Ciąg dalszy kalendarium Rejsu Wagnera 1932–39
Wejście jachtu "Zjawa III", dowodzonego przez harcerza z Polski i pod polską banderą, było powodem do dumy Polaków zamieszkałych w Australii. Pewnie dlatego, że miejscowi Australijczycy, w większości potomkowie angielskich zesłańców i imigrantów, byli absolutnie przekonani, że morza i wszelkie na nich osiągnięcia należą do Anglii. Mit został obalony, Władek czuł się jak w rodzinnym domu, choć do tego prawdziwego bardzo już tęsknił. Coraz bardziej realny stawał się triumfalny powrót do Gdyni pod żaglami. Miał już za sobą połowę drogi, do dyspozycji znakomity, jak na owe czasy, jacht i wystarczające – do pokonania reszty drogi – doświadczenie. "Zjawa III" sprawdziła się doskonale w drodze z Ameryki Południowej do Australii, była gwarantem szczęśliwego powrotu do kraju. Aby wyprawę kontynuować, brakowało tylko dwóch elementów: pieniędzy i załogi.
Sława i osobisty urok, plus do tego gawędziarski talent przysporzyły mu wielu przyjaciół z kręgów Polonii australijskiej oraz pośród Australijczyków. Skorzystał z zaproszenia na zajęcia w Sydney Technical Collage, gdzie przez kilka miesięcy studiował budowę stoczni i statków. Przyjaźń z właścicielem stoczni, panem Wilde'em, zaowocowała wyciągnięciem "Zjawy III" na pochylnię i po oczyszczeniu i pomalowaniu dna Władek zakotwiczył swój jacht w ekskluzywnej Zatoce Róż w pobliżu Sydney. Domyślamy się, że nieodpłatnie. Tam spotkał australijskich farmerów i włączył się w rozwiązanie ich problemów komunikacyjnych: na rozległych przestrzeniach australijskich jedynym środkiem łączności był niewielki samolot, a kłopot polegał na wybudowaniu właściwych lądowisk, z czym sobie nie radzili. W tej dziedzinie wiedza Władka miała dwa źródła: z budowanych przez jego ojca gdyńskich ulic, gdzie żwirowe podłoże pod ulice polewano ciężkim olejem silnikowym, oraz z żeglarskiej wiedzy o wietrze. Za nadzór nad budową pasów startowych portfel Władka wzbogacił się o niebagatelną na owe czasy kwotę 800 funtów.
Spore dochody wpływały z krótkich rejsów morskich na "Zjawie" organizowanych przez polonijne i australijskie organizacje. Skwapliwie skorzystali z możliwości krótkich wypraw żeglarskich australijscy skauci i niebawem wyznaczyli dwóch załogantów, którzy wraz z Władkiem mieli dotrzeć na Światowy Zlot Skautingu planowany na lipiec 1939 w Szkocji. Obaj, David Walsh i Sidney Smith z Pierwszej Drużyny Skautów Wędrowców Woolhara-Paddington, rówieśnicy Władka, zameldowali się na pokładzie "Zjawy III" 9 lipca 1938 roku. Zaczynało się uroczyste pożegnanie.
W polskiej ambasadzie w Sydney Władek otrzymał dwa najważniejsze dla niego dokumenty: polski paszport (dotychczas używał jedynie legitymacji szkolnej) i Patent Kapitana Jachtowego Żeglugi Morskiej. Od Polonii zaś dostał nowe żagle i spore zapasy żywności, a od australijskich aborygenów akcesoria myśliwskie przeznaczone do Polski. Od skautów – mapy.
W asyście wielu pięknych jachtów żaglowych i motorowych, przy tłumach na molo i fajerwerkach, "Zjawa III" opuściła Sydney 10 lipca 1938 roku. W ciągu następnych dwóch tygodni trawersowali wschodnie wybrzeża Australii, odwiedzili kilka wysp leżących w rejonie Wielkiej Rafy Koralowej i w Townsville, 2000 mil od Sydney, najbardziej na północ wysuniętym cyplu Australii, nastąpiła częściowa wymiana załogi: zszedł Smith, a jego miejsce zajął Bernard Plowgright, zwany "Blue", z tej samej drużyny skautowskiej. David i "Blue" dotrwali z Wagnerem do końca. Dla Władka była to podróż do Polski, celem Australijczyków była Szkocja.
Żeglowali wspólnie trzynaście miesięcy: trzy miesiące przez Ocean Indyjski, odwiedzili Timor, Wyspę Bali, Jawę, Diego Garcia i 16 grudnia 1938 roku zatrzymali się w Adenie, należącym wówczas do Brytyjskiego Imperium. Kilkakrotnie o krok od utraty jachtu, w silnych sztormach, trudach nawigacyjnych i doskonałej lekcji żeglarstwa dla Australijczyków. Nie tylko żeglarstwa. Obaj skauci, a szczególnie David, zdobywali wiedzę o Europie i Polsce. Obaj pochodzili z kraju istniejącego dopiero 150 lat, płynęli do Europy o wielowiekowej tradycji i dowiadywali się, z jakiego kraju pochodzi ich kapitan. Jedynym podręcznikiem, jaki był na jachcie i bardzo pomógł Władkowi w wykładach historii Polski, była powieść Henryka Sienkiewicza "Ogniem i mieczem". Czytał im ją po polsku, tłumaczył i uczył języka. Okazało się, że był to znakomity pomysł. Dotknął najbardziej Davida Walsha, który odtąd już wiedział, że wszyscy Polacy są szlachetni i dzielni jak Jan Skrzetuski, że polskie kobiety są piękne i mądre jak Helena, a polski spryt i inteligencję prezentuje imć pan Zagłoba. I David postanowił płynąć z Wagnerem do Polski.
Morze Czerwone osiągnęli 31 grudnia 1938, a w porcie Tewfik, leżącym na południowym krańcu Kanału Sueskiego, witani byli oficjalnie przez władze portowe i przedstawiciela polskiej ambasady w Kairze, 23 stycznia 1939 roku.
W drodze nadzwyczajnego zezwolenia, "Zjawa III", jako pierwszy żaglowiec, otrzymała pozwolenie przejścia kanału pod żaglami. W Port Said, nieopodal siedziby British Navy, zakotwiczyli 14 lutego 1939 roku.
W Port Saidzie zatrzymały ich oficjalne obowiązki: wizyty w ambasadach, polskiej i australijskiej w Kairze, spotkanie z brytyjskim następca tronu (od którego Władek otrzymał w prezencie kamerę filmową, dzięki czemu dalszy ciąg jego rejsu został uwieczniony na filmie), przejażdżki morskie na "Zjawie III", organizowane dla wybitnych przedstawicieli miejscowej Polonii, dla egipskich skautów i dla urzędników konsulatu USA. Była też pora na zajęcie się jachtem, który wymagał wielu napraw oraz na szycie nowych żagli, przystosowanych do spodziewanej ciężkiej żeglugi na Morzu Śródziemnym i na Północnym Atlantyku.
Ciężkie chmury wisiały nad Morzem Śródziemnym, gdy wyruszali w dalszą drogę. A w Adenie i Suezie mówiono już o prawdopodobieństwie wybuchu wojny.
15 marca wzięli kurs na Maltę i do La Valetta wpłynęli 30 maja. 16 czerwca wpłynęli do Algieru, a 2 lipca 1939 roku, salwą armat witano ich w Gibraltarze. Wszędzie zresztą witano ich uroczyście, w miejscowej prasie pojawiały się zdjęcia "Zjawy III" z artykułami o dzielnym polskim harcerzu-żeglarzu i o jego kończącej się wokółziemskiej wyprawie. Śpieszyli się, skracali zaplanowane uroczystości powitalne: Zlot Skautów miał się rozpocząć 15 lipca.
4 lipca wyszli z Gibraltaru na Atlantyk, a 11 lipca 1939 roku to data Przecięcia Wielkiego Koła, w tym miejscu Władek był na pierwszej "Zjawie" na początku stycznia 1933 roku. Nie było czasu na celebracje i wzruszenia, czas naglił.
20 lipca spotkali jacht "Książę Albert", który witał ich w morzu w imieniu rodziny królewskiej. 21 lipca o godzinie 11.00 czasu Grinwich rzucili kotwicę w Southampton.
* * *
Pierwszy przywitał ich jeden ze współtwórców skautingu i przyjaciel generała Baden-Powella, pułkownik Turner-Clark. Wieczorem tego samego dnia przybyli przedstawiciele Kwatery Głównej Brytyjskiego Skautingu z informacją, że na Zlocie wszyscy czekają.
Do Londynu żeglarze dotarli pociągiem, tam w Kwaterze Głównej witał ich zastępca komendanta Światowego Skautingu sir Percey Everett. Po uroczystym lunchu zaproszono ich do studia BBC na specjalny program poświęcony ich podróży, a potem wystąpili w pierwszej na świecie stacji telewizyjnej.
Zarejestrowane zostały słowa prezentera: "Odchodzimy teraz od zaplanowanego programu, aby przedstawić państwu załogę małego jachtu, przybyłą wczoraj do Southampton po podróży z Australii. Jak państwo wiedzą, wszyscy trzej są skautami. Oto Władysław Wagner, polski harcerz morski, kapitan i nawigator. Jego podróż rozpoczęła się w 1932 roku, kiedy wypłynął z Polski z jednym towarzyszem, aby nieść w świat polską banderę".
Prosto ze studia przewieziono żeglarzy na dworzec kolejowy i nazajutrz rano witani byli na stacji Crieff w Szkocji przez skautów australijskich. Kilka mil od stacji przy zamku Monzie, w miejscu gdzie odbywał się III Światowy Zlot Skautów, czekało na nich cztery tysiące uczestników jamboree i ponad 20 tysięcy widzów. Wjechali tam na odkrytym samochodzie w pochodzie poprzedzanym orkiestrą szkockich dudziarzy. Stali się bohaterami Zlotu i niewątpliwie całego światowego skautingu. To braterstwo i odwaga są najwyższymi cnotami skautów i ci trzej, rejsem z dalekiej Australii, a Wagner – poprzez cały świat – pokazali, że to nie są czcze słowa.
Udział załogi "Zjawy" w Zlocie był radosnym i najważniejszym jego wydarzeniem, jakby zacierającym pomruk zbliżającej się wojennej zawieruchy.
Niewielka, bo raptem 12-osobowa grupka polskich harcerzy brała udział w Zlocie. Nie dotarł "Zawisza Czarny". Nastrój zbliżającej się wojny dotarł na Zlot.
Wagner odjechał po dwóch dniach, śpieszył się. Gospodarze Zlotu i obaj jego przyjaciele doskonale go rozumieli. Miał nadzieję dotrzeć szybko do kraju, miał zamiar wstąpić do marynarki wojennej. Ale najpierw musiał doprowadzić "Zjawę III" do stanu używalności: wszystko z niej wyrzucić, jacht wyczyścić i pomalować. Konsulat polski prosił go o potwierdzenie gotowości jachtu do drogi, ale już go uprzedzono, że bez zgody nie wolno mu wyruszać. Po paru dniach zjawił się David Walsh. Postanowił pomóc Władkowi w pracach. W połowie sierpnia przyjechał "Blue", zdążył odwiedzić rodzinę w Anglii, ale doszedł do wniosku, że tutaj jest bardziej potrzebny. W trójkę postanowili przeprowadzić jacht do najbardziej na wschód wysuniętego portu angielskiego, Great Yarmouth. Stamtąd było najbliżej do Polski.
29 sierpnia wypłynęli z Southampton i nieważne, że wiatr był przeciwny, że kanał La Manche, jak zwykle, mało przychylny żeglarzom – płynęli. "Zjawa III" i cała jej szczęśliwa załoga znowu byli razem. Znowu pod żaglami. Obaj Australijczycy postanowili dokończyć podróż z Władkiem.
* * *
"PODŁUG SŁOŃCA I GWIAZD" – Władysław Wagner, końcowy fragment:
1 września o godz. 19:00 ujrzeliśmy ląd w pobliżu Lowestoft. Gdy zapadł zmrok, nie udało nam się dojrzeć żadnych świateł miasta. Zastanawialiśmy się, czy była to tak gęsta mgła, czy awaria sieci elektrycznej. O godzinie 22.40 zobaczyliśmy przed dziobem światła latarniowca Corton i dobrze po północy zakotwiczyliśmy na redzie Great Yarmouth.
Wczesnym rankiem podpłynęła motorówka z Great Yarmouth oferując holowanie. Podziękowałem sternikowi i powiedziałem, że poczekamy na wiatr. Nie wydawał się słuchać, co do niego mówię... przyglądał się uważnie fladze Zjawy III.
– Ubiegłej nocy Niemcy napadli na Polskę, jest wojna – powiedział.
Przypuszczam, że w głębi serca byłem w jakiś sposób na to przygotowany, lecz usłyszeć taką wiadomość... faktycznie wypowiedziane słowa... i w dodatku w tak piękny poranek... To było jak koszmarny sen, z którego nie mogę się obudzić, Dave i Blue podzielali mój ból. (...)
Zerwała się świeża bryza przyciągająca naszą uwagę i z nią weszliśmy do portu, cumując przy Mission Quay. Poruszaliśmy się jednak nienaturalnie, sparaliżowani tragicznymi wiadomościami. Kapitan portu, W. Sutton, już czekał i wręczył mi telegram z konsulatu w Londynie z poleceniem zakończenia podróży i pozostawienia Zjawy III w Wielkiej Brytanii.
Przez całą podróż w mojej książce pokładowej gromadziłem wpisy urzędników wszystkich portów, gdy do nich zawijałem i je opuszczałem. Wpis kpt. Suttona był unikalny:
"Jacht żaglowy Zjawa III przybył do Great Yarmouth 2 września 1939 roku w drodze do Gdyni, do Polski. Z powodu wybuchu wojny między Niemcami i Polską dnia 1 września 1939 roku Zjawa III otrzymała polecenie Polskiego Konsula Generalnego pozostania w Anglii".
Najbardziej nieoczekiwany koniec rejsu Zjawy.
Zbigniew Turkiewicz
Ciąg dalszy za tydzień