http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/4309-%c5%bcebym-nie-zas%c5%82ania%c5%82-sob%c4%85-ciebie#sigProIdc5e03e3906
Nawet w samym Windsor i najbliższej okolicy jest kilku polskich kapłanów, którzy przybyli do Kanady i o których czasami nawet nie wiemy, że są, jak np. ks. Jagodziński, którego poznaliśmy w czasie obchodów jubileuszu ks. Szwagrzyka, posługujący w parafii św. Anny w Tecumseh.
Obchodzący srebrny jubileusz kapłaństwa ks. Sławomir Szwagrzyk, dziś proboszcz w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Langton, to kapłan wyświęcony w Polsce – archidiecezja gnieźnieńska – który przybył do Windsor w roku 2003, aby wesprzeć ówczesnego proboszcza parafii Trójcy Świętej, śp. Romana Waszkiewicza.
Co ciekawe, ks. Roman był również kapłanem tejże archidiecezji, podobnie jak ks. infułat Wawrzyniec Wnuk, wieloletni proboszcz w Windsor, z którego inicjatywy do Windsor zaczęli trafiać polscy księża. Dodam, że w parafii Trójcy Świętej posługiwał także ks. Karol Maciejewski, tyle tylko, że zdecydował się powrócić do Ojczyzny.
Wspominając ks. Wnuka, warto pamiętać, że był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych i wytatuowany na jego przedramieniu numer wzbudzał zdumienie wielu osób nieznających historii, no bo jak to? Ksiądz był w obozie?
Jak już wspomniałem, ks. Szwagrzyk przybył do Windsor w 2003 roku i sprawował posługę duszpasterską w parafii Trójcy Świętej do roku 2009, kiedy decyzją biskupa najpierw trafił do Woodstock, a następnie do Langton.
Niezbadane są wyroki nieba, prawda? Ale dodajemy też, że trzeba się z nimi zawsze zgadzać i chociaż oczekiwano, że po nagłej śmierci ks. prałata Waszkiewicza właśnie jego współpracownik przejmie parafię, stało się inaczej.
Pamiętajmy, że kapłani przychodzą i odchodzą, a wspólnota musi trwać niczym opoka, bowiem nasza wiara nie zależy od tego, kto akurat dzisiaj jest proboszczem.
Podkreślił to ks. Sławek, mówiąc: "Jestem pewien, że pewnego dnia trafi do nieba każdy, kto będzie podążał za swoim przewodnikiem – kapłanem". Warto to zapamiętać i cieszyć się z tego, że mamy polską parafię i możemy się modlić po polsku i tylko od nas zależy, czy pewnego dnia nie podzielimy losu tylu innych wspólnot, które przestały istnieć bądź zostały przyłączone do innych. I może jeszcze jedna uwaga, otóż osoby mówiące, że ksiądz powinien być taki czy inny, mylą życie religijne, kapłańską posługę z koncertem jakiegoś szarpidruta...
"Jesteśmy pielgrzymami – mówił ks. Szwagrzyk – wszyscy jesteśmy pielgrzymami i mam nadzieję, że przez te lata, które tutaj spędziłem, pomogłem wam w drodze do nieba."
To, że na spotkanie z Księdzem Jubilatem przyszło 160 osób, świadczy, że dobrze zapisał się w naszej pamięci, chociaż minęło pięć lat od czasu, kiedy odszedł do Woodstock – duchowo jest wciąż z nami.
To ks. Sławomir w roku 2006 zorganizował pierwszą – w blisko stuletniej historii parafii – grupę pielgrzymów, która przyłączyła się do Polonijnej Pieszej Pielgrzymki do Midland. Od tego czasu z Windsor wyruszają pielgrzymi do Midland, a ks. Sławek jest zawsze z nimi, i to właśnie windsorscy pielgrzymi pamiętali o 25-leciu święceń kapłańskich ks. Szwagrzyka. Ponieważ organizują doroczną zabawę pielgrzymów – przyjeżdżają na nią rodacy z London, Kitchener, Hamilton – w tym roku spotkanie to miało szczególny charakter właśnie ze względu na jubileusz ks. Sławomira. Jak już wspomniałem, wypełniona po brzegi sala Domu Polskiego to dowód naszej pamięci, ale i uznania dla pasterskiej posługi.
Ksiądz Jubilat otrzymał od pielgrzymów piękny ornat, a z rąk prezesa Oddziału Windsor-Chatham Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Jerzego Baryckiego, dyplom i okolicznościowy medal upamiętniający setną rocznicę przybycia pierwszych Polaków do Windsor.
Księdzu Jubilatowi zadedykowano wiersz innego kapłana, Jana Twardowskiego:
żebym nie zasłaniał sobą Ciebie
nie zawracał Ci głowy kiedy ustawiasz pasjanse gwiazd
nie tłumaczył stale cierpienia – niech zostanie jak skała ciszy
nie spacerował po biblii jak paw z zieloną szyją
nie liczył grzechów lżejszych od śniegu
nie kochał długo i niepewnie
nie załamywał rąk nad Okiem Opatrzności
żeby moje serce nie toczyło się jak krzywe koło
żeby mi nie uderzała do głowy święcona woda sodowa
żebym nie palił grzesznika dla jego dobra
żebym nie tupał na tych co stanęli w połowie drogi
pomiędzy niewiarą a ciepłem
nie szczekał przez sen
a zawsze wiedział że nawet największego świętego niesie
jak lichą słomkę mrówka wiary
Powrócę raz jeszcze do słów ks. Szwagrzyka: "Tak się składa, że w tym roku mam 25 lat kapłaństwa i 50 lat życia i że jestem szczęśliwym księdzem. Jestem szczęśliwy i jeżeli kiedyś wasz syn powie, że chce być księdzem, powiedzcie mu, że to nie jest zły pomysł – jeżeli odnajdzie swoje powołanie".
Ad multos annos, księże Sławku.
ww