farolwebad1

A+ A A-

Po operacji Dalsza walka bohatera książki "Życie po skoku"

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Witajcie!

mariusz1Nie wiem, od czego zacząć. Przed zabiegiem byłem pełen obaw. Czy się uda, czy sobie poradzę, czy będę na tyle silny psychicznie, żeby oddychać bez rurki. Pytań do siebie, i nie tylko, było całe mnóstwo. Ciepłe i pełne wiary słowa mojej kochanej i przyjaciół były bezcenne, za co dziękuję.
W dzień zabiegu byłem spokojny, a już pięć godzin później obudziły mnie te słowa: Skarbie, nie masz już rurki, pan profesor Cię od niej uwolnił!
Jej twarz była mokra od łez, które płynęły z radości. Na dowód podniosła moją dłoń i przyłożyła powyżej piersi, gdzie miałem rurkę…
Nie było jej, naprawdę jej tam nie było. W tamtym momencie chciałem rzucić się w jej ramiona, ale nie mogłem się poruszyć. Zrobiłem coś innego, może piękniejszego, czego nie zapomni żadne z nas…
Kolejne przebudzenie nie było tak miłe, obok nie było słodkiej buzi, która wlewała we mnie tyle spokoju. Zapłakałem, ale przypomniało mi się, co mówiła: Masz być dzielny, silny, nie wolno Ci się poddawać nigdy, rozumiesz!
Zebrałem się w sobie natychmiast i uspokoiłem myśli. Było to trudne, ale dawałem radę. Jedno tylko doprowadzało mnie do szału i nerwów. Miałem przyszytą brodę do klatki piersiowej i nie mogłem poruszać głową. Nie było łatwo, ale mam już to za sobą…
We wtorek, dzień po zabiegu, pan profesor chciał zrobić próbę, czy poradzę sobie z oddychaniem bez rurki. Byłem przerażony! Zapomniałem jednak o najważniejszym, że byłem w rękach geniuszy chirurgii, a w dodatku obok stał anestezjolog, szef OIOM-u. Co mogło mi się stać? A nic!
Ha! Ale weź i przekonaj do tego psychikę! Jak? Hmm, powiesz: spoko, to już cała doba po zabiegu, raz – dwa dokonają ekstubacji i szafa gra.
Tylko że tak się nie da! Potrzebne były anestezjologiczne metody i właściwe podejście.
Jeden zastrzyk… Chwilę później (przyznam, że nawet nie wiem kiedy) i byłem bez rurki intubacyjnej, otworzyłem oczy i brakowało mi powietrza. Oddychałem, ale z wielkim trudem. Każda chwila była coraz trudniejsza, nie dawałem rady. Nie zapomnę żadnego łyku powietrza ani jego smaku, smaku życia, o który tak trudno było walczyć.
Tak, w obliczu takiej "traumy" toczy się zażarta walka o choćby jeszcze kilka chwil życia. Kiedy świadomość odczytuje złe sygnały, że być może za moment to koniec, wtedy oddałby każdy człowiek wszystko, co ma, by przeżyć. Nawet taki, którego nudzi życie i szuka mroku.
To niemożliwe do opisania, jak trudno rozstać się z życiem. Wydaje się, że to za wcześnie, że nie jest się gotowym. Takich chwil przeżyłem wiele i kiedy znajduję się w podobnych, już nawet nie śmiem prosić o jeszcze. Mówię zazwyczaj w myślach, żebym tylko był dzielny, Boże. W innym razie co ja bym Mu odpowiedział, gdyby zapytał: dlaczego tak bardzo nie chciałeś tu do mnie przyjść? No cóż, stałbym przed Nim ze spuszczoną głową, nie wiedząc, cóż rzec. Ale zostawię ten temat, bo nie o tym chcę tu pisać.
Kolejny zastrzyk i obudziłem się ponownie zaintubowany. Ech, być przytomnym z tą rurką w buzi… nic przyjemnego. Ale nie było innego wyjścia, na tym etapie było to konieczne.
Czas leczenia na intensywnej terapii umilały mi odwiedziny przyjaciół, Marty, Agatki, Bartka, Kasi, mojej siostry, rodziny i mojego kwiatuszka. To dzięki nim przetrwałem te najtrudniejsze chwile na OIOM-ie. Marta była u mnie co dzień, dziękuję Ci.
W sobotę doszło do kolejnej próby samodzielnego oddychania, niestety bez powodzenia…
Dzięki Bogu nie byłem wtedy sam i pociecha w ciepłych ramionach oszczędziła mi psychicznego terroru nieznośnych myśli. Jednakże bałem się, że nic z tego nie będzie, że życie bez rurki pozostanie tylko mrzonką. Ale nadszedł poniedziałek i niemożliwe okazało się możliwe. Lekarze podjęli kolejną próbę i zrobili to tak profesjonalnie, że po przebudzeniu się z narkozy swobodnie oddychałem bez rurki intubacyjnej. Na początku pomyślałem: hm, oddycham bez niej, nie duszę się, co jest, umarłem?
Z upływem minut coś było nie tak, byłem za bardzo żywy jak na umarlaka. W końcu dotarło do mojego oszołomionego umysłu, że oddycham sam, naprawdę sam, i to bez wysiłku! Jakaż była moja radość z tego powodu! A to nie wszystko, podszedł do mnie lekarz i zapytał, jak mi się oddycha? Zdjąłem z buzi maskę z tlenem i… no właśnie, usłyszałem swój głos. O rany, co to ja wtedy przeżyłem, ech, zachowam większość dla siebie.
Niemniej byłem zmieszany, wystraszony i szczęśliwy, wszystko na raz. W tym ważnym momencie w drzwiach zobaczyłem mamę, tatę, siostrę z bratem i jego żonę Asię. Ogromna była moja radość na ich widok. Zwłaszcza mamy – gdyby zobaczyła mnie dwie godziny wcześniej, cierpiałaby, myśląc, że te wszystkie rurki w buzi, nosie to dlatego, że pewno umieram. A tak wszyscy zobaczyli mnie gadającego i uśmiechniętego. To dodało mi dużo sił i samozaparcia, że zrobię, co się da, by poradzić sobie bez tej rury!
W tamtym momencie, gdy odzyskałem głos, brakowało mi wielu osób, by moja radość była pełna. Chciałem, by wszyscy usłyszeli mój głos, chciałem się nim dzielić, rozdawać nawet zupełnie obcym ludziom…
Ta noc na OIOM-ie była tylko moja. Nie mogłem mówić głośno nawet sam do siebie, by nie zakłócać spokoju innym ciężko chorym. Wystarczał mi sam szept, był cudowny, mruczałem, dokąd wystarczyło mi sił. Pielęgniarki patrzyły na mnie dziwnie, ale miałem dość milczenia i nie przestawałem szeptać. Wszystko mnie zachwycało w tym nieczystym mamrotaniu. Łzy mieszały się z bólu i radości, ale wtedy koktajl z nich naprawdę smakował.
Przed oczami miałem moich wspaniałych bliskich i przyjaciół, którzy byli przy mnie w najgorszych momentach, dodając otuchy i wiary. Patrzyłem na zamknięte drzwi, które otwierały się dla nich między godziną 16 a 18. Kiedy tylko dostrzegałem w nich znajomą buzię, płakałem ze szczęścia. Miśku, Marto, Agatko, Bartku, Kasiu, moja kochana siostro i Kasiu, przyjaciółko, dziękuję raz jeszcze, że byliście tam przy mnie.
Dzień po odzyskaniu głosu zostałem przeniesiony na zwykły oddział chirurgii. Jak ja się bałem, Boże. Bałem się złej opieki, niezrozumienia ze strony personelu…
Ale, jak się szybko przekonałem, niepotrzebnie. Już pierwszej nocy pielęgniarki zajęły się mną profesjonalnie, a przy tym ciepło i troskliwie, tak jakby znały moje myśli. Wszelkie obawy pryskały z każdym kolejnym dniem. Nikt na mnie nie krzyczał, nie podnosił głosu. Nie musiałem o nic prosić po kilka razy, nie bałem się włączać dzwonka, że ktoś wejdzie i warknie – czego chcesz!? Albo: no i kto tak dzwoni w koło…
Tu było inaczej. Zawsze miło i wesoło, kiedy wchodziła pani pielęgniarka. A to sprzyjało leczeniu i nie pozwalało ulegać natrętnej i zgubnej psychice. Żeby tak było w każdym szpitalu, to z pewnością każdy pacjent zdrowiałby szybciej. Jestem bardzo wdzięczny tym wszystkim paniom pielęgniarkom i paniom, które pomagały im mnie przekręcać, robiły kawę, kanapki i dużo, dużo innych rzeczy. No i nie zapominam o panu Bogdanie, którego polubiłem, jak zresztą wszystkich. Dziękuję też superpaczce rehabilitantów, którzy dużo mi pomogli i zawsze poprawiali nastrój. Czułem się dzięki Wam wszystkim dużo silniejszy.
Kiedy jechałem 12 lipca do Warszawy, byłem przekonany, że do połowy sierpnia będzie już po wszystkim. Planowałem w domu dużą imprezę urodzinową. Ale plany się nie udały. Byłem zasmucony, ale z drugiej strony, co tam urodziny, odzyskałem głos!
Nie mówić normalnie przez 14 lat, nagle to odzyskać i jeszcze marudzić, bo straciło się imprezę? To byłoby idiotyczne. Ale skoro ja nie mogłem być w domu w tym dniu, impreza przyjechała do mnie. To było przeżycie! Był tort, świeczki, czapeczki…
Marta i moi przyjaciele, Czarek z żoną Kasią i dziećmi – Sarą i Anią, sprawili mi tyle radości. Było 100 lat! Płakać mi się chciało ze szczęścia, ale cudem utrzymywałem łzy. Ich nadprodukcja wypłynęła ze mnie nocą. Brakowało mi tamtegodnia bliskich, mojego aniołka, ale nie mogli być wtedy ze mną. Dostałem wtedy tyle smsów i telefonów. Tak bardzo wszystkim dziękuję. 

Muszę jeszcze napisać o czymś ważnym i miłym. Odwiedził mnie kolega z Krakowa – Maciek, z drugim kolegą, niewidomym, i to było dla mnie przeżycie. Ile ten chłopak miał w sobie optymizmu i radości, ile uśmiechu zostawił po sobie w tej szpitalnej sali, aż trudno opisać. Maćku, koniecznie mnie odwiedźcie w Radomiu! Dostałem od Was tyle energii, dziękuję.
W tym szpitalu zaznałem wielu chwil radości i mimo tych koniecznych, bolesnych medycznych przejść cieszę się, że tam to wszystko, no prawie wszystko, się wydarzyło. Bo jedno wstrząsnęło moją mocno okiełznaną psychiką. W zaszyte pole operacyjne wdało się zakażenie. Potworne dreszcze i wysoka gorączka przez wiele dni nie odpuszczały. Trzeba było otwierać zainfekowaną ranę. Była okropna i duża. Mój lekarz przyszedł na OIOM po operacji i powiedział: Mariusz, nie nastawiaj się na szybkie wyjście.


Nie wiedziałem, czemu tak mówi, ale dziś już to wiem. Takie rany goją się miesiącami. Moja cierpliwość wielokrotnie była na krawędzi. Leczenie to mozolny etap, w którego to koniec można zwątpić nie raz. Gdyby nie przemiłe pielęgniarki, przyjaciele i mój Misiek, to chybabym zwątpił po miesiącu w to, że ta rana się wygoi. Dziś mija czwarty miesiąc, a ona wciąż jest otwarta. Choć czasem jest mi trudno, to wierzę w szczęśliwy koniec.
Pragnę podziękować Panu Profesorowi Orłowskiemu, że podjął się tak trudnej operacji. Z całym zespołem lekarskim uratował mi życie. Po wszystkim dowiedziałem się, że moja tchawica była zniszczona i zwapniona przez metalową rurkę, której nie powinienem używać. Ale nie miałem o tym pojęcia. Gdybym nie trafił do tego Instytutu właśnie w lipcu, to dwa miesiące później nie byłoby już dla mnie ratunku. Zwapniona tchawica po prostu by się rozpadła. Trafiłem tam w ostatnim momencie. Do całkowitego wyzdrowienia po operacji trzeba jeszcze czasu, ale dziękuję lekarzom za to, co zrobili.
Dziękuję wszystkim, którzy byli wtedy przy mnie, i tym, którzy byli daleko, ale wspierali mnie z całych sił.


Pozdrawiam serdecznie,
Mariusz

Drodzy Czytelnicy,
jak wiecie przeszedłem długą drogę, by to życie było trochę łatwiejsze. Dalej jestem na tej drodze, codziennie próbuję obierać właściwe kierunki. Pruję i zwalniam, bo leczenie jeszcze trwa. Rana, w którą wdało się zakażenie, goi się bardzo długo. Ale ile by to nie trwało, to trzeba tylko być cierpliwym, a będzie dobrze. Czeka mnie jeszcze wizyta w Warszawie, ale nie wiem dokładnie, kiedy.
Dlatego już teraz chciałbym Wam życzyć wesołych świąt, niech maleńki Jezus utuli Was w miłości i zdrowiu. Kolędujcie Małemu!


Wesołych świąt!
Życzy Mariusz www.mariuszrokicki.pl


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

1 komentarz

Zaloguj się by skomentować

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.