Władze prowincji Ontario przyznały, że koszt urzędniczo-politycznej głupoty, jaką było umiejscowienie elektrowni w sercu torontońskiej aglomeracji, wyniósł minimum 40 mln dol. Ot tak, wyrzucono taką kwotę w błoto, zaczynając projekt, a następnie pod naciskiem sąsiadów obiektu przenosząc budowę o kilkaset kilometrów na zachód. No niby w skali budżetowej to nie jest dużo, ale w skali ludzkiej to... chciałbym mieć takie pieniądze...
• • •
W Toronto w przypływie lunatyzmu rada miasta kilka miesięcy temu postanowiła całkowicie zakazać plastykowych toreb na towary. Ot, taka fanaberia ekologów; ponoć torby rozkładają się bardzo wolno w śmieciach, a gdy spłyną do mórz i oceanów, przeszkadzają rybom pływać. Dzisiaj – okazuje się – że właściciele sklepów chcą wziąć miasto do sądu – czyli nie dość, że decyzja głupia, to jeszcze będzie nieprzyjemnie dużo kosztować.
Gdzie się człowiek nie obejrzy, widzi, jak urzędnicy przypalają sobie papierosy jego banknotami.
Ale sami sobie jesteśmy winni, bo nie pilnujemy pieniędzy i oddajemy władzę raz cynikom, raz idiotom.
Gdy już mowa o przypalaniu papierosów. To nie tylko zakaz pakowania towarów w torby nadaje się do sądu, ale wiele innych przepisów, z gruntu sprzecznych nie tylko z tzw. prawami człowieka, ale z naturalnym odruchem zdrowego rozsądku.
No bo jak to jest, że z jednej strony debatują nam różni politycy po miastach nad zakładaniem specjalnych pokoi do bezpiecznego dawania sobie w żyłę (w Vancouver już są), co – było nie było, jest zajęciem nielegalnym – a jednocześnie zakazane jest zakładanie wydzielonych pokoi do dawania sobie w płuco, czyli staromodnie mówiąc, palarni, gdzie dorośli obywatele mogliby palić tytoń. Czyli jakaś banda idiotów nastaje na moje prawo do zrzeszania się i dysponowania używkami w imię ideologicznej troski o zdrowie "narodu".
Zakaz palenia narusza podstawowe prawa człowieka. Jeśli jakiś człowiek chce założyć w domu lokal dla palaczy, to powinien móc w ten sposób zadysponować swą własnością. Bo nie chodzi w tym wszystkim o palenie, lecz o zasadę, na jakiej pozbawia się nas wolności i temperuje na nowych niewolników.
Co ciekawe, występuje przy tym swego rodzaju sprzężenie zwrotne – zwykli ludzie mówią: co ja się będę rzucał i tak wszystko jest przesądzone, zaś kierownicy systemu święcie wierzą, że ludzie są jak coraz mniej rozumne krowy na łące – bierne i nierychliwe. I z roku na rok nasza bierność ich rozzuchwala...
• • •
Czy sądzą państwo,że zjazd ekonomistów może urodzić cokolwiek pożytecznego? – No bo jeśli tak, to jesteście bardzo młodzi. Generalnie ekonomiści to zwierzęta akademickie, które na handlu i obrocie znają się trzy po trzy. – No, może przesadzam, prof. Krzysztof Rybiński na pewno się zna. Po co więc PiS zwołuje tego rodzaju jaja-narady i cepeliady, zapraszając m.in. podejrzane figury, które obracają się w atmosferze grantów, stypendiów i ciepłych posad; ludzi, którzy w życiu własną przedsiębiorczością nie zarobili marnej złotówki?!
PiS ma pieniądze z kasy państwa, niech sobie zrobi kilka ekspertyz i sondaży, a będzie wiedział tyle samo co po takiej jaja-naradzie, czyli niewiele. Ja bym chciał od poważnej partii politycznej, aby postawiła na podwyższeniu lidera i powiedziała – tędy droga, a nie mydliła mi oczy zapewnieniami, że zaraz się zapyta, którędy ma iść. Przecież to jest jakaś farsa! Po co marnować pieniądze – nie lepiej powielić trochę więcej broszur i rozdać od drzwi do drzwi?
Polska się wali, młodzi wyjeżdżają, złodzieje przyspieszają kradzieże, żeby zdążyć, "zanim się zacznie", a główna partia opozycyjna – radzi.
• • •
Infantka Stolzmanowa wyszła za mąż w katolickim kościele. Nuworysze mieli bal ("Wielki dzisiaj bal w operze wszelka dziwka majtki pierze i na kredyt kiecki bierze", że zacytuję błyskotliwego polskiego poetę żydowskiego pochodzenia, z przedwojennego pokolenia...). Salonowa partyjna warszawka, która w ciągu dwóch pokoleń w rakietowym tempie pokonała dystans z czworaków na salony global-elity, objawiła się w pełnej napompowanej krasie. W rolę Stańczyka wcielił się tym razem absolwent AGH, były działacz socjalistycznej ZSyPowej młodzieży, europoseł Marek Siwiec. Wykształcony technicznie, ujawnił umiejętność posługiwania się smartfonem, tweetując na bieżąco do blogosfery relację. Ponoć od razu zadzwonili mu z TVN, czy nie mogą tweetów dawać w pasku... Alek chyba mógł się tego spodziewać po redakcyjnym koledze z ITD. No nie?! Dziennikarz zrozumie dziennikarza... Alek to pewnie nie miał do niczego głowy; okazja była uroczysta, w końcu córka jest tylko jedna i musiał dbać o poziom – czyli w tym przypadku – pion.
Umiejscowianie w kościołach imprez różnego rodzaju zasobnych nuworyszy i bywalców lóż (vide prof. Geremek) stawia przed oczy czasy końca Królestwa. Mamy teraz dokrętkę. Zastanawiam się tylko, który to w tym wydaniu zostanie kochankiem carycy? Bo poseł Biedroń to chyba jednak jest na to zbyt drobnokościsty.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!