Najpopularniejszy fragment listopadowej debaty prawyborczej demokratów otwiera pytanie moderatora o termin "radykalny islam". Dziennikarz cytował kandydata republikanów Marco Rubia. Wszystkich trzech kandydatów stojących na scenie dosłownie sparaliżowało. Hillary Clinton, Bernie Sandersa i George'a O'Malleya przestraszył sam kierunek, w jakim podąża dyskusja o zamachach w Paryżu. Bełkotali więc coś o niedzieleniu Amerykanów i wyższości terminów "radykalny dżihad" i "krwawy ekstremizm" nad "radykalnym islamem".
W Europie, gdzie ludzie poczuli już na szyi zimny sztylet dżihadystów, nawet politykom lewicy odechciało się zabawy w etymologiczno-semantyczne subtelności. Wzięli się za stawianie płotów, ponaglając do tego samego państwa bałkańskie, poza tym podwyższyli stan zagrożenia, wyprowadzili wojsko, pojazdy opancerzone i policję na ulice, uruchomili specjalne grupy inwigilująco-śledcze oraz wezwali USA do podjęcia zdecydowanej rozprawy z enklawą terrorystów zwaną Państwem Islamskim (ISIS).
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!