Jednym z problemów polskiej debaty politycznej jest brak programu reform; dlatego z prawdziwą przyjemnością przedstawiamy Państwu propozycję programową człowieka czynu i praktyki, Jana Kowalskiego, stałym Czytelnikom znanego z publicystyki kilka lat temu zamieszczanej na naszych łamach.
Nie bójmy się myśleć o Polsce radykalnie i do końca. Przyszłość, nawet ta najbliższa, może bowiem nieść wielkie zmiany dla Europy i świata. Zapraszamy więc do wspólnego myślenia z troską o Polsce. (red)
Książką, która otworzyła mi oczy, był "Wolny wybór" Miltona Friedmana – ulubiona pozycja wszystkich konserwatywnych liberałów. Jej sens w części amerykańskiej sprowadzał się bowiem do konkluzji, że skoro cały świat chce dolarów amerykańskich, a Stany Zjednoczone dysponują drukarką tychże, to nic prostszego jak zwiększyć moce produkcyjne druku. Oficjalnie, zaledwie 15 lat wcześniej, w roku 1971, prezydent Nixon zamknął erę Breton Woods, która przetrwała 25 lat. Stany Zjednoczone przestały gwarantować wymianę każdego dolara papierowego na złotą dolarówkę. Teraz, nie oglądając się na żadne teorie towarowo-pieniężne dotyczące ilości pieniędzy w obiegu i nie mając związanych rąk jakimikolwiek umowami, Stany Zjednoczone zaczęły produkować zielone banknoty. W ilości, które same uznały za stosowne. Czy sam Milton Friedman może zostać uznany za winnego kryzysu, który wybuchł 25 lat później? Nie w większym, ale i nie mniejszym stopniu jak Jan Jakub Rousseau i encyklopedyści za zbrodnie rewolucji francuskiej.
Skoro raz oderwano się w myśleniu o pieniądzach od otaczającej nas rzeczywistości i odpowiedzialności za nią, można było zacząć kreować wirtualny świat finansów. Tak się niebawem stało pod nazwą Nowych Produktów Bankowych. Kiedyś bank miał pieniądze, jeżeli klient przyniósł do banku swoje pieniądze, czyli mówiąc mądrze, je zdeponował. Ktoś inny za pośrednictwem banku je pożyczył. Zysk banku stanowiła różnica w oprocentowaniu depozytów i kredytów, dwa do trzech procent. Jeśli Stany Zjednoczone, nie oglądając się na nic, zaczęły drukować pieniądze, dlaczego nie miałyby tego samego powtórzyć banki. Oczywiście nie miały drukarki, ale jej nie potrzebowały. Wystarczyło, że w banku pojawił się klient, który wziął pożyczkę hipoteczną na zakup domu wartości 50.000 dolarów. Bank udzielał tej pożyczki, traktował jako pewnik, że klient w ciągu najbliższych 20 lat te pieniądze wraz z odsetkami spłaci, dodawał spodziewany wzrost wartości nieruchomości i podliczał, że dysponuje środkami własnymi w wysokości 100.000 dolarów zabezpieczonymi nieruchomością, na który przed chwilą udzielił kredytu. To tylko nam się wydaje, że to szaleństwo. Dziesiątki tysięcy młodych zdolnych absolwentów najbardziej renomowanych uczelni pracowało po kilkanaście godzin na dobę nad tworzeniem Nowych Produktów. Już ten fakt pokazuje, jak rozeszły się normy moralne z tak zwaną normalną działalnością gospodarczą gwarantowaną prawem. Każdy z tych młodych zdolnych musiał przecież powiedzieć OK, wchodzę w to, przy akceptacji własnego sumienia.
Już po pęknięciu bańki spekulacyjnej, gdy straszne słowo kryzys we wszelkich językach przetoczyło się przez cały świat, w Stanach Zjednoczonych dokonano podsumowania ich pracy. Jeden dolar rzeczywisty przyniesiony do banku zyskiwał wartość trzydziestu dolarów. Przez kilka lat myślano nawet, że to są prawdziwe dolary. A potem okazało się, że większość tych banków jest za duża, żeby upaść, i muszą być uratowane prawdziwymi dolarami z kieszeni amerykańskich podatników. Bo do tego sprowadzała się polityczna decyzja wpompowania w system bankowy półtora biliona dolarów ustalona przez Waszyngton. Jaką pierwszą decyzję podjęły uratowane banki? Czy może postanowiły zrewidować swoją filozofię albo zredukować premie dla zarządów? Co to, to nie. Postanowiły odrobić straty, grając na rynku ogromnymi kwotami. Chory system finansowy, który opanował świat rzeczywistej gospodarki, niszcząc i plądrując tradycyjne rynki, pozostał nietknięty. Nie zdając sobie z tego sprawy, wszyscy płacimy za to z własnej kieszeni, nalewając na przykład benzynę do baku za prawie sześć złotych albo płacąc dwukrotnie drożej za jedzenie. Ten chory system dotknął również w wielkiej mierze państwa po latach komunizmu wracające do Wolnego Świata i wydawałoby się wolnej gospodarki. (Opiszę to w części polskiej.)
II. 3. Unia Europejska, czyli Niemcy biorą wszystko
Unia Europejska początkowo była miłym i sympatycznym projektem. Wspólnotą Węgla i Stali i wolnego handlu w ramach kilku państw. W zamierzeniu politycznym miała być tamą przeciwko zakusom Sowietów i infiltracji Zachodu przez propagandę komunistyczną. Dzięki ogromnej pomocy Stanów Zjednoczonych ta część projektu zakończyła się sukcesem. Dzięki planowi Marschalla zniszczona w czasie II wojny światowej Europa Zachodnia, a przede wszystkim państwo agresor, Niemcy, przekształciły się w potęgę gospodarczą. Po to, by od tej pory być już tylko miłym kupieckim narodem i państwem. Gdy w roku 1986 ówczesna Europejska Wspólnota Gospodarcza objęła swoim zasięgiem Hiszpanię i Portugalię, w wieku czternastu lat zacząłem myśleć o niej jako o krainie mlekiem i miodem płynącej. Dziwne było tylko jedno, w ciągu kolejnych lat 25-procentowe bezrobocie w Hiszpanii wcale nie zamierzało spadać. Potem z chwilą wycofania się Sowietów z Europy, do Unii zaczęły aspirować byłe demoludy. Kraina mlekiem i miodem płynąca miała ogarnąć bez mała cały kontynent.
Teraz jesteśmy już oczywiście o tych parę lat mądrzejsi, przynajmniej powinniśmy. Ale już wtedy, gdy emisariusze zjednoczonej Europy zaczęli przenikać na nasze ziemie, powinniśmy zauważyć jedno. Ich taktyka była taktyką najeźdźców. Jak najszybciej nas podbić i skolonizować. Co więcej, firmy zachodnie, które rzuciły się na podbój naszych ziem, miały zapewnioną pomoc finansową i ubezpieczenie prawne ze strony własnych państw. Niemcy mieli rzecz jasna najbliżej. Ten planowy podbój okazał się stosunkowo łatwy. Sowieci wycofali się dla przegrupowania swoich sił i nie stawiali przeszkód. Ich komunistyczni namiestnicy zajęli się wykrawaniem dla siebie prywatnych majątków z dóbr narodowych. Dotychczasowa opozycja żyjąca od lat na utrzymaniu Zachodu uznała za swoisty rewanż oddanie gospodarki państwa w zachodnie ręce. Zwłaszcza, że bez poparcia Zachodu nigdy nie stałaby się elitą władzy. Inne, tajne czynniki na razie pomińmy. Jako naród i państwo staliśmy się łupem dla najeźdźców z Zachodu. Nasza ówczesna elita polityczna o pochodzeniu opozycyjnym została dzięki temu nagrodzona. Pamiętacie ministra gospodarki o nazwisku Lewandowski? Twierdził, że kolejne wielkie dochodowe przedsiębiorstwa są warte tyle, ile w danej chwili ktoś gotów jest zapłacić. I w związku z tym wyprzedawał dochodowe, ale państwowe firmy za mniej niż warte były działki, na których stały. A czasem za mniej niż miały środków na rachunku bankowym. Sprzedawał firmom z Zachodu, bo tylko one dysponowały rokującym na przyszłość know-how. Oczywiście, że wiedziały jak, bo najczęściej były to firmy konkurencyjne w stosunku do przejmowanych za grosze. Człowiek o nazwisku Leśniak, mieszkaniec mojej wsi i właściciel wiejskiego sklepu, wcale nie był głupszy. Gdy tylko pojawiła się okazja i konkurencyjny sklep bankrutującej Gminnej Spółdzielni został wystawiony na sprzedaż, natychmiast go kupił, a potem zamknął. Dysponował know-how i pieniędzmi. Za jedyne pięćdziesiąt tysięcy złotych pozbył się konkurencji i przejął jej klientów. Piszę o tym, żebyśmy zrozumieli wreszcie, w jak prymitywny sposób zostaliśmy sprzedani przez Polaków, teoretycznie takich samych jak my. Mieniących się naszymi reprezentantami, a w rzeczywistości sprzedawczyków. Oczywiście Czesi tak nie zrobili, ale Czesi, jak wiemy, są mądrzejsi i mniej przekupni. W końcu to nie żaden Czech, ale wspomniany wyżej minister Lewandowski z partii obecnie panującej jest komisarzem finansowym Unii.
Wróćmy jednak do spraw europejskich. To, że nas i większość byłych państw Obozu, z chwalebnym wyjątkiem Czech i terenów Niemiec Wschodnich włączonych wprost do państwa niemieckiego, państwa zachodnie podbiły, nie dziwi. W końcu sami się o to prosiliśmy. Zdziwienie jednak wywołuje sytuacja w samej Starej Unii. W państwach, które miały stać się częścią krainy miodem i mlekiem płynącej, a już zbankrutowały, jak Grecja, lub stoją nad przepaścią, jak Hiszpania, Portugalia czy następne w kolejności Włochy. Nawet Francja pogrąża się w kryzysie i w niedalekiej przyszłości może się okazać, że dołącza do grona państw bankrutów. A przecież państwa te mieszczą się w pierwszej dziesiątce najbardziej rozwiniętych państw świata.
Pomocą w wyjaśnieniu tej zagadki jest statystyka. Zatem, chociaż jest to dziedzina do cna zakłamana, i tak wiele nam wyjaśnia. Za rok 2011, rok kryzysu ogólnoeuropejskiego dodajmy, gospodarka niemiecka zanotowała kolejny rok dynamicznego wzrostu eksportu. Nadwyżka handlowa Niemiec, czyli przewaga eksportu nad importem, sięgnęła 100 miliardów euro, przekraczając kwotę 1100 miliardów euro (słownie: jeden bilion sto miliardów). Wszystkie inne państwa, włączając w to nie tylko Hiszpanię i Portugalię, ale również Francję, odnotowały bilans ujemny. W ciągu 10 lat niemiecki eksport prawie się podwoił, a import wzrósł jedynie o 7 proc. A pamiętajmy, że to tylko statystyka i w tych zakłamanych zestawieniach firmy będące własnością niemiecką, na przykład Volkswagen Polska, czeska Skoda czy teoretycznie hiszpański Seat, występują jako firmy danych państw. Gdybyśmy przeprowadzili niezależne badania statystyczne, na które w obecnym czasie poprawności politycznej nikt się nie zgodzi, przestraszylibyśmy się wyników.
Grecka ulica obudziła się już kilka lat temu, wykrzykując otwartym tekstem, co im mogą Niemcy zrobić i że nie oddadzą Niemcom swoich przedsiębiorstw. O polskim zatroskaniu publicystycznym, jak długo jeszcze niemiecki podatnik będzie dokładał do Europy, nie wspominajmy w tym momencie. Jako ostatnia z ręką w nocniku obudziła się Francja. Przywódcom Francji pozostało jedynie odstawianie bufonady w stylu wielkiego duetu Sarkozy – Merkel. W rzeczywistości znaleźli się w sytuacji chłopca na posyłki. Oczywiście nawet dyplomacja niemiecka nie może się do tego przyznać. Jak to się stało, że podatnik niemiecki podbił Europę bez jednego wystrzału i nikt tego nie zauważył? Zastosowano polski wariant, tyle że trzydzieści lat wcześniej.
cdn
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!