farolwebad1

A+ A A-
piątek, 13 czerwiec 2014 23:02

Pakowny, mocny, tani

Idzie lato, a więc wkrótce rozgrzany asfalt czekać będzie na koła naszych aut. Czym jeździć na wakacje, czym jeździć po przepastnych ostępach kanadyjskich dróg? Cóż, jeśli jesteśmy singlem, możemy to robić nawet autostopem, mamy do wyboru całą gamę pojazdów, jednak jeśli jesteśmy przyzwoitą cztero- i więcej osobową rodziną, strzelimy w dziesiątkę, wybierając klasyka, czyli minivana grand caravan. Nigdzie nie dostaniemy więcej auta za te same pieniądze.

Model 2014 tego kanadyjskiego transportowego konia roboczego ma pod maską sześciocylindrowy motor Chryslera Pentastar dostarczający 283 KM mocy i 260 stopofuntów momentu zamachowego.

Pakiet podstawowy możemy kupić już w bardzo przyzwoitej cenie, od mniej niż 20 tys. dol., ale opcje są drogie i jak zaczniemy dodawać luksusy, to wyjdziemy uszczupleni o 40 tys. dol. Warto więc dać sobie na wstrzymanie i przed wejściem do salonu jasno określić, co zupełnie nie będzie nam potrzebne, aby później nie pluć sobie w brodę, że przepłaciliśmy dwa razy.

Nowy minivan Chryslera niektórzy przyrównują do scyzoryka swiss army; tyle w nim konfiguracji i możliwości. Jest to wspaniały środek do wożenia dziecka na hokej, rodziny do kościoła, holowania łodzi czy pomocy w przeprowadzce. Dodge caravan ma ponoć 81 możliwych konfiguracji wnętrza kabiny pasażerskiej. Na dodatek wszystko to w systemie StownGo, czyli siedzenia składają się nam w samochodzie i nie musimy ich taszczyć z auta, by w okamgnieniu zamienić minibusa na półciężarówkę.

Wszyscy zachwalają ergonomiczne ułożenie kabiny i atrakcyjne wykończenia.

Jeśli zaś chodzi o wyposażenie – znajdziemy w dodge'u wszystko, o czym można zamarzyć w samochodzie, no może za wyjątkiem ubikacji i prysznica.

Zaś moc silnika wystarcza do zbornej jazdy bez względu na obciążenie i liczbę pasażerów. Caravan wcale też nie jest jakoś szczególnie spragniony paliwa – w jeździe mieszanej bierze ok. 11,3 litra na sto. Efektywnemu wykorzystaniu mocy sprzyja sześciobiegowa automatyczna skrzynia biegów. To m.in. dzięki niej caravan jest w stanie przyspieszyć poniżej 6 sekund w krytycznym przedziale od 80 do 120 km/h.

Nie da się ukryć, że caravan szybko traci na wartości – to nie jest honda odyssey czy nissan – dlatego rzeczą całkiem rozsądną może być pokuszenie się o kupno modelu starszego. Na kijiji znalazłem doposażony rocznik 2014 z przebiegiem 5 tys. km za 16 tys. dol. To naprawdę przyzwoita cena, zważywszy na gwarancje. Jeszcze "lepiej" jest, gdy cofniemy się o dwa czy trzy lata w rocznikach.

Jeśli zaś ktoś jeździ naprawdę dużo – np. ma cottage w odległości 250 km, do którego co tydzień "kursuje", albo dojeżdża daleko do pracy, rzeczą sensowną będzie przestawienie vana na gaz. Propan obecnie można dostać po 50 centów za litr, co nawet przy większym przepale gazu daje jazdę za pół ceny. Oczywiście do przeróbek gazowych polecamy zaprzyjaźnioną firmę PHD Group (tel. 905-855-9600) Roberta Jękosza.

Pakujemy kajak, canoe, psa i dzieci i naprawdę nie czujemy trudów podróży. Klimatyzowane wnętrze i dostępny system audiowizualny zapewniają nam spokój z dziećmi. I choć na wygląd nie jest to jakaś szczególna krasawica, to jednak sprawia wrażenie solidnej budowy ciała. I o to chodzi.

Bądźmy praktyczni i ten minivan z pewnością nam w tym pomoże. I nie dajmy się skusić na jakiegoś modnego cross-overa, który będzie i tak w środku minivanem.

Jedyne, co może nie wszystkim się spodoba w caravanie, to umieszczenie dźwigni zmiany biegów w desce rozdzielczej obok konsoli. No ale w ten sposób projektanci zyskali kupę miejsca z przodu między przednimi siedzeniami.

Podsumowanie: idealny samochód na piknik, na kemping, auto, w którym możemy nawet wygodnie się przespać i przewieźć szafę, a że nie jest to przedmiot wzbudzający zawiść sąsiada…

Tym lepiej dla nas i dla sąsiada

o czym zapewnia wasz Sobiesław

Opublikowano w Moto-Goniec
sobota, 07 czerwiec 2014 11:42

Z kalkulatorem

No to dzisiaj będzie króciutko o handlu. Jak już kiedyś pisałem, jednym z najczęściej pomijanych elementów składowych kosztów samochodu jest jego utrata wartości. Rzadko liczymy, ile auto będzie nas łącznie kosztować, biorąc pod uwagę, ile zapłacimy za nie po odsprzedaży.

Jak wiadomo, jedne samochody trzymają cenę, inne nie. I różne są tego przyczyny – nie tylko niezawodność czy koszty serwisowania.

To właśnie sprawia, że czasem za naprawdę małe pieniądze możemy kupić bardzo duży kawał samochodu. Najbardziej ciekawe są zestawienia spadku ceny w przypadku samochodów bardzo drogich – luksusowych.

I tak na przykład, za to, aby wyjechać od dilera nowiutkim jaguarem XJL supersport, zapłacimy 119 975 dol., tymczasem jeśli po roku sprzedamy auto, stracimy z tej ceny ok. 50 tys. Jeszcze większą kwotę straci właściciel nowego mercedesa CL 65 AMG – bo ok. 95 tys. dolarów w pierwszym roku, przy wyjściowej cenie 216 tys.

Powód jest prosty – rynek samochodów używanych kieruje się zupełnie innymi priorytetami niż rynek nowych aut. – Jak tłumaczy Eric Lyman z ALG, samochody "prestiżowe" są najbardziej prestiżowe w swym najnowszym wydaniu – i takie wrażenie chcą właśnie podtrzymywać ludzie, którzy wydają na nie te bajońskie kwoty.

Tak czy owak, jeśli interesuje nas samochód luksusowy, a myślimy rozsądnie o pieniądzach, warto zastanowić się nad autem trzy- czy czteroletnim zapłacimy o wiele, wiele mniej, a dostaniemy wszystko to, co było w nowym aucie.

Oczywiście, na drugim końcu skali są samochody starsze, w granicach 3 – 5 tysięcy dolarów, tu rządzi bowiem stan pojazdu, no i opinia o marce. I tutaj deprecjacja powoli zaczyna zanikać jako istotny składnik kosztów.

Niedawno zhandlowałem własne auto kupione 6 lat wcześniej za 3900 i sprzedane za 3500 – deprecjacja była mniejsza niż sto dolarów rocznie. Jak to się przekłada na koszt posiadania pojazdu? Powiem, że ma to olbrzymie znaczenie.

Dlatego wszelkie przymiarki do zakupu nowych kółek radzę zacząć właśnie od tego – zastanowienia się, na jak długo kupujemy auto i czy czasem wydając dzisiaj trochę więcej, nie odbierzemy sobie jeszcze więcej tego "więcej" po tych kilku latach, gdy samochód będziemy sprzedawać.

Moja prywatna rada jest taka, by wybrać pasujący nam model z automatyczną skrzynią biegów i klimatyzacją do dłuższej eksploatacji, najlepiej 2 -4-letni.

Wówczas dostaniemy prawie nowe auto, często jeszcze na gwarancji, zaś koszt deprecjacji nie będzie wysoki i ogólnie koszty posiadania takiego wozu będą w bardzo umiarkowanych zakresach.

Jeśli zaś mamy auto luksusowe i chcemy, by zachowało wartość – dbajmy nie tylko o serwisowanie, ale również o dokumentację tego serwisowania oraz wszystkich napraw. Taka dokumentacja to skarb bezcenny pozwalający później, z jednej strony, szybciej sprzedać, a z drugiej, wziąć wiele więcej.

Najważniejsza w handlu jest wiarygodność, a w tym wypadku mamy wiarygodność popartą dokumentami. Wiele osób zdecyduje się na zakup starszego auta, gdy będzie miało napisane czarno na białym, co ile był wymieniany olej i na jaki; i kiedy były robione zabezpieczenia antykorozyjne itp. Są to wiadomości, które pozwalają szybko ocenić, czy samochód wart jest kupna, czy też nie.

Zachowanie papierów drogo nie kosztuje – wystarczy kupić w Dollarstorze teczkę i tam to wszystko wkładać – potraktujmy to jako skarbonkę. Bo też na koniec naszego okresu posiadania przyniesie nam to żywe pieniądze – jeśli nie kilka tysięcy, to na pewno kilka setek dolarów.

O czym zapewnia Wasz Sobiesław

Opublikowano w Moto-Goniec
piątek, 16 maj 2014 13:47

Cruze - Amerykanin z niemieckim sercem

Pisałem już o tutejszych dieslach wielokrotnie. Rozmawialiśmy też wiele razy o samochodach z takim napędem z Sylwestrem Chylińskim z Marino's Autogroup na Lakeshore. Generalnie problemem Ameryki jest gorsza niż w Europie jakość oleju napędowego. Stąd też wiele gimnastyki w silnikach niemieckich samochodów – w zasadzie jedynych sprzedawanych na wielką skalę na tym rynku.

Amerykańskie koncerny kilkakrotnie próbowały małżeństwa z napędem wysokoprężnym, jednak za każdym razem był to mariaż niezbyt udany. W latach 70. i 80. z dieslem można było kupić małą chevetkę czy oldsmobile'a. Pozostał po nich jedynie zły zapach z rury. Rynek zdominowali zaś Niemcy z jeżdżącymi dosłownie na kroplach paliwa golfami i jettami. Oczywiście ktoś może sobie kupić również dieslowego mercedesa, ale w tym segmencie koszt paliwa raczej nie odgrywa roli przy decyzji kupna. A więc też i popularność modeli jest mniejsza. Dzisiaj różnica w cenie benzyny i diesla nie jest duża, czasem wręcz diesel jest droższy, zwłaszcza ten czysty, jednak silnik dieslowy potrafi mieć spalanie na poziomie 4 litrów na sto, no i to jednak stanowi o dużej różnicy eksploatacyjnej i wygodzie – skoro na baku potrafimy jeździć po mieście powyżej 1000 km. Właściciele diesli często zapominają, że samochód w ogóle wymaga tankowania.

Piszę o tym, bo oto na rynku pojawia się "europejski" diesel w postaci chevroleta cruze – General Motors od dawna miał dość technologii, by przygotować się do wprowadzenia na rynek samochodu zdolnego konkurować z niemiecką watahą.

Ameryka – wbrew pozorom – to nie jest kraj łatwy dla samochodu. Jedno i to samo auto jeżdżąc po tutejszych drogach, musi wytrzymać temperatury plus 50 stopni Celsjusza w Dolinie Śmierci, wspinaczkę na przełęcze Gór Skalistych na wysokości 4000 metrów, czy też minus czterdzieści w zimowe noce. Tutaj często samochód jeździ w warunkach ekstremalnych. Na dodatek coraz więcej stanów wprowadza "kalifornijskie" standardy emisji, co stanowi dodatkowe wyzwanie dla inżynierów.

Czym więc można konkurować z niemiecką technologią? Oczywiście inną niemiecką technologią! Czterocylindrowy turbodiesel chevroleta to zmodernizowany dwulitrowy silnik od lat napędzający opla astrę, o żeliwnym bloku z aluminiową głowicą i stalową miską, produkowany w RFN. 250 stopofuntów momentu zamachowego dostępne jest już w zakresie obrotów od 1750 do 3000, a wdepnięcie pedału gazu daje 10-sekundowy boost do 280 stopofuntów, co poważnie poprawia bezpieczeństwo wyprzedzania. By sprostać normom emisji – podobnie jak auta niemieckie – cruze ma filtr mikrocząsteczkowy i skruber z 4,5-galonowym zbiornikiem na mocznik wtryskiwany w gazy wydechowe dla wiązania dwutlenku azotu. Taka pojemność pozwala tankować mocznik właściwie dopiero przy wymianie oleju.

Dzięki zastosowaniu dodatkowego wytłumiania w kabinie praca silnika jest nie do odróżnienia od wersji benzynowej, choć niektórzy mówią, że jednak jetta jeździ ciszej.

A jak spalanie? Bosko! Przy 90 km na godzinę cruze pali niczym prius – 4 litry na setkę, przy 116 km na godzinę zużycie to podnosi się do 4,36 litra na sto, a w mieście do 5,4. Przy czym są to wielkości z testów praktycznych, a nie liczby podawane przez producenta. Wszystko to sprawia, że – teoretycznie – na jednym baku cruze przejeżdża 1150 km. Silnik cruze'a jest silniejszy od porównywalnego z jetty i dostarcza 151 KM mocy. Cena również wyregulowana jest na bezpośrednią konkurencję z jettą.

Jazda naprawdę daje dużo satysfakcji, a podpięta pod silnik 6-biegowa automatyczna skrzynia sprawia, że moc nigdy nas nie opuszcza.

Ile zapłacimy za te wrażenia – no nieco więcej niż za wersję benzynową – bo ciut powyżej 25 tys. dol.

Dla tych wszystkich, którzy w samochodzie szukają nie tylko silnika, powiem, że w tej cenie dostaniemy kamerkę wsteczną, bluetooth, podgrzewane skórzane fotele i wiele innych wygód.

Jeśli chcemy nieco dołożyć, to oczywiście możemy zamówić co dusza zapragnie – szyberdach, monitor blindspotu, nawigację czy lepszy system dźwiękowy.

Jeśli ktoś już jeździ dieslowym cruze'em, proszą o kontakt i opinie z eksploatacji. Patrząc na to, z czym mamy do czynienia w Europie, można śmiało wskazać na napęd dieslowy i gazowy jako przyszłość bardzo ekonomicznych i czystych silników spalinowych.

O czym z nutką eurodumy w głosie informuje Wasz Sobiesław.

Opublikowano w Moto-Goniec
sobota, 05 kwiecień 2014 23:07

Moje BMW

Tak się złożyło, że miałem okazję kupić stare BMW z 2000 roku i mimo ostrzeżeń płynących z wnętrza rozsądnej części mojego motoryzacyjnego rozumu jednak rzuciłem się na głęboką wodę.

Wiem, wiem, stare BMW to może być urwanie głowy, stare BMW to może być dren założony wprost do naszego portfela, mimo to jest to samochód, który daje kierowcy uczucie bliskie pełnego scalenia z maszyną. Słowem, można być do BMW uprzedzonym przez dresiarski stereotyp i wiele horror-historii zazwyczaj spowodowanych przez szpanujące dzieci z górnych klas licealnych, ale w sumie jest to bardzo dobrze ułożone auto.

Jak już kiedyś pisałem, zazwyczaj kupuję stare samochody "po ludziach", a nie po modelach. Jak to działa? Po pierwsze, sprawdzam – o ile to możliwe – gdzie kto mieszka i gdzie pracuje. – Jeśli ktoś jest chirurgiem – małe prawdopodobieństwo, że właśnie będzie nam chciał ożenić jakiegoś lemona, jeśli ktoś przez długie lata trzymał samochód w rodzinie – zwłaszcza samochód luksusowy – jak BMW – jest duże prawdopodobieństwo, że o niego dbał. To dbanie można prosto sprawdzić u dilera lub mechanika. Zresztą wiele BMW jest dobrze serwisowanych, bo od lat przy kupnie nowego auta dostaje się pakiet darmowego serwisowania – niekiedy do 60 tys. km – a więc do tego przebiegu auto z pewnością było zadbane – o ile tylko właściciel był osobą normalnie myślącą. Tak więc jeśli ktoś dba o auto, nie jest profesjonalnym handlarzem samochodów, trzymał samochód przez długie lata, ma dokumentację napraw i serwisowania – z miejsca staje się dobrym partnerem do rozmów.

O czym rozmawiać? Moje BMW zachowywało się bardzo poprawnie podczas jazdy, więc prócz informacji o dacie wymiany płynu w automatycznej skrzyni biegów i dyferencjale, opisach poszczególnych małych usterek lakieru oraz kilku innych, zaczęło mi się zapalać zielone światło. W ramach negocjacji zażyczyłem sobie i dostałem jeszcze e-test, no bo podłączenie do komputera powinno wykazać ewentualne usterki czujników – a ponieważ wszystko było OK i żadne Diagnostic Trouble Codes nie wyskoczyły, ja sam z duszą na ramieniu wyskoczyłem ze stosownej liczby studolarówek, za które dostałem kluczyki do kieszonkowej rakiety drogowej, zbornej i nieroztelepanej, plus zestaw opon zimowych na felgach.

Mankamentem tego niemieckiego samochodu jest niestety łatwość zwiększania prędkości – utrzymanie się w ryzach 120 km/h na autostradzie bez ulegania pokusom, by krótkim zrywem zmieścić się w przerwę daleko z przodu, dochodząc do 160...

Piszę o tym, ponieważ wielu z nas nie stać na nowe samochody, a stare potrafią służyć całkiem nieźle przez długie lata. Jak to mówią po angielsku, śmieci jednego człowieka mogą być skarbem drugiego.

Przechodzone BMW z niskim przebiegiem, zadbane, kupione od kogoś, kto tym autem się nie ścigał ani go nie modyfikował, może dać wiele satysfakcji, za jedną dziesiątą kosztów nówki.

 

A teraz z innej beczki

Z niejakim zdziwieniem zauważyłem opracowanie własnego tekstu w naszym miłym lokalnym konglomeracie prasowym "Związkowcu-Fakcie-Angorze"; wywiadu na temat syrenki meluzyny p. Arkadiusza Kamińskiego, do tego zilustrowanego konkurencyjną i "nielegalną" syrenką z Kutna. Redaktor naczelny "Związkowca" Staszek Stolarczyk wyjaśnił naszemu naczelnemu, że to strona z polskiej Angory, co wprawiło mnie w jeszcze większe zdziwienie, no bo do Angory nie piszę. A więc jeśli już ktoś przedrukowuje, to ładnie byłoby zaznaczyć skąd. Ja tam nadmiernych ambicji nie mam, Sienkiewiczem nie jestem, ale jakaś przyzwoitość musi być, tym bardziej że wszystkie swoje teksty odstępuję za "Bóg zapłać". To tyle na dzisiaj.

Sobiesław Kwaśnicki

Opublikowano w Moto-Goniec
sobota, 15 luty 2014 16:40

Wystawa samochodowa w Toronto

Kilka ciekawych rodzynków

Zainteresowanie samochodami jest jak zainteresowanie sportem – jednoczy ludzi ponad podziałami, polityką, religią, a nawet statusem majątkowym.

Tegoroczna wystawa motoryzacyjna w Toronto pod względem organizacji nie zaskakiwała – natomiast z pewnością pojawiło się na niej kilka ciekawych modeli, które warto było zobaczyć dokładniej, zanim jeszcze opadało na nas normalne w takiej sytuacji znużenie. Serce zaczęło mi szybciej pikać już przy samym wejściu, gdzie Volkswagen eksponował rabbita z 1979 roku, czyli nieco przerobionego pod Amerykę poczciwego golfa mk1. Dlaczego się rozmazałem? No bo proszę Państwa golfem mk1 jeżdżę na co dzień i to właśnie ten model przywiózł mnie na wystawę...

Co robiło wrażenie w tym roku? Oczywiście micra Nissana, bo jest to auto całą gębą, w którym nawet osobnik wielkogabarytowy (sprawdziłem na sobie) siedzi za kierownicą wygodnie.

Jest to pojazd tani jak barszcz w eksploatacji, którego 1,6-litrowy silnik daje 109 KM mocy i pozwala przejechać na baku 700 km; samochód, w którym wygodnie podróżować mogą cztery osoby, kosztuje wyjściowo 10 tysięcy bez dwóch dolarów. Nieźle. Pamiętam wieki temu, jak Kia wprowadzała model rio, wielki billboard przy Gardinerze, z taką właśnie ceną tego auta, szybko jednak okazało się, że był to zabieg bardziej reklamowy. Jak będzie w tym przypadku, zobaczymy za moment, bo auto wchodzi do sprzedaży od wiosny.

Jak zwykle nie zawiódł Volkswagen, którego modele, choć trudno określić jako ekstrawaganckie w stylistyce, oferują pod maską same mecyje "Hergestellt in Deutschland". Z pewnością, volkswagen garbus (beetle) kabriolet pozwoli dojrzałym panom ścigać się z szybko uciekającą młodością, golf gti da młodzieży poczucie boskiego panowania nad przyrodą, zaś jetta tdi zadowoli Niemca w każdym z nas, czyli kogoś, kto chce jeździć niemal bez paliwa i mieć samochód będący triumfalnym połączeniem użyteczności i formy.

Volkswagen to popularna marka wśród Polaków, również, kanadyjskich, tutaj, choć jak mi niedawno uświadomił p. Arkadiusz Kamiński, który usiłuje ożywić markę polskiej syreny, volkswagen to jedna z niewielu marek niemieckich stworzona przez hitlerowców i od kołyski związana ideologicznie z III Rzeszą. Fakt, że lubią te samochody największe ofiary II wojny, czyli my, Polacy, stanowi swoisty chichot historii.

Powiem, że bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie oferta Forda. Trudno przejść obojętnie obok forda transit connect, czyli samochodu o wielu wcieleniach; od całkiem pojemnej furgonetki za nieco ponad 20 tys. dol. po superuniwersalnego minivana, dla młodej rodziny, zdolnego zabrać na pokład siedem osób.

Ciekawy samochód wprowadza na kanadyjski rynek GM – chevroleta cruze diesel, który o dziwo ma parametry silnika lepsze od wspomnianej jetty, lekko mocniejszy, lekko bardziej oszczędny na trasie – 4,2 litra oleju napędowego na sto kilometrów, i lekko bardziej zrywny. Jednak niemiecka technologia wygrywa pod względem cichej pracy – przyznać trzeba, że o ile na wolnych obrotach można to odróżnić, to przy prędkościach szosowych zapominamy, że pod maską mamy ropniaka. A zatem wreszcie Niemcy mają jakąś konkurencję w tym bardzo ciekawym technologicznie segmencie.

W wersji "ecodiesel" będziemy też wreszcie mogli dostać jeepa grand cherokee, tym razem napędzanego pochodzącą z pracowni Fiata 3-litrową wysokoprężną szóstką. Podobno pali toto jedynie 7 litrów, a w testach zimowych w rzeczywistych warunkach wychodziło coś nieco ponad 9 – jak na SUV-a jest to wielkość zbijająca z nóg.

Nie wiem dlaczego, ale producenci miłych małych aut mają tendencję do zwiększania w kolejnych wersjach ich gabarytów. Honda fit wydaje mi się jakaś taka większa, podobnie największy z dotychczasowych jest mini countryman cooper, na dodatek w tym kultowym wozie można obecnie zaordynować sobie napęd na cztery koła i pięciodrzwiowe nadwozie. Przypomina to razem małego crossovera, w którym być może zmieściłyby się dwa minimorrisy Jasia Fasoli. Czy to dobry kierunek? Moim zdaniem nie. Szczęśliwie mini jest do nabycia w wielu odmianach, w tym usportowionej mini coupe cooper i mini roadster cooper, gdzie sześciobiegowa skrzynka ręczna plus turbodoładowany motor o mocy 208 KM pozwalają czuć się na drodze jak na dopalaczach.

Każdy z prezentowanych na wystawie samochodów zasługiwałby na historyjkę. Ogólnie mówiąc, motoryzacją, jak każdą inną dziedziną masowej produkcji, rządzą mody. Jedną z głównych ich zasad jest tworzenie pozorów indywidualizmu w morzu tego samego. I niestety to morze tego samego jest coraz szersze, głównie za sprawą globalizacji produkcji części zamiennych (które takie same są w wielu markach) i stylistycznej urawniłowce – jak się dobrze przyjrzeć, to okaże się, że 60 proc. sprzedawanych aut ma niemal taki sam kształt maski. No takie mamy czasy, dlatego z łezką w oku, wychodząc z pawilonu południowego Convention Center, patrzyłem na oldbojów z lat 60. – auta wyprodukowane w czasach amerykańskiej dominacji tego rynku i tej technologii. Tak więc na odchodne również łezka w oku mi się pokręciła, a gdy na parkingu usłyszałem głęboki pomruk cylindrów mojego golfa, pomyślałem, czegóż więcej człowiekowi do szczęścia potrzeba, czy rzeczywiście możliwość posiadania radarowego tempotaktu, czy też urządzenia do samoparkowania samochodu to taki wielki postęp? Czy przypadkiem nie pozbawiają nas one tej bardzo podstawowej przyjemności samodzielnej obsługi urządzenia mechanicznego?

Ach, no i zapomniałbym wspomnieć teslę – ten najsprawniejszy jak do tej pory samochód elektryczny świata – okazuje się za sprawą tegorocznej zimy – ma poważną wadę. Trzeba się doń bardzo ciepło ubierać, a także kupić specjalne rękawiczki pozwalające sterować dotykowym ekranem, a jednocześnie chronić ręce przed przymarzaniem do kierownicy. Niestety w dzisiejszych czasach samochody na baterie stawiają nas przed dylematem – jechać na większą odległość w zimnie, czy podgrzać się, narażając na niedociągnięcie do kontaktu.

O czym z rozgrzanego do krótkich rękawków 25-letniego golfa informuje

Wasz Sobiesław

Wystawa ciekawa, dużo nowości no i bomba w postaci nissana Micra wycenionego poniżej 10 tys. do. Co prawda takie ceny zdarzały się już np pierwszemu modelowi KIA, ale to było o kilka inflacyjnych numerków temu... A więc być może już wkrótce na naszym rynku większa gama modeli Made in India i Made in China. Co to oznacza? Proszę zapytać w Oshawie... (SK)

 

Opublikowano w Moto-Goniec
wtorek, 11 luty 2014 22:38

Autoshow 2014 - zapraszam!

Grzech byłoby pisać dzisiaj o czymś innym niż zaczynająca się w ten weekend torontońska doroczna wystawa motoryzacyjna, 2014 Canadian International AutoShow (wszystkie informacje na stronach http://www.autoshow.ca/). Oczywiście obiecuję fotorelację, więc do zobaczenia na wystawie, a przy okazji słów kilka o tendencji, która mnie osobiście przejmuje wielkim smutkiem.

Samochód i motocykl były w wieku dwudziestym symbolem indywidualnej wolności. Podkreślały ten obraz różne amerykańskie "filmy drogi", utrwalał wizerunek bajkerów na harleyach, umacniał widok marynarzy szos, trakerów za kierownicami olbrzymich ciężarówek.

Lejesz do baku i wio na trasę, połykać wstęgi szos… Powoli systemowe szczęki jednak się zaciskają, samochód jest w coraz mniejszym stopniu maszyną dającą człowiekowi poczucie wolności, a w coraz większym "elementem systemu transportowego", zaś jego ruch po drodze jest coraz bardziej zautomatyzowany i kontrolowany. Nie chciałbym dożyć dni, kiedy mój własny pojazd kontrolował będzie mój styl jazdy, niczym zrzędząca żona mówił, jak mam jechać, a w razie odmowy podporządkowania korygował moje wyskoki, np. nie pozwalając przekroczyć dopuszczalnej prędkości czy na zakazie skręcić w prawo.

A przecież już dzisiaj o tym się mówi, by auta na drodze "porozumiewały się ze sobą", ustalały bezpieczną prędkość, być może ustawiały się w radarowo regulowane sznury w bliskiej odległości jeden od drugiego, dla ograniczenia zajmowanej przestrzeni, automatycznie hamowały przed przeszkodą, same utrzymywały się w pasie ruchu i informowały o wszystkim stosowne władze; od liczby przejeżdżanych kilometrów poczynając, a na nawykach prowadzenia kończąc. Słowem – ma to być sterowana z zewnątrz i zaprogramowana przez system maszyna, a nie żaden ekwiwalent wiernego wierzchowca. Po prostu wymiotować się chce... Dlatego być może dzisiejsze wystawy motoryzacyjne obrazują końcówkę starej ery, gdzie liczą się jeszcze konie pod maską i kopyto pod butem.

Na tegorocznej wystawie sporo jest do zobaczenia i będzie trochę kanadyjskich premier nowych aut. Będziemy mogli zobaczyć m.in. chryslera 200 model 2015 – pisałem już o nim na tych łamach, jest też nowa pięćsetka Fiata, nowy ford F-150, honda fit 2015 i wiele, wiele innych.

Podam kilka przykładów:

Kia provo – supernowoczesna technologia i nowatorski design łączący elementy sportowego coupe z opływowym hatchbackiem. Muskularne auto o luksusowym wnętrzu.

Ludzi, dla których mercedes kojarzy się z noszonym na co dzień garniturem, z pewnością zainteresuje nowa seria C-klasy – przeprojektowana karoseria i cała plejada pomocnych gadżetów, a to wszystko na perfekcyjnym, zegarmistrzowsko złożonym niemieckim zespole napędowym. Oszczędny na paliwie, na wskroś luksusowy, jednocześnie wydzielający wokół męskie feromony i zdolny do drogowych szaleństw – oto mercedes benz klasy C – tak można w skrócie scharakteryzować najnowszą produkcję marki, która przeszła zwycięsko przez wszystkie wojny i dżumy XX wieku, by dzisiaj nadal świadczyć, co znaczy kultura techniczna produkujących ją ludzi.

Dla osób, którym bardziej odpowiada minimalistyczne nastawienie w wyścigu po życiowe osiągi, z pewnością większym przeżyciem będzie nowe porsche 911 GT3 cup – siódme już pokolenie tych kultowych wyścigówek. Tym razem napędzane płaską szóstką o mocy 460 KM i połączoną z kołami sześciobiegową skrzynką zaprojektowaną specjalnie przez Porsche Motorsport, a obsługiwaną – pierwszy raz w tym modelu – przez skrzydełka na kierownicy. System ten, dostępny w coraz szerszej gamie sportowych samochodów, przyszedł, jak wiadomo, z Formuły 1.

Osobom, które również lubią dynamiczną jazdę, a nie mają przy sobie grubych tysięcy, z pewnością bardziej przypadnie do gustu model 2015 subaru WRX STI. Ten flagowy produkt Subaru debiutuje w nowym kroju karoserii z dobrze doposażonym wnętrzem i legendarnym już dzisiaj 2,5-litrowym silnikiem w układzie boxer z turbodoładowaniem. Jeśli powiem, że pod tym motorem mamy doskonałe twardo zestrojone zawieszenie oraz reagujący na pieszczoty dłoni układ kierowniczy, wówczas będziemy mogli sobie naprawdę wyobrazić, do czego zdolne jest na drodze 305 koni mechanicznych, jakie wyczarowuje ten silnik. Na marginesie dodam, że jeśli kogoś kusi ta marka, to na zakupy powinien podjechać do p. Izabeli Kosmowskiej z Marinos Auto Group (reklama na tej stronie), która doskonale czuje ostrą jazdę, jako że rajdy samochodowe od młodości ma we krewi.

Tym, którzy na drogach raczej szukają czegoś ekonomicznego i przyjemnego w prowadzeniu, z pewnością dogodzi nowy golf 2015 – całkowicie przeprojektowany i odmłodzony z całą serią nowych silników, które piją paliwo z baku, dosłownie, przez zagryzioną rurkę.

Czy coś pominąłem? Oczywiście! Setki innych modeli. Wiele bardzo nowatorskich, jak choćby audi A3 sportback e-tron. Sportowe cudo z silnikiem o pojemności… 1,4 litra i mocy 150 KM z dodatkowym 75 kW motorem elektrycznym. W złożeniu kombo to daje 204 KM mocy i 258 stopofuntów momentu obrotowego, osiągając prędkość maksymalną 222 km/h przy przeciętnym zużyciu paliwa 1,5 litra na sto kilometrów. Zasięg na silniku elektrycznym wynosi 50 km, ale całość na jednym baku i jednym ładowaniu przejedzie 940 km.

Można by tak jeszcze długo, no ale o czym bym wtedy pisał po wystawie. Zatem do zobaczenia.

Wasz Sobiesław

Opublikowano w Moto-Goniec
sobota, 08 luty 2014 13:49

Dojrzały wiek hondy civic

W związku z materiałami, jakie opublikowaliśmy o syrence meluzynie, dostałem pytania, co sądzę o syrence z Kutna skombinowanej przez tamtejsze zakłady współpracujące z wojskiem. Powiem tyle, że nic nie sądzę, ponieważ syrenka z Kutna jest tylko zgrabnie wykonaną "nakładką" z włókien szklanych na ramę. Po to zaś, by uruchomić markę, a nie tylko strugać auta na podstawione platformy, potrzebna jest CAŁOŚĆ, czyli uruchomienie produkcji na poważnej taśmie z poważnych części i wsparcie tego poważnym marketingiem. Podczas gdy panowie z Kutna chcą robić niskoseryjne auto dla kolekcjonerów, p. Kamiński planuje opracować samochód, którego produkcja mogłaby wskrzesić markę i wypromować ją na rynkach poza Polską.

Opublikowano w Moto-Goniec
sobota, 18 styczeń 2014 22:03

Powrót mocnych i szybkich - Detroit 2014

detroit2014

Salon samochodowy w Detroit to motoryzacyjny odpowiednik balu sylwestrowego. W dniach 13-26 stycznia 2014 r. odbywa się impreza wszystkich tych, którzy kochają zapach benzyny w powietrzu i chcą zobaczyć kreacje na nowy rok.

Jeszcze 2 – 3 lata temu nie wiadomo było, czy amerykańska wielka trójka będzie żyć, dzisiaj amerykańskie wozy wracają do łask i zaczynają ponownie fascynować, wyraźnie widać odbicie się od dna. W 2013 roku kupiono w USA 18 mln aut. GM zwiększył sprzedaż o 7 proc. w porównaniu z 2012 rokiem, Ford o 10 procent, Toyota o 7,5 proc., a Chrysler 9-proc.

Opublikowano w Moto-Goniec
niedziela, 12 styczeń 2014 10:36

Stare i jare

mustang97Fajnie jest mieć nowy pachnący plastikami samochód, ale większość z nas ma na cztery kółka dość ograniczony budżet, pomijając już sam fakt, że nowe auto bardzo szybko traci na wartości i więcej sensu ma kupowanie aut dwu- czy trzyletnich. Ale dzisiaj nie będzie o takich względnie nowych samochodach; dzisiaj za Kelly Blue Book, gdzie można znaleźć szacunkowe ceny samochodów używanych, popatrzymy, co dobrego można kupić za... 5 tys. dol.

Za taką właśnie kwotę można trafić całkiem porządne auto, do tego dające wielką przyjemność prowadzenia. Jeśli zatem planujemy kupno auta dla np. wypełzającej z domu na studia latorośli, to proszę, oto lista zakupów: skompilowana na podstawie AOL.

Opublikowano w Moto-Goniec
sobota, 21 grudzień 2013 19:46

Zelektryzowany prezent pod choinkę

Hej idą Święta, choinki już się palą... 
(– Mamo, mamo choinka się pali!
– Nie mówi się, "pali", tylko "świeci".
– Mamo, mamo zasłona też się już świeci!).

    A zatem pora się zastanowić, co pod choinkę dla drogiej sercu osoby. Jak pewnie państwo wiedzą, jestem zwolennikiem samochodów praktycznych i ciekawych w prowadzeniu. A więc gdybyśmy nie mieli ograniczeń "kasowych", radzę spróbować zrobić prezent z samochodu elektrycznego. Jestem wrogiem wszelkich hybryd, ale czysto elektryczne zrywne auto – no sam bym był ciekaw popróbować. A jeśli elektryczny, no to tylko któraś z tesli produkowanych przez Tesla Motors.

Opublikowano w Moto-Goniec
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.