Politykę robi się na emocjach, jeśli fakty emocjom nie służą to tym gorzej dla faktów. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku przypominania, jak jest naprawdę, tym bardziej że w Polsce mamy do czynienia z politycznym dualizmem jakiego nie znaliśmy w historii.
Konflikt podsycany jest właśnie przez zręczne operowania skrajnymi emocjami, a być może i propagandą podprogową; bo przecież nie ma lepszej metody rządzenia niż kontrola konfliktu; nie ma lepszej metody trzymania Polaków i Polski za frak niż gdy Polacy skaczą sobie do oczu głusi na racjonalne argumenty.
Widać to jak na dłoni przy okazji reakcji na zamordowanie prezydenta Gdańska. Obie strony polskiego konfliktu nie mają nic wspólnego z klasycznym podziałem na prawicę czy lewicę. Mimo to partia obecnie rządząca przedstawiana jest jako „skrajna prawica”, co pozwalałoby się domyślać że jej przeciwnicy to „skrajna lewica”.
Używając tej naznaczonej fałszem terminologii możemy powiedzieć, że to właśnie ta lewica jest odpowiedzialna za podkręcenie spirali nienawiści w polskim życiu politycznym. Ich publiczne szyderstwa, odbieranie stronie przeciwnej cech ludzkich, doprowadziły do obecnej „zimnej wojny domowej” bardzo korzystnej dla wszystkich, którzy w Polsce chcą robić interesy; jedna albo druga strona zawsze gotowa będzie coś tam dla tych interesów uczynić; potrzebny będzie nowy rząd w Polsce? - To przy pomocy użytecznych Polaków i odpowiedniej manipulacji emocjonalnej do tego się właśnie doprowadzi... Wszystko jest do zrobienia.
Wracając do morderstwa prezydenta Gdańska Adamowicza, porównywanie tego haniebnego czynu kryminalnego do zamordowania prezydenta Narutowicza to brak szacunku dla polskiej historii. Co Eligiusz Niewiadomski, zdecydowany endek mordujący z pobudek politycznych, może mieć wspólnego ze zdiagnozowanym klinicznie psychopatą i kryminalistą? Mord w Gdańsku stał się emocjonalną trampoliną wykorzystywaną (przy zręcznym wsparciu „halo-propagandy” z ośrodków zagranicznych) do wybijania Polakom z głowy wszelkiej woli oporu przed globalizacją i nicowaniem tradycyjnych wartości.
Mówi się więc wprost o konieczności kontrolowania przekazu społecznego, cenzurowania „nienawistnych” (czytaj: krytycznych) wypowiedzi - tak, jakby to właśnie ta prawa strona była głównym źródłem nienawiści w życiu publicznym; nienawiści wylewającej się szerokim strumieniem pomyj właśnie od tych co to chcą „dorżnąć watahę”, dobić pisiorów, moherów i „jeżdżącego maybachem Rydzyka”; tych którzy doprowadzili językiem swej propagandy do pierwszego morderstwa politycznego postkomunistycznej Polski, gdy kilka lat temu w Łodzi były UB-ek zastrzelił pracownika biura poselskiego posła PiS, krzycząc że chce dorwać „Kaczora”. To właśnie ta „totalna opozycja” i „skrajna lewica” cokolwiek by to oznaczało, powinna sobie zrobić rachunek sumienia. Próżne to jednak rady, bo jak widać niczym posokowiec, środowisko to czuje, że przeciwnik dostał celnie, boi się; więc idą za ciosem, jak na cmentarne hieny przystało.
***
Pozostało do przeczytania 50 proc. tekstu
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!