Gorzki smak zwycięstwa. Będzie powtórka na jesieni?
– Zrywano krzyżyki w klasach, a dzieci płakały. Powstał Majdan rodziców – mówi Walentyna Pasiecznik, prezes Polskiego Towarzystwa w Szepetówce (obwód chmielnicki).
– Jestem prezesem od 2001 roku, wiele udało się zrobić od tego czasu. Powstały polskie klasy przy szkole ukraińskiej, stanem na dzień dzisiejszy jest 8 klas.
– Ile osób liczy Towarzystwo?
– Bardzo dużo, tu prawie co druga rodzina ma polskie korzenie, jest nas ponad 1000 osób w Towarzystwie, dokładniej 1346. Jest jak w każdym stowarzyszeniu, starsze osoby odchodzą, młodzi przychodzą.
– W jakim wieku są członkowie Towarzystwa?
– Przeważnie wiek średni i młodzież, wg statutu mamy prawo przyjmować osoby po 14 roku życia. W związku z tym mamy wiele młodzieży.
Gwiazdy na niebie i gwiazdy na ziemi
Przyjechałam do Niemiec, dotarłam na miejsce. Tam, gdzie poprzednio, do Hamburga. Ciężko było jak nigdy. Może to przez ten upał, a w Hamburgu jeszcze większy niż w Szczecinie.
Jechałam autobusem z panią, która okazała się Niemką, która przyjechała tutaj leczyć sobie zęby. Nocowała w hotelu, a przedwczoraj usunięto jej osiem zębów. Szczęśliwa – mówi, że wreszcie może się uśmiechać. Za zęby zapłaciła 1800 złotych. Tyle ją kosztowała cała wizyta, razem ze sztuczną szczęką. Podała mi nazwę kliniki w Szczecinie – zapamiętałam tylko, że ma cztery litery, wśród których jest dwukrotnie litera h. Ona sobie ją wypatrzyła w Internecie. Blondynka, w minidżinsowej spódniczce, ponad 50 lat, opalona, bo niedawno była w Egipcie. Zachwalała Egipt, mówiła, że wspaniale było. Do Tunezji radzi nie jechać, bo tam poklepują kobiety po plecach i niebezpiecznie. Do tej kliniki potem pojedzie jeszcze raz, gdyż ta proteza jest tymczasowa. Wtedy też zapłaci za następną 1800 euro i to będzie już wszystko.
Podczas wojny dzieci ubrane w polskie stroje tańczą poloneza Ogińskiego...
– Nie ma wsparcia z Polski. – Czy chcecie uciekać? – A gdzie my pojedziemy całym naszym Towarzystwem? – z Ireną Erdman, prezes Polskiego Towarzystwa Polonia, rozmawia Maria Pyż.
Rząd w Polsce nie chce uchodźców – Polaków! W świetle obecnej sytuacji w Polsce, gdzie rząd przyjmuje uchodźców z Afryki i różnych innych krajów, okazało się, że dla Polaków zza wschodniej granicy nie ma miejsca.
Po pokazanych w Internecie zdjęciach o uchodźcach, informacjach i protestach po prostu zadzwoniłam do Polaków w Donbasie. Oczywiście nie od pierwszego razu można się dodzwonić, bo informator powtarza w kółko, że linia jest zajęta i zbyt przeciążona. Po kilku dniach telefon się odezwał. Moje pierwsze pytanie – co Was się dzieje?
Apel Stanisława Michalkiewicza do Polonii USA
Stanisław Michalkiewicz: Wrogowie Polski w Kongresie Stanów Zjednoczonych
Apeluję do wszystkich redakcji pism polonijnych w Stanach Zjednoczonych do wszystkich rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych, do wszystkich polskojęzycznych portali internetowych w USA, o podanie do wiadomości listy tych kongresmanów, apeluję do działaczy Kongresu Polonii Amerykańskiej o wykorzystanie wszystkich możliwości, by przekonać mieszkających w USA Polaków, by pod żadnym pozorem nie udzielili swego poparcia politykom z przedstawionej wyżej listy oraz do wszystkich Polaków – obywateli amerykańskich, by nie wspierali swoimi głosami wrogów Polski i wrogów narodu polskiego w wyborach.
.
My, Polki, mamy ładne nogi
Wróciliśmy z miasta. Mąż robi obiad, ja piszę. Zazwyczaj ja robię obiad, ale dzisiaj wyjątkowo on.
W mieście kupiliśmy wiśnie, czereśnie, na naszym ryneczku. Cena – po 7 złotych za kilogram. Wiśnie nie są rasowe, nie są duże, ale są typowo wiśniowe, jak to kiedyś bywały. Tutaj można było się nimi najeść, bo rosły na przydrożnych drzewach, wiśnia za wiśnią, albo i mirabelka za mirabelką. Niemcy sadzili je, bardzo mądrze, aby żołnierze z bunkrów mogli się najeść. Po żołnierzach niemieckich zaczęły z nich korzystać polskie dzieci, bo to Ziemie Odzyskane. Często się chodziło na te wiśnie. Były niczyje, ale miały wielu amatorów, więc trzeba było się nieźle natrudzić, nawyciągać, ciągnąć za gałąź, aby zerwać wisienkę, dojrzałą, aż bordową. Te dzisiejsze są czerwone, czereśnie kupiłam u pani, która swoje skarby ogródkowe rozłożyła na murku.
Noch ist Polen nicht verloren!
Jeszcze Polska nie zginęła. Tak sobie mówią Niemcy do siebie, po cichu, gdy coś im się nie udaje. Gdy nie idzie, jak powinno iść... O tym wcześniej nie wiedziałam, ale mówi to o tym, jak silne było pragnienie polskości na ziemiach zaborów, że takie hasła, polskie hasła przeszły na trwałe do narodu, który był zaborcą.
A to część mojej korespondencji polsko-niemieckiej, którą odszukałam specjalnie. Pan o imieniu Carlos mieszka w Niemczech, niedaleko granicy francuskiej, i to on napisał o tym ich spruchu, czyli powiedzeniu – Jeszcze Polska nie zginęła.
Und woran ich immer denke. "Noch ist Polen nicht verloren". Diesen Spruch haben wir Deutsche drauf, wenn es einmal nicht so läuft wie es laufen sollte. Polen sind ausgestattet mit einem grossen Überlebenswille. Da seid ihr uns Vorbild. Guten Morgen und liebe Grüsse. Carlos
Wcześniej się tylko zdziwiłam, bo dziadek niemiecki posiedział raz przy winie, stukając się ze mną – jeszcze Polska nie zginęli. Powiedział to po polsku, co mnie bardzo zaskoczyło, bo przecież nie znał języka polskiego. Mówił trochę po rosyjsku.
Korespondując z Niemcami, wiem o nich więcej. Piszę im codziennie kilka zdań. Napisałam też im, że nienawidzę cytatów, a Niemcy je uwielbiają. W ten sposób mogą prowadzić rozmowę cytatowo-ogrodowo-życzeniową. Do tego mnóstwo zdjęć – kwiatów z ich ogródka, z ich ogrodu.
Myślę, że ich depresyjny charakter wynika z niewygadania. Mają tak dobrze, a te miny takie smutne. Polacy są weselsi, to zauważam, jeżdżąc do Niemiec od lat do pracy. Jednak dziewczyny polskie są smutniejsze. Chłopcy polscy, w których by się z chęcią zakochały, nie mają gniazd. Założenie rodziny jest przeciągnięte w czasie, a zegar biologiczny tyka... jak to się mówi.
70. rocznica wypędzenia z Kresów Wschodnich - Maria Pyż rozmawia z Danutą Skalską
Danuta Skalska (ur. 25 czerwca 1945 we Lwowie) – polska dziennikarka i redaktorka, działaczka samorządowa i społeczna.
W Polskim Radiu Katowice prowadzi audycję "Lwowska Fala". Jest prezesem bytomskiego oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa. Była radną Bytomia. W 2004 roku w rankingu "Dziennika Zachodniego" została uznana za jedną ze stu najbardziej znanych kobiet na Śląsku. Jest autorką książki "Mózg na ścierce czyli dwa łyki Ameryki" i spektaklu teatralnego przedstawiającego problemy polskiej emigracji; napisała kilka scenariuszy dla prezentowanych w TVP programów o tematyce kresowej i programów lwowskiego kabaretu Pacałycha.
Była współinicjatorką powołania Społecznego Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego. Jest organizatorką Światowych Zjazdów Kresowian na Jasnej Górze, prelekcji i spotkań z przedstawicielami środowisk kresowych z kraju i zagranicy w Bytomskim Centrum Kresowym.
Maria Pyż: Moje ulubione pytanie – kiedy wreszcie zawitasz do Lwowa?
Danuta Skalska: Mam nadzieję, że to będzie już tego lata. Wybieramy się na taką wyprawę, ale na razie o tym nie będziemy mówić. Bliższa jest sprawa, która już niezadługo będzie miała miejsce u nas na Jasnej Górze – XXI Światowy Zjazd i pielgrzymka Kresowian. Zapraszam i informuję wszystkich, i tych którzy nie mogą, aby w ten dzień duchowo łączyli się z nami modlitwą, w ten szczególny dzień, gdy się zjeżdżają Kresowianie z kraju i ze świata, ci którzy mogą. Rozumiem, że jest nas coraz mniej, bo wymierają tamte roczniki, ale przyjeżdżają dzieci, wnuki. Co najważniejsze, Kresy i Kresowianie, Polacy mają ciągle sympatyków wielu.
Ja z prawdziwą radością i satysfakcją mogę to podkreślić. Właśnie poprzez słuchanie "Lwowskiej Fali" Polacy, którzy nigdy nie mieli nic do czynienia z Kresami, czują się duchowo z nami związani, Polacy, którzy uważają, że wszyscy jesteśmy po trochę z Kresów. To ogromnie raduje. W ubiegłym roku było około 1,5 tys. ludzi. Ja mam nadzieje, że w tym roku też nie będzie mniej.
Trzy dni w Kaliszu
Do lekarza w Kaliszu, gościnnie u kuzynki męża. Jesteśmy w pociągu, który jeszcze stoi, ale zaraz rusza. Jedziemy do Kalisza. Nie ma tu Internetu, więc pozostaje mi tylko popisać.
To trzeci nasz pociąg, czwartego nie będzie, bo przyjedzie po nas rodzina. To fajnie, to nas cieszy. Pociąg jest ładny, przedtem musiał być inny, bo ludzie się dopytują, czy to na pewno nasz pociąg. Na sąsiednim torze ruszył właśnie pociąg do Berlina, na pewno drogi ecc. My jesteśmy jeszcze w Poznaniu. Zwiedziliśmy szybko galerię, mnóstwo sklepów, które łączą dworzec kolejowy z autobusowym.
Kiedyś były chatki…
Moje spodnie – na przestrzeni lat
Moje spodnie. Byłam w mieście z koleżanką i jej mamą. Weszłyśmy do sklepu dużego, gdzie teraz są delikatesy. Było to za socjalizmu i do naszego małego miasteczka mało co trafiało z ubrań dla młodzieży. Np. takie dżinsy. Więc w tym sklepie zaczęłyśmy je przymierzać. Były po 120 złotych, ja zawsze pamiętam ceny. Ceny wszystkiego. Nie wiem, dlaczego. Pamiętam, ile stotinek kosztowały pomidory w Bułgarii, za pierwszym razem gdy tam byliśmy – w Warnie, za drugim – na kempingu koło Warny.
Przede mną bez...
Przede mną bez, jedna gałązka urwana z krzaku sąsiada, która chyli się w naszą stronę.
Jak dzisiaj szłam do miasta, w czasie moim wolnym, a mam tego dwie godziny... przechodziłam szeroką ścieżką przez park, to z naprzeciwka leciał w moją stronę piękny gołąb. Był ciemnosiwy i miał trochę też białego. Leciał na wysokości mojej głowy i w kierunku mojej głowy, co najważniejsze. Jak podlatywał do mnie, to podniósł się do góry i poleciał dalej. Rzadko się zdarza, aby ptaki tak sobie żartowały, ale ile to lat temu?… Chyba dziesięć lat temu dojeżdżałam do pracy ze 30 km. I zawsze przed lasem widać było samotnego jastrzębia. Kiedyś, jak jechaliśmy w kilkoro w samochodzie, to zachował się identycznie. Leciał w stronę samochodu, wzdłuż szosy, między drzewami po bokach szosy, i w ostatniej chwili się podniósł.