Po niemieckiej stronie
Od prawie sześciu lat pracuję jako opiekunka ludzi starszych w Niemczech. Mieszkam w Polsce.
Jutro rano jadę. Jest u mnie mama, ale nie będę jej denerwować, na razie ona nic nie wie, że mam jechać.
Oglądam mecz tenisa – nasza Agnieszka Radwańska i Serena Williams. Bardzo ciekawy mecz, całkiem inaczej grają i w innych sytuacjach pozyskują piłki i je tracą.
Oglądamy skoki narciarskie
Oglądamy skoki narciarskie. Nariaki Kasai jest najlepszy, chociaż najstarszy. Jest to Japończyk i bardzo lubię patrzeć na jego lot, bo leci zawsze tak pięknie, pewnie i jakby przylepiony do nart. Nasi też są dobrzy. Piotr Żyła najlepiej skoczył z Polaków, pewnie już czekają na niego reporterzy. On śmiesznie gada i nie boi się mówić. Kamil Stoch jest też dobry, ale Małysz to był Małysz. Teraz jeździ w Rajdzie Dakar, wczoraj spłonął mu samochód, ale im się nic nie stało. Na szczęście.
Zimno mamy w mieszkaniu, w swetrach siedzimy. Strach u nas włączyć kaloryfer, bo potem trzeba będzie dopłacać, a nie będzie z czego.
Śpimy pod dwoma kołdrami, a synowi dodałam jeszcze śpiwór na wierzch i zadowolony, że jest mu wreszcie ciepło. Pisać o tym nie wypada? Ale to prawda. Wielu ludzi z naszego osiedla oszczędza na ogrzewaniu. Oszczędzania nie ma, bo oszczędności brak. Chodzi o to, aby potem pod koniec sezonu nie dopłacać.
Siedzę przed choinką i ją podziwiam
Już bombki powieszone i lampki powieszone, i łańcuchy kolorowe położone. A te bombki różnorakie, z wielu, wielu lat. Ta kupiona, jak byłaś moja córeczko taka malutka. Oj, mamo, zawsze o tym mówisz. Nie przypominam sobie… A ta kupiona na targu, gdy Rosjanie jeszcze tutaj przyjeżdżali, za 50 groszy. Ten Mikołaj wielki, jak tata zrobił jakiś duży biznesplan i mu zapłacono. Tę dostałam, jako nauczycielka w szkole, do jakiegoś podarunku dodatek. Podarunku już nie ma, także w mojej pamięci, ale dodatek jest.
I zajrzałam w tym roku do złożonej kartki z Mikołajem. Była tak złożona od siedmiu lat. A to klasa 1 e się spisała z życzeniami, i każdy z nich się podpisał. Dopiero teraz zauważyłam to, tyle lat leżało w jakimś zeszycie. Cukierki powiązałam ze sobą i łatwo teraz je wieszać. Jeden wisi z jednej strony gałęzi, drugi z drugiej. Ukrywamy je, wieszając, alby trudno było znaleźć. Kto chce zjeść jeden cukierek, to ma się schować z nim pod stół, taka jest tradycja. Nie, żartujemy tylko, ale pamiętamy, kto pod stołem zjadał cukierek, jak był mały. W wielkim poczuciu winy to robił. Przed jakąś wywiadówką mamy – matki kolegów mojego syna – opowiadały sobie, jakie kary stosują wobec swoich dzieci. Ja – żadnych. Żadnych kar, bo moje dzieci miały i tak poczucie winy. Wiedziały, kiedy źle zrobiły. Celowo źle nigdy nie robiły, chyba że niechcący im się zrobiło, np. wazon się stłukł czarny, ze złoconymi ozdobami, podczas gry w piłkę.
W oczekiwaniu na święta
Czekam na dworcu w Szczecinie. Trwa tutaj jego przebudowa, więc dworzec jest trochę dalej, w wynajętych i zaadaptowanym czasowo budynku. Jest czwartek, 11 grudnia 2014.
Zamówiłam kawę, a jest ona droga, bo ciut kawy z ekspresu kosztuje prawie 5 złotych, to jest dużo, bo niedawno jeszcze kosztowała 3 złote. Taka normalna. Poprosiłam, aby mi dodały trochę wody do tej kawy i dolewały dwa razy, aż zrobiła się szklanka, nie sądziłam jednak, że będą dawać wodę zimną, mineralną, z butelki. Myślałam, że maszyna do kawy doleje im wody gorącej. Więc mam kawę zimną, ale za to mam co pić, oprócz kawy. Cukier i śmietankę pani szybko, błyskawicznie zabrała, gdy jej nie wcięłam. Wiem, że wszystko w Polsce ma swoją cenę, a panie obsługujące na pewno dużo nie zarabiają.
Angielska maselniczka
A ja nadal pracuję jako opiekunka ludzi starszych w Niemczech. W dzień polskich wyborów samorządowych, czyli regionalnych, wyjeżdżałam do Niemiec.
Córka pana starszego niemieckiego się ucieszyła, gdy przyjechałam tu z powrotem. Nogi mnie bolą, bo pobłądziłam po Berlinie, zanim dotarłam. Jakaś młoda para niemiecka chciała na peronie sprzedać bilet całodniowy, na dwie osoby. Kupiłam od nich, bo dlaczego nie... Za 3 euro, za połowę jego ceny, czyli na jedną osobę. Nic z tego nie miałam, ale wyglądali na uczciwych. Potem zobaczyłam, że jest on na obszar ab, a ja potrzebowałam na większy obszar, na abc. Na obszarze c kierowca jednak powiedział, że wszystko jest dobrze, i nie chciał ode mnie żadnej dopłaty. Na peronie kolejki jacyś młodzi ludzie z Polski nie wiedzieli, jak dotrzeć na miejsce. Przyjechali na koncert grupy hardkorowo-metalowej. Ja też nie wiedziałam, jak dojechać do mojego pana starszego, do jego domu, w którym już byłam, a wyjechałam na kilka dni do domu. Ktoś mnie skierował do kolejki, ale nie było tam numeru potrzebnego mi pociągu. Popytałam i dla siebie, i dla tych Polaków. Przy okazji zapytałam dwie głuchonieme panie. Wciąż mi ktoś pomagał, ale najlepiej, najbardziej życzliwi są ludzie ze Wschodu – Chińczycy czy Japończycy. Biegną sami, niezapytani, aby pomóc. Najczęściej kobiety.
Trudna jazda do Niemiec
Tak, jestem tu już drugi dzień. Wczoraj jechaliśmy przez Berlin. Ciężka to była jazda, bo w Berlinie były obchody święta zniszczenia muru berlińskiego, 25-lecie i połączenie się Niemiec Wschodnich z Zachodnimi.
Miałam wczoraj jechać autobusami i częściowo, w Berlinie, kolejką podziemną. Już nawet bilet na jeden autobus, taki strategiczny, miałam kupiony przez Internet. Rano jednak autobus miał opóźnienie, dało mi to czas do namysłu i postanowiłam jechać inaczej. Bez jazdy kolejkami. Bo głośno było o kilkudniowym strajku na kolei w Berlinie. Pojechałam samochodem, ze znajomymi znajomych. Ojciec z synem jechali i kogoś już wieźli, także w tym kierunku. Jechali do Danii, przez Berlin. Z Berlina brali jeszcze dwóch Niemców. Głupotą było w tym dniu wyruszać w podróż. Ulice były całkiem zakorkowane, były takie, że jechaliśmy pięć metrów i stop. Dalej znów tak samo.
Groby w Polsce są zupełnie inne niż w Niemczech
Groby w Polsce są zupełnie inne niż w Niemczech. Z dziadkiem niemieckim jeździłam co tydzień na grób jego żony. Przedtem poznałam też inne cmentarze, w innych miastach niemieckich.
W Duesseldorfie było dużo bratków na grobach, a był straszny upał. Moja pani starsza siedziała na ławeczce, ja brałam konewkę spod jakiegoś krzaka.
Chodziłam w tę i z powrotem i podlewałam bratki na grobach, chcące pić i będące już na skraju wyschnięcia. Kocham bratki, każdy ma inny pyszczek.
O grób męża pani starszej nie trzeba było dbać, gdyż był to tylko kamień z wyrytym imieniem i nazwiskiem oraz rokiem śmierci. Dziwiło mnie to, że jest tam inaczej niż w Polsce, że nie ma typowych dla Polski grobowców.
Komunikacja między kulturami
Kiedy się przeprowadziłam pierwszy raz do Korei, znajomi mi mówili, że będę miała ciekawe doświadczenia, pracowanie w innej kulturze; że nauczę się tego, czego wszyscy dziś oczekują: komunikacji międzykulturowej.
Do pewnego stopnia jest to prawda, nauczyłam się wiele o innej kulturze, więc łatwiej mi z nimi rozmawiać, nauczyłam się, jak po angielsku mówić do osób, które nie znają języka perfekcyjnie, i nauczyłam się akceptować pewne różnice pomiędzy nami, których nie da się wyeliminować.
Ale najczęściej po prostu akceptowałam to, co jest w Korei inne. Jako jedyna biała osoba w szkole i jako najmłodsza nauczycielka, miałam niewielki autorytet i musiałam się po prostu wpasować w istniejącą rutynę.
Zawsze lubiłam jabłka
Jabłka, zawsze lubiłam jabłka. Kiedyś pisano, że mają mało kalorii. Jednak, jak się je jadło, to się nie chudło. Jak się jadło tylko jabłka i np. 10 dag twarożku dziennie. Tematem teraz są właśnie jabłka. A dwa lata temu jechałam w autobusie do Polski z jedną panią, która już od 20 lat mieszkała w Niemczech, bo wyszła za Niemca. Ta pani jechała z Niemiec, jak i ja. Jechała na dwa tygodnie do Polski, ale załatwiła właśnie transport dwóch ciężarówek jabłek z Polski do Rosji. Co za przedsiębiorczość! Nie pytałam, ile inwestowała i ile zarabiała na tym. Ważny był dla mnie fakt.
Niemcy potrafią handlować. Niemiecki partner mojej koleżanki – Polki, on nie może spać po nocach. On handluje po nocach, a najlepiej handluje się makaronami i karmą dla psów. Wtedy, gdy wszyscy śpią smacznie, on klika w komputer i zyskuje. Nie musi towaru widzieć, ściągać go. Handlował też i winem z Hiszpanii.
Niebezpieczna praca
Nie wyjechałam jeszcze do Niemiec. Jeszcze jestem w Polsce.
Umarła Ania Przybylska, a miała dopiero 36 lat. Dała się poznać światu i zostawiła po sobie dzieci, to najważniejsze. Była śliczna. Niektóre aktorki do roli trzeba poprawić, upiększyć, ją trzeba było pobrzydzić. W wywiadach była ładniejsza, niż w filmach. Nie skończyła szkoły aktorskiej, była po szkole morskiej.
Wczoraj ludzie po niej płakali, bo ją kochali. Miała w sobie coś szczerego, wyszła za znanego piłkarza polskiego, on grał w drużynie w Turcji i tam mieszkali przez ostatnie trzy lata. Mało już grała, ale urodziła troje dzieci i rodzina dla niej była najważniejsza. Ale ona, jako aktorka, grała i on też grał, ale na boisku. Oboje grali, grające małżeństwo, tak mi się skojarzyło. Rok temu okazało się, że ma raka. Bała się tego, obawiała, gdyż w jej rodzinie wszyscy umierali młodo, na raka, więc była genetycznie obciążona. Miała raka trzustki, jak wczoraj media doniosły. Media jej bardzo ostatnie miesiące dokuczały, miała ich dość. Skarżyła się na paparazzi, że nawet za dzieckiem do szkoły chodzili. Ona chciała żyć normalnie. Umarła w wieku 36 lat. To straszne.