Dlaczego między kalifatem a homolandem? „Kalifatem”, ponieważ jeśli chcemy ocenić przyszłość to musimy tę naszą ocenę oprzeć na tym co się do tej pory zdarzyło. Obserwujemy zjawiska i staramy się extrapolować w oparciu o to czego żeśmy doświadczyli budujemy pewien model przyszłości. Więc przykładając ten model czy ten sposób rozumowania do tego jak zmieniła się w ciągu ostatnich 30 - 40 lat Europa w oczywisty sposób można zauważyć zjawisko, które ja nazwałem w czasie tamtej debaty przyszłością kalifatu, czyli zwiększająca się liczba skupisk muzułmanów w krajach Europy Zachodniej - zarówno dlatego, że z powodów demograficznych w rodzinach muzułmańskich rodzi się znacznie więcej dzieci, po drugie dlatego że wskutek procesów migracyjnych muzułmanów przybywa z innych państw coraz więcej.
Trzeci bardzo ważny element to, że wbrew temu w co wierzono i co niektórzy wciąż powtarzają, te wspólnoty muzułmańskie wcale się nie deislamizują.
Gdybyśmy popatrzyli na obyczajowość, więzy rodzinne, na sposób funkcjonowania, mamy raczej do czynienia ze zwiększającą się liczbą gett; ze zwiększoną liczbą muzułmanów zachowujących swoje tradycje i swoje obyczaje, a nie tych, którzy się rozpuszczają w tym sekularnym europejskim kotle.
I to jest jedno zjawisko. Można popatrzyć na liczny, statystyki. W tym przypadku chyba nie kłamią, pokazują one rok po roku wzrost muzułmanów w Europie, a te statystyki które starają się wybiegać w przyszłość pokazują, że ten udział ludności muzułmańskiej na terenie Europy będzie wzrastał niemal lawinowo, do tego stopnia że w niektórych państwach – do tej pory wydawało się że o tradycji chrześcijańskiej – mogą się stać, jeśli nie większością, to jednak coraz bardziej politycznie znaczącą mniejszością. To jest jedno zjawisko.
Druga siła, która jest tutaj istotna to jest to, co nazwałem homolandem. Co to jest za twór, co to jest za model?
To jest model radykalnego liberalizmu, który w coraz większym stopniu opanowuje poszczególne państwa. Jego widocznym przejawem jest narzucenie społeczeństwom tradycyjnym całkiem innego wzorca relacji moralnych i relacji społecznych, który sprowadza się - i widzimy to wyraźnie - do akceptacji i legalizacji małżeństw homoseksualnych i związków jednopłciowych. Jak ten homoland może wyglądać to znowu wystarczy sięgnąć wstecz, wracamy do lat siedemdziesiątych XX wieku wtedy dopiero, czyli całkiem niedawno zaczęto wprowadzać ustawy liberalizujące aborcję. Czyli lata 60 - 70. XX wieku to tak naprawdę początek zmian, które doprowadziły do tego, gdzie teraz jesteśmy. W związku z tym łatwo przewidzieć co może być dalej.
W tych latach państwa europejskie liberalizują prawa aborcyjne. Na początku, co też ciekawe, głównym argumentem, który jest używany w dyskusji publicznej jest argument mniejszego zła; mówi się o tym, że takie prawa muszą być wprowadzone ponieważ takie rzeczy i tak się zdarzają, więc skoro się zdarzają to przynajmniej należy robić to „w sposób cywilizowany”.
Tak brzmią argumenty tych, którzy są zwolennikami liberalizacji aborcji, czyli używając języka nieezopowego i nieneutralnego, dopuszczają zabijanie dzieci nienarodzonych.
Ta argumentacja w ciągu tych 40 – 50 lat się zmieniła, ponieważ coraz częściej i to jest coraz bardziej widoczne wśród grup radykalnych feministek już nie mówi się o aborcji jako o mniejszym złu, czy koniecznym złu, ale mówi się jako o wręcz dobru; to znaczy okazuje się, że dla niektórych ludzi – i to ma odzwierciedlenie w prawodawstwie – aborcja staje się znakiem tożsamości, samopotwierdzeniem, skrajnym dowodem własnej wolności.
Druga rzecz, która się zaczęła dziać później to kwestia praw dotyczących eutanazji. Pierwszym państwem, które tak naprawdę dopuściło eutanazję była Holandia. To był rok 2000. Zobaczmy, że jest to tak naprawdę całkiem niedawno. W przypadku aborcji to rozszerzenie prawodawstwa zaczęło się wcześniej.
Pierwsza była Holandia potem poszła Belgia i inne kraje, gdzie argument mówiący, że człowiek ma prawo sam kontrolować, kiedy zejdzie z tego świata, kiedy umrze i że ludzkie życie w sytuacjach radykalnego cierpienia traci swoją wartość i traci swoją godność - coraz bardziej przemawia do kolejnych społeczeństw. O ile aborcja już w tej chwili - w maju 2018 r. było głosowanie w Irlandii i Irlandia stała się ostatnim krajem europejskim gdzie jeszcze aborcja była niedozwolona, a teraz już jest - z eutanazją proces wyglądał bardzo podobnie, choć oczywiście zgoda na eutanazję w sensie statystycznym jeszcze nie jest aż tak szeroka, jak w kwestii aborcji.
No i rzecz ostatnia, akceptacja legalizacji związków par jednopłciowych - początek XXI wieku. Tak naprawdę, rzecz wydarzyła się stosunkowo niedawno; zaczęto takie związki legalizować, ale tu nie chodzi tylko o legalizację, chodzi o coś więcej, chodzi o taką formę akceptacji, która traktuje związki dwóch panów i dwóch pań w taki sam sposób, jakby to były naturalne małżeństwa przyznając im również prawo do wychowania dzieci.
Czyli mamy całkowite zerwanie i odrzucenie jakkolwiek rozumianej tradycyjnej moralności chrześcijańskiej. Jeśli widzimy, co się wydarzyło w ciągu ostatnich 20 - 30 lat wyobrazić sobie możemy, jak ten proces będzie postępował. Jeśli w danym państwie zostaje wprowadzona legalizacja homozwiązków, czy legalizacja związków ludzi jednej płci, na to można zakładać, że państwo, które tego dokonuje będzie chciało wymusić później na swoich obywatelach, żeby tę decyzję wszyscy przyjęli.
Tak jest współczesne państwo urządzone; to jest pewnego rodzaju paradoks, że współczesne państwo demokratyczne czy liberalne pozostawia swoim wspólnotom religijnym często mniejsze swobody niż miały te wspólnoty w średniowieczu, kiedy istniało przekonanie, że każda wspólnota religijna czy etniczna ma swoje własne prawo i państwo w to nie ingerowało.
Ponieważ żyjemy teraz w Polsce już po Oświeceniu, kiedy wszyscy obywatele są równi, no to wszyscy powinni zaakceptować to prawo, które państwo uważa za legalne i godne uznania.
Co z tego dalej wynika, jeśli takie państwo zaakceptowało już na przykład związki dwóch panów czy dwóch pań? Musi doprowadzić do tego - taka jest logika systemu - żeby ta akceptacja znalazła powszechne przyjęcie u wszystkich obywateli. Jak to zrobić? Trzeba zmienić system edukacji, stąd mamy proces, który dostrzegamy w Polsce jeszcze on występuje w bardzo niewielkim stopniu, ale właśnie w Niemczech, Austrii, Holandii w krajach skandynawskich jest to bardzo widoczne, powszechnej seksualizacji dzieci w szkole.
Dlaczego się to dzieje? Nie tylko dlatego, że ktoś ma takie „marzenia seksualne”, tylko chodzi o to, że to wynika wprost z systemu. Jeśli chcemy zmienić świadomość obywateli, to niestety trzeba zacząć od samego początku, jeśli obywatele mają zaakceptować jako normę coś, co normą nie jest, to trzeba im to wpoić od najmłodszego.
A jak to zrobić? Trzeba przełamać te wszystkie zahamowania i wzorce odziedziczone po starej kulturze chrześcijańskiej; przełamać to, co jest wciąż jeszcze przekazywane w życiu rodzinnym międzypokoleniowym. To może zrobić tylko państwo. Zauważmy, że przy takim obrazie państwo coraz częściej zaczyna występować - tzw. państwo demokratyczne czy liberalne - jako nowe wcielenie tyranii. Nie jest już tylko takim liberalnym strażnikiem, jak to mówiono w dziewiętnastym wieku, że ono się w nic nie wtrąca; dzisiejsze liberalne państwo jest nieporównywalnie bardziej aktywne i groźne z tego punktu widzenia, niż w przeszłości.
Nie tylko dlatego, że wdraża ono te uniwersalne projekty inżynierii społecznej, o której tutaj mówiłem, ale też dlatego, że dysponuje nieporównywalnie lepszymi narzędziami wpajania obywateli swoich przekonań. Stopień kontroli społecznej możliwy dzięki nowym technologiom i internetowi daje znacznie większe możliwości kontrolowania tego, co dany obywatel czy dany człowiek myśli, jak rozumuje, jakie ma wartości, jakie wyznaje poglądy.
Zderzenie tego wydaje się prowadzi do tego, co nazywałem - oczywiście przejaskrawiając trochę, bo wciąż jeszcze jesteśmy od tego trochę oddaleni - do tego, co nazwałem tą wizją homolandu czyli sytuacji, w której wskutek działania najbardziej radykalnych grup, czyli feministek, LGBT i grup świeckich humanistów, zresztą te grupy często się przenikają - tej próby rewolucji kulturowej, którą przeprowadzają, można oczekiwać, że tego typu zmiany, które ja nazwałem umownie homolandem się zbliżają.
Jeśli taka byłaby przyszłość, to w oczywisty sposób w takim systemie gdyby spełniła się jedna z tych wizji albo kalifat albo homoland, to sytuacja chrześcijan jest nie do pozazdroszczenia.
W przypadku modelu muzułmańskiego, chrześcijanie mogą być wprawdzie tolerowani, ale muszą się pogodzić ze swoją niższością, choć paradoksalnie model muzułmański ma tę przewagę, że nie ingeruje aż tak mocno w moralność społeczną.
Model, który można zaś określić mianem homolandu ze względu na swoją uniwersalizację, którą ma w siebie wbudowaną jest dla chrześcijaństwa tak naprawdę czymś zabójczym. Benedykt XVI mówił o wykorzenieniu czy radykalnym wyplenieniu chrześcijaństwa. Myślę że bardzo dobrze to zagrożenie opisuje, bo jeśli sobie wyobrazimy że wszystkie te rzeczy znajdują się teraz wyłącznie w fazie początkowej i zostaną doprowadzone konsekwentnie do końca, jeśli sobie wyobrazimy, że tam gdzie przy pomocy kolejnych praw tak zwanych antydyskryminacyjnych, bo to jest ta metoda, którą posługuje się współczesne państwo żeby wymusić dyscyplinę i dostosowanie się swoich obywateli, że przy pomocy tych metod one wszystkie zostaną wykorzystane, to w oczywisty sposób lądujemy w świecie, który jest czymś co Huxley opisał w Nowym Wspaniałym Świecie czy Orwell w 1984; lądujemy w świecie już nie utopi komunistycznej tylko utopi liberalnej, która z punktu widzenia ludzi tam żyjących w gruncie rzeczy niespecjalnie się różni, może z jednym wyjątkiem że oni sobie z tego bardzo często nie zdają sprawy, ponieważ uważają, że to co się dzieje, że zmiany, które się dokonują, są formą wspierania ludzkiej wolności, ludzkiej samokreacji i ludzkiej emancypacji.
Rzecz ostatnia, o której chciałem powiedzieć, żeby nie było tak, że tylko snuję te czarne wizje; to, co chyba jest najciekawsze w tym wszystkim to pytanie, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego te zmiany, o których tutaj mówiłem, i które chyba nie są specjalnie kontrowersyjne, bo akurat to łatwo dostrzec, dlaczego spotykają się z tak słabym oporem? Dlaczego jest tak, że ten motyw że chrześcijanie są prześladowani, że ich sytuacja się pogarsza jest powtarzany co roku i nic się nie dzieje?
Można sobie zadać proste pytanie, dlaczego tak jest, jak to się stało, że w tej chrześcijańskiej Europie, chrześcijanie nie potrafią obronić swoich praw? Bo do tego to się sprowadza. Co takiego się wydarzyło, że nie mamy siły oporu?
Otóż, patrząc wstecz bo tylko tak można zrozumieć to, co się wydarzyło i szukać tej przyczyny, uważam, że jedną z istotnych przyczyn było błędne rozpoznanie relacji między Kościołem a światem, które nastąpiło na Soborze Watykańskim II w połowie lat sześćdziesiątych. Mówią o tej podstawowej zasadzie błędnego rozpoznania przyszłości. Dwa przykłady, które doskonale opisują to, o czym mówię, najważniejszy dokument, który na soborze został przyjęty, deklaracja Dignitatis Humanae o wolności człowieka, otóż samo stwierdzenie które jest na samym wstępie jako pewnego rodzaju akt deklaratywny, że żyjemy w czasach w których człowiek coraz bardziej docenia godność, coraz bardziej jest samoświadomy i w coraz większym stopniu spełnia wymagania moralne.
No przecież, oczywisty sposób taki opis nie odpowiada temu, w czym żyjemy, jest błędny, nie pokazuje rzeczywiście tego, co się stało. Drugi przykład pochodzący z innego dokumentu równie ważnego i też dotyczącego wyłącznie relacji między kościołem, a światem z dokumentu Gaudium et Spes gdzie pada tam stwierdzenie że tak wierzący, jak i niewierzący, zgadzają się z tym że najważniejszą rzeczą, czy ośrodkiem jest człowiek i jego dobro, jego dobro ziemskie. Znowu, to twierdzenie, a chodzi tutaj o pewnego rodzaju zasadę, nieprawdziwie opisuje rzeczywistość, ponieważ nie jest prawdą, że dla niewierzących i dla wierzących człowiek jest tym, co jest w życiu najważniejsze.
Dla wierzących jednak pierwszą rzeczą jest zawsze Bóg i jego prawo, a dla niewierzących z pewnością nie jest Bóg i jego prawo.
Mógłbym takich przykładów podawać znacznie więcej, ale te dwa przykłady błędnie rozpoznają relacje. Przekonanie, że tzw. dialog ze światem zewnętrznym może przynieść Kościołowi wzrost świadomości chrześcijańskiej i wzrost pozycji chrześcijaństwa w sensie społecznym jest błędne. Wystarczy porównać pozycję Kościoła i wartości chrześcijańskich zapisanych w ustawodawstwach i w prawach w latach sześćdziesiątych XX wieku i obecnie. Oczywisty jest odwrót współczesnych społeczeństw od tych dawnych korzeni, oczywiste jest zerwanie.
Jednym z powodów, dla których dochodzi do tego zerwania jest to o czym tutaj mówimy, brak oporu, a brak oporu wynika z tego, że nie ma siły politycznej, która by tych wartości broniła, ich pilnowała. Jeśli jest tak, że coraz mniej ludzi głosuje na partie kojarzące się czy nawiązujące do systemu tradycji chrześcijańskiej, to w oczywisty sposób społeczeństwo zaczyna się przesuwać. Chrześcijanie od lat sześćdziesiątych – siedemdziesiątych konsekwentnie tę walkę z siłą z jednej strony reprezentowaną przez homoland, a z drugiej strony przez kalifat przegrywają; jeśli bym szukał jakiejś odpowiedzi, jak to zmienić, żeby nie było tak że co roku ludzie się spotykają i opowiadają sobie tylko jak straszne rzeczy się dzieją.
Trzeba po pierwsze być aktywnym, ale po drugie też nie bać się dotrzeć do korzeni błędu. Trzeba na nowo zastanowić się czy ta wizja relacji między światem a Kościołem opisana w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku była właściwa? Jeśli jest niewłaściwa to należy ją zmienić, bo jeśli będziemy cały czas opierali się na błędnym sposobie myślenia, to zawsze będziemy przegrywali, tylko będzie coraz mniejsze zainteresowanie a polskie chrześcijaństwo tak jak w innych krajach stanie się coraz bardziej zgettoizowane.
Paweł Lisicki
wystąpienie podczas IV Europejskiego Kongresu w Obronie Chrześcijan 30 listopada 2018 r.