Korespondencja z Ottawy
Pochwalony Jezus Chrystus
To był mój pierwszy osobisty kontakt z demonstracją na rzecz obrony życia dzieci nienarodzonych - nie biorę tu pod uwagę kilku cichych i mizernych akcji stania z transparentami w rękach wzdłuż ulicy Dundas. Demonstracja w Ottawie,10 maja, przed budynkiem parlamentu kanadyjskiego, robiła naprawdę duże wrażenie.
Wróćmy do początku. Brzmi to absurdalnie – demonstracja na rzecz obrony życia dzieci. Kropka.
Dodawanie słowa "nienarodzonych" określa jedynie wiek dzieci – 1 tydzień, 5 tygodni, 15 tygodni... życia,
aż dochodzimy do momentu, że to życie, nadal to samo, nadal trwając, zaczyna się już poza bezpiecznym dla dziecka łonem matki; nadal i to długo jeszcze potrzebującym ciągłej opieki, ale już "na własną rękę".
Jeżeli dzisiejszy człowiek ma coraz większe trudności z dostrzeżeniem Boga wokoło siebie, a jest On widoczny w każdej rzeczy, jaką widzimy; chociażby właśnie w niezwykłej cudowności misternej budowy oka,
pięknie oczu dziecka, to jest to znak tragicznej sytuacji moralnej i duchowej.
Zakwestionowanie prawa do życia podarowanego przez Boga, zakwestionowanie świętości i jedynego w swoim rodzaju życia – Bóg nie stworzył nigdy dwóch takich samych ludzi – jest największą współczesną tragedią ludzkości.
Nie ma sensu przekonywać o tym ludzi świadomych, jak również nie jest moim zamiarem przekonywać do życia tych, którzy dzisiaj całkowicie pogubieni, z wyżartym przez polityczną poprawność sumieniem, krzyczą w swej rozpaczy – Pro choice!
Pozostaje tylko modlitwa i świadectwa tych, którzy ten dramat życia zagrali w głównej roli i teraz wołają – nie zabijaj, bo ja to zrobiłam, bo ja do tego namawiałem, ja tego żądałem!
Proszę o potraktowanie tych refleksji z tej demonstracji jako całkowicie własne, wolne od malkontenctwa obserwacje; jako chęć podzielenia się uwagami tylko po to, aby za rok nie tylko martwić się o ilość, a odniosłem takie właśnie wrażenie, ale głównie o "jakość", efektywność naszego przekazu o świętości życia.
Film pt. "1800", jaki oglądaliśmy w autobusie w drodze do Ottawy, był dla mnie nietrafiony. Traktujący o "aborcji", wiele razy pokazuje osobę i używa nazwiska Adolfa Hitlera, pokazuje tłumy zachwyconych nim Niemców, stosy ludzkich ciał, baraki obozów koncentracyjnych, używa wiele razy słowa "holokaust" i sprowadza sprawę do mitycznej liczby 6 milionów ofiar żydowskich.
Pokazuje drogę pewnego rozwoju duchowego typowych, wziętych z życia ludzi, gdy drogą zadawania im różnych pytań i słuchania ich odpowiedzi na temat życia, są doprowadzani do jedynie słusznego wniosku,
że życie jest największą wartością i zmieniają swoje pierwotne podejście do aborcji o 180 stopni.
Należę do ludzi, którzy uznają tragedię narodu żydowskiego, ale wiedzą, że nie była ona jedyna. Jeżeli już musimy mówić o "aborcji", posługując się przykładami historycznego "holokaustu", to było ich wiele, że wspomnę tylko Polaków i Ormian. Za rok oczekiwałbym czegoś bardziej współczesnego, naukowego, pokazującego tragedię tych dzisiejszych, współczesnych młodych kobiet i mężczyzn, tragedię naszego świata.
Film oglądany w drodze powrotnej, "Szukałem Was" pokazywał bardzo wiele scen z życia Jana Pawła II, ale z celem pielgrzymki niewiele miał wspólnego. Wszyscy wiemy, że JPII zawsze życia bronił i mówił o tym często i jasno.
Bardzo budująca była liczba ludzi, jacy przyszli, przyjechali z różnych stron, właśnie tylko po to, aby głośno zademonstrować swój sprzeciw wobec obowiązującego w Kanadzie "prawa aborcyjnego", które sprowadza się do tego, że dziecko można zabić praktycznie w każdym momencie życia.
Najbardziej budujący był widok bardzo wielu nastolatków i ludzi młodych.
Słowną, a raczej wrzaskliwą konfrontację między naszym pochodem a może setką osób "pro choice" – chętnie bym zmienił albo na całkowicie cichy marsz, w modlitewnym skupieniu; niech sobie wrzeszczą... Albo na wspólną, w ich intencji, głośną, modlitwę nas wszystkich – "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryjo".
Może była wcześniej, może przed naszym dotarciem na miejsce, ale bardzo mi zabrakło wspólnej, głośnej modlitwy tych prawie 20.000 ludzi, właśnie w intencji naprawy serc i dusz tych, którzy prawo ustalają, wszak staliśmy przed parlamentem Kanady, tych którzy się na tak straszny krok decydują, jak i tych którzy dzieci zabijają. Słuchanie przemówień i oklaski niczego nie zmienią.
Hierarchowie i wierni obrządku greckokatolickiego nie zapomnieli o tym, a nam jedynie zostało słuchać i obserwować Ich modlitwy przebłagalne, śpiewy i kadzenia, a na pójście do katolickiej katedry została tylko godzina, co odliczając czas dojścia do katedry i powrotu na ustaloną godzinę do autobusu, dawało może 8 minut refleksji, modlitwy i około 8 uczestników "pielgrzymki". Gdzie poszła cała reszta naszego autobusu, jeszcze przed modlitwami grekokatolików, nie wiem.
Ale największą rozterkę, bez egzaltacji – ból, przeżyłem wtedy, gdy konkretne osoby, wymieniane z imienia i nazwiska, kobiety i mężczyźni, z dużymi planszami wiszącymi na ich szyjach – "I regret my abortion", "I regret my lost fatherhood", składali głośno, słyszalne przez głośniki, swoje jakże bolesne, tragiczne świadectwa.
Łzy się w oczach kręciły, a tłum "pielgrzymów", uznając, że swoją powinność już zakończył, wrócił do swoich głośnych rozmów, śmiechów, gier telefonicznych, kopania piłki, do wysyłania SMS-ów... Nie słuchali. Wszyscy my, dorośli, wszyscy liderzy i opiekunowie, nie zdaliśmy egzaminu. Te świadectwa powinny być słuchane na kolanach, tak przez młodych, jak i starszych ludzi. Może na początku demonstracji.
Dzielili się swoim strasznym bólem, a wyć się chciało, widząc, jak znakomita większość tego nie słucha, żyje już swoim życiem, rozchodzi się, pozostało może 150 osób. Podszedłem do tych ludzi, wielu z nich płakało. I może to tylko oni byli na pielgrzymce.
Przyszedłem, zobaczyłem... trochę się zawiodłem. Mimo że liczba uczestników podobno wzrosła. Chętnie pójdę za rok, ale proszę o wysłuchanie mnie i ustosunkowanie się do moich refleksji w trakcie przygotowań do następnego wyjazdu za rok.
Roman Dorna
Fot. Autor
Mississauga
Słowo od redakcji:
Na usprawiedliwienie pielgrzymów trzeba powiedzieć, że w tym roku było wyjątkowo wietrznie, zimno i deszczowo, dlatego sporo zziębniętych osób schroniło się do pobliskich kafejek po kilku godzinach przebywania na zewnątrz. Mimo smsów i rozmów pielgrzymów podczas świadectw osób, które przeszły przez aborcje, tysiące ludzi zwolniło się z pracy lub szkoły, żeby zademonstrować swoje "politycznie niepoprawne" poglądy, że życie ludzkie w łonie matki trzeba chronić.
Jak się dowiedzieliśmy, film "180 degrees" został wybrany przez... kierowcę autokaru, który z ruchem pro-life nie miał nic wspólnego. Różne są sposoby i różnymi argumentami można trafić do człowieka, który mimo swych wad i ułomności może być podatny na przesłanie pro-life.
Z polonijnych parafii najliczniej reprezentowani byli oblaci (o. Paweł Nyrek, o. Mieczysław Burdzy, o. Michał Pająk i o. Paweł Ratajczak z KSM).