Roześmiałem się w duszy na tekst "Gazety Wyborczej", w której jakiś mądry dziennikarz pyta mądrego socjologa, jak to możliwe, że młodzież polska jest, jaka jest, to znaczy inna niż w teveenie, inna niż na Woodstocku, że jest coraz bardziej patriotyczna i rodzinna. Pan socjolog duma w lewo, duma w prawo i konkluduje, że to wszystko przez... kryzys.
Jednym słowem, redakcja "Wyborczej" podsumowując skuteczność własnego kłamania, dochodzi do wniosku, że gdzieś jest dziura; coś jest nie tak, skoro młódź polska, mimo zastosowanych propagandowych pralek mózgów, nie zareagowała tak jak powinna; zamiast stać się internacjonalistyczną postępową jaczejką, hołduje nadal staromodnym wartościom bogoojczyźnianym.
Z badań wynika, że model "róbta co chceta", po początkowym sukcesie w mózgach rodziców obecnej młodzieży, kiedy to zdołał zdekonstruować polskie rodziny i polskie domy w szambo odpustowej bolszewii, na młodych przestaje działać. Młode pokolenie okazuje się impregnowane na kampanie montowane z sorosowych pieniędzy i hurmem garnie się do organizacji narodowych, marszów niepodległości, Orszaków Trzech Króli i obrony wolności słowa Telewizji "Trwam".
A przecież mieli, śpiewając Odę do radości, dziarsko kroczyć pod tęczowymi sztandarami w spędach równości, czy ewentualnie jakimiś pochodami Szumana, lub innego "ojca założyciela".
Kiedy w kontrmarszu niepodległości jakieś lewackie organizacje sponsorowane przez te co zwykle wielkie pieniądze usiłują coś tam organizować, to zamiast masówki wychodzą jakieś rzadkie grupki i mimo kunsztu operatorów kamer, wygląda to żałośnie. Na razie jeszcze w POlsce nie posunięto się do blokacji na relacjach z politpoprawnych wieców poparcia, czyli sztucznego rozmnażania tłumów na zasadzie powielania.
Tak więc pomimo różnych błotnych przystanków i telenoweli obrazujących intrygujące przygody 18-latek ze sponsorem, polska młodzież nie przystaje do lansowanego obrazu.
- Gdzie zrobiliśmy błąd, zdaje się pytać w podtekście "Gazeta Wyborcza", i p. socjolog przychodzi w sukurs redaktorom, usprawiedliwiając ich - winna jest sytuacja zewnętrzna. Wszystko - panie kochany - przez światowy i europejski kryzys, który powoduje, że młodzież, która - w przeciwieństwie do pokolenia o oczko wyżej - nie widzi marchewek majtających przed oczami i nie chce się ścigać po szczurzemu. Odnajduje za to oparcie i stabilizację we własnej rodzinie oraz tradycji narodowej.
Słowem, traktując rzecz całą po marksowsku - byt kształtuje świadomość i mądry pan socjolog uznaje, że odrodzenie polskości wśród młodzieży (powiedzmy sobie szczerze, na razie nie całkiem masowe) to - niczym faszyzm w weimerowskich Niemczech - efekt trudnej sytuacji materialnej. I to nie tylko w Polsce - kryzys w państwach europejskich sprawia, że również tamtejsi autochtoni mniej przychylnie patrzą na polskich migrantów zarobkowych, zwłaszcza takich, którzy stracili pracę i siedzą na socjalu. Jak wiadomo, bezrobotni gastarbeiterzy powinni wracać, skąd ich przywiało, a gdy zabierają zapomogi tubylcom, stają się obiektem przykrych ataków.
Tak więc polska młodzież uświadamia sobie "namacalnie", że Polska jest jej jednak do czegoś potrzebna.
Serce mi się na to uradowało, bo to znaczy to m.in., że młodzi ludzie wreszcie pojmą istotę patriotyzmu, potężnego narzędzia obrony własnych interesów narodowych.
Nie ma lepszego narzędzia zabezpieczenia interesów polskich rodzin niż państwo i jego instytucje, silne państwo powinno być podstawą myślenia o przyszłości i ta prosta prawda dociera do głów młodych Polaków, pomimo całego gnoju lanego z telewizorów i mediów głównego cieku.
Antypolacy tracą rząd dusz, powoli wychodzi im słoma z butów, i powoli widać, że pod postępową maską - jest ta sama co zawsze brzydka gęba.
Fakt, że nad fiaskiem własnej propagandy zaczyna łamać ręce "Gazeta Wyborcza", musi każdego z nas cieszyć. Wynika z tego niezbicie, że jeszcze Polska nie zginęła.
Na razie, mimo zmyślnych kampanii, które miały Polaków przeczołgać po błotach historii, pozbawić dumy narodowej i sprawić, by za cudze grzechy bili się we własne piersi, wyrosło samo z siebie pokolenie uświadomionych patriotów.
To pokolenie wbiło hak w smak królów antypolskiej hucpy. No bo o ile na babciach w moherach można położyć krzyżyk - wiadomo, że za moment wymrą - to na młodych "moherowcach" nie. To zaś oznacza że w najbliższej przyszłości nie będzie lekko, że konieczne będą nowe środki - być może ostrzejsze, być może inaczej dozowane - walka "wciąż jeszcze przed nami" - psioczą politrucy. Operacja na polskiej duszy nie wyszła. Jej skutki są straszne, nie tylko okradziono Polaków z majątku, ale odarto z godności. A więc pomóżmy młodym, czasem w sztafecie jakieś jedno pokolenie z głupoty nie chce podjąć pałeczki - szczęśliwie przychodzi następne.
Andrzej Kumor - Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!