Pisałem już, "któż jak nie PiS?". Powtórzę – w obecnej sytuacji, kiedy tzw. klasa polityczna ukształtowana przez okrągły stół zabezpieczyła sobie stan posiadania m.in. przy pomocy proporcjonalnej ordynacji wyborczej, PiS jest jedyną siłą polityczną, która władzę w obecnych warunkach może wziąć "pokojowo" – bo ma możliwości finansowe i jest ukorzeniona w istniejącym systemie.
Jeśli będziemy chcieli utworzyć coś nowego, od razu pojawią się kłopoty z finansowaniem – nie wolno z zagranicy – pozostaje ograniczona zbiórka krajowa – przedsięwzięcie nie lada – zakładając wrogość środków przekazu.
Przyjmując więc, że nie robimy zamachu stanu, nie organizujemy konspiracyjnego Ruchu Wyzwolenia Polski i nie bawimy się w politykę poza ramami obecnego państwa, PiS jest jedynym wózkiem, który pozwoli nieco ujechać do przodu.
Stąd moje PiS-owe z serca płynące zgryzoty. Bo co rusz, PiS robi coś jak gołąb na parapet. Dlaczego tak się dzieje? Ogólnie rzecz biorąc, brakuje w PiS-ie... przywództwa. I to mimo oczywistego faktu posiadania przez tę organizację ostro zarysowanego lidera.
Najnowszy pomysł PiS-u tworzenia rządu ekspertów jest tego kolejnym przykładem; przykładem szukania doraźnych prowizorek, a nie budowy sensownego systemu politycznego porządnego państwa.
Idea rządu ekspertów to idea poroniona, ponieważ rozmywa odpowiedzialność polityczną za kraj.
Popatrzmy na rzeczy po kolei.
Normalny system demokratyczny polega na tym, że obywatele wybierają przedstawicieli z poszczególnych partii nie na piękne oczy, tylko na program.
Zwycięska partia tworzy rząd, któremu powierza realizację obiecanego programu. Jako wyborca, głosując w wyborach, opowiadam się za konkretnymi proponowanymi rozwiązaniami ekonomicznymi i politycznymi. Rzeczą normalną jest, gdy lider zwycięskiego ugrupowania zostaje premierem. Potem jest rozliczany przez wyborców z realizacji programu – jego partia ponosi polityczną odpowiedzialność za złe rządzenie lub dostaje mandat na kolejną kadencję.
W przypadku "rządu ekspertów" odpowiedzialność jest rozmyta, a partia rządząca jak gdyby nigdy nic mówi w przypadku kłopotów – OK, Zdzichu okazał się niewypałem, to teraz weźmiemy Janka,
Nie tak powinno być!
Do premierowania nie trzeba profesury ani sterty naukowych publikacji – trzeba trochę zdrowego rozsądku, deka charyzmy i kilku kilogramów ciężkiej pracy; plus nieco umiejętności budowania kompromisu i zdolności wymagania pracy od innych. Premierował w Polsce Witos, chłop, który – co prawda – był piśmienny, ale wielu klas nie skończył; premierował takiej Wielkiej Brytanii w trudnych chwilach Winston Churchill – człowiek, który prawie nie miał formalnego wykształcenia, premierował Niemcom – różnie można oceniać jego rządy, ale trudno odmówić im skutecznego realizowania programu – Adolf Hitler – ponoć malarz...
Nie łudźmy się, że "eksperci" wiedzą lepiej, krajowi są potrzebni przywódcy odziani na co dzień w spodnie z długimi nogawkami, którzy znają ludzi od podszewki i nie dadzą sobie w kaszę dmuchać.
No bo jakie jest polityczne umocowanie takiego premiera z łapanki ekspertów, który godzi się użyczyć nazwiska i twarzy?
Żadne!
Jest to słaby przywódca, zależny od politycznych mocodawców, kryjących się za jego domniemanymi umiejętnościami.
Polska nie potrzebuje kolejnych eksperymentów, lecz zrozumiale napisanego, dobrego programu politycznego i silnego przywództwa.
Programu, który odpowie na kilka poważnych pytań – jednym z fundamentalnych jest to, co robimy z polską suwerennością, czyli jak widzimy dalsze członkostwo w Unii Europejskiej; jak widzimy projekt zjednoczeniowy – czy będziemy wchodzić w euro czy nie? Jaki jest rachunek kosztów takiego kroku? Z kim będziemy w sojuszach i za jaką cenę? Aby znów nie wyszło tak, że "super-patriotyczny" rząd warszawski znów da polskiego żołnierza na jakieś egzotyczne awantury bliskowschodnie.
Czego człowiek nie tknie – wymaga w Polsce sanacji – ponownego zdefiniowania polskiego interesu! Jaka armia, jaką ją budować? W co zbroić, jak rozwijać własny przemysł zbrojeniowy? Obecna armia, o ile w ogóle się rozwija, to raczej właśnie na potrzeby korpusu ekspedycyjnego, a nie obrony terytorialnej kraju – mówi się o budowie okrętów zdolnych transportować żołnierzy na odległe fronty.
Polska jak kania dżdżu potrzebuje gospodarza. Program naprawy państwa można zebrać w kilku punktach. Zaczynając od systemu politycznego, poprzez reformę finansów, ponowną analizę projektu europejskiego i stosunków z Unią, po politykę demograficzną i prorodzinną – nie ma lepszej inwestycji państwowej niż dzieci – nowi podatnicy i żołnierze!
A zatem, gdzie jest lider, gdzie jest program? Na razie mamy sztandary przekazane przez przodków, ale na to, by nad nami powiewały, trzeba zasłużyć, trzeba zapracować.
I na Boga, nie przez jakieś półśrodki i powoływanie "ekspertów" na miejsce narodowego kierownika. Polska potrzebuje polityków, a nie ekspertów – polityków chcących służyć, czyli ludzi odpowiedzialnych za społeczność, z której się wywodzą, za kraj, za naród.
Polska potrzebuje idei wspólnej pracy spinającej cały naród, zrozumienia wspólnego dobra; zrozumienia, że jedynie silne państwo polskie da ochronę i właściwe warunki rozwoju polskiej rodzinie.
Do tego trzeba rozmachu działania, trzeba nowych polityków, trzeba ruchu! Obojętnie z jaką nazwą, ale ruchu zdolnego porwać wizją nowej Polski całe pokolenia Polaków.
To jest trudne, ale wykonalne. Wystarczy uwierzyć w Polskę!
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!