W czasach siermiężnego komunizmu i autorytarnej władzy legitymizowanej liczbą czołgów mieliśmy do czynienia z czytelną, otwartą cenzurą. Średnio inteligentny człowiek mógł się domyślić, czego władza mu zabrania myśleć, i szybko tę wiedzę uzupełnić. Niektóre gazety w końcowym okresie PRL-u zaznaczały nawet ingerencje urzędu cenzorskiego, wskazując na stosowną ustawę.
Dzisiaj nie mamy tak łatwo. Główne platformy przekazu – a wbrew tradycyjnym przekonaniom, nie jest to radio czy telewizja, lecz Facebook, Twitter, YouTube czy Google – najpierw zmonopolizowały kanały przesyłowe, stając się głównym dostawcą wiadomości tak prywatnych, jak i tych pochodzących od oficjalnych źródeł, a następnie wzięły się za cenzurowanie. Oczywiście nie same z siebie, lecz za „dyskretną namową” starszych i mądrzejszych. Dzisiaj słowa-klucze nowej cenzury to „fake news” oraz „hate propaganda”. Nikt tak dokładnie nie wie, co pojęcia te oznaczają, ale właśnie o to chodzi, aby były nieprecyzyjne, bo wówczas łatwiej można nimi walić po głowie przeciwnika politycznego, lub też oponentów rewolucyjnych zmian społecznych.
Na dodatek, większość z nas postrzega współczesną technologię informacyjną na zasadzie magicznej; wiemy, co jest na wyjściu, widzimy, co jest na wyjściu, wiemy, gdzie nacisnąć czarne pudełeczko, ale jak to działa i dlaczego to już „czarna magia”. Proszę zresztą samemu zapytać dowolną rozgarniętą latorośl o oprogramowanie smartfonu, który trzyma w ręku, i strukturę sieci, z jakiej korzysta.
Tak więc, oprócz tego, że sami na siebie donosimy, przeglądając strony internetowe, komentując na Facebooku, używając aplikacji Androida czy Apple’a, to jeszcze jesteśmy odbiorcami spreparowanego, starannie przefiltrowanego przekazu informacyjnego, o którym sądzimy, że jest autentyczny i prawdziwy. Tymczasem nie mamy bladego pojęcia, w którym miejscu i jak zadziałał cenzor. Przekonały się o tym niedawno konserwatywne portale w Stanach Zjednoczonych, które nie tylko wprost wykluczono, jak stronę fejsbukową Infowars Alexa Jonesa, ale przede wszystkim poddano „obróbce” przez algorytmy hamujące rozprzestrzenianie się niepożądanych treści. Media społecznościowe przy pomocy oprogramowania usiłują ograniczyć rozprzestrzenianie się „fake news” poprzez limitowanie propagacji wiadomości nadawanych z portali zidentyfikowanych jako „główne źródła”. Podobnie jest w przypadku treści uznawanych przez niewidzialnych cenzorów za „siejące nienawiść” (czyli tak dokładnie nie wiadomo co) – krytycznych wobec zmian społecznych narzucanych przez nowe cioty rewolucji. Ogranicza się im albo eliminuje możliwość uzyskiwania dochodów poprzez blokowanie wyświetlania reklam.
Prosta zmiana algorytmów rządzących wyświetlaniem wiadomości na tablicach Facebooka doprowadziła do nieraz 90-procentowego spadku poczytności prawicowych portali. W większości wypadków, zastosowania cenzury można się jedynie domyślać, ponieważ używa się tzw. „shadow banning”, czyli blokowania niewidocznego dla użytkownika. Nadawane treści ograniczone zostają do wąskiej grupy odbiorców zidentyfikowanych przez oprogramowanie jako podobnie myślący.
Sposobów i możliwości manipulowania treściami i rozprowadzaniem wiadomości jest multum. Można o tym przeczytać w Drudge Report, gdzie opublikowano poufne memorandum, o tym „jak eliminować prawicową propagandę”. Autorzy stwierdzają, że można tego dokonać „z matematyczną precyzją”. Żyjemy więc w świecie, w którym metodycznie i powoli odbiera się nam wolność wypowiedzi, a tworząc wrażenie budowania społecznościowej wspólnoty, szatkuje się nas na grupy mające na celu izolowanie niepoprawnych politycznie, niepożądanych poglądów. Jedną z twarzy współczesnej Łubianki jest George Soros. Co i kto za nim się kryje? Możemy się jedynie domyślać. Zresztą dzisiaj coraz bardziej musimy się domyślać, aby wiedzieć. „Więc dlatego z punktu mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było. Tylko aplauz i zaakceptowanie” – że pozwolę sobie zacytować klasyka.
Osobom, które twierdzą, że dzięki dostępowi do Internetu, możliwości załadowania filmów do YouTuba, czy też stworzenia strony fejsbukowej zwiększyła się wolność słowa, a propaganda mainstreamu nie ma już tak dużego znaczenia, radziłbym po prostu popatrzyć, jak to wszystko działa. Wydawca, który nie kontroluje dystrybucji, nigdy nie wie, czy połowy nakładu nie wyrzucają mu do kosza. Najlepsza cenzura to taka, która uchodzi za wolność słowa, a najskuteczniejsze zniewolenie to takie, które narzuca się w imię pełnej wolności. Manipulacja weszła na nowy poziom, a czekiści nowego porządku od dawna wiedzą, że głębokie zmiany trzeba rozłożyć przynajmniej na dwa pokolenia, zaś mordowanie ograniczyć do podanych na tacy praw człowieka dobrowolnej eutanazji i aborcji. Dzięki temu w materiale ludzkim znów możemy rzeźbić wizję nowej świetlanej przyszłości i lepszego jutra. Avanti popolo, alla riscossa, Bandiera rossa, Bandiera rossa.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!