Czy była Wielkanoc we Lwowie?
Poprzez śnieg hen aż z Gródeckiej,
Poprzez lwowski deszcz wiosenny
Spieszy Chrystus z wieścią dobrą –
Że jam z wami, jam zwyciężył!
Z Katedralnej wieży dzwonią,
Grób już pusty w Antoniego
I z kościoła Magdaleny
Pochód niesie pieśń chwalebną
Poprzez siedem lwowskich wzgórz
Do Polaków przyszedł już
Chrystus Pan nasz Zmartwychwstały
Przynosząc dla nas święta kawałek.
Podążając za Jezusem i czcząc jego światłe progi,
Usiądziemy razem wszyscy przy tym Wielkanocnym stole.
Spokoju i zdrowia na rok cały
Życzy Chrystus Zmartwychwstały!
Ów wierszyk powstał w ciągu pięciu minut w Wielki Piątek. Aby wysłać moim przyjaciołom pozdrowienia i także pozdrowić innych ze świętami Wielkiejnocy od Polskiego Radia Lwów.
Święta. Wielka radość. Jajka, króliki, baranki. Atmosfera radości i pewnych przeżyć każdego wg uznania tego dnia. Cóż, jednak święto. Ale nie dla wszystkich. Polacy w Londynie, Berlinie, Toronto czy Chicago mają święta. Tylko pozazdrościć radości. A Polacy we Lwowie świąt chyba w tym roku nie mieli.
Tydzień do świąt
Tydzień do świąt, niedziela palmowa, a ja wzięłam się za ciasto. Kupiłam w Niemczech kakao, na nim jest przepis i piekę wg niego. Ciasto czekoladowe, ale powiększone dwa i pół razy w porównaniu z tym ciastem z przepisu. Kieliszek wina Fado obok mnie stoi. Już drugi sobie popijam, tzn. połówkę. Wyczytałam w Internecie, że jest to dość dobre wino i niedrogie.
Mąż ogląda mecz Polska – Irlandia i jak pomyślę o tych Polakach szczęśliwych, na trybunach, po pierwszej naszej bramce... Mąż mówi, że to Peszko strzelił bramkę. Był jakiś czas temu zawieszony ten piłkarz, ale jak pięknie się zmieścił z tym strzałem, z tą piłką, która słucha Polaków na tej irlandzkiej ziemi. Gościnnej dla Polaków. Każdy z tych Polaków na trybunie ma swoją historię. Każdego bym z chęcią posłuchała, skąd się tu wziął, tak daleko od kraju. Czy przyjechał specjalnie na mecz Polska – Irlandia, czy może mieszka już w Irlandii. Od kiedy mieszka, jeśli mieszka.
Ukrainka
Regina Płatek-Kunicka, jej życiorys warto przeczytać na mylive-online.
Życiorys obejmuje czasy przedwojenne, wojenne i powojenne. Ten portal internetowy to dla mnie prawdziwy skarb znaleziony w Internecie.
Gdy jechałam do Berlina po raz pierwszy, na jesieni, to akurat były strajki w Niemczech i dlatego rano nie wsiadłam do pociągu, chociaż już byliśmy na dworcu w mojej miejscowości w Polsce. Ostatecznie pojechałam wtedy inaczej, denerwując się pół dnia, bo wiedziałam, że już na mnie rodzina niemiecka czeka, abym przyjechała opiekować się dziadkiem.
List z Niemiec: Archiwum losów ludzkich – drukujemy i czytamy
Poprosiłam wnuka dziadka i dziadek ma prezent, już się nie nudzi. Już nie musi czytać po kilka razy tych samych gazet. Na stronie mylife online są opowiadania po polsku – Polaków, i po niemiecku – Niemców i Żydów. Znalazłam je. Wspaniały pomysł. Wojna ze wszystkich stron przekazywana, i to po tylu latach.
Wspomnienia są pisane przez ludzi starych już, 90-letnich. Wydrukowaliśmy z wnukiem dziadka niemieckiego dwie pierwsze opowieści. Lecę z nimi do dziadka, a on w kiblu siedzi, i to tym zakazanym, tym dla gości. Zapomniałam zamknąć go dużym śrubokrętem. Tak się robi w tym domu. Dziadek ma swój pokój, trochę dalej, i przy nim ma łazienkę, z której powinien korzystać. No więc tym razem siedział na kiblu, drzwi były otwarte, a ja czekałam zniecierpliwiona, żeby mu się pochwalić tym, co wydrukowaliśmy.
Temat alkoholowy w niemieckich domach niemieckich staruszków
Pamiętam pierwszy dzień kuchni starszej pani, niedaleko Monachium. Kuchnia była dość mała, pani tam nie miała zwyczaju wchodzić. W każdej szafce stały alkohole, zaczęte, trochę ponadpijane. Słodkich dużo – takich, jakie lubię. Bałam się, że zacznę je pić, bo to przecież smaczne, takie słodziutkie.
Poprosiłam panią, aby je stamtąd wzięła, postawili gdzie indziej. Nie widziała problemu. Jednak potem, jak jej wystawiłam te baterie trunków, to była zdziwiona. Nie wiedziała, że taka ich ilość jest. Miałam tam swój pokoik, ale najwyższe piętro było też moje, bo pani tam już nie wchodziła. Było tam zimno, wielkie kanapy, a na nich śpiwory, duży telewizor.
Jest u nas córeczka
Jeszcze w Polsce, przed wyjazdem do Niemiec.
Jest u nas córeczka. Jak miło ją widzieć, jak miło z nią rozmawiać i radzić jej, dawać smakołyki. Dzieci się u na przeplatają, przeplatają się ich wizyty w naszym domu.
Tylko ta jej szczupłość niepokoi. Teściowa była gruba i liczyłam się z tym, że któreś nasze dziecko może też takie być. Na szczęście żadne, bo ja pamiętam i mogę napisać, że przeżyłam dzień z życia grubasa. Był to sąsiad, był starszy i wyrósł na wysokiego lekarza. Na lekarza może nie wyrósł, ale stał się nim. Pamiętam, że był czas ścigania się. Już nie wiem, kto mnie podpuszczał do ścigania się, kto mnie namawiał, chyba inny sąsiad z góry.
Jestem znów w Polsce. Pożegnałam Niemcy na jakiś czas
W Polsce, w moim domu, gdzie wszystko moje i dzieci moje właśnie przyjechały. A ja kursuję między kuchnią a pokojem i smażę, a to ryby, a to kotlety mielone,czy schabowe. Dzieci lubią, jak jest mama, a ja lubię, gdy są dzieci. Tak smutno było bez nich ostatnio.
Polska zaczyna do mnie docierać, po troszku. Nie mam czasu na telewizję, na słuchanie polityki, nie widzę moich ulubionych konkursów, pokończyły się. Czytam, że Agnieszka Chylińska dostała nagrodę jako juror w programie wybierającym talenty. Nie dziwię się, zgadzam się z tą oceną.
Śladów polskości nie będzie nawet na cmentarzu. List ze Lwowa!
Zapomniana miejscowość nie tak daleko pod Lwowem. Jakieś 30 min jazdy bezdrożem. I jednostkowy ślad polskości. Kościół rzymskokatolicki w miejscowości Wielkie Kłodno w rejonie Kamionki Buskiej. Nie tak dawno wzniesiony, bowiem w 1907 roku, dziś – bez kopuły i porastający trawą w miejscu dawnego sklepienia. Bogatej dekoracji malarskiej we wnętrzu po prostu brak, a płaskie pilastry, z których zbudowano kościół, przemoknięte i porośnięte grzybem. Nawet Matka Boska u szczytu kościoła sprawiająca widok widma w białym płaszczu. Nic. Tylko strach popatrzeć.
A przecież przy odrobinie możliwości i dobrych chęci – fantastyczna miejscowość turystyczna. Pełna legend, opowieści i przygód. Tu właśnie dobry wojak Szwejk podczas drugiej wojny światowej poszukiwał swego batalionu. Każdy PR menedżer z dobrą głową migiem ogarnie kilka powyższych zdań i zrobi z tego megakampanię reklamową. Miejscowość można rozwinąć jak nie wiadomo jakie przedsięwzięcie. Ale gdzie tam. Nic się nie liczy.
Sama w wielkim, niemieckim domu…
Jest środa, 28 stycznia 2015. Co za czasy już. Pamiętam, jak kiedyś sięgałam wzrokiem w przyszłość tylko do roku 2000 i byłam bardzo ciekawa, co to będzie. Moje życie biegnie, a nie idzie. Nie kroczy też. Leci, ono leci nawet. Dzisiaj poszłam do dużego marketu LIDL. Jest on w Polsce, ale w Niemczech przede wszystkim, gdyż właściciele są Niemcami. Rodzeństwo chyba. Szłam, i szłam, i szłam. Buty stukały na chodniku, są czarne i mają nieduży obcas. Powinnam je umyć, jeszcze dzisiaj. Nie mam tu pasty do butów. W każdym domu niemieckim było ich bardzo dużo, ale tutaj nie widzę żadnej szafki w przedpokoju. W ogóle jest tu mało szaf. Rzeczy są w plastykowych skrzynkach.
Dziadek jeszcze śpi. W markecie kupiłam bardzo niedobre ciastka. Głodna byłam strasznie, zjadłam dwa po drodze. Dzisiaj gotuję sobie fasolę, dzisiaj namoczę, a jutro ugotuję. Fasolę przywiozłam z Polski – takiego jasia i mniejszą też.
Ludzie socjalizmu w kapitalizmie
Nie wiem, jaki tytuł dać. Czy napisać, że jestem – U niemieckiej rodziny, W niemieckiej rodzinie, Przy niemieckiej rodzinie?
Sprzątam u nich, gotuję i zajmuję się dziadkiem. Mieszkam w ich domu. Więc jaki tytuł powinnam dać?
Gospodyni niemiecka wyjechała na kilka dni, a ja sama z dziadkiem i z chłopakami – jego wnukami. Dziadek poszedł spać, do pokoiku swojego, nie chciał się kąpać. Ja mam ranę, przecięłam sobie kawałek opuszka małego palca lewej ręki, nożyczkami. I wolałabym tego nie moczyć, bo mnie boli. Więc może jutro go wykąpiemy, bo wnuk dziadka zaoferował, że pomoże.