Nie to jest najgroźniejsze dla wspólnoty, że krew z państwowych żył wysysa równocześnie tak wielu nikczemników. Prawdziwe zło zaczyna się w miejscu, w którym dobro więdnie przez zaniechania ludzi uważających się za przyzwoitych.
Podobno niektórzy tak zwani politycy budzą się z rękoma w nocniku. Gdy twierdzą tak ludzie bogaci w wiedzę i doświadczenie, polemizować z nimi byłoby przejawem braku rozsądku. Co więcej, ponoć tego rodzaju niemiła przygoda spotkać może każdego, nie tylko ślepca. Jednak w moim przekonaniu, prawdziwy problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy ci, którzy obudzili się z rękoma w fekaliach, nie tylko z rękoma, ale i z głowami w fekaliach zasypiają – albowiem ta sytuacja dotyczy już całej wspólnoty. Pytanie tylko, zawartość ilu pełnych nocników zwala się Polakom na głowy i kto właściwie jest temu winien.
I tu warto przypomnieć opinię Przemysława Piętaka, który na łamach "Rzeczy Wspólnych" powiada tak: "od 73 lat Polska tkwi w niewoli, chociaż w tym czasie przestano bić więźniów, kraty zastąpiono pancerną szybą, trochę zamieciono podłogę, a do celi wstawiono telewizor. I właśnie to odświeżenie celi miliony Polaków uznało za wolność, a może nawet uwierzyło, że w tych warunkach można całkowicie przyzwoicie żyć".
Aferoland
Nawet jeśli można, to przecież do czasu, do czasu. Niedawno mieszkańców kraju położonego między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca zelektryzowała wieść, jakoby dług publiczny III RP sięgał astronomicznej kwoty biliona złotych. Mało tego, dług ów podobno cały czas zwiększa się, w tempie około 10 tys. zł na sekundę. Ale i tego mało, ponieważ same koszty obsługi takiego długu przekraczają w skali roku 43 miliardy złotych, co stanowi blisko półtoramiesięczne wydatki całego naszego nieszczęśliwego państwa. Tę szokującą statystykę Stanisław Michalkiewicz podsumował słowami: "Umiłowani Przywódcy zastawili u lichwiarskiej międzynarodówki majątek obywateli na całe dziesięciolecia naprzód".
Skoro im kazano, to zastawili, serwilizm "umiłowanych przywódców" mnie osobiście nie zaskakuje. Swoją drogą, nie ma to, tamto: po nieudanej prywatyzacji LOT-u z aferą Amber Gold w tle (w tym kontekście najbardziej rozbawił mnie passus pt. "Marcin Plichta prześwietlany przez służby specjalne w związku z podejrzeniem prania brudnych pieniędzy". No dajcież spokój!), po niedorzecznościach prezydenta Komorowskiego, rojącego o budowie nadwiślańskiej tarczy antyrakietowej (najwyraźniej po zamknięciu "projektu Gawron" okazało się, iż niektóre kieszenie nie zostały należycie wypełnione. Co prawda ten i ów uszczknął z autostrad, ten i ów uszczknie z ich remontów, lecz wygląda na to, że "deal" naprawdę godny "wolnego rynku" III RP to byłaby dopiero owa "tarcza antyrakietowa"), po wciąż niewyjaśnionych zgonach Stefana Zielonki, Grzegorza Michniewicza, Eugeniusza Wróbla, Andrzeja Leppera czy Sławomira Petelickiego – mam wymieniać dalej? – jeżeli po tym wszystkim jest jeszcze w Polsce człowiek, który utrzymuje, że Polską rządzą tak zwani politycy, odrzucając przekonanie, że u steru rzeczywistej władzy stoją w naszym kraju służby specjalne, i wcale niekoniecznie polskie, ktoś, kto powyższe przekonanie lokuje w kategoriach "spiskowej teorii dziejów" czy uznaje wręcz za "oszołomstwo", jeśli taki człowiek naprawdę w przyrodzie występuje, to znaczy, że nie chce wiedzieć, co dzieje się dookoła niego i w jaką diabelską czeluść wpychana jest jego ojczyzna.
Warto powtarzać
Krzysztof Kłopotowski mówi o tym tak: "W tle muszą być potężniejsze siły. Bo weź załóż w Polsce w wieku 28 lat, wbrew prawu, z sześcioma wyrokami sądowymi, linię lotniczą, która stawia sobie za cel wykończenie na rynku krajowym linii należących do państwa. No tylko weź spróbuj!". Tę samą perspektywę ujmuje odrobinę inaczej i nieco szerzej Witold Gadowski, zauważając: "pieniędzy z budżetu nie starcza na finansowanie ekspertów od wszystkiego, trzeba od czasu do czasu piramidkę walnąć".
Rzeczywiście, sporo takich "piramidek" wzniesiono nad Wisłą po "odzyskaniu niepodległości" w 1989 roku, zaś większość tych przedsięwzięć udała się dzięki osłonie zwanej potocznie "parasolem", a z rosyjska "kryszą", jaką nad działaniami tego czy innego bandyty utrzymywali ludzie, których w dalszym ciągu powszechnie acz niesłusznie tytułujemy politykami, sędziami czy prokuratorami (a propos prokuratorzy: mimo doniesienia Krajowego Nadzoru Finansowego z 2009 roku, gdańska prokuratura umorzyła postępowanie wobec Amber Gold, a po odwołaniu się do sądu przez KNF i uchyleniu tego umorzenia, wróciła do sprawy dopiero po upływie przeszło dwóch lat).
Pytanie: czemu polska Temida nie tylko zasłonięte ma oczy i zatkane uszy, ale bardzo często widuje się ją również z kneblem w ustach? Prawdopodobnie dlatego, iż przeróżnych funkcyjnych, tym bardziej funkcyjnych odsadzonych na eksponowanych państwowych stanowiskach, zastraszyć dziś nietrudno.
Właśnie dlatego warto i należy powtarzać: nie to jest najgroźniejsze dla państwa, że krew z jego żył wysysa mu równocześnie tak wielu nikczemników i bandytów. Prawdziwe zło zaczyna się w miejscu, w którym dobro więdnie przez zaniechania ludzi uważających się za przyzwoitych. Taka postawa wycofania z ich strony, mocniej: ta ich upiorna i mroczna bezczynność, wszystkich nas zaraża pewnego rodzaju łajdactwem. Kalecząc złem równie mocno, co samo zło.
K. Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zapraszam też na:
www.myslozbrodnik.blogspot.com
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!