Jednym z problemów polskiej debaty politycznej jest brak programu reform; dlatego z prawdziwą przyjemnością przedstawiamy Państwu propozycję programową człowieka czynu i praktyki, Jana Kowalskiego, stałym, Czytelnikom znanego z publicystyki kilka lat temu zamieszczanej na naszych łamach.
Nie bójmy się myśleć o Polsce radykalnie i do końca. Przyszłość, nawet ta najbliższa, może bowiem nieść wielkie zmiany dla Europy i świata. Zapraszamy więc do wspólnego myślenia z troską o Polsce. (red.)
WSTĘP
W książce "Dziury w mózgu" opisałem rewolucję roku '89 w Polsce jako zwycięską rewolucję komunistów, uwłaszczających się na majątku narodowym, którym dotychczas jedynie zarządzali.
Przedstawiłem przyczyny, dla których rewolucja komunistów musiała zwyciężyć, nie spotykając na swojej drodze żadnego istotnego oporu społecznego. I opisałem system okrągłego stołu. System, który zapanował nad Polakami dla ochrony interesów dotychczasowych komunistów, a od momentu uwłaszczenia posiadaczy, właścicieli, towarzyszy-biznesmenów, słowem elity III RP.
Rewolucja komunistów nie udałaby się bez dopuszczenia "świeżej krwi", tych wybranych przez komunistów ludzi opozycji, którzy dla własnych korzyści nie zawahali się podpisać cyrografu. A firmując przemiany, stali się zasłoną dymną dla dokonywanych przez komunistów zmian. Przed dwudziestu laty szacowałem liczbę komunistycznych agentów w łonie koncesjonowanej opozycji na 50 proc. Oddając sprawiedliwość dostępnym po latach dokumentom, należy liczbę tę zwiększyć co najmniej do 85 proc. Co się okaże, jeśli kiedyś odtajniony zostanie zbiór zastrzeżony dotyczący najważniejszych ludzi w państwie i odtajnione zostaną archiwa agentów wojskowych? Wolę nie podejrzewać.
Jednorazowe wpuszczenie "świeżej krwi" (= swoich agentów) pomogło komunistom z zarządców państwa w imieniu Związku Sowieckiego stać się jego właścicielami. Jednak, żeby jakikolwiek system sprawnie funkcjonował, musi gwarantować stały dopływ "świeżej krwi", stałą możliwość awansu w jego ramach. Po dwudziestu paru latach widać wyraźnie, że kanały awansu są zablokowane, a system postkomunistyczny jest kompletnie niewydolny. Niezdolny do funkcjonowania bez dopływu pieniędzy z zewnątrz, a co więcej większość tych środków marnujący.
Na pięćdziesiąt lat przewidywałem czas trwania systemu Okrągłego Stołu. Mija właśnie mniejsza połowa tego okresu. Nie chciałbym, żeby moja przepowiednia się sprawdziła, bo jeśli miałoby tak być, przestaniemy istnieć jako państwo ze szkodą dla narodu.
Zastanówmy się zatem jak pokonać system okrągłego stołu. Żeby nie było wątpliwości, nie będę namawiał do walki wprost z III RP. Bo nie ma z czym walczyć. III RP z całą swoją organizacją jest klasyczną wydmuszką. Jeśli zbudujemy własne państwo, z Polaków, którzy tu i teraz, a nie w Anglii na zmywaku, chcą budować swoją przyszłość, wydmuszka pod nazwą III RP sama się zapadnie.
W roku 1989 świat dopiero do nas wkraczał, dlatego sprawom międzynarodowym poświęciłem jeden, ostatni rozdział. Dlatego "Dziury w mózgu" były parafialną książeczką. Dwadzieścia lat później nie sposób niczego wyjaśnić na naszym polskim podwórku, bez zrozumienia tego, co dokonuje się w świecie. I w tym sensie obecna lektura będzie pozycją niemalże światową.
II. 1 Zdrada elit Zachodu
Bez wiary w jedynego Boga, który nam się objawił w Jezusie Chrystusie, nasza cywilizacja nie ma sensu. Dla jej trwania, rozprzestrzeniania w świecie i obrony, nie da się znaleźć innego uzasadnienia jak tylko przełożenie Bożych Przykazań na świecki język prawa osoby ludzkiej (= dziecka Bożego) do życia w wolności. Wolności gwarantowanej każdemu w Bożym akcie stworzenia. Jeśli zatracimy wiarę w Boga, odrzucimy jego zakazy i nakazy, przyjdzie nam przyjąć w zamian którąś z szalonych ideologii współczesnego świata. Komunizm i nazizm już zbankrutowały. Ale przecież mamy feminizm, konsumpcjonizm, New Age, który wdziera się w serca pozbawione prawdziwej wiary. Może przyjmiemy za swoją masońską gnozę dzielącą ludzi na wtajemniczonych i bydło, którym się pogardza. Albo rozwydrzony seksualizm i będziemy traktować innych ludzi jedynie jako byty seksualne. Albo transseksualizm, gdzie będziemy sami określać, czy jesteśmy kobietą czy mężczyzną. A może będziemy się określać w zależności od dnia i nastroju?
Bez wiary w Boga, który nam się objawił w Jezusie Chrystusie, w zbawienie i życie wieczne, nasza perspektywa zostaje ograniczona jedynie do tu i teraz. A skoro tak, to po co martwić się o słabszych, o starych rodziców i nienarodzone lub już narodzone dzieci, ale kalekie. Przecież tylko ograniczają możliwość przyjemnego spędzania przez nas czasu, rozwoju zawodowego i na dodatek kosztują. Nie lepiej ich zabić, o przepraszam, uwolnić od cierpienia dla ich dobra – tak się przecież męczą, a my jesteśmy tacy współczujący.
Przez długi czas wydawało się większości z nas, że wcale nie musimy wierzyć, by być dobrymi ludźmi. Zamieniliśmy Boże Przykazania na Prawa Naturalne i zasnęliśmy zadowoleni. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że po upływie zaledwie ośmiu pokoleń od zwycięstwa rewolucji francuskiej, Prawa Naturalne wcale już nie będą tożsame z Bożymi Przykazaniami. Co to jest osiem pokoleń? 200 lat? Dostatecznie długo żyjąca osoba ma styczność z pięcioma pokoleniami, dwoma wcześniejszymi i dwoma późniejszymi. Dlatego nie przerażajmy się – to wcale nie musi być upadek naszej cywilizacji. Z perspektywy 2000 lat chrześcijaństwa, które przeżywało nieraz bardzo ciężkie chwile, 200 lat to tyle samo co dziesiąta część roku. Z perspektywy życia wiecznego, którego obietnicę dostaliśmy od samego Boga, to mniej niż pstryk.
Przypomnijmy najpierw, skąd wzięły się elity polityczne sprawujące obecnie władzę w krajach zachodniej Europy. Otóż, niezależnie od tego czy są to partie konserwatywne, czy socjalistyczne, wszystkie one biorą początek w rewolucji społecznej, jaka przetoczyła się przez Europę Zachodnią w drugiej połowie XIX stulecia. Masowe protesty robotników przeciwko wyzyskowi drapieżnego kapitalizmu zaowocowały powstaniem reprezentacji ich dążeń, masowych partii politycznych. Zdemolowały one dotychczasową scenę polityczną, politykę uprawianą w zaciszu gabinetów. Kilkadziesiąt lat walki o prawa obywatelskie, wyrażane przez nowe partie polityczne, zaowocowały niespotykanym w dziejach ludzkości dobrobytem zwykłych zjadaczy chleba. Rozkwit wolności gospodarczej w postaci wielu milionów firm uruchomił energię setek milionów pracowników. Doświadczyliśmy niespotykanego rozwoju technologicznego. Od przymusowej pracy dzieci z początku rewolucji przemysłowej i ciężkiej pracy kobiet i mężczyzn wylądowaliśmy w czasach ośmiogodzinnego dnia pracy i dodatkowym dniu wolnym poza niedzielą. Na dobrą sprawę jedna pensja robotnika wystarczała do utrzymania rodziny. A oszczędzając, mógł on uzbierać pieniądze na własny dom i samochód. Pod warunkiem dobrego i rozsądnego życia.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wszystko się jednak zmieniło. Zmieniło się wskutek odrzucenia i zapomnienia Dziesięciu Przykazań. Kompletna sekularyzacji Europy Zachodniej i prywatyzacja Wiary w Ameryce zaowocowały nowym podejściem do człowieka. Już nie jest naszym bliźnim. Jest konsumentem, kontrahentem ewentualnie partnerem. Bytem jedynie fizycznym. A w co wierzy i czy w ogóle, to jego prywatna sprawa. Czy aby na pewno?
Wśród ludzi żyjących w każdych czasach i pod każdą szerokością geograficzną oprócz skromnych, pracowitych, rozsądnych, możemy spotkać także próżnych, leniwych i lekkomyślnych. Możemy spotkać również takich, którzy przy dużym potencjale inteligencji wcale nie zamierzają żyć skromnie i pracowicie. Ich ideą jest beztroskie życie na koszt tych pierwszych. Bezpośrednie przekonanie skromnych, pracowitych i rozsądnych, żeby wzięli ich na swoje utrzymanie, byłoby oczywiście bezcelowe. Należało zatem dla własnego celu = beztroskiego życia na koszt innych wykorzystać tych drugich. Kluczem do sukcesu okazał się kredyt. Po co oszczędzać kosztem wyrzeczeń, żeby coś kupić w odległej przyszłości, skoro można mieć wszystko już teraz od ręki? Nowy samochód, nowe mieszkanie, nowy dom, nowy telewizor. Wszystko nowe. Bezpośrednim skutkiem wprowadzenia na szeroką skalę kredytu konsumpcyjnego stało się zadłużenie większości ludzi i niebywały wzrost potęgi korporacji zdolnych natychmiast kredytowane dobra dostarczyć. Skutkiem nie wprost był upadek etyki pracy i dotychczasowego rozsądnego życia. Dokonało się ogromne przewartościowanie społeczne. Wielkie korporacje odkrywszy swoje eldorado, ani myślały z niego zrezygnować. Część ogromnych nadwyżek finansowych zaczęły przeznaczać na wychowywanie ludzi, to znaczy na przekształcanie dzieci Bożych w konsumentów. Od kołyski aż po grób. Żeby zawładnąć człowiekiem i uczynić z człowieka wolnego niewolnika, posłużono się mediami. Wielkie pieniądze wiele mogą. Wielkie pieniądze zaangażowane w ogólnokrajowe kampanie reklamowe posłużyły budowie imperiów medialnych służących budowie nowego ładu. Niszcząc zarazem lokalne i niezależne inicjatywy. Nawet nie sposób sobie wyobrazić, jak wielkie kwoty są przeznaczane na produkcję prymitywnych reklam. Ale te reklamy, prymitywne w swojej treści, są zazwyczaj częścią totalnej kampanii propagandowej obliczonej na hodowlę nowego człowieka, homo consumentus. Homo consumentus nie będzie wybierał niezależnych mediów. Może jeszcze miałby za nie płacić? Skoro ładne i kolorowe może mieć jeśli nie za darmo, to za półdarmo.
Wielkie pieniądze bardzo szybko dogadały się z wielką polityką, po prostu kupując polityków. Niezależnie od ich deklarowanych poglądów, prawicowych, lewicowych czy centrowych. Wielcy politycy też mieli coś do zaproponowania, możliwość tworzenia przepisów prawa mogących ograniczać lub mnożyć przywileje dla wielkich pieniędzy. Nastąpił długi czas symbiozy. Jej początek wyznacza zgoda polityków amerykańskich na powstanie i rozwój wielkich korporacji, wbrew prawu antytrustowemu. A kryzys finansowy 2008 roku wynikający ze zgody na kreowanie pieniędzy przez wielkie banki oznacza czasu tego nieuchronny koniec.
Dla zwykłych Amerykanów, przedstawicieli klasy średniej, bilans tej współpracy przedstawia się zdecydowanie niekorzystnie. A trzeba tu wspomnieć, że klasa średnia to nie tylko wizytówka sukcesu amerykańskiego stylu życia, ale również 50 proc. obywateli kraju i wyborców. Jej dochody spadły do poziomu sprzed 40 lat. A w ciągu tylko ostatnich 10 lat jej majątek zmniejszył się o 30 proc. I co szczególnie istotne dla zrozumienia istoty problemu, łączne dochody klasy średniej w roku 2010 były niższe niż skumulowane dochody klasy wyższej. W roku 1970 na klasę średnią przypadało 62 proc. wszystkich dochodów, a na klasę wyższą (10 proc. społeczeństwa) – 29 proc. W roku 2010 klasa średnia zarobiła już tylko 46 proc., za to wyższa 47 proc. Natomiast najbogatsze 1 proc. Amerykanów, z dochodami powyżej 380 tysięcy dolarów rocznie, powiększyło swój majątek o 33 proc.
Czy zatem którakolwiek z dwóch wielkich partii reprezentuje interesy 50-procentowego elektoratu? Fakty temu w sposób oczywisty przeczą.
Jan Kowalski
Ciąg dalszy w następnym numerze
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!