Kiedyś rozmawiałem z koneserem o winach; które najlepsze i do czego. Po chwili przeszliśmy na piwa... Moje znawstwo w tej dziedzinie (i win, i piwa) jest znikome. Moje parweniuszowe kubki smakowe za Chiny ludowe nie chcą mi odróżnić wina za 10 dol. butelka od takiego po 100 dol.
To dało mi do myślenia, czy w ogóle warto mówić o smaku pewnych rzeczy, o przyjemności ich kosztowania w oderwaniu od kontekstu życia. Być może to truizmy, ale żadne najlepsze piwo nie smakuje tak dobrze, jak przeciętny sikacz wypity w gorący dzień po zejściu z gór.
Żadne najdroższe wino pite w pośpiechu nie da takiej przyjemności, jak restauracyjny cienkosz pity w romantyczny wieczór z ukochaną osobą, gdy życie bujne i przepyszne skapuje po ścianach.
Tak samo jest z każdą inną rzeczą; nawet najdroższy kawior może stawać w gardle, nawet najpiękniejsze i najinteligentniejsze kobiety robią się blase. Jest nawet gorzej; znudzić się może nawet samo szukanie coraz to nowych sensacji, doznań i coraz piękniejszych wrażeń.
Próżno więc radości życia szukać w luksusowych towarach i wyrafinowanych uczuciach – zawsze gdzieś nam coś ucieknie, czegoś będzie brakowało...
Nasza prymitywnie hedonistyczna kultura ostatniego wieku usiłuje coraz bardziej rafinować płaskie przyjemności poprzez kulturę masową wypełnioną po brzegi seksem. Z jednej strony, uczymy dzieci w szkołach poprawnego obchodzenia się z kondomem w czasie – proszę wybaczyć – stosunku doodbytniczego, a jednocześnie odzieramy im wspaniałą część ludzkich doznań z radości prawdziwej miłości i prokreacji.
Zmagdonaldyzowano jedzenie, pakując w usta zbałamuconych ludzi coraz większe kawały mięsa, coraz bardziej smakowicie doprawione, coraz słodsze kąski frykasów, serwując je na wycieranych lizolowymi ścierami plastykowych stołach, na papierowych talerzach i kubkach z plastykowym nożem i widelcem.
Czyż nie lepiej smakuje zwykły ziemniak ugotowany w mundurku podany z solą i masłem na pięknej zastawie, wykrochmalonej serwecie, okraszony ciekawą rozmową, bez pośpiechu, po ludzku...
Jedzenie, a nie żarcie!
Niestety macdonaldyzacja dotyczy nie tylko jedzenia, lecz każdej dziedziny. Coraz częściej i coraz bardziej masowo zwiedzamy obce kraje, zazwyczaj całkowicie impregnowani na problemy czy kulturę miejscowych ludzi, "cykamy" tysiące zdjęć po to tylko, byśmy mieli atrakcyjne tło.
Na własne życzenie pozbawiamy się radości podróżowania, radości pielgrzymowania, napotykania drugiego człowieka. W zamian mamy krótkotrwałą przyjemność bardzo szybko powszedniejącą, przyjemność szybkiego przemieszczania się po modnych zakątkach globu.
Wniosek jest zaś taki, że jeśli ktoś szuka prawdziwej przyjemności, powinien odnaleźć radość życia, a ta jest rezultatem akceptacji ludzkiego losu i powołania, w pokoju ze światem; jest rezultatem wyciągania pomocnej ręki ku innym.
Przyjemność nie polega na coraz bardziej perwersyjnym podrażnianiu cielesnych sensorów. Możemy się nauczyć najbardziej wyrafinowanych technik stymulacji seksualnej, a i tak nasz orgazm będzie niczym w porównaniu ze spełnieniem prawdziwej miłości. Nawet najbardziej profesjonalna prostytutka nie nauczy nas przyjemności kochania.
Dzisiejsze prymitywne podejście do zadowolenia ma również wariant polityczny – wspólnotowy. Można to łatwo prześledzić na przykładzie najnowszej historii Polski, gdzie części elit zdawało się, że największą przyjemność życia uzyskają gwałtownie bogacąc są za wszelką cenę, nawet kosztem okradania i niszczenia wszystkiego i wszystkich dookoła. Elitom tym wydawało się, że mogą przyjemnie żyć za murem, ciesząc się z ukradzionych fantów, odgrodzeni od problemów innych.
Tymczasem polityka bez troski o wspólnotę to złuda. Szczęście nawet tych mądrzejszych i bogatych nie jest możliwe pośród moralnych zgliszcz i rozgrabionego kraju.
Chapanie za wszelką cenę ma krótkie nogi, szybko się nudzi i zazwyczaj kończy się odchodzeniem w niesławie.
Dlatego prawdziwie przyjemne życie można wieść jedynie wówczas, gdy wrócimy do wartości; gdy będziemy je przeżywać jak Pan Bóg przykazał; w jedności wszystkiego co piękne.
Ta wielka prawda powinna być nauczana od przedszkola. Niestety wychowanie ma to do siebie, że jest najskuteczniejsze, gdy uczymy się na przykładzie; stąd, gdy rodzice tego przykładu nie dają, trudno dzieci przekonać do prawdziwego szczęścia.
A każdy chce być szczęśliwy; każdy z nas szuka przyjemności. I ta cudowna jedyna przyjemność jest w zasięgu ręki każdego z nas.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!