"Niech ryczy z bólu ranny łoś, zwierz zdrów przebiega knieje. Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś, to są zwyczajne dzieje" – twierdzi poeta. I słusznie – bo na przykład na fasadzie agencji detektywistycznej Allana Pinkertona napis głosił: "my nigdy nie śpimy!". Warto to zapamiętać, bo kiedy jeszcze za głębokiej komuny Janusz Głowacki ogłosił ludowy konkurs czytelniczy, w ramach którego czytelnicy mieli wskazać, która odpowiedź na pytanie jest jedynie słuszna, która – tylko słuszna, która – niesłuszna i która głęboko niesłuszna – większość uczestników wyłożyła się na odpowiedzi głoszącej, że "wróg śpi, bo ma mieszkanie" – uznając ją za jedynie słuszną lub słuszną.
Tymczasem był to błąd, bo niezależnie od takiej czy innej sytuacji mieszkaniowej wiadomo przecież, że wróg w ogóle nie śpi! A skoro wróg nie śpi, to symetrycznie zachowywać musi się również żołnierz – bo w przeciwnym razie powstałby niesłychany dysonans poznawczy. Przewidział to poeta, oczywiście nie ten sam, tylko inny, informując w popularnej piosence "raz dwa lewa" , że żołnierz musi "czuwać" – by nie przeszkodził wróg.
Dlatego właśnie, kiedy cały nasz mniej wartościowy naród tubylczy jak gdyby nigdy nic świętował sobie Boże Narodzenie, puszczał sylwestrowe fajerwerki i w ogóle – pod dywanem ani na chwilę nie ustawała walka buldogów. W rezultacie już pierwszego dnia po Nowym Roku okazało się, że do dymisji podał się pan generał Krzysztof Bondaryk, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Już od dawna krążyły między ludem głuche wieści o tajnych pracach nad reformą służb specjalnych. Jest to oczywiście tylko pewien skrót myślowy, bo nie tyle o jakąś reformę tu chodzi, co o ustalenie nowych zasad okupacji naszego nieszczęśliwego kraju przez poszczególne bezpieczniackie watahy, ustanowienie i rozgraniczenie żerowisk, a przede wszystkim – kolejności dziobania. Przez gęstą zasłonę tajemnicy przedostawały się strzępy informacji, jak to Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ma zostać pozbawiona kompetencji prowadzenia śledztw w sprawach gospodarczych, chociaż nadal miała nadzorować spółki z udziałem Skarbu Państwa.
Czy wszystkie, czy tylko niektóre – tego jeszcze pewnie nikt nie wie, bo rozgraniczenie żerowisk jest sprawą poważną, zwłaszcza w obliczu nadchodzącego kryzysu. Weźmy na przykład takie Polskie Linie Lotnicze "LOT", uchodzące w powszechnej opinii za żerowisko bezpieki wojskowej – właśnie poprosiły aż o miliard złotych pomocy publicznej. Ministerstwo Skarbu Państwa, ma się rozumieć, w podskokach wniosek poparło – ale to pokazuje, że sytuacja jest poważna i słodkich pierniczków dla wszystkich zaczyna brakować.
Zatem rozgraniczenie żerowisk i przede wszystkim – ustalenie kolejności dziobania, staje się dla naszej młodej demokracji sprawą zasadniczą, od której zależą jej losy. W jakim kierunku może ukształtować się hierarchia – na to wskazuje nie tylko zatrzymanie w listopadzie 2011 roku generała Gromosława Czempińskiego, który, mówiąc nawiasem, wyraził "zaniepokojenie" dymisją generała Bondaryka – ale również utracenie życia "bez udziału osób trzecich" przez generała Sławomira Petelickiego, który po katastrofie smoleńskiej chyba coś tam musiał wiedzieć, skoro w bardzo mocarstwowym tonie kierował listy otwarte do premiera Tuska w sprawie zrobienia porządku w wojsku. Najwyraźniej jednak "znalazły się w partii siły, co kres tej orgii położyły" i razwiedka odzyskała nie tylko kontenans, ale przede wszystkim – inicjatywę. Oczywiście wróg, jak wiadomo, nie śpi i stąd naszym nieszczęśliwym krajem wstrząsnęła afera Amber Gold, a potem trotylowa – ale wygląda na to, że generalnie sytuacja znowu jest pod kontrolą i najtwardszym jądrem naszej młodej demokracji nadal pozostaje razwiedka wojskowa, zgodnie z ustanowieniem generała Kiszczaka w porozumieniu z towarzyszami radzieckimi. W tej sytuacji dymisja generała Bondaryka stanowi jedynie kropkę nad "i". Oznaczałoby to, że z Nowym Rokiem wchodzimy w okres spokojnego słońca, kiedy zarówno żerowiska, jak i kolejność dziobania zostały ponownie ustalone i tylko patrzeć, jak osiągnięty między bezpieczniackimi watahy kompromis zostanie przedstawiony premieru Tusku do podpisania. Wskazywałoby na to również uruchomienie zapowiadanej już w wiekopomnym expose premiera Tuska spółki "Inwestycje Polskie", na którą będą musiały składać się wszystkie spółki z udziałem Skarbu Państwa. Jest to nie tylko dodatkowy instrument kontrolowania kluczowych segmentów gospodarki, ale i wskazówka, kto stoi na samym szczycie hierarchii. Czy ten kompromis obejmuje również reorganizację politycznej sceny – tego wkrótce się dowiemy – bo dotychczasowe pogłoski, jakoby naszą duszeńką miał zostać minister Sikorski z Romanem Giertychem i Michałem Kamińskim, czy pogróżki nowego prezesa PSL Janusza Piechocińskiego, że razem z Polską, co to Jest Najważniejsza i Polską Solidarną Zbigniewa Ziobry, PSL będzie budował "polityczne centrum", wydają się tylko odgłosami fermentacji w głowach Umiłowanych Przywódców, spowodowanej wspomnianą walką pełnomocnych buldogów pod dywanem. Jedno wydaje się prawdopodobne – że po uporządkowaniu sytuacji w gronie bezpieczniackich watah, razwiedka przystąpi również do porządkowania politycznej sceny, a w szczególności – do zdecydowania o przyszłości ruchu politycznego, który objawił się podczas Marszu Niepodległości 11 listopada. Wydaje się, że możliwości są dwie; albo razwiedka utnie temu ruchowi głowę w ramach walki z "faszyzmem" i "językiem nienawiści", albo przy pomocy chirurgicznej gry operacyjnej dotychczasową głowę amputuje i przyprawi swoją, zawczasu przygotowaną. Wygląda na to, że tego rodzaju operacja spotka się z cichym poparciem wszystkich ugrupowań parlamentarnych, które nie życzą sobie żadnych nowych politycznych inicjatyw, zakłócających spokojne eksploatowanie przetrenowanego emploi i dziobanie według kolejności.
Dodatkowej pikanterii sytuacji dodają zawirowania wokół Nagrody im. Adama Włodka, której pierwotnie patronować miał Państwowy Instytut Książki i Fundacja Wisławy Szymborskiej. Okazało się, że Adam Włodek, będący pierwszym mężem późniejszej noblistki i jej literackim impresario, był konfidentem Urzędu Bezpieczeństwa i podobno "wydał więcej kolegów, niż tomików poetyckich". Jak tam było, tak tam było, dość, że rozległy się protesty, na skutek których prezes Instytutu Książki Grzegorz Gauden wycofał się z inicjatywy, którą Fundacja Wisławy Szymborskiej nadal podtrzymuje. I słusznie – bo któż w nadchodzących latach lepiej nada się na patrona poetyckich debiutów, niż Adam Włodek? Literatura nie może w zbyt drastyczny sposób odstawać od polityki, a skoro u progu Nowego Roku sytuacja powoli się wyjaśnia, to nic dziwnego, że znajduje to przełożenie na życie kulturalne.
Stanisław Michalkiewicz
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!