Wolność jest przywilejem człowieka, ale jest również zadaniem stojącym przed człowiekiem. Zło przychodzi samo, wolności należy bronić przed złymi ludźmi. To zaś nieodmiennie oznacza czyn – ten zaś bezwzględnie sprzeciwia się rezygnacji.
Wszystko powinno mieć jakieś granice, tak ludzka podłość, jak człowiecza podatność na manipulację. Niestety, współczesne media jedno i drugie wzmacniają w stopniu wręcz niesłychanym. W efekcie ludziom uwikłanym w "postęp" oraz "nowoczesność" etyka nie daje już miar. To prawdziwy dramat, na całe szczęście nawet tak ułomna wersja demokracji, z jaką współcześnie mamy do czynienia między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca, polega na tym, że – powtarzając za Abrahamem Lincolnem – można oszukiwać wielu ludzi jakiś czas, a niektórych ludzi przez cały czas, ale nie da się oszukiwać nieustannie wszystkich.
Stan ducha
Innymi słowy, można przed przyzwoitością uciekać, ale nie sposób przed nią umknąć. Czy to w wymiarze indywidualnym, czy w obszarze wspólnoty, aksjologia zawsze bardzo skutecznie upomni się o swoje. Nosił wilk razy kilka, wcześniej czy później poniosą i wilka, da się rzec.
Wszelako póki nie poniosą, ten i ów trwa przy oszustwie niczym mucha w słoiku z klejem. Weźmy zdanie: "Kaczyński toruje dziś w Polsce drogę putinizmowi, czyli systemowi, w którym można bezkarnie zamykać w kryminale swoich oponentów politycznych" – jak to rzekł był niedawno Adam Michnik. Prawda, że w sumie nie potrzeba niczego więcej, by właściwie odczytać stan ducha środowisk mieniących się elitami III RP? Ci ludzie wpadają w panikę. Cali zbudowani są ze strachu. Nic innego jak tylko ów strach, strach przed odpowiedzialnością, powoduje, że coraz częściej w kącikach ich ust dostrzec można pianę. Na razie tylko warczą, ale doprawdy niewiele trzeba, by zaczęli kąsać.
Tym bardziej warto powtórzyć: Polską, po śmierci Lecha Kaczyńskiego państwem bez zalet, rządzą dziś ludzie bez właściwości. "Człowieki", nieustannie mylący elementarną przyzwoitość z obłudą. Hipokryci, kłamstwo obwołujący prawdą, a prawdę uznający za nienormalność. Tacy ludzie nie potrafią rzeczowo myśleć o przyszłości, zatem powtarzają bezsensownie: "jedynym ratunkiem dla gospodarki jest prywatyzacja, ponieważ prywatyzacja jest jedynym ratunkiem dla gospodarki". Albo: "Integracja z Unią Europejską jest dla Polski jedynym rozwiązaniem, ponieważ jedynym rozwiązaniem dla Polski jest integracja z Unią Europejską".
I tak dalej, i tak dalej.
Deficyt odpowiedzialności
Prawda jest taka, że państwo polskie spychane jest w otchłań niebytu, a wielu Polakom kolanami dociska się tchawice. Nie inaczej i nie oszukujmy samych siebie: kraj niebotycznie zadłużony, taki, w którym infrastruktura gospodarcza powoli przestaje istnieć, w którym ludzie umierają, bo system ochrony zdrowia rozlatuje się niczym szałas pod naporem tornada, taki kraj nie ma przed sobą jakichś specjalnie obiecujących perspektyw.
Chyba że chodzi o perspektywę walki z "zagrożoną demokracją". W każdym razie narracja nachalnie wpychana do głów ludzi zbudowanych z telewizorów pokazuje, że w tym obszarze sytuacja przechodzi w graniczną. Dłoń sięga w zanadrze, napinają się mięśnie, lada dzień odbezpieczony granat pofrunie w tłum. Rzeczywistość została wyraźnie nazwana, precyzyjnie określono zapotrzebowanie na terrorystów przepełnionych nacjonalizmem, ksenofobią oraz antysemityzmem, krytyka rządzących zamieniła się w niedopuszczalną "mowę nienawiści". Potrzeba czasu mało-wiele, by za efekty starannie przygotowanej prowokacji rząd obwinił tych, których obwinić zechce.
Nie warto się zakładać, wydarzenia minionych paru tygodni przekonują do moich racji: przed utonięciem w szambie nienawiści rząd nieustannie czapkujący kłamstwu "okrągłego stołu" i kompradorskiemu układowi w gospodarce, uratować może jedynie krew na ulicach. Zatem na ulicach wkrótce pojawi się krew, i będzie rozgrywana wedle oczywistego scenariusza. Odliczanie trwa.
Operacja prostak
W tak zwanym międzyczasie doczekaliśmy również lekcji historii z prezydentem. Inaczej rzecz ujmując: zupełnie nieoczekiwanie "operacja prostak" nabrała rozpędu, wkraczając w fazę ogłupiania elektoratu także na poziomie gimnazjalnym. Tak czy owak program "Nowoczesny patriotyzm" wygląda na dalece zaawansowany.
Podsumowując "dyskusję" podczas "lekcji historii", wpatrzonym weń gimnazjalistom prezydent rzekł: "Dla mnie patriotyzm to postawa miłości wobec ojczyzny takiej, jaką ona jest". Horrendum. Między innymi stąd bierze się moje przekonanie, że pan Komorowski to jednakowoż manipulator bądź ignorant. To przecież oczywiste: akceptacja zastanego nigdy nie była, nie jest i nie może być wyznacznikiem jakiejkolwiek wartości. Kocha się wizję, wzór, ideał, marzenie – a nie stan. Precyzując, można powiedzieć, że patriotyzm to wieczna tęsknota za wielkością ojczyzny, miłość do ojczyzny takiej, jaką ona mogłaby być, a nie takiej, jaką jest – bo "dziś" ojczyzny zawsze jawi się dalece niedoskonale.
W powyższym kontekście "nowoczesny patriotyzm" to kolejne pierzaste miano. Ochłap rodem ze śmietnika zjełczałych idei – tych samych co "sprawiedliwość społeczna" czy "milicja obywatelska". Swoisty szklany paciorek, wciskany zdezorientowanym tubylcom z sugestią, że refleksyjna muzyka znaczy tyle samo co refleksja. Ale człowiek rozsądny nie pozwala wciskać sobie szklanych paciorków.
•••
Raz jeszcze: wolność jest przywilejem człowieka, ale jest również zadaniem stojącym przed człowiekiem. Zaś zadanie nieodmiennie oznacza czyn – ten zaś bezwzględnie sprzeciwia się rezygnacji. Bo nie zwalczane zło najpierw bezczelnieje, potem nadyma się i krzepnie, na koniec zaś skacze do gardeł ludziom, którzy z powodu głupoty wdrukowywanej im przez media oraz za przyczyną nabytego deficytu odpowiedzialności, na swoje nieszczęście i zgubę postanowili zło ignorować.
Krzysztof Ligęza
www.myslozbrodnik.pl
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!