W czwartek po południu zaczęli się zjeżdżać delegaci z różnych krajów, w tym Białorusi, do Domu Polonii na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Spotkałem interesującego człowieka z Syberii i on potwierdził to, co wiem z Białorusi, że i u nich księża też eliminują polski z kościoła, a na dodatek jeżdżą do Polski i nawet we Wspólnocie zbierają pieniądze.
Spotkałem też szefa Polonii Anglii i okazało się, że oni dostali zaproszenia na zjazd tydzień temu, gdy wielu ważniejszych pojechało na urlopy i trudno było kogoś znaleźć, by pojechał. Tymczasem Polonia Kanady wiedziała o zjeździe od 6 miesięcy. Przyjechało naszych sporo, w tym prezeska KPK i poseł pan Lizoń, pani Bogorya oraz bardzo liczni nasi harcerze.
Z siedziby Wspólnoty odwieziono delegatów autokarami do zamku w Pułtusku, relikt po organizacji reżimowej Polonii, gdzie nocowali, a następnego dnia przywieziono do Warszawy. Najpierw była Msza św. w katedrze św. Jana celebrowana przez prymasa Kowalczyka, a po niej udaliśmy się do Zamku Królewskiego, gdzie ważniejsi zostali zaproszeni do głównej sali, a mniej ważni, w tym prasa, do drugiej, gdzie mogliśmy oglądać, co się działo obok, na wielkim ekranie.
Nie rozpoczęły się obrady od odśpiewania hymnu, ale od głodnych gadek i długiego witania tych, co przybyli, przez prezesa Wspólnoty pana Pałubickiego.
Potem z 10 minut mówił prezydent Komorowski bez kartki, wskazując kilka razy, że Polska potrzebuje Polonii, a Polonia Polski. Zrobił ukłon w stronę pana Lizonia, litewskiego posła do parlamentu UE Tomaszewskiego oraz posła i zarazem prezesa Polonii w Rumunii.
Mówił sporo prymas Kowalczyk, nawiązując do słów Jana Pawła II, a potem wiceminister oświaty, bo imć Sikorski, obawiając się wygwizdania nawet przez tak dobrane gremium, się nie pofatygował. Warto dodać, że nikt inny z Episkopatu poza prymasem się nie pofatygował, a zwłaszcza było to psim obowiązkiem biskupa, ks. bp. Wiesława Lechowicza, któremu Episkopat powierzył opiekę nad nami, z czego bardzo miernie się wywiązuje, bo ma na głowie jeszcze własną diecezję.
Ostatnim akordem był występ artystyczny. Jakiś pan grał na fortepianie i śpiewał niewiele znaczące piosenki, a właśnie tu powinien był wystąpić Janek Pietrzak ze swą pieśnią "Żeby Polska".
Po imprezie na Zamku udaliśmy się do Wspólnoty, około 200 m, gdzie była wystawa różnych akcji poparcia Solidarności, a wśród licznych plansz zabrakło choć jednego zdjęcia mego pisma "Słowo-Solidarność", które jako jedyne przedrukowywało "Tygodnik Solidarność".
Wreszcie autokarami odwieziono nas do Senatu, gdzie czekaliśmy na stojaka 50 minut. Prezes Komołowski przyszedł, ale nawet nas nie przeprosił i przedstawił nam kilku senatorów zajmujących się Polonią oraz stwierdził oględnie, że daje MSZ-etowi rok, by pokazał, że umie zajmować się Polonią.
No i była uczta, to na pewno na 107 dzieło kucharzy z zamku w Pułtusku. Żarliśmy zgłodniali i przechadzali po miniparku znajdującym się za budynkiem Senatu.
Co było naprawdę dobre, to że w kuluarach zjazdu różni ludzie się spotkali i wymienili zdania. Choć to byli w znacznej mierze wybierańcy MSZ-etu i pana Komołowskiego, który śladem innych notabli nie ma zwyczaju odpowiadać na listy, to zawsze coś dobrego z tego wyjść może. Potem były obrady w sali Sejmu, z której po wstępie wyproszono prasę.
W sobotę były obrady w Pułtusku znów bez wstępu dla prasy i po mszy w niedzielę w Pułtusku koniec.
Zjazd ten przypominał zjazd w Wołkowysku, gdzie w 2002 r. spędzono wybranych rodaków i powstał nowy reżimowy Związek Polaków Białorusi. Tam też tylko na początek i koniec zezwolono uczestniczyć mediom.
Sobotni "Nasz Dziennik" opublikował długi tekst od Związku Polaków na Białorusi, gdzie bardzo krytycznie mówi się o obecnej sytuacji Polaków w tym kraju i o tym, że coraz mniej dostają pomocy z Polski.
Jaki z tego morał? Polacy muszą zorganizować swe własne spotkania, bo czy rządzi PO, czy nawet PiS, to zagraniczni Polacy będą używani tylko do załatwiania tego, co możnym w Polsce w danym momencie potrzeba.
Dodać jeszcze trzeba, że w zeszłym roku emigracja przysłała do Polski 4,2 mld dolarów, nie licząc, ile sprowadza z kraju produktów, o czym może każdy przekonać się np. u Benna'sa na Roncesvalles, gdzie do 80 proc. towarów to import z kraju.
Niewygłoszony tekst na zjeździe w Warszawie
Problemy Polaków i Polonii. Jestem jedynym Polakiem, który żył 20 lat w Kanadzie, a od 20 lat mieszka na Białorusi. Więc znam jak nikt inny problemy Polaków z Zachodu i Wschodu.
Problemem Polaków USA i Kanady jest to, że trwa tam na nas nagonka żydowska. Powoduje, że wielu młodszych Polaków wstydzi się przyznawać do swego polskiego pochodzenia.
Ostatnim elementem tej kampanii była potwarz Obamy. Obecny tam delegat MSZ imć Rotfeld nie protestował i za to nie poniósł kary.
W walce o dobre imię polski MSZ robi MNIEJ niż ZERO!! Np. nie propaguje książek o roli Polaków w ratowaniu Żydów, a jest ich kilka, w tym angielska "Martyrs Of Charity" dr. W. Zajączkowskiego, która wylicza 750 miejscowości, gdzie Niemcy wymordowali Polaków. Dodam, że litewski MSZ wydał taką książkę i ją rozprowadza.
Dla poprawy image'u Polonii wiele dałoby wysłanie do kilku krajów, zwłaszcza Kanady i USA, wystawy polskiej sztuki sakralnej, która by się składała eksponatów i fotografii najcenniejszych obiektów.
Problemy Polaków za Bugiem określił dobitnie były marszałek białoruskiego parlamentu prof. Stanisław Szuszkiewicz, mówiąc gazecie "Kommiersant", że winę za złe traktowanie Polaków ponoszą polskie rządy, bo nie reagowały na kolejne kopniaki zadawane z rozkoszą przez imperia światowe, jak Litwa, Białoruś czy Ukraina.
Polska zbudowała dla swych mniejszości domy i daje im miliony, zaś organizacje polskie za Bugiem dostają mało co i mają problemy z lokalami. Na przykład we Lwowie i w Kijowie Zarząd Związku Polaków gnieździ się z redakcją swej gazety w trzech pokojach w drogo wynajętym mieszkaniu.
Sugeruję dać Ukraińcom ultimatum. Zamkniemy za dwa tygodnie dom ukraiński w Przemyślu, jeśli władze na Ukrainie nie dadzą Polakom domu w dobrym stanie we Lwowie i w Kijowie o wielkości niedawno otwartego domu ukraińskiego w Przemyślu. O świństwach litewskich względem Polaków pisze prasa, więc nie będę o nich mówił, ale trzeba mieć konkretny wzorzec, co od Litwy wymagać.
Wymagajmy dla Polaków tego, co mają Szwedzi w Finlandii, gdzie jest ich procentowo mniej niż Polaków na Litwie. Tam szwedzki jest oficjalnym językiem państwa, jest szwedzki państwowy uniwersytet w Turku, jest szwedzkie radio i TV, jest z zasady jeden Szwed ministrem.
Znów trzeba dać Litwinom ultimatum. Albo dacie w miesiąc Polakom takie prawa, jakie mają Szwedzi w Finlandii, albo zrywamy z wami stosunki dyplomatyczne i stawiamy wniosek o wykopanie was z UE.
Dla Polaków litewskich wsparciem byłoby zdeponowanie w Spółdzielczej Kasie w Wilnie z dwóch mln dolarów, co da polskim przedsiębiorcom kredyty na otwarcie firm oraz, podobnie jak w innych krajach za Bugiem, szkolenie rodaków, jak zakładać firmy.
Polonia USA i Kanady mogłaby wiele pomóc Polakom za Bugiem przez przekazanie im swego doświadczenia w organizowaniu Kas Spółdzielczych – takich SKOK-ów oraz Kas Wzajemnych Ubezpieczeń, na jakich opiera się np. Związek Narodowy Polski.
Stawiam wniosek, by Polska przestała finansować mniejszość litewską, ukraińską i białoruską. Niech je finansują ich rodacy.
Karta Polaka ma dwie główne wady:
– pierwsza: nie daje automatycznego wjazdu do Polski, a zmusza do ubiegania się o wizę, czym utrudnia pracę i tak przeciążonym konsulatom.
– druga: że nie wydają jej urzędy wojewódzkie w Białymstoku, Lublinie czy Przemyślu.
Stawiam konkretny wniosek, by na pierwszej sesji Sejmu wprowadzono punkt do ustawy o Karcie Polaka uprawniający jej właściciela do wjazdu do Polski bez wizy i by wydawały je też urzędy wojewódzkie.
Pytam ministra Sikorskiego, czemu ja sam przywożę więcej pism polskich, jak "Dobry Znak", "Przyjaciółka", "Łowiec Polski" czy "Niedziela" na Białoruś niż jego podwładni z Mińska?
Pisałem na ten temat do niego trzy lata temu, ale nie był łaskaw odpowiedzieć, co jest karalnym wykroczeniem urzędniczym.
Pani Applebaum, żona ministra, wydała po polsku doskonałą polską książkę kucharską. Napisałem do ministra w lutym, by wydano ją też po angielsku i zrobiono w konsulatach promocję.
Wytknąłem to mu znów 3 maja z zerowym skutkiem, a przecież jest to jego psim obowiązkiem – promocja Polski i wszystkiego, co świadczy dobrze o Polsce.
Ostatnio Sejm bez zasięgania zdania Polonii odebrał pieniądze na finansowanie Polonii ze Wspólnoty Polskiej, a dał w ręce MSZ-etu z fatalnym skutkiem. Moc programów tego lata nie została uruchomiona z winy MSZ-etu i nikomu za to włos z głowy nie spadł.
W Polsce mniejszość niemiecka ma pełne prawa, natomiast 10-krotnie, powtarzam 10-krotnie, większa mniejszość polska nie ma takich praw, choć miała je nawet za Hitlera do 1939 r.
Kiedy wreszcie MSZ załatwi takie prawa dla mniejszości polskiej w
Niemczech?
Kościół katolicki przeżył za Bugiem dzięki Polakom i im się coś należy. Czemu na terenie byłego ZSRS polscy księża z uporem eliminują z kościoła język polski? Czemu moje wnuki w Kanadzie mogą być przygotowywane do I Komunii św. po polsku, a tego się odmawia mym dzieciom w Mińsku? Kto chce, niech ma posługę kapłańską po ukraińsku, rosyjsku czy białorusku, ale dlaczego eliminuje się ją po polsku?
Kiedyś opiekunem Polonii był biskup Wesoły, który pochodził z emigracji i mieszkał stałe w Rzymie i oczywiście znał na wylot nasze problemy. Dziś naszym opiekunem
jest jakiś biskup z Polski, który nawet nie pofatygował się na zjazd Polonii.
12 lat temu pisałem bez skutku do Episkopatu, by przyjeżdżający z zagranicy na urlopy polscy misjonarze odwiedzali nas za Bugiem i opowiadali o swej pracy. Takie odczyty byłyby z przyjemnością słuchane nie tylko przez rodaków, ale i obcych. Kto np. w Mołodecznie wie coś o Kenii czy Brazylii, a przecież polscy misjonarze pracują w 56 krajach. Czy jest to tak trudne do zrobienia?
Jak mało kto cieszę się z wizyty patriarchy Moskwy w Warszawie, który jest, jak wiemy, tylko narzędziem Kremla. Nie ma konfliktu między narodem polskim a rosyjskim, co widać było po 10 kwietnia, kiedy masowo Rosjanie poszli z kwiatami pod polską ambasadę. Są złe stosunki między Kremlem a Warszawą i dobrze, że się poprawiają.
Ale pytam, czy metropolita Cyryl zaprosił delegację polskiego Episkopatu do Moskwy, czy zapytano gościa, kiedy zostaną zwrócone katolikom liczne kościoły w Rosji, zaczynając od kościoła w Smoleńsku.
Po tragedii smoleńskiej sugerowałem, by w Warszawie zbudowano cerkiew pojednania, a w Moskwie wzniesiono katolicką świątynię pojednania. Buduje się na Polach Mokotowskich cerkiew, ale pytam, kiedy będzie budowany nowy kościół katolicki w Moskwie, którego bardziej tam potrzebują katolicy niż prawosławni cerkwi w Warszawie.
Tych moich uwag nie mogłem wygłosić na zjeździe w Warszawie, więc tylko je spisałem i przekazuję rodakom w kraju i za granicą.
***
Uwaga nadchodzi
Jak się psa chce uderzyć, to kij się znajdzie, mówili już dawno temu rodacy. Teraz przy okazji afery z bankiem Amber Gold Tusk i spółka mają zamiar wziąć się do SKOK-ów, bo nie dość, że konkurują z obcymi bankami, to jeszcze mają bezczelność dawać ogłoszenia w niereżimowej prasie jak "Nasz Dziennik".
Zwycięstwo
23 sierpnia Komisja Wyborcza w Wołkowysku oświadczyła, że nie uznała kilkuset mych podpisów, bo były złe numery paszportów, choć 99 proc. podpisów było autentycznych, bo praktycznie wszyscy sami robili na blankietach wpisy. Nastąpiło to, co mówiono mi, że coś zrobią, bym nie został wpisany na listę kandydatów.
Piszę teraz pismo do Najwspanialszego Prezydenta, udowadniając Mu, że jego ludzie zbierali nielegalnie po zakładach pracy podpisy, co łatwo udowodnić, bo w przeciwieństwie do mych podpisów, których autorzy są z różnych zakładów, ich na kolejnych listach są z tych samych zakładów.
Teraz będę miał trochę czasu i może pojadę na kilka dni do Gruzji odpocząć i coś o tym pięknym kraju napisać. Ale nie przejmuję się, bo jak pisał Marszałek Piłsudski, ulec, a nie zostać pokonanym, to ZWYCIĘSTWO.
Patałachy
Po uroczystościach 3 Maja na placu Zamkowym w Warszawie podszedłem do prezydenta i poprosiłem o piłkę symbol Euro 2012, którą dostał od dzieciaków, które grały nią na koniec uroczystości, dla dzieci z polskiej szkoły w Wołkowysku i chciałem ją tam wręczyć na koniec roku szkolnego. Niestety, nie dostałem odpowiedzi ani tak, ani nie. Od dwóch tygodni znów proszę o piłkę i znów nie mogą mi dać odpowiedzi.
Aleksander graf Pruszyński
Mińsk/Warszawa
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!