Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Psycholog radzi: Jak wygrać miłość i nie dopuścić do rozwodu
Napisane przez B. Drozd"Za pół roku wychodzę za mąż. Przygotowania ruszyły już pełną parą, a ja nie jestem pewna swojej decyzji. Bardzo kocham swojego narzeczonego i chcę z nim być, ale bardzo boję się ślubu. Jakby na potwierdzenie moich lęków, nasz wspólny znajomy ostatnio powiedział: »waszym rodzicom nie udało się, ale może wam się uda«. Problem, który mnie męczy, to właśnie to, że obydwoje pochodzimy z rozbitych domów. Czy wobec tego mamy szansę na założenie szczęśliwej rodziny? Czy jest jakaś recepta na udane życie małżeńskie? Czy nie mając dobrego przykładu, można nauczyć się, jak żyć we dwoje?" Olga
Oto kilka powszechnie znanych, ale trochę zapomnianych prawd:
• Małżeństwo to nie meta miłości, lecz punkt wyjścia, a miłość (w przeciwieństwie do zakochania), to nie gorące uczucie, ale akt woli: chcę z tobą być aż do śmierci i chcę twojego dobra.
• Szczęście w małżeństwie to nie dar, to sukces okupiony ciężką pracą, wysiłkiem i walką we dwoje o siebie.
• Jeśli oboje zdecydujemy, że chcemy walkę o swoją miłość wygrać, to nikt i nic nam nie przeszkodzi w osiągnięciu tego celu.
• To, jakie jest dzisiaj nasze małżeństwo, będzie miało wpływ na wiele kolejnych pokoleń naszej rodziny!
• Wszelkie relacje w rodzinie (te dobre i te złe) mają źródło w naszej relacji małżeńskiej.
• Najlepszą inwestycją dla dzieci jest inwestycja w nasze małżeństwo.
A oto recepta na szczęście małżeńskie:
1. Zacznijmy od narzeczeństwa. Najważniejszy jest dobry wybór przyszłego męża/żony. Jest to długi temat, ale myślenie: "jak się ożeni to się odmieni", raczej zawsze przynosi opłakane skutki.
2. Jak poznać, która para narzeczonych dobrze rokuje? Jest to dosyć proste. Jeżeli stają się dzięki sobie lepszymi ludźmi, lepiej odnoszą się do swoich rodziców, rodzeństwa, do innych ludzi, stają się bardziej dojrzali i odpowiedzialni, poważniej podchodzą do obowiązków, to znak, że narodziła się miłość. Bo prawdziwa miłość zawsze przynosi dobre owoce.
3. Aby poradzić sobie z problemami małżeńskimi, trzeba posiadać wiedzę, jak to robić. Należy ciągle dokształcać się, zdobywać na ten temat nowe informacje, ale tylko ze źródeł, dla których małżeństwo jest wielką wartością, a ich celem jest utrzymanie jego trwałości. Jeśli ktoś podpowiada nam rozwód jako najlepsze rozwiązanie, zawsze musimy być bardzo ostrożni!
4. Od dnia ślubu do końca życia największą wartością dla małżonków ma być małżeństwo, a najważniejszą osobą dla żony ma być mąż, a dla męża żona. Na drugim miejscu powinny być dzieci, a na trzecim rodzice (teściowie).
5. Na każdym etapie naszego, wspólnego życia powinniśmy zadawać sobie pytanie: "Czy to, co robię, w co się angażuję, służy dobru naszego małżeństwa, czy mu zagraża? Czy to, co planuję robić, będzie dobre dla naszego małżeństwa?". Nigdy nie należyrobić niczego, co mogłoby zagrażać związkowi!
6. Szacunek to podstawa wszystkiego. Mąż nie będzie kochał żony, ani żona męża, jeśli wzajemnie nie będą okazywali sobie poszanowania. W małżeństwie jest taka zasada: NA JEGO BRAK MIŁOŚCI ONA REAGUJE BRAKIEM SZACUNKU. NA JEJ BRAK SZACUNKU ON REAGUJE BRAKIEM MIŁOŚCI.
7. Staraj się zmieniać nie współmałżonka, a siebie (by być lepszym mężem, żoną). W szczególności walcz z własnym egoizmem, by dorosnąć do relacji miłości rozumianej jako bezinteresowny dar z siebie samego.
8. Doceniajcie się wzajemnie, bądźcie sobie wdzięczni za zwykłą, szarą codzienność.
9. Wzbudźcie w sobie wewnętrzną życzliwość do teściów i nie miejcie pretensji do współmałżonka o zachowania jego/jej rodziców.
10. Budujcie wspólnotę, róbcie jak najwięcej rzeczy razem, ale też dawajcie sobie tzw. przestrzeń życiową, w której możecie coś robić indywidualnie.
11. Rozmawiajcie ze sobą o swoich uczuciach, pragnieniach, problemach i przede wszystkim słuchajcie się wzajemnie. Mówcie szczerze, ale o sobie: ja tak czuję... myślę... boli mnie, gdy... Starajcie się nie używać słów: bo ty to... ty zawsze... ty nigdy... Zawsze rozwiązujcie problemy na bieżąco.
12. Pod żadnym pozorem nie pozwalajcie sobie na tzw. ciche dni. Obrażanie się niszczy was i waszą rodzinę.
13. Drogą donikąd jest oczekiwanie, że współmałżonek (szczególnie mężczyzna) wszystkiego się domyśli. On się nie domyśli! Mąż o żonie przeważnie wie tyle, ile ona sama mu o sobie powie.
14. Mając świadomość tego, że nikt nie jest idealny, naucz się wybaczać i prosić o wybaczenie. Pamiętaj, małżeństwo oparte na pokorze nie rozpada się.
15. Rozwiązujcie problemy, które można rozwiązać, a także określcie i zaakceptujcie te, których nie potraficie pokonać. Być może jakieś trudne kwestie będą nieodłączną częścią waszego związku.
16. Wypominanie sobie i pielęgnowanie uraz sprzed wielu lat to wielki błąd. Przeszłości nie ma, dlatego nie pozwól, aby miała ona destrukcyjny wpływ na wasze życie dzisiaj. Na błędach należy się uczyć i o nich pamiętać, ale tylko po to, aby ich więcej nie popełniać w przyszłości.
17. Nie pozwalajcie sobie na poufałości i dwuznaczne sytuacje z osobą płci przeciwnej. Zawsze zachowujcie zdrowy dystans. Pamiętajcie, zdrada prawie zawsze zaczyna się bardzo niewinnie, od otwierania serca, od rozmów, od flirtów.
18. Zaspokajajcie swoje potrzeby, pamiętając, że kobieta i mężczyzna kompletnie różnią się, ale i dopełniają pod tym względem. Najważniejsze potrzeby męża to: zaspokojenie seksualne, towarzystwo w czasie rekreacji, atrakcyjna współmałżonka, wsparcie w domu i potrzeba bycia podziwianym. Najważniejsze potrzeby żony to: okazanie uczucia, rozmowa, szczerość i otwartość, wsparcie finansowe i oddanie się potrzebom rodziny.
19. I na koniec pamiętajcie, że kryzysy zdarzają się w każdym związku, ale każde małżeństwo przy dobrej woli obydwojga można uratować!
15 września 2012 roku o godzinie 14.00 do basenu jachtowego im. gen. Mariusza Zaruskiego w Gdyni wpłynął, uroczyście witany, harcerski jacht ZJAWA IV.
Byłem na jego pokładzie; na trasie, brakującego dotąd, ostatniego etapu Wagnerowskiego Rejsu z Great Yarmouth w Anglii do Gdyni. Pełniłem funkcję pierwszego oficera. Orkiestra Marynarki Wojennej, szpalery harcerzy i żeglarzy, tłumy ludzi i dekoracje zaskoczyły nas, harcerską załogę ZJAWY IV. Ogarnęło mnie wzruszenie, gdy pomyślałem, że nareszcie Waldek osiągnął cel i wypełniło się jego marzenie, zdruzgotane tragicznie 2 września 1939 roku.
Kpt. Władysław Wagner zmarł 15 września 1992 roku na Florydzie, dokładnie dwadzieścia lat temu.
"Zerwała się świeża bryza przyciągająca naszą uwagę i z nią weszliśmy do portu cumując przy Mission Quay. Poruszaliśmy się jednak nienaturalnie, sparaliżowani tragicznymi wiadomościami. Kapitan portu, W. Sutton, już czekał i wręczył mi telegram z konsulatu w Londynie z poleceniem zakończenia podróży i pozostawienia Zjawy III w Wielkiej Brytanii.
Przez całą podróż w mojej książce pokładowej gromadziłem wpisy urzędników wszystkich portów, gdy do nich zawijałem i je opuszczałem. Wpis kpt. Suttona był unikalny:
Jacht żaglowy Zjawa III przybył do Great Yarmouth 2 września 1939 roku w drodze do Gdyni, do Polski. Z powodu wybuchu wojny między Niemcami i Polską dnia 1 września 1939 roku Zjawa III otrzymała polecenie Polskiego Konsula Generalnego pozostania w Anglii.
Najbardziej nieoczekiwany koniec rejsu ZJAW."
Tak kończy się relacja Władysława Wagnera w wydanej w 1963 roku książce "By the Sun and Stars". Władysław Wagner nigdy nie powrócił do Polski. Nigdy też nie została wydana w Polsce jego relacja z tej niezwykłej, wielkiej – bo sławiącej Pol-skę – podróży.
ZJAWA III pozostała w Anglii na polecenie ówczesnego Polskiego Konsula Generalnego. Dokończenie się podróży i powrót do kraju dokonał się na ZJAWIE IV na polecenie obecnego Konsula Generalnego RP w Londynie.
Oto jego tekst wręczony naszemu kapitanowi, Piotrowi Cichemu, w Great Yarmouth:
"ZJAWA IV wyrusza z Great Yarmouth, aby w imieniu WŁADYSŁAWA WAGNERA symbolicznie powrócić do Ojczyzny, po wokółziemskim rejsie trzech ZJAW 1932–1939.
Pomyślnych wiatrów w drodze do Gdyni, portu macierzystego wszystkich ZJAW!
Ireneusz Truszkowski Konsul Generalny RP w Londynie 5 września 2012 roku".
O Władysławie Wagnerze, Jego Wielkim Rejsie i o naszym – symbolicznym – opowiem już w najbliższym numerze "Gońca."
Zbigniew Turkiewicz
Kupowanie nowego samochodu to zajęcie, któremu towarzyszą sprzeczne emocje – z jednej strony, chcielibyśmy mieć już teraz to całe pachnące, błyszczące i niesamowicie nowe auto, a z drugiej, wiemy, że trzeba być rozsądnym i później będziemy za te blachy płacić jak za woły (większość za nas kupuje auta na spłaty).
Więc jest to takie przeciąganie liny między zdrowym rozsądkiem a tym co by się chciało, gdyby się miało...
W dzisiejszych czasach sytuacja nieco się poprawia, a to za sprawą Internetu – możemy być o wiele lepiej poinformowani niż dawniej, znać cenę, jaką za auto płaci diler, poszukać w kilku źródłach...
Jest też inna ciekawa opcja. Polegająca na zasadzie – kto mi więcej da, z tym pójdę – czyli na licytacji internetowej. Mówimy, jakie auto chcemy mieć, co nam się podoba i czekamy na zgłoszenia od sprzedawców.
W końcu to my im niesiemy pieniądze, a więc niech się o nie trochę pobiją. No nie?
Namnożyło się ostatnio trochę portali, gdzie można kupić sobie samochód on-line. Jeden z najbardziej popularnych cars4u.com czy też dealfinder.ca, gdzie obiecują, że znajdą nam samochód, jaki chcemy...
Nic konkretnego nie będą polecał – można sobie na wszystko w Googlu popatrzeć, co ważne, to byśmy zawczasu poszukali opinii o funkcjonowaniu danego portalu – zobaczyli, jak długo jest aktywny, oraz zawczasu wiedzieli, czy trzeba za taką usługę płacić, czy też jest darmowa.
Tego rodzaju zakupy zdejmują ciśnienie z samego zajęcia kupna, choć – przyznaję – pozbawiają nas też uroku próbowania, "mlaskania", oblizywania się – kopania w opony, czy choćby jazdy próbnej.
Tak czy owak, zapraszam, by spróbować w sieci, bo nie zaszkodzi. Ostatecznie, zawsze możemy zarezerwować jeden dzień na wizytę w salonie u dilera.
Z tym, że jedna uwaga. W sieci łatwiej o podszywanie się pod kogoś, łatwiej o oszustów – czyli konkretne informacje finansowe – tylko przy finalizacji, tylko twarzą w twarz i tylko u konkretnego dilera.
A pieniądze z ręki do ręki.
***
Zanim wrócimy do nowych samochodów, jedna uwaga, bo ostatnio miałem bliskie spotkanie (szczęśliwie nie trzeciego stopnia) z osobą, która kierowała swym samochodem, patrząc nie na drogę.
Coraz więcej mamy urządzeń elektronicznych – coraz więcej gadżetów do obsługiwania; coraz więcej elektronicznych komponentów samochodu do ustawienia i zerknięcia.
Powiem szczerze, jestem kierowcą starej daty – nie lubię nawet GPS-u – wystarczy patrzeć na znaki i starać się pamiętać mapę.
Parafrazując stare powiedzenia, wielofunkcyjność nie zawsze wychodzi nam na dobrze i zwykle też nie pozwala wypełniać w 100 procentach tych wszystkich czynności, które przy okazji prowadzenia samochodu usiłujemy uskuteczniać.
A zatem Drogi Czytelniku – jeśli jesz, to jedz; jeśli pracujesz, to pracuj, jeśli odpoczywasz – odpoczywaj, jeśli pijesz – pij, kochasz – kochaj, i jeśli prowadzisz auto, to prowadź auto – koncentruj się na tym, co robisz, a nie dość, że będziesz miał z tego więcej satysfakcji, to jeszcze będziesz to robił lepiej, skuteczniej i bezpieczniej.
I znów, przy prowadzeniu samochodu nie chodzi jedynie o to, by być w zgodzie z prawem, ale by siebie i innych nie pozabijać.
Dlatego zanim wyruszysz, nawet w krótką drogę, zrób sobie kilka ćwiczeń psychofizycznych, poruszaj głową w tę i we w tę, zacznij omiatać wzrokiem przestrzeń dookoła, uwolnij się od uporczywych myśli i zmartwień, oderwij od pogoni za pieniądzem.
Wdepnij sobie lekko w gaz, posłuchaj silnika, odpocznij od zgiełku.
Prowadzenie auta to nie musi być nudne zajęcie; można koncentrować się na tym, co widać dookoła, a to wielokrotnie pozwoli nam uniknąć poważnego wypadku.
Nawet rozmawianie przez telefon wyposażony w słuchawką bluetooth rozprasza, nawet nastawianie GPS-u głosem odrywa od prowadzenia.
I proszę mi nie mówić, że "ja wolno jeżdżę, nie przekraczam prędkości"... etc.
Jeśli prowadzisz auto, rób to do końca, przy pełnej koncentracji, Spraw, żeby – podobnie jak kąpiel w wannie – był to czas dla Ciebie. Twój własny, prywatny.
Dlatego jestem zwolennikiem samochodów mniej zautomatyzowanych i zamortyzowanych, mniej wyciszonych, mniej izolujących od warunków na drodze; dlatego jestem przekonany, że kierowca, który nawet czasem lubi docisnąć, jest o wiele bardziej bezpieczny od egzaltowanej panienki, która właśnie spowiada się koleżance z ostatniego weekendu. Obojętnie czy via bluetooth, czy ze słuchawką przy uchu.
I jeszcze jedno! Dobrym kierowcą, podobnie jak dobrym poetą czy dobrym pisarzem, bywa się. Czasami.
Dobrze jest, zanim siądziemy za kółkiem, ocenić własny stan psychofizyczny, żeby ostrożniej jeździć. Zły stan psychiczny to tak samo utrudniająca okoliczność jak ulewny deszcz czy gołoledź.
Jesteś zmęczony, wyszedłeś z pracy zdenerwowany – weź to pod uwagę! – Pomyśl o tym, wyluzuj się. Zdaj sobie sprawę, że jesteś operatorem ponad tonowego żelastwa, które źle pokierowane, Tobie i innym może wyrządzić wielką krzywdę, pomyśl, że możesz tym zabić komuś dziecko albo pozbawić życia swoje własne.
I oczywiście pijesz, nie jedź. Tu chciałbym zaapelować do wszystkich, którzy od czasu do czasu lubią się napić – Panie, Panowie, nigdy picie nie będzie lepsze, bardziej przyjemne, jak wtedy, kiedy mamy świadomość, iż nie musimy prowadzić auta; nigdy zabawa nie będzie tak dobra, jak wówczas, kiedy wiemy, że dzisiaj nas zawiozą albo że nie musimy nigdzie wyjeżdżać.
Po co więc psuć sobie picie perspektywą jazdy po pijanemu? Po co narażać się na stres i usiłować przed wyjściem za wszelką cenę wytrzeźwieć?! Poić się wodą jak koń po biegu, ssać miętowe gumy etc.
I znów wrócę do starej rady: jak pijesz to pij, jak jedziesz, to jedź. Nie mieszaj tych rzeczy, bo z żadnej nie będziesz miał przyjemności.
O czym zapewnia
Wasz Sobiesław
Kanadyjczycy, entuzjaści sportów strzeleckich, rozpoczęli zupełnie nową inicjatywę mającą na celu upewnienie niedowiarków, że (była) rejestracja broni długiej jest bezwartościowa.
Poprzez zakup nowej broni długiej, jej sprzedaż lub wymianę między posiadaczami, dane zawarte w long gun registry staną się jeszcze bardziej bezużyteczne.
Liberałowie, NDP czy inne partie chcące w przyszłości rozpocząć od nowa rejestrację nie będą w stanie użyć do działania jako punktu wyjściowego poprzedniej rejestracji.
Inicjatywa godna poparcia.
Obama czy Romney?
Społeczeństwo naszego południowego sąsiada, republiki zwanej Stanami Zjednoczonymi, już wkrótce dokona wyboru kolejnego prezydenta.
Jak zawsze pewna część wyborców odda swe głosy na podstawie tego, który kandydat jest przystojniejszy. Kolejna grupa pokocha prezydenta, który da jej więcej pieniążków na welfare. Jeszcze można by wymieniać inne lobby, np. czy prezydent twardo potwierdzi, że "kochający inaczej" mogą nazywać się małżeństwem.
No i na koniec o lobby, które chce stać na straży konstytucji i upewnić się, że to władza, rząd Stanów Zjednoczonych, będzie szanować swój naród, a nie broń Boże Amerykanie będą obawiać się nadużyć, przemocy i bezprawia ze strony swoich władz. W tym kontekście Obama wypada nijako. Romney natomiast w sprawach prawa do posiadania broni – bo o tym oczywiście mowa – wygląda całkiem rumiano.
Podczas dorocznej konferencji National Rifle Association Romney zapewnił, że konstytucyjne prawo do posiadania broni będzie za jego potencjalnej kadencji zapewnione. Podobnie jak Ronald Reagan -– Mitt Romney zabiega usilnie o poparcie członków NRA. Wybory już w listopadzie. Kroczący w ślady swojego poprzednika z lat 80. prezydenta Ronalda Reagana, Mitt Romney zyskuje bardzo poważne zaplecze polityczne.
Witold Jasek
komendant ZS Strzelec
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
ZAPRASZAMY WSZYSTKICH RODAKÓW
DO BARRIE NA
BANKIET
KTÓRY BĘDZIE MIAŁ MIEJSCE
W HALI ZWIĄZKU POLAKÓW W KANADZIE
20 PAŹDZIERNIKA OD GODZ. 19.00
ADRES: 4782 SIMCOE RD. 90, SPRINGWATER ON.
Do tańca będzie grał zespół VOCALVOX. Serwowana będzie gorąca kolacja i dodatkowo, obficie zaopatrzony bar.
Bilety w cenie 30 dol. dostępne są w polskich sklepach w Barrie: European Deli oraz Polski Deli.
Więcej informacji dla osób spoza Barrie pod numerem (705)735-6638.
ZAPRASZAMY !!!
* LICZBA MIEJSC OGRANICZONA!
DOJAZD: Autostradą 400 na północ, do BARRIE. W Barrie zjazd na Dunlop St. West, na Angus. Dunlop St. West po kilkuset metrach zamienia się w Simcoe Rd. 90 (Hwy 90).
Niedawno mój syn w Polsce dostał w prezencie szwedzki ekspedycyjny zegarek, z wysokościomierzem, różnymi bajerami, brakowało mu tylko wodotrysku. Instrukcja dołączona do rzeczonego zegarka zaczynała się słowami: gdybyś kiedyś znalazł się w dzikim parku Algonquin w Kanadzie, ten zegarek może uratować ci życie. 7635 km kw. z ponad 2 tys. jezior oraz 1200 km rzek i strumieni uformowanych po ustąpieniu lodowca. 53 gatunki ssaków, 272 gatunki ptaków, 31 gatunków gadów i płazów, 54 gatunki ryb, ponad 1000 gatunków roślin. Łosie, czarne niedźwiedzie, wilki, rysie, bobry i wydry.
Inspiracja artystów, najbardziej znany to Tom Thomson ze znanej kanadyjskiej Grupy Siedmiu, który malował algonquińskie pejzaże – większość na Canoe Lake, kiedy jeszcze po wielkiej wycince były tu gołe wzgórza. Park ustanowiono pod koniec XIX w., a ostateczną nazwę Algonquin Provincial Park od nazwy indiańskiego plemienia otrzymał w 1913 r.
Sława Algonquin rozeszła się na cały świat, w głównych punktach parku coraz więcej jest wycieczkowych autokarów z turystami z dalekich krajów, jak np. Japonia, którzy chcą choć przez kilka godzin pooddychać jego atmosferą, popatrzeć, dotknąć dzikości, wsiąść choć raz w życiu do canoe. Płacą za to olbrzymie pieniądze. My, mieszkańcy południowego Ontario, mamy ten zielony raj tuż pod nosem, 3 godz. jazdy od Toronto. Dlatego chciałabym tych z Państwa, którzy tu jeszcze nie byli, namówić do przyjechania tutaj, tym bardziej że nie ma piękniejszego miejsca do podziwiania kanadyjskiej niepowtarzalnie kolorowej jesieni niż Algonquin. Oblegane jest najbardziej latem, a teraz, po sezonie, jest już w miarę luźno, łatwo dostać miejsce na zbiorowym kempingu (polecam miejsca nad rzeką w Pog Lake Campground przy drodze nr 60, według mnie najładniejsze), jeśli ktoś nie lubi namiotu, w Huntsville jest dużo hoteli. Sam przejazd samochodem drogą nr 60 przez park dostarczy spektakularnych widoków.
Można go zwiedzać w interiorze canoe i z plecakiem, zaczynając z punktów startu z każdej strony parku, lub wynajmując miejsca na zbiorowych kempingach usytuowanych głównie przy drodze nr 60 prowadzącej przez południową część parku, z Huntsville do Ottawy, i robiąc kilkugodzinne wycieczki wyznaczonymi szlakami. Dzisiaj o trasie rowerowej, o której już pisałam, ale warto wspomnieć o niej ponownie, ponieważ ostatnio sporo ją wydłużono, łącząc ze szlakiem pieszym Track and Tower.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8218#sigProIdbf1237c1c0
W Rock Lake Campground zaczyna się świetnie oznakowana wspomniana Old Railway Bike Trail, licząca w tej chwili do Cash Lake około 17 km. Nazywana jest "familijną", i rzeczywiście jest dla każdego, nawet malucha niewprawnego w jeździe na rowerze. Dawny tor kolejowy zdjęto i powstała szeroka polna droga, tak że można jechać obok siebie; łączy wszystkie kempingi położone po południowej stronie "60-tki", tzn. Rock Lake Campground, Pog Lake, Mew Lake i Lake of Two Rivers, ciągnąc się teraz dalej wzdłuż malowniczej rzeki Madawaska aż do Cash Lake. W 1895 roku kemping Rock Lake był stacją kolei między Ottawą a Perry Sound i – trudno w to uwierzyć – jedną z najruchliwszych w Kanadzie. W 1944 roku trasę kolejową zamknięto. Szlak zaczyna się przy tartaku zbudowanym w 1931, a zamkniętym w 1944 r. Poglądowe tablice ze zdjęciami wzdłuż całego szlaku uzmysławiają, jaka pustka tu była po kompletnej wycince drzew i ile wyobraźni mieli twórcy parku, żeby zobaczyć w tych łysych wzgórzach tętniący dzisiaj dzikim życiem rezerwat przyrody. W 1946 roku tartak został ostatecznie zamknięty i przeniesiony o 26 km do miejscowości Whitney. Wbrew przypuszczeniom, trasa po dawnej linii kolejowej nie jest nudna. Układ jezior Whitefish i Lake of Two Rivers oraz rzeki Madawaska wymusił jej położenie. Jest ciekawa i urozmaicona. I wykute w skale przejścia, i klonowe lasy, i sosnowe lasy, piękny brzeg Whitefish Lake z górującym nad nim klifem, bagna, zarośnięte jeziorka, stare białe sosny, mostki nad strumykami, i stare lotnisko – teraz płaska łąka zaczynająca porastać gdzieniegdzie sosnami, wokół widok na okalające ją wzgórza, i ok. 6 km dodanej ostatnio trasy wzdłuż Madawaska River, z punktami widokowymi na meandrującą przez łąki rzekę i na tę samą rzekę płynącą między skalistymi brzegami. Szlak rowerowy kończy się przy mostku na rzece Madawaska, która wypływa z Cashe Lake. Tutaj można zostawić rowery i wybrać się pieszo na cały lub fragment szlaku Track and Tower. Można przejść całą ponadsiedmiokilometrową pętlę lub tylko wspiąć się na punkt widokowy w miejscu dawnej wieży pożarniczej, skąd rozciąga się wspaniała panorama na okoliczne wzgórza. Track and Tower wiedzie wzdłuż jezior, przez liściaste lasy, obok pięknych małych wodospadów i pozostałości po drewnianych konstrukcjach służących do spławiania drewna. Oprócz dzikiej przyrody, ma walory edukacyjne. Zaopatrzono ją w numerowane tablice, które skorelowane z informacjami w broszurze (do dostania w ka„żdym parkowym lub kempingowym biurze), dostarczą wiedzy o przeszłości tego terenu, a dzieciakom pokażą, jak ciężką pracą i pomysłowością biały człowiek zdobywał nowy ląd. W każdym miejscu możemy sobie urządzić piknik. Szlak jest świetnie oznaczony, wręcz za świetnie. Parkowy pracownik jakby w szale co parę kroków przybijał znaczki, szpecąc co ładniejsze drzewa. Wrócić do punktu wyjścia na trasie rowerowej trzeba niestety tą samą drogą, natomiast punkt startu i długość wybranego odcinka zależą od nas. Ci, którzy nie mają rowerów lub nie chcą ich wozić, mogą wypożyczyć je w Portage Store na 31. kilometrze "60-tki" licząc od bramy zachodniej, tuż koło kempingu Lake of Two Rivers. Cena za cały dzień wynosi 34,50 dol., za pół dnia 23,50 (z kaskiem), dziecięce odpowiednio 23,50 i 16,50 dol.
Rezerwacja miejsc na kempingu jak w każdym parku prowincyjnym przez Internet na www.ontarioparks.com lub 1-888-ONT-PARK (668-7275).
A więc w drogę, z rowerem lub bez, ale na pewno z aparatem, kempingi czynne do Thanksgiving Day włącznie, po nim przez cały rok otwarty jest Mew Lake Campground.
UWAGA! Na stronie Friends of Algonquin http://www.algonquinpark.on.ca można zapoznać się z Fall Colour Report, który informuje na bieżąco o wybarwianiu się kolejnych gatunków drzew, najpiękniejsze kolory pod koniec września.
Joanna Wasilewska - Mississauga
Fot. J. Wasilewska/A. Jasiński
W minioną sobotę jubileusz 50-lecia pracy w Kanadzie i 100. rocznicy śmierci swego założyciela obchodzili księża ze Zgromadzenia Księży Michalitów.
Tutaj, na terenie aglomeracji torontońskiej, jeśli mowa o Kościele, to prawie zawsze dotyczy rzecz o. oblatów, którzy posługują w trzech największych parafiach polskich – św. Kazimierza, św. Stanisława, św. Maksymiliana Kolbe czy najnowszej św. Eugeniusza de Mazenod, jednak jest też inna polska parafia, bardzo prężna i lubiana – parafia św. Teresy przy Lake Shore. Tam właśnie znajdziemy ojców michalitów.
Księża ze zgromadzenia są bardzo aktywni w prowincji, gdzie po raz pierwszy zgromadzenie zostało erygowane w 1962 roku w diecezji London, otwierając pierwszy dom zakonny michalitów w Windsor, a następnie przenosząc się pod London, do Melrose.
Tak się składa, że patron zgromadzenia św. Michał Archanioł – obrońca przed szatanem – jest również patronem diecezji torontońskiej.
W sobotę na uroczystościach w kościele, a następnie na bankiecie w podziemiach kościoła św. Teresy obecni byli przedstawiciele władz świeckich i duchownych, w tym m.in. arcybiskup Toronto Tomasz kardynał Collins oraz biskup London Ronald P. Fabbro. Licznie przybyli polscy księża – oblaci: o. Janusz Błażejak, o. Adam Filas. Nie zabrakło również kultowej postaci Stowarzyszenia Polskich Księży na Wschodnią Kanadę o. Stanisława Rakieja – chrystusowca, byłego proboszcza parafii w Scarborough.
Przy stole prezydialnym zasiadł poseł do parlamentu federalnego Władysław Lizoń z małżonką, był też obecny poseł liberalny Borys Wrzesnewskyj, a także władze Kongresu Polonii Kanadyjskiej z prezesem Teresą Berezowską i przedstawiciel konsulatu RP.
Bankiet uświetniony został brawurowym występem zespołu "Harnasie".
Parafia św. Teresy skupia przeszło 2000 rodzin, w latach 90. zakończono remont kościoła, a jej pierwszym proboszczem michalitą był ks. Jan Burczyk CSMA, który objął parafię w 2002 roku.
Wśród gości na bankiecie widać było liczną grupę parafian Filipińczyków, bo parafia św. Teresy prócz przeważającego polskiego charakteru jest wspólnotą wielu kultur i narodowości.
Michalici to zgromadzenie szczególne dla Polski. Założone pod koniec XIX wieku przez polskiego kapłana bł. Bronisława Markiewicza, ucznia św. Jana Bosco, wielkiego wychowawcę młodzieży. Poruszony nędzą osieroconych dzieci i zagubionej młodzieży, to właśnie im poświęcił życie.
Był wielkim polskim patriotą, marzył o Polsce sprawiedliwej i wielkiej, dlatego wybrał dla zgromadzenia św. Michała Archanioła, wodza wojsk niebieskich. Zgromadzenie zasłynęło pracą u postaw, wydając przez wiele lat m.in. magazyn "Powściągliwość i Praca".
Do dzisiaj michalici ze szczególną troską podchodzą do młodzieży trudnej, uzależnionej, z problemami, starając się pokazać im drogę do wolności w Bogu; głoszą rekolekcje i misje, pracują w domach dziecka, poprawczakach, ośrodkach młodzieżowych.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8218#sigProIda964053312
•••
Poprosiliśmy o wypowiedź przewodniczącego delegatury kanadyjskiej michalitów, ks. Andrzeja Kowalczyka.
– Michalici to specjalne powołanie, to być blisko ludzi, którzy są dalej od Boga, czasem uzależnieni, spętani kłopotami, dlaczego Ksiądz wybrał to zgromadzenie?
– Zachwyciła mnie idea księdza Markiewicza, idea pracy z młodzieżą i wśród młodzieży; zachwyciła mnie postawa młodych michalitów, którzy przyjeżdżali do naszej parafii, ich entuzjazm i radość życia; radość posługi wśród młodych, bycia z młodymi, żeby kształtować te charaktery, kształtować te serca, które często mogą się pogubić, pokazywać im Pana Boga, że warto dla Pana Boga dobrze żyć, pięknie żyć; żyć po Bożemu, że warto ten swój charakter i swoje życie też dla Pana Boga poświęcać.
– Jak Ksiądz ocenia dzisiejszą młodzież? Lubimy na młodzież narzekać, co Ksiądz by powiedział o tych młodych ludziach?
– Młodzież dzisiaj jest piękna, tylko nie trzeba się bać tej młodzieży. Młodzież jest piękna, która szuka, tak jak młody Natanael, który przyszedł do Pana Boga po nocy szukać odpowiedzi na dręczące go pytania.
I trzeba pokazywać, gdzie na te pytania jest odpowiedź. Młodzież dzisiaj jest dobra; jest w niej dużo dobra. Ja doświadczyłem tego dobra i w szkole podstawowej, i w szkole średniej, i kiedy byłem proboszczem, i w naszym domu rekolekcyjnym, który prowadzę.
Owszem, są trudności, kłopoty, ale właśnie tu jest też i rola michalitów, to co ksiądz kardynał powiedział – who is like God – pokazywać, kim dla ciebie jest Pan Bóg, to co mówił dzisiaj w kazaniu, żeby wybierać Pana Boga w codziennym życiu, bo to życie jest czasem takie skomplikowane, takie trudne, ale tak do końca, to właśnie wszystko się sprowadza do tego, kim dla ciebie jest Pan Bóg.
– Ostatnie pytanie – czy czasem nie jest dzisiaj tak, że coraz bardziej przeszkadzają w dotarciu do Pana Boga środki masowego przekazu, kultura masowa?
– Pewnie tak, bo dobro, piękno się nie sprzedaje; dobro, piękno nie krzyczy; a to dobro, piękno zostało zawieszone na krzyżu i nie jest na pierwszych stronach gazet, i trzeba nam w dzisiejszym świecie pokazywać tę szlachetność. Taka, myślę, jest rola michality – taka jest rola nas wszystkich, ludzi, którzy przychodzimy w niedzielę do kościoła, by pomodlić się i oddać cześć Panu Bogu i by później wrócić odmienieni do swoich środowisk.
– Proszę Księdza, wiele łask Bożych, zdrowia i siły w ten jubileusz.
– Bóg zapłać.
Janusz - W szkołach katolickich pojawiają się sale modlitwy dla muzułmanów, czy Pana zdaniem, tak powinno być?
- Nie wiem, czy w szkołach muzułmańskich są podobne pomieszczenia dla dzieci katolickich - na zasadzie równowagi, to bym rozumiał.
- A jeżeli to szkoła katolicka tylko dla muzułmanów ma organizować, to Pan jest przeciw?
- Chyba nie. Myślę, że wiara jest sprawą bardzo indywidualną.
- Ale do szkół katolickich dzieci posyłają katolicy.
- No to może w publicznych bardziej by to pasowało. Jeżeli ta szkoła katolicka ma swoje określone reguły, to chyba nie powinna być zobowiązywana do...
- No bo są to dwa oddzielne systemy religijne, przekonań, wartości.
- To znaczy jeżeli wartości są ogólnoludzkie, i jedna, i druga je niosą - nie mamy się co spierać, natomiast w szczegółach się różnią.
- Czyli na zasadzie wzajemności Pan by dopuścił?
- Na zasadzie wzajemności
- tak.
- Tylko że ja nie znam ani jednego katolika, który do muzułmańskiej szkoły dziecko zapisał...
Andrzej - W szkołach katolickich będzie się organizować pomieszczenia modlitewne dla muzułmanów, bo do niektórych chodzą muzułmanie, czy Pana zdaniem, to jest OK? Powinniśmy się zgodzić na coś takiego, że w szkole, która z nazwy jest katolicka, są też pomieszczenia modlitewne dla dzieci innych wyznań?
- Musiałbym się trochę zastanowić, ale uważam, że nie.
- Dlaczego?
- To jest inna wiara, my mamy swoją wiarę - uważam, że nawet na dzień dzisiejszy na całym świecie te wiary ze sobą kolidują i to bardzo widać.
- Czyli gdy ktoś posyła dziecko do szkoły katolickiej, to zakłada, że będzie wyznawać naszą wiarę?
-Tak, w szkołach katolickich powinni być katolicy
- Rozumiem.
- Oni mogą wyznawać swoją wiarę w swoich meczetach. Mieliśmy przykład we Francji, prezydent Sarkozy nie pozwolił na noszenie chust dziewczętom muzułmańskim. Nie mam nic przeciwko muzułmanom, mają swoją wiarę i swojego Boga, ale powinno to być rozdzielone.
Ryszard - W szkołach katolickich taka sprawa powstała, że zaczyna się organizować pokoje modlitewne dla muzułmanów, Pana zdaniem, to jest OK?
- Absolutnie nie, bo jeżeli szkoła jest katolicka, to jest katolicka, that's it!
No właśnie jeżeli ktoś posyła dziecko do szkoły katolickiej, to z myślą, że będzie tam uczone wartości katolickich!
- Tych, w których jesteśmy wychowani? Dzisiaj muzułmanie, jutro hindusi i religia nasza zaniknie.
- Czyli powinniśmy bronić katolickiego charakteru szkoły katolickiej?
- Oczywiście, bezwzględnie.
Łukasz - Realizuje się teraz w szkołach katolickich taki pomysł, by urządzać pokoje modlitewne dla muzułmanów; do niektórych szkół katolickich uczęszczają dzieci tego wyznania. Pana zdaniem to dobrze?
- Ja się z tym nie zgadzam; czemu oni mają mieć takie pomieszczenie, jak to jest szkoła katolicka? Niech idą do publicznej.
- No właśnie, ale ministerstwo już wydało na to zgodę. Czyli, Pana zdaniem, tak nie powinno być?
- Nie.
- A w publicznej mogliby żądać takich rzeczy?
- To znaczy to też jest ciężka sprawa, bo wtedy każdy będzie wołał; z każdej innej wiary i będzie miał oddzielne miejsce w klasie. Gdy jednym dadzą, zaraz inni będą też wołali.
- Pan chodził do szkoły katolickiej?
- Tak.
- Chodząc do szkoły katolickiej, oczekiwał Pan nauczania i wychowania według wartości chrześcijańskich w wierze katolickiej?
- No tak, myśmy się modlili, chodziliśmy w mundurkach i takiego czegoś nie było. Chodzili też i inni chrześcijanie, i z Ukrainy, i z Rosji, ale czegoś takiego nie było.
Plon niesiemy plon - dożynki w Kitchener-Waterloo
Napisane przez artpol"Plon niesiemy plon w gospodarza dom" – tą staropolską pieśnią rozpoczęto uroczystości dożynkowe w Kitchener-Waterloo. Od 13 lat pielęgnowany zwyczaj i uroczyście obchodzony, rozpoczęty Mszą św. i błogosławieniem chleba, w tym roku zgromadził najliczniej Polonię z okolic środkowego Ontario. To organizacja POLONIA 2000 w Kitchener chlubne prezentuje swój dorobek – własną posiadłość z domem polonijnym ciągle powiększającym się. Jest to jedyny budynek i posiadłość Polonii w Kanadzie, który został nabyty i z sukcesem jest prowadzony przez Polaków z okresu tzw. imigracji solidarnościowej.
Polonia w Kitchener, jedna z najstarszych w Kanadzie i Ontario, stanowiła silny ośrodek kultury polskiej na kanadyjskiej ziemi. Miasto Kitchener-Waterloo z przemysłem maszynowym jest otoczone malowniczymi terenami rolniczymi i dobrze zagospodarowane, z większością rolniczej ludności menonitów, którzy jeszcze obecnie uprawiają ziemię starymi metodami, dostarczając zdrowych i pozbawionych chemii produktów żywnościowych.
Dożynki w Polsce obchodzono bardzo uroczyście 15 sierpnia – najpierw wieziono w korowodzie wieniec ze zbóż, ziół i bochen chleba do miejscowego kościoła, gdyż w tym dniu obchodzono święto Matki Boskiej Zielnej. We wszystkich dworach i miejscowościach praktykowano tę tradycję, możemy to zauważyć w książce ks. Kmietowicza "Opis obyczajów". Nawet w komunizmie ukradziono tę nazwę i na stadionie Dziesięciolecia w Warszawie odbywały się "Centralne Dożynki" z udziałem najwyższych władz państwowych. Wieś polska i chrześcijanie obchodzili jeszcze jedno święto dziękczynienia za zbiory, 8 września, w święto Matki Boskiej Siewnej.
Obecnie w kraju polskie rolnictwo zostało zniszczone, dwory polskie zostały rozparcelowane reformą rolną, a indywidualni chłopi przeznaczeni na rugi. Wyniszczające przepisy Unii Europejskiej rujnują polską wieś i jej kulturę.
Na kanadyjskiej ziemi jeszcze niedawno mogliśmy zauważyć wzorowo utrzymane farmy przez Polaków. Prowadziły je rodziny i z dziedzictwa ojców, i przywiązania do ciężkiej pracy na roli.
Efektem zmian w zarządzaniu rolnictwo i agrokultura zostaje zmniejszona, ze 130 farm "polskich" w okolicach London-Delhi-Brantford-Kitchener pozostało się kilka. Dużo Polaków właścicieli farm jest jeszcze w Manitobie. Kontrola nad produkcją, cenami, podatkami i regulacją zbytu-sprzedaży zniechęca do ciężkiej pracy na roli, która staje się coraz bardziej nieopłacalna. Rolnicze plony to dar Boży, a niewymierna praca rolników to ofiara dziękczynienia.
Całość programu prowadziła Karolina Varin, starostami byli prezes Marian Głowik i Grażyna Kacprzak. Wystąpiły zespoły taneczno-wokalne: "Kujawiacy" i Zespół Ludowy "Biesiadnicy" niedawno powstały pod kierownictwem Adama Sikory. Zespół przygotował okolicznościowy program pieśni dożynkowych ze starych tradycji dożynek w Polsce.
Duże brawa zebrali najmłodsi tancerze zespołu "Polonez", następnie swój profesjonalizm prezentowali "Kujawiacy" w trzech tańcach. Na zakończenie podziwiano wykonanie gorących rytmów.
DOM POLSKI 2000, bo taką ma nazwę, w rządzie Ontario jest zarejestrowany pod nazwą POLONIA ALLIANCE of KW REGION. Inicjatorami budowy i zakupu tej posiadłości był Eugeniusz Magolan i Marian Pilach, długoletni działacz polonijny, patriota odznaczony Złotą Odznaką KPK i Srebrnym Krzyżem Zasługi RP. W tym roku dobudowano jedno skrzydło dzięki Fundacji Trillium, a roboty budowlane wykonane zostały przez członków społecznie.
Zapraszamy w nasze szeregi, powiększmy dzieło Polonii tutaj, w Kanadzie, i w regionie Kitchener-Waterloo. Powróćmy do tradycji Ojców, a tutaj budujmy polonijne lobby.
W homilii w czasie Mszy św. proboszcz wskazał na wspólną pracę i dzielenie się chlebem i plonami. Prezes Marian Głowik podziękował komitetowi organizacyjnemu, wszystkim członkom, przybyłym gościom i zespołom, którzy uświetnili tę uroczystość.
ARTPOL
Listy z nr. 38
Konwencjonalna mądrość finansowa każe – przede wszystkim – zastanowić się nad kupnem własnego domu, jako drogi do poprawy rodzinnych finansów. Pomijając już takie aspekty sprawy, jak spokój, iż zawsze jest gdzie się schronić, na rzecz kupna przemawia wiele innych argumentów, łącznie z poczuciem bezpieczeństwa, bowiem na stare lata własny dom (spłacony) to podobno najlepsze zabezpieczenie finansowe. No i przekonanie, iż jesteśmy na swoim i spłacamy swoją pożyczkę hipoteczną, zamiast pomagać właścicielowi budynku w spłaceniu jego pożyczki na jego korzyść.
Jak do wielu konwencjonalnych finansowych mądrości, także i do tejże należy podchodzić ostrożnie i dobrze wszystko policzyć. Wbrew bowiem pozorom, może okazać się, że kupno własnego domu wcale nie jest najlepszym, najkorzystniejszym rozwiązaniem.
Kupno własnego domu jest zawsze związane z poczuciem bezpieczeństwa. Niemal zawsze jednak jest to wydatek, którego lepiej byłoby nie ponosić. Nawet w tak niepewnej jak obecnie sytuacji na rynku papierów wartościowych. Weźmy bowiem do ręki kalkulator i policzmy.
Najpoważniejszy wydatek przy kupnie nieruchomości to opłacenie "land transfer tax". W rejonie Toronto sięga on obecnie prawie 4 proc. ceny zakupu. Innymi słowy – jest to mniej więcej tyle, ile trzeba byłoby zapłacić za wynajem podobnego budynku przez cały rok.
Dalej – prowizja agenta. Zazwyczaj około 5 proc. Jeśli do tego doliczyć koszty przeprowadzki i opłaty prawne, wychodzi na to, że coś około 10 proc. ceny zakupu domu to koszty, których można uniknąć, wynajmując identyczną posiadłość. Co więcej, są to wszystko koszty płacone w gotówce, jaka zostaje nam po opłaceniu podatków.
Spójrzmy na kalkulację z przeciwnej strony. Załóżmy, że kupujemy dom o wysokiej cenie 800 tysięcy dolarów, bo na takich najlepiej się zarabia. Nawet jeśli w pięć lat później sprzedamy go za 950 tysięcy, po uwzględnieniu wspomnianych powyżej kosztów pozostanie nam w ręku zarobek w wysokości około 80 tysięcy dolarów. Na zainwestowanych pieniądzach zarobiliśmy coś około półtora procent. Może lepiej byłoby je wpłacić do banku, kupując rządowe obligacje? Bo na pewno (chociaż jest tu jakieś ryzyko) lepiej byłoby zainwestować tę sumę w najbardziej bezpieczne nawet fundusze powiernicze. Mało który osiągnął przez pięć lat zarobek zaledwie półtora procent.
Jeżeli ta podstawowa kalkulacja nie przekonuje państwa – proszę jeszcze rozważyć kwestię tzw. kosztów okolicznościowych. Zamiast zainwestować pieniądze na rynku finansowym, włożyliśmy je w dom. Teraz trzeba płacić podatek od nieruchomości, oprocentowanie pożyczki hipotecznej, ponosić koszty utrzymania budynku (zależnie od jego wieku mogą być niekiedy całkiem pokaźne) i całą serię drobnych kosztów incydentalnych. Jeżeli – oczywiście – oprzemy się pokusie poważniejszego remontu i związanych z nim wydatków.
Cała powyższa kalkulacja oparta jest na bardzo ogólnych danych. Jeżeli ktoś chce przeanalizować swoją własną sytuację nieco dokładniej, sieć Internetu daje wiele ciekawych możliwości. Jedną z nich jest prosty, ale bardzo skuteczny kalkulator przygotowany przez CanadaMortgage.com. Inny oferuje bank RBC. Jeszcze inny – Google czy Yahoo.
Najpierw policz, a potem podejmuj decyzję. Konwencjonalna mądrość nie zawsze jest przejawem największej mądrości.