Dlatego na początku chcę przypomnieć to, co wszyscy wiemy, że człowiek nie może się nasycić materią; że człowiek nie może się nasycić posiadaniem, że ważniejsze jest być niż mieć.
Wolałbym ten temat sformułować tak: żeby wszyscy w rodzinie byli szczęśliwi. I znowu jest pewna pułapka, bo bardzo wielu ludzi mówi, i mówi szczerze, że są szczęśliwi, podczas gdy obiektywnie rzecz biorąc, szczęśliwi nie są. Wiem, że to może brzmieć podejrzanie. Już się z tego tłumaczę. Ptaszek żyjący w klatce, obiektywnie rzecz biorąc, nie może być szczęśliwy, po ptasiemu myśli, że jest, ale nie jest.
Człowiek, który chodzi po manowcach, zażywa różnych przyjemności, nieludzkich czy wręcz wynaturzonych czasem, myśli, że jest szczęśliwy, ale szczęśliwy na pewno nie jest. Tak więc poczucie szczęścia to jeszcze nie jest szczęście. Kiedy my czujemy się szczęśliwi? Jeżeli spełniają się nam nasze oczekiwania. A co, jeżeli te oczekiwania są złe? A co, jeżeli te oczekiwania są sprzeczne z naturą człowieka? Też będziemy się czuli szczęśliwi, natomiast jak te ptaszki w klatce szczęśliwi nie będziemy.
Oczekiwania z kolei są motorem aktywności człowieka. Jak człowiek czegoś oczekuje, no to jest zmobilizowany do wysiłku, gotów jest się poświęcać, starać, trudzić.
I w tej chwili właśnie w świecie trwa ogromny bój, ogromna wojna o ludzkie oczekiwania, o to, by ludzie oczekiwali tego i pragnęli tego; marzyli o tym, na czym ktoś jakiś tam interes zbija.
Nie tak dawno w gimnazjum dziewczyna, dziewczynka, bardzo poważnie mówiła, że ona by chciała mieć trzech mężów. Może zrealizuje to oczekiwanie. Może będzie miała zadowolenie, prawie jak aktorka, która miała siedmiu, ale czujemy wszyscy doskonale, że ona jest na manowcach.
Podobnie kobieta robiąca karierę bizneswoman kosztem własnego macierzyństwa, kosztem matkowania w szerokim tego słowa znaczeniu, ona może się czuć szczęśliwa. Natomiast szczęśliwa nie jest.
A co daje prawdziwe szczęście człowiekowi? Właściwie są dwa takie ważne aspekty; bycie tym, kim być powinien, i wchodzenie w dobre relacje z innymi.
Co to znaczy bycie tym, kim być powinien? No tym, do czego zostaliśmy stworzeni. A więc mam rozwijać swoje talenty, mam osiągać coraz większą wolność, tę wolność wewnętrzną. Dzisiaj ludzie nie rozumieją, co to jest wolność. Wolność to jest taki stan dojrzałości człowieka, że on może odrzucić zło i wybrać dobro, nawet za wysoką cenę. W ostateczności nawet za cenę życia. Wybiera dobro, a odrzuca zło.
Żaden nałogowiec nie może odrzucić zła, choć bardzo by chciał. Człowiek zniewolony nie może być wolny i zarazem nie może być szczęśliwy. Znamienne i ważne dla człowieka jest to, że człowiek ma być sobą, to znaczy, że ma się stale rozwijać. Dzisiaj jestem bardziej dojrzały niż wczoraj, a pojutrze mam być jeszcze bardziej dojrzały.
Dobre relacje z innymi to nie tylko te relacje w rodzinie, żona, dzieci, ale i sąsiedzi, znajomi, w pracy, w szkole, tam gdzie się obracamy. Dobre relacje z ludźmi czynią człowieka prawdziwie szczęśliwym.
Jest jeszcze jedna relacja, która jest niezbędna, absolutnie niezbędna do prawdziwego szczęścia człowieka, o czym zresztą bardzo dużo ludzi nie wie. To jest relacja ze Stwórcą. Relacja z Panem Bogiem. Człowiek, który zrywa relację z Panem Bogiem, obiektywnie rzecz biorąc, nie może być szczęśliwy, chociaż mogą się spełniać jego oczekiwania; chociaż może żyć w przekonaniu, że jest całkiem fajnie na tym świecie.
Co to wszystko razem ma wspólnego z ojcostwem, o którym miałem mówić? Ano właśnie, mężczyzna, mąż, ojciec ma tego wszystkiego upilnować. Byśmy my dzieci, my żony, my nawet znajomi nie pogubili się w świecie, byśmy nie poszli na manowce, byśmy nie poszli za fałszywymi jakimiś prorokami czy ideami, które rzekomo mają dawać szczęście. Od pilnowania tego ładu właśnie jest ojciec. Ktoś powie, skąd ja to wiem? Z jakiej racji ja się tutaj wymądrzam? Na szczęście mam za sobą bardzo silne argumenty. Bo nie ja to wymyśliłem.
Jeszcze słów kilka o mężczyznach, bo jest ważne, żeby zrozumieć to, co chcę powiedzieć. Otóż mężczyźni mogą dobrze funkcjonować i dobrze funkcjonują wtedy, gdy dokładnie wiedzą, co do nich należy, mogą sobie napisać biznesplan, odhaczać kolejne punkty, być w porządku. Zginął w naszej kulturze model ojcostwa. Świat oferuje jakieś dziwaczne wzorce szeryfa, który wszystkich morduje, brutalnego macho czy Piotrusia Pana bawiącego się w niedorozwiniętego chłopczyka, czy może jeszcze playboya, który – chłopiec bawiący się, play boy – mając lat 50 chełpi się tym, że jest niedorozwinięty. No takie nam świat oferuje wzorce mężczyzn.
Dlatego trzeba sięgnąć do prawdziwego wzorca i ten wzorzec został sformułowany w adhortacji „Familiaris consortio” w 1981 r. – zobaczmy, ile to już lat – przez naszego, jak to mówimy, papieża Jana Pawła II. I przecież dla nas, wierzących, to nie jest tylko coś zapisane w jakiejś książce czy książeczce, lecz oficjalna nauka Kościoła zabezpieczona samym Duchem Świętym. Możemy zupełnie spokojnie oprzeć się na tym wzorcu, modelu ojcostwa, wiedząc, że nie jest on chybiony, nie jest on jakimś kolejnym oszustwem.
I co też mówi poprzez papieża Duch Święty? O zadaniach mężczyzny.
Mężczyzna jest odpowiedzialny za sprawiedliwy rozwój wszystkich członków rodziny. Co to znaczy rozwój człowieka? Rozwój człowieka to nie jest uczenie się kolejnych języków, zdobywanie jakichś kolejnych tytułów, kończenie fakultetów; rozwój człowieka to jest stawanie się coraz bardziej tym, kim być powinien, stawanie się osobą coraz bardziej świadomą, coraz wolniejszą w tym sensie, coraz bardziej zdolną do opowiedzenia się, nawet za wysoką cenę, za światem Bożych wartości.
A więc mężczyzna, mąż, ojciec ma pilnować, więcej, jest odpowiedzialny za sprawiedliwość i rozwój wszystkich powierzonych sobie; żony, dzieci, jego samego również.
Zaraz potem Papież wymienia, poprzez co ma tę rolę wypełniać. Poprzez cztery funkcje; funkcje, poprzez które mężczyzna ma pilnować ładu w rodzinie, pilnować, by wszyscy szli w dobrą stronę, by nie dali się zwieść fałszywym ideom, żeby choćby jego córka nie chciała mieć trzech mężów, co symbolicznie wymieniłem. Te funkcje są następujące:
1. odpowiedzialność za życie poczęte,
2. wspólnie z żoną udział w wychowaniu,
3. praca zawodowa służąca rodzinie i
4. przykład dojrzałej postawy chrześcijańskiej.
To są funkcje niezbywalne, od tych funkcji mężczyźnie nie wolno uciec, nawet jakieś umowy z żoną, że on zarabia pieniądze, a ona wychowuje dzieci... Nie, z tych terenów i jemu uciec nie wolno, oni mogą się zamieniać w pracach domowych, mogą na przemian zmywać naczynia, mogą różne rzeczy, w zależności od talentów i chęci dzielić między siebie, natomiast z tych czterech terenów mężczyźnie nie wolno uciec.
Gdyby mężczyźni przyjęli te cztery funkcje, świat diametralnie w jednej chwili by się zmienił, rodziny by się zmieniły, ludzie się zmienili, szczęście w świecie by zapanowało.
Popatrzmy na pierwszą funkcję, odpowiedzialność za życie poczęte. W świetle tej funkcji widać, jak wielkie rzesze mężczyzn są dysfunkcyjne. Mówiąc wprost, podejmują działania płciowe i nie biorą za to żadnej odpowiedzialności. Ale to nie jest tylko problem bolesny dzieci niechcianych, czy wręcz zabijanych w łonach matek, to jest problem jakości więzi małżeńskiej. Bo celem małżeństwa to nie jest, jak się niektórym wydaje, zrodzenie jak największej liczby dzieci i ich przyzwoite wychowanie, nie, to nie jest cel małżeństwa! Celem małżeństwa jest cel pobytu człowieka na ziemi, jest świętość, zbawienie. Żyjemy na świecie po to, żeby się zbawić, a nie po to żeby się zabawić, jak to się niektórym wydaje.
Jeżeli wchodzimy na drogę małżeństwa, to mamy się zbawić poprzez małżeństwo. Wspólna droga do świętości – tak, Papież Jan Paweł II nazwał to bardzo dosadnie wspólną drogą do świętości – celem małżeństwa jest wspólna droga do świętości poprzez budowę komunii osób... I to jeszcze „można by znieść”, ale dodał do tego: „na wzór komunii osób boskich”. Kto ma choć odrobinę uczucia i rozumienia tych słów, to w zasadzie mógłby tylko paść plackiem.
Nie jakaś tam „moja komunia z moją żoną ma zmierzać ku jakiejś niepojętej oczywiście i nieosiągalnej idealnej komunii osób boskich”. Życia nie starczy, a pomysł, żeby z drugą, trzecią, piątą żoną spróbować... Absurd, nonsens!
I właśnie fakt, że mężczyzna w rodzinie, wracając do pierwszej funkcji, nie bierze na siebie odpowiedzialności za skutki swego własnego działania płciowego, grozi żonie, pamiętaj, tylko żebyś mi w ciążę nie zaszła, powoduje głębokie rozdarcie więzi intymnej.
Jeżeli kobieta się boi, co będzie, jak się pocznie, tam nie może być mowy o porządnej, głębokiej, rosnącej więzi, również tej seksualnej, która oczywiście przenosi się na całe osoby.
Mężczyźni tego nie wiedzą, mężczyzna ma wziąć do końca, do bólu odpowiedzialność za skutki swoich działań uczuciowych.
Jeżeli żona spyta, co będzie, jak się pocznie, to ma jedną odpowiedź, nawet jak się pocznie w najmniej zaplanowanym, czy nawet najgorszym dla nas momencie, to ja, ojciec tego dziecka, nie pozwolę mu zrobić krzywdy. Nawet gdyby cały świat przeciwko niemu się sprzysiągł, nawet gdybyś ty sama zwariowała i chciała je zabić, ja tobie nigdy w życiu na to nie pozwolę. Koniec.
Taką postawę powinni mieć mężczyźni wobec tego faktu koniecznej odpowiedzialności za skutki swojego działania płciowego. Gdyby taką postawę mieli wszyscy mężczyźni, żony przy mężach byłyby bezpieczne. Żonom pod skrzydłami mężów byłoby dobrze i naprawdę, choć nie ma tutaj czasu nad tym się rozwodzić, relacje seksualne w małżeństwie bardzo, bardzo by się poprawiły. Bo one są właśnie blokowane przez strach kobiety.
Naprawdę bardzo wiele w świecie by się zmieniło, gdyby mężczyźni przyjęli tę elementarną odpowiedzialność. Za siebie samego i skutki swoich działań. To nie przez przypadek ta właśnie odpowiedzialność jest wymieniona wśród tych czterech funkcji jako pierwsza.
Druga funkcja, udział w wychowaniu. Tak, ma mężczyzna swój udział w wychowaniu, z którego nie może uciec, od którego nie może uciec, nie może się go zrzec. On i tak w jakimś sensie te dzieci wychowuje, nawet jeśli sobie z tego nie zdaje sprawy. Otóż dzieci od ojca przejmują pewne postawy, rozumienie świata, to dziecko od ojca uczy się, czy ważniejsze jest mieć, czy być. Nawet jeżeli tatuś by powtarzał kilka razy w tygodniu, pamiętaj synku, ważniejsze jest być, a potem znikał, żeby zarabiać pieniądze; już nie na potrzeby rodziny, tylko na własne zbytki, to syn się znakomicie w tym zorientuje i będzie mówił: ja też będę mówił synkowi, że ważniejsze jest być niż mieć, ale i tak wiadomo, że w życiu chodzi o kasę.
Ilu młodych ludzi jest tak wykoślawionych przez własnych ojców, wierzących, że w życiu chodzi o pieniądze? Że to jest cel życia i w ogóle najważniejsza, jedyna funkcja mężczyzny, dostarczyć pieniądze?
To jest też funkcja mężczyzny, za chwilę do tego dojdziemy. Udział w wychowaniu polega przede wszystkim na tym, żeby być wzorcem dla dziecka, autorytetem dla dzieci; żeby naszych dzieci nam świat nie wykradł, żeby ojciec mógł skutecznie obronić dzieci przed zagubieniem w świecie, musi mieć z nimi więź.
Tę więź musi budować od maleńkości. Jest to trudne. Oby kobiety umiały mężczyznom w tym pomagać, bo one znacznie lepiej rozumieją się z dzieckiem, jak ktoś mówił, na dziecku lepiej się rozumieją, tak, tak. Lepiej czują dziecko. Mężczyznę trzeba w małe dziecko wciągnąć, choćby podając mu dziecko do kąpieli. Bardzo świetna funkcja dla mężczyzny, wiadomo, co trzeba zrobić, duże łapy, siła, bezpiecznie; bezpieczniejsze jest dziecko w rękach ojca niż matki. A następuje więź przez dotyk, przez zbliżenie, jeżeli nawiążemy właściwą więź, kiedy dziecko jest małe, to wówczas jest wielka szansa, że dziecko dorastające nie zagubi się w świecie. Są na ten temat bardzo liczne w tej chwili badania, jednoznacznie pokazujące, że zagubienie dzieci w świecie zależy od tego, czy ma więź z ojcem, czy jej nie ma. Nawet od takiego twierdzenia; dziecko, które mówi, że „tatuś jest złym tatusiem” (nie musi być do końca złym), tylko tyle, to zagubienie jest niesamowite, a gdy dziecko mówi, że tatuś jest dobrym tatusiem, czyli kimś ważnym, dzieci prawie się nie gubią. Są badania na ten temat. Naprawdę od nas, ojców, i naszej więzi z dziećmi zależy, czy nasze dzieci pogubią się w okresie dorastania, dojrzewania, czy nie.
Jest takie piękne zdanie kardynała Stefana Wyszyńskiego, „Ludzie mówią czas to pieniądz, a ja wam mówię czas to miłość”. Przeciętny ojciec w Polsce, przepraszam za słowo, spędza z dziećmi 7 minut dziennie. A przeciętny ojciec w Polsce poświęca telewizorowi 4 godziny dziennie. Łatwo policzyć, ile razy bardziej według kryterium czasu tatusiowie kochają telewizor niż własne dzieci. Mężczyźni z tego nie zdają sobie sprawy, bo o tym się ciągle za mało mówi.
Trzecia funkcja, praca zawodowa. Tu mężczyźni zwykle się prostują, tu są w porządku, tu pierś dumnie wypinają – „nawet w niedzielę pracuję”. Spokojnie, Papież pisze: praca zawodowa służąca rodzinie, nie praca dla pracy, nie praca dla własnej satysfakcji, nie praca jako największa kariera życiowa, choć życzę wszystkim mężczyznom, żeby mieli wspaniałą pracę, z której jednocześnie mogą utrzymać rodzinę, żeby to była przygoda, żeby to było rozwojowe, tak, ale i tak praca ma być podporządkowana rodzinie, a nie odwrotnie.
Wielu mężczyzn nigdy nawet tego nie słyszało. Nigdy nawet się nad tym nie zastanowiło, w związku z tym, że praca jest po to, żeby żyć, a nie żyjemy po to, żeby pracować.
I wreszcie ostatnia funkcja męska to jest przykład dojrzałej postawy chrześcijańskiej. Jak – w skrócie ujmując – tatuś jest nieprzyzwoity, to dziecko zbuduje sobie nieprzyzwoity obraz Boga i tego Boga, dorastając, najprawdopodobniej odrzuci.
Tyle że odrzuci karykaturę Boga, ale zerwie z modlitwą, z Kościołem, sakramentami, z Bogiem prawdziwym, którego nigdy nie poznało.
W tle jest jego ojciec, który mu – przepraszam – obrzydził Boga.
Myślę, że mężczyźni tego też nie są świadomi. Dla małego dziecka tata jest wszechpotężny. Jak się zbije szklanka, o, mój tatuś jest silny, mój tatuś naprawi, i tatuś musi umieć naprawić, koniec.
Jeżeli dziecko widzi tego wszechpotężnego tatusia, jak klęka przed krzyżem i się modli, jak klęka przy kratkach konfesjonału, dziecko nie ma najmniejszej wątpliwości, że ten ktoś, przed kim tata klęka, jest jeszcze potężniejszy. Wiele słów nawet nie potrzeba; ojciec ma przede wszystkim dawać dziecku w tej postawie chrześcijańskiej nie słowa i opowieści, nie czytanie Pisma Świętego – też może to robić – oczywiście, natomiast przede wszystkim ma dawać postawę opowiadania się w życiu, nieraz nawet sporym kosztem, za wartościami Bożymi.
Przestrzeganie przykazania, nie kradnij, nie dlatego, że go ktoś złapie, tylko dlatego, że nie leży w tym dobro człowieka, i wszystkie inne przykazania podobnie. To ojciec ma dać dziecku przekaz, że przykazań, przepraszam, „opłaca się” przestrzegać. Nie opłaca koniunkturalnie, tylko opłaca się w największym, najgłębszym tego słowa znaczeniu; dla szczęścia w życiu i dla szczęścia w wieczności. Tu nie ma żadnej sprzeczności między szczęściem w życiu i szczęściem w wieczności.
Tak więc, na pewno widzimy wszyscy, że ojcostwo dzisiaj jest w bardzo dużym zagrożeniu – mówiąc delikatnie. Bardzo dużo mężczyzn funkcjonuje albo nie funkcjonuje, są dysfunkcyjnymi ojcami, choćby w świetle niewypełniania tych funkcji, które wymieniłem. Trzeba powrócić do ojcostwa, trzeba przywrócić ojcostwo i trzeba po temu mieć specjalny plan. Jest na pewno potrzebny plan wychowywania chłopców do ról ojcowskich.
Dzisiaj chłopcy nie są wychowani do męstwa. W ogóle to słowo jest zapomniane; to osobny, bardzo poważny, żeby nie powiedzieć dramatycznie pilny temat. Stworzenie strategii wychowawczej dla chłopców, by mogli być prawdziwymi mężczyznami, odpowiedzialnymi ojcami. Trzeba mężczyznom przywrócić zdolność do miłości i odpowiedzialności, ale do tego potrzebne jest specjalne wychowanie, i to nie wychowanie wyłącznie przez kobiety, jak to coraz częściej się dzieje. I w przedszkolu, i w szkole, długo, długo jeszcze.
Dziecko potrzebuje, i dziewczynka i chłopiec potrzebują wychowania mężczyzny, a w szczególności potrzebują w wychowaniu ojca.
Może jeszcze tylko najkrócej, jak potrafię, pokażę drogi powrotu. Posłużę się znaną wszystkim przypowieścią o synu marnotrawnym. Znamy wszyscy obraz Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego”, ten klęczący, odarty syn, przyjmujący go, biorący w ramiona ojciec i gdzieś z boku w cieniu niechcący wrócić do domu ojca brat zawistny.
I właśnie na te trzy sposoby trzeba powrócić do ojcostwa.
Jak syn marnotrawny. To jest dla nas proste, wszyscy rozumiemy to, że nie jesteśmy idealni, każdy ma co w swoim życiu zmieniać, każdy musi się nawrócić, zaczynając od słów „ojcze zgrzeszyłem przeciwko Bogu i tobie”. Bez tego nie ma prawdziwego nawrócenia. Ale brat zawistny...
Brat zawistny nie chciał wrócić do domu ojca, bo tamten sobie poszalał. Jak pamiętamy, odszedł w dalekie strony i stracił majątek nie wiadomo na co. Dopiero w ustach brata było, z nierządnicami się zabawiał – a ja nie! On miał w sobie fałszywą tęsknotę, której nie realizował, i był nieszczęśliwy, bo on się nie pozabawiał z nierządnicami.
Zadaniem mężczyzny jest rozumienie, że to jest fałszywa droga, że to są manowce. Nie tylko zrozumienie, wyrzucenie złych tęsknot, ale ukierunkowanie tęsknot i żony, i dzieci, i wszystkich powierzonych sobie osób w dobrą stronę. Niewpuszczenie tych tęsknot właśnie na manowce, które świat nam funduje na każdym kroku.
W każdym filmie, jak się zdradzają, to są te związki takie cudowne, takie wspaniałe, dobrze, że tę pierwszą czy tam tego pierwszego zostawiłem czy zostawiłam. Kibicujemy im niejako. Ja może nie powinienem mówić „kibicujemy”, bo już od dawna nie oglądam tych rzeczy, ale wielu przyzwoitych ludzi ogląda i mimo woli jakoś sympatyzuje z tą drugą żoną, z drugim mężem. Kiedyś matka nie wpuszczała do domu syna, który odszedł od żony, a dzisiaj przyjmuje z otwartymi ramionami nową synową; lepsza partia się trafiła, fałszywie zeznaje w sądzie, żeby synkowi łatwiej rozwód załatwić. To jest dzisiejsza rzeczywistość. Tak więc my musimy; my, mężczyźni, musimy wyczyścić swoje tęsknoty. Mamy tęsknić za tym, co jest prawdziwie wartościowe, nie tylko my sami musimy się oczyścić, ale musimy upilnować niejako, żeby wszyscy w rodzinie marzyli i tęsknili pięknie do Bożych wartości, a nie do draństw, świństw i wynaturzeń, które świat oferuje jako atrakcyjne. To jest zadanie mężczyzny.
I wreszcie powrót do mężczyzny, tak jak to ilustruje ta postać ojca miłosiernego. Proszę zauważyć, syn pochował ojca żywcem, wziął majątek za życia; spadek wziął za życia i zniesławił imię, nazwisko, ród, robiąc najgorsze z najgorszych rzeczy, pasł świnie, zwierzęta nieczyste, nawet chciał jeść to, co jadły świnie. No już nie można gorzej. Wraca, ojciec go przyjmuje, pierścień, szata, powrót do łask i ani słowa wyrzutu. I nie pojawia się „a nie mówiłem”, ani się nie pojawiło „jak mogłeś mi to zrobić?”.
Nie, bo dla prawdziwego mężczyzny miarą sukcesu jest wynik ostateczny. On to tłumaczy swojemu drugiemu synowi, bo tamten się zagubił, ale się odnalazł; umarł i ożył, i to jest najważniejsze, a że to mnie bolało – trudno. Taki jest koszt ojcostwa.
Ktoś zapyta, a dlaczego mężczyźni mają się nagle tak poświęcać? Bo nie ma większego szczęścia; nie ma większego szczęścia dla mężczyzny, który żyje w rodzinie, gdy może umrzeć, patrząc spokojnie na wszystkie swoje dzieci, które zmierzają prostą drogą ku Bogu, na wszystkie swoje wnuki, z których żadne nie poszło na manowce; który może, patrząc wstecz na swoje życie, powiedzieć, tak, zrobiłem trochę dobra w tym świecie. Nie dałem się oszukać i nie pozwoliłem nikomu z najbliższych, by się zagubili.
Który z nas, mężczyzn żyjących, by nie chciał – że nawiążę w ostatnim słowie do świętego Józefa, bo nie można w tym miejscu do świętego Józefa nie nawiązać – by nie chciał czegoś takiego, że po zaginięciu dziecka, po trzech dniach znajdują wspólnie rodzice dziecko w świątyni, a jego żona mówi do dziecka, kobieta, ze złamanym sercem, mówi: „ojciec twój i ja szukaliśmy ciebie”. „Ojciec” na pierwszym miejscu. Ojciec twój i ja szukaliśmy ciebie.
Albo inne miejsce. Anioł przychodzi w nocy do świętego Józefa i mówi bierz Dziecię i jego Matkę i uchodź do Egiptu. Jeszcze tej nocy wyjechali.
Który z nas, mężczyzn, nie chciałby mieć takiej pozycji w rodzinie, że mógłby żonę w środku nocy zbudzić i powiedzieć: „uciekamy!”, a ona bez słowa poszłaby za nim? Bo wie, że on władzy swojej używa wyłącznie po to, by troszczyć się o rodzinę. Że nie robi tego z powodu fanaberii, zachcianki czy jakiegokolwiek innego powodu.
Nie ma wyższej radości tu, na ziemi, dla mężczyzny, jak poczucie, że jestem kimś tak ważnym, że wszyscy powierzeni mojej opiece bez słowa słuchają mnie; mało tego, wierzą, że ja chcę ich dobra. Mężczyzna w takiej sytuacji gotów się dać prawie pokrajać na kawałki. Pozareligijny przykład: kapitan naprawdę nie ucieknie z tonącego okrętu, dopóki ostatniego pijanego majtka z maszynowni nie wyciągnie na własnych plecach. Ale on tam jest „pierwszym po Bogu”; on tam jest kimś!
Jest dramatem że mężczyźni przestali być w rodzinie kimś ważnym; ja nie mówię drogie panie, ważniakami, przestaliśmy być kimś ważnym i coraz mniej mężczyzn widzi smak bycia ojcem, coraz mniej mężczyzn tęskni do kariery bycia ojcem, mężem i ojcem.
Oczywiście, to wszystko dotyczy również mężczyzn, którzy wybrali ojcostwo przez kapłaństwo. To wszystko funkcjonuje troszeczkę w innym świetle; tak samo ma być odpowiedzialny i za życie poczęte, powierzonych sobie parafian, nie wiem, biskup w diecezji, papież może całego świata.
Tak że karierą prawdziwego mężczyzny jest ojcostwo. I w świetle tego, co już zdążyłem dzisiaj powiedzieć, niestety ci wszyscy mężczyźni, którzy są wpatrzeni w inne kariery, choćby byli nie wiem jak z siebie zadowoleni, choćby nie wiem jak się czuli szczęśliwi, to i tak oni są jak ptaszki w klatce. Są nieszczęśliwi, a o tym nie wiedzą. Bo nie są tym, kim być powinni, nie są tym, do czego zostali stworzeni.
Spisane z YouTube
Jacek Pulikowski