Relacjonowaliśmy niedawno na naszych łamach przypadek skazania Mary Wagner, obrończyni praw dzieci nienarodzonych, która wchodzi na teren przychodni aborcyjnych i usiłuje odwieźć klientki tych zakładów od zabiegu. Jest za to skazywana za przeszkadzanie w legalnym świadczeniu usług. Sędzia po raz kolejny, uznając głębokie przekonania religijne Mary Wagner, wskazał, że nie powinny one uzasadniać łamania prawa, lecz inspirować ją do działań na rzecz jego zmiany.
I tu właśnie, jak to mówią Niemcy, pies jest pogrzebany, ponieważ casus Mary Wagner uświadamia nam, że nie wszystkie prawa możemy w Kanadzie zmienić.
Dzieje się tak dlatego że od czasu dokonanej na początku lat osiemdziesiątych nowelizacji konstytucji kanadyjskiej i wprowadzenia do niej tak zwanej Karty Praw i Swobód na straży praw obywatelskich i praw człowieka stoi Sąd Najwyższy. To on określa czy dany przepis prawa, dana ustawa, czy dana sytuacja ma charakter dyskryminacyjny czy też nie, i to właśnie ten sąd obalił i doprowadził do zmian wielu ustawy przegłosowanych przez kanadyjski parlament; to Sąd Najwyższy zmienił nie tylko przepisy aborcyjne, które ograniczały zabijanie dzieci nienarodzonych do 3 miesięcy (obecnie nie ma żadnych ograniczeń), wprowadził eutanazję, małżeństwa homoseksualne oraz zalegalizował domy publiczne. Wszystko to przy pomocy wytrychu jakim jest „usuwanie dyskryminacji”. Mamy więc do czynienia z dyktaturą Sądu Najwyższego, ciała przez nikogo nie wybieranego; sędziowie pochodzą bowiem z nominacji aktualnego premiera.
A zatem rada sędziego by Mary Wagner „lobbowała” w celu zapewnienia ochrony nienarodzonym dzieciom mija się tutaj z prawdą; takie działania praktycznie są bez znaczenia, bo Sąd Najwyższy na końcu i tak uzna czy jakakolwiek ochrona dziecka nienarodzonego narusza prawo kobiet czy też nie.
I gdzie tutaj jest demokracja?
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!