaków wyjechało za granicę, w tym z 90 tysięcy ludzi z wyższym wykształceniem. Zamiast pracować w kraju i go wzbogacać, poszli wzbogacać inne narody.
Jeśli jednak okres Jaruzelskiego był degrengoladą Polski, to jeszcze gorzej przedstawia się kolejne dwudziestolecie, bo ile wielkich fabryk poszło na dno, a Polska z 11. miejsca wśród państw świata spadła pod względem produkcji na 40. miejsce.
Kończąc, muszę przyznać, że nie jestem wielkim specem od historii PRL-u, ale zauważyłem tylko kilka ważnych luk w tej książce, a ile ciekawych spraw pan Piotr "zapomniał" dodać?
Co z tego?
Byłem w biurze u sympatycznego Aleksandra Milinkiewicza w Mińsku, który próbował zostać prezydentem Białorusi kilka lat temu. Biuro w dobrym miejscu, cztery pokoje, z 12 osób się kręci, i co z tego? Podobne biuro ma jeszcze pan Nieklajew i też niewiele widać rezultatu jego działalności. Oczywiście ktoś funduje "działanie", ale co z tego?
Seminarium
W lokalu Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie odbyła się sesja poświęcona Lidze Narodowo-Demokratycznej, która była spadkobierczynią przedwojennej endecji i dawni jej członkowie prowadzili dla młodych szkolenia.
Stworzyło ją dwóch młodych ludzi w 1957 r. – Stefan Kosecki, ówczesny asystent na politechnice w Katowicach, i Przemek Górny, student prawa z Warszawy, a przedtem mój kolega z gimnazjum w Płocku. Była to pierwsza po Związku Młodych Demokratów organizacja niepodległościowa, która działała do 1960 r., kiedy w maju na jej zebranie naszła ubecja.
W trakcie seminarium wynikło coś bardzo ciekawego – jednemu z twórców Ligi Prymas Wyszyński powiedział, że do niego przybyli wysłannicy krajowi jak i sowieccy. Obiecywali, co mogli, jeśli na forum Soboru poprze "teologię wyzwolenia", bardzo modną w pogrążonej biedą Ameryce Łacińskiej. Oczywiście Prymas tego nie zrobił, ale dowiedział się, kto stoi za tą "teologią".
Kto walczy w USA z bronią
Po kolejnym ekscesie z bronią nastąpiła eskalacja walki z jej legalnym posiadaniem. Co najciekawsze, powstała panika, że będzie jeszcze trudniej ją posiadać, więc kto chciał ją mieć, szybko sobie jakąś broń kupił.
Okazuje się, że walkę z bronią, a raczej kampanię rozbrojenia obywateli prowadzą głównie liberalne wielkomiejskie koła... żydowskie. Bo właśnie oni jej mają najmniej, a ich przeciwnicy, Anglosasi z reszty USA, mają jej najwięcej.
Koniec wieńczy dzieło
Dowiedziałem się, że w organie Urbana jest ciekawy tekst o Powstaniu Styczniowym, gdzie autor sporo cytuje mego Ojca Ksawerego, który napisał książkę pt. "Margrabia Wielopolski" pokazującą, ile udało się temu arystokracie zrobić dla Polski, co potem zniweczyło powstanie. Kupiłem więc "NIE" i przeczytałem bardzo rzeczowy tekst. W przeciwieństwie do wielu pisze, że margrabia zrealizował to, co potem po klęsce w wojnie z Prusami dali Austriacy Polakom w Galicji. Różnica była tylko w tym, że nie zginęło 10 tysięcy ludzi z elity i kilka razy więcej nie poszło na Sybir, na emigrację oraz Polacy nie stracili majątków, które przejęli Moskale i Żydzi.
Oczywiście przeglądnąłem "NIE", które jest teraz znacznie mniej wulgarne niż 19 lat temu, gdy korespondent z Moskwy napisał o mnie bardzo rzeczowy tekst.
Istotne pytanie
Dowiadujemy się, że LOT ma deficyt rzędu miliarda złotych, w czasie gdy paliwo nagle NIE zdrożało i tragedii na rynku przewozów nie ma. Czemu to się stało i czemu np. PiS nie robi na ten temat rabanu w Sejmie?
Ktoś z LOT-u powiedział mi, że jest on tak zarządzany, by BYŁ wielki deficyt i trzeba było go za psi pieniądz sprzedać. Podobnie zresztą jest ponoć z pocztą i kolejami.
Pogrzeb Prymasa
Tydzień po śmierci kardynała Glempa odbył się Jego pogrzeb w Warszawie, na który przybyło 80 kardynałów i cała świta polityczna Polski z prezydentem i Jarosławem Kaczyńskim. Przez ponad dzień trumna ze zwłokami Prymasa była wystawiona w kościele Sióstr Wizytek, do którego stała kilkusetmetrowa kolejka nie tylko warszawiaków, ale też wielu rodaków z innych miast.
Do samej katedry nie dostało się na mszę pogrzebową co najmniej drugie tyle, ile było w katedrze, a potem zwłoki zostały złożone w podziemiach katedry, gdzie też pochowany jest Prymas Wyszyński.
Rzetelny inaczej "New York Times" też pisał o pogrzebie, ale nie omieszkał kopnąć Polaków, przypominając o tym, że ponoć w Jedwabnem zginęło 1600 Żydów. W odpowiedzi warto im przypomnieć, że w maju 1988 r. Żydzi pobili Prymasa w Nowym Jorku i korzystając z zamieszania, bohater tego znikł.
Aleksander graf Pruszyński
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!