farolwebad1

A+ A A-
poniedziałek, 07 maj 2018 09:22

Filipiny zmieniają kierunek sojuszy

Filipiny od czasów II wojny światowej były krajem silnie związanym ze Stanami Zjednoczonymi. To amerykańska armia walczyła tam z Japończykami, a następnie lokowały się tam amerykańskie koncerny.
Tymczasem obecny prezydent tego kraju Rodrigo Roa Duterte, który prowadzi politykę niepopularną na Zachodzie, w tym między innymi w sposób drakoński rozprawia się z handlem narkotykami oraz prześladuje homoseksualistów, zdaje się wybierać opcję chińską.
Podczas swojej niedawnej wizyty w Chinach Duterte miał uzyskać zapewnienia, że państwo to będzie chroniło i broniło Filipin "przed zewnętrznymi zagrożeniami". Jednocześnie prezydent skrytykował Stany Zjednoczone za zablokowanie sprzedaży uzbrojenia co miało miejsce rok temu właśnie ze względu na kontrowersje otaczające jego politykę. Duterte obecnie zwrócił się do Chin i Rosji i pochwalił oba te kraje za ofertę pomocy nie obarczoną żadnymi warunkami, dodał że chińscy i rosyjscy eksperci pomogli Filipinom w walce przeciwko nielegalnym kartelom narkotykowym oraz terroryzmowi. Zarówno Chiny jak i Rosja przedstawiły Filipinom bogatą ofertę uzbrojenia.

Opublikowano w Goniec Poleca
piątek, 04 maj 2018 07:43

My jak oni, oni jak my

Podobno „za dużo piszemy o Żydach, a za mało o Polakach”. A czy da się pisać dzisiaj o Polakach, nie pisząc o Żydach? Tak się składa, że historie obu naszych narodów splatają się coraz silniej. „Na dobre i złe”; dla kogo na dobre, a dla kogo na złe? Ujmując rzecz krótko i węzłowato: Żydzi są dzisiaj silni i ustosunkowani, a Polacy nie...

Żydzi za sprawą syjonizmu wypracowali silne państwo i nowy charakter swojego narodu. Przez wieki strategią bezpaństwowego przetrwania Żydów było świadczenie usług możnym; kredytowych, podatkowych i innych. Użyteczność i bycie blisko władzy zapewniało ochronę. Ta strategia podwieszania się u klamki i zdawania na łaskę mniej lub bardziej „pracowała”, ale w obliczu rewolucji i tumultu XIX w. oraz wojen  XX wieku okazała się nieskuteczna. Wygrał więc projekt syjonistyczny; szowinistyczny i nacjonalistyczny; projekt zakorzeniony, jak wiele innych nacjonalizmów, w myśli XIX wieku, w tym wypadku myśli Teodora Herzla. Powstał więc obraz nowego Żyda, który nie boi się antysemityzmu, „bo niczego się nie boi”. Silny, militarnie, organizacyjnie i finansowo, potrafi grać przy geopolitycznym stoliku i naciskać na czułe miejsca współczesnego świata, kształtując go według własnych potrzeb. Izrael – państwo wymyślone przez syjonistów, założone na ziemiach, gdzie Żydów nie było od setek lat – stał się w rezultacie tych starań kieszonkowym mocarstwem zahartowanym w wielu wojnach, z „nielegalnie” posiadaną bombą atomową i siatką wpływów na całym świecie. Podsumowując: Żydzi i Izrael potrafią dzisiaj grać i mają armię agentów, tych wpływu i tych służbowych, przez co są w stanie realnie wpływać na sytuację.

                  Polacy w następstwie II wojny światowej zostali przenicowani, warstwy wyższe wymordowane, wypędzone i zastąpione przez okupantów. Poddani planowej sowietyzacji, pozbawieni ciągłości kulturowej (upadek ziemiaństwa) – za wyjątkiem wiary – są narodem z resztek, pozbawionym nie tylko możliwości szerszego działania, ale na dodatek często bez elementarnej wiedzy o procesach, które go dotyczą. Jego nowe elity, pozbawione materialnej bazy, wychowane w duchu walki o przetrwanie, bez znajomości procesów politycznych i mechanizmów uprawiania polityki, o zredukowanych ambicjach i skali myślenia.

                  Polska w naturalny sposób stanowi obszar zainteresowania Żydów i Izraela, nie tylko ze względu na pochodzenie Aszkenazi. Tereny Polski i Ukrainy idealnie nadają się do budowania strategicznej głębi Państwa Żydowskiego w obliczu bliskowschodnich konfliktów, zwłaszcza zagrożenia ze strony Iranu, stanowiąc również świetną europejską bazę gospodarczą i handlową. Izrael łatwo można „zepchnąć do morza”, chyba że swoje „strategiczne aktywa” ma również ulokowane gdzie indziej.

                  Dzisiaj, czy tego chcemy, czy nie, w zetknięciu z dobrze zorganizowanym państwem izraelskim, bogatymi przedsiębiorcami żydowskimi z różnych krajów, Polska, jak tyle razy w swojej najnowszej historii, może jedynie wymachiwać szabelką. Słabość Polaków podkreśla dodatkowo demografia – wyludnianie się polskiej prowincji  i powstanie wielomilionowej mniejszości ukraińskiej.

                  Dwa najważniejsze sposoby rządzenia to kontrola kredytu i kontrola konfliktu. Kierownicy naszego świata uznali, że konflikt jest immanentny, a zatem nie da się go wyeliminować; można jednak – podobnie jak kontestację młodzieży – kanalizować i wykorzystywać z dobrym skutkiem dla całego systemu; można „conflict management” używać do przemodelowania rzeczywistości.

                  Kontrola konfliktu posłużyła przekształceniu Bliskiego Wschodu i północy Afryki; kontrola konfliktu pozwala na ograniczanie wpływów chińskich czy rosyjskich i wreszcie, kontrola konfliktu może pozwalać na pacyfikację niezadowolenia lub próby upodmiotowienia społeczeństwa polskiego czy ukraińskiego. Czyż nie jest łatwo sprowokować taki konflikt, gdyby tylko było to użyteczne dla Izraela, Żydów czy kogokolwiek innego? Introdukcja olbrzymiej mniejszości zawsze daje taką sposobność.

                  Tak więc, pomimo polskiej symboliki patriotycznej, pomimo pamięci o żołnierzach wyklętych czy oporze antykomunistycznym, mamy do czynienia z przekształcaniem mniej więcej jednolitej etnicznie Polski w „rzeczpospolitą przyjaciół”, „Polin”, „państwo dwóch narodów”. I nie są to moje słowa, lecz słowa najważniejszych polskich polityków partii rządzącej.

                  Pół biedy, gdyby Polska i Polacy byli dla Żydów i Izraela równorzędnym partnerem, a wszystko odbywało się na zasadzie obopólnych interesów; tymczasem tak nie jest i chyba jest to widoczne gołym okiem.

                  Politycy, którzy prowadzą dzisiaj państwo polskie, nawet nie starają się lewarować żydowsko-amerykańskiego podwieszenia jakąkolwiek własną układanką. Po prostu, oddali  Polskę  i Polaków w pacht, prosząc o opiekę władzy, którą uznają za hegemona, zdając się na jego kaprys. Czyż nie jest to paradoksalna wymiana strategii: my, jak niegdyś Żydzi – Żydzi dzisiaj, jak niegdyś my?

                  Znaleźliśmy się jako naród i państwo na zakręcie historii. Być może my, Polacy, nie możemy już prowadzić podmiotowej polityki. Być może niedługo nowe pokolenia nie będą już nawet miały takich marzeń.

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor

michalkiewiczOd prawie 30 lat z początkiem maja cała Polska – chciałem napisać, że pogrąża się w nirwanie, ale to nie byłaby prawda, bo – po pierwsze – nie cała, ponieważ znaczna część Polaków wyjeżdża z miasta, a jeśli nawet nie wyjeżdża, to wyszukuje sobie w miastach takie zakątki, w których można by sobie urządzić grilla, to znaczy – upiec na węglu drzewnym karkówkę albo kiełbaski i popić piwem, albo i czymś mocniejszym, a po drugie – pozostała część nigdzie nie wyjeżdża, bo albo bierze udział w komunistycznym prazdniku 1 maja, albo celebruje „dzień flagi”, będący elementem nowej, świeckiej tradycji, powstałej, by jakoś wypełnić martwy dzień między reliktem komuny a świętem narodowym w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja, albo uczestniczy w uroczystościach państwowych z tej okazji, albo w uroczystościach kościelnych, jako że tego samego dnia  przypada święto Matki Boskiej Królowej Polski. Więc Polska wcale nie pogrąża się w nirwanie, tylko każdy folguje swoim upodobaniom; jedni – żeby wypić i zakąsić, a inni – żeby zademonstrować swoje ideowe i polityczne sympatie i poglądy. Jedni tedy nawiązują do tradycji ustanowionej przez naszych okupantów, to znaczy – Adolfa Hitlera i Józefa Stalina – bo to właśnie ci wybitni przywódcy socjalistyczni w 1940 roku proklamowali na ziemiach polskich – oczywiście każdy na obszarze swojej okupacji – 1 maja jako dzień świąteczny. I tak już zostało do dnia dzisiejszego, co stanowi żywy dowód ideologicznej i politycznej schizofrenii, w jaką wtrącony został nasz mniej wartościowy naród tubylczy przez projektodawców sławnej transformacji ustrojowej w roku 1989. Czyż trzeba lepszego dowodu na tę schizofrenię, jak bliskie sąsiedztwo świąt, z których jedno kojarzy się ze zdradą i zaprzaństwem i z niej wyrasta, a drugie – z patriotycznym pragnieniem ratowania państwa przed zagładą, jaką zgotowały mu państwa zaborcze? To, kto obchodzi albo jedno, albo drugie święto, jest znakomitym dowodem przynależności – albo do historycznego narodu polskiego, albo do polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, z którą historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe.

                  Z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, pan prezydent Andrzej Duda zapowiedział przeprowadzenie referendum konstytucyjnego w dniach 10 i 11 listopada. Obywatele mieliby wypowiedzieć się w nim, czy w ogóle chcą zmiany konstytucji, a jeśli tak, to... ano właśnie. Nie bardzo wiadomo, na jaką, bo żadne konkretne pytania dotychczas nie padły. Ale może nie bez przyczyny, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie, że inicjatywa tego referendum, była pierwszą samowolką pana prezydenta Dudy, który właśnie od tego rozpoczął przegryzanie pępowiny łączącej go z PiS-em. PiS od samego początku odniósł się do tego pomysłu chłodno, no i teraz pan marszałek Senatu Stanisław Karczewski i pan wicemarszałek Sejmu Terlecki zauważyli, że „o tym”, czyli o referendum zdecyduje „większość parlamentarna”. Jak wiadomo, prezydent ogłasza referendum, ale – za zgodą Senatu, w którym PiS ma 65 senatorów. Czy zatem taka zgoda zostanie uzyskana? To wcale nie jest takie oczywiste, a w tej sytuacji trudno się dziwić, że Kancelaria Prezydenta specjalnie się do tego pomysłu nie przyłożyła. W przeciwny razie pytania referendalne ogłoszone zostałyby najpóźniej w połowie ubiegłego roku, a następnie w niezależnych mediach głównego nurtu odbyłaby się kampania informacyjna, wyjaśniająca obywatelom np. zasady, zalety i wady systemu parlamentarno-gabinetowego, prezydenckiego czy kanclerskiego – żeby każdy wiedział, za czym się opowiada.  Skoro do tej pory nic takiego się nie zdarzyło, to nieomylny to znak, że mamy do czynienia z inicjatywą pozorowaną, rodzajem tereferendum, którego sam inicjator nie tratuje serio.

                  Zresztą – jakże ma być inaczej, skoro jeden z niemieckich owczarków, czyli Jan Klaudiusz Juncker, którego Nasza Złota Pani umieściła na fasadzie Komisji Europejskiej, właśnie ogłosił, że w budżecie UE na lata 2021–2027 „architektura budżetowa” będzie opierała się na ocenie poszanowania praworządności. W przełożeniu na język ludzki oznaczać to może, że przydział pieniędzy dla konkretnego bantustanu zostanie uzależniony od tego, jaką recenzję umiłowania praworządności sporządzi mu kartel krajów mądrzejszych i silniejszych. Oczywiście składka od żadnego umiłowania praworządności uzależniona nie będzie, toteż nie można wykluczyć, że nowa „architektura budżetowa” może doprowadzić do sytuacji, w której płatnikami netto będą kraje oskarżane o niedostateczne umiłowanie praworządności i demokracji. W ten sposób stworzone zostaną pozory moralnego uzasadnienia dla wyszlamowania upatrzonych bantustanów, podobnych do tych pozorów, jakie żydowskie organizacje przemysłu holokaustu stwarzają na użytek tak zwanych roszczeń majątkowych.

                  Dopiero na tym tle możemy ocenić smakowitość rozważań nad suwerennością, jakie z okazji święta Matki Boskiej Królowej Polski zaprezentował JE abp Stanisław Gądecki. Po pierwsze, zauważył, że dzisiaj nie ma na świecie ani jednego kraju całkowicie suwerennego. Można tej opinii zarzucić nie tylko brak spostrzegawczości, ale również stawianie znaku równości  między suwerennością a wszechmocą. Rzeczywiście – ani dzisiaj, ani nigdy wcześniej nie było na świecie państwa wszechmogącego, natomiast kilka suwerennych można by znaleźć i dzisiaj. Ot, na przykład Izrael, który wielokrotnie zlekceważył rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ, podobnie jak zakaz rozprzestrzeniania broni jądrowej, ale nikt nie zastosował wobec niego z tego tytułu żadnych sankcji. O takich Stanach Zjednoczonych, Naszym Najważniejszym Sojuszniku, nawet już nie wspomnę; dopiero by się zdziwił prezydent Donald Trump, gdyby się dowiedział, że USA też nie są państwem suwerennym. Ale to jeszcze nic, w porównaniu z następnym spostrzeżeniem Ekscelencji, że bywają sytuacje, kiedy „narody mogą w sposób wolny zrezygnować z niektórych swoich praw ze względu na wspólny cel, ze świadomością, że tworzą jedną rodzinę narodów” – i tak dalej.  Znaczy – że mogą zrezygnować z części suwerenności. Ale jakże mogą zrezygnować z czegoś, czego – jak to wcześniej zauważył Ekscelencja – nie mają? „Fenomen ten godzien rozbiorów” – jak pisze Adam Mickiewicz.

                  Zresztą, powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – kto by tam pytał o takie rzeczy mniej wartościowe narody tubylcze? Jeszcze Polska nie zrealizowała żydowskich roszczeń majątkowych, ale już z obfitości serca usta mówią i biegający za filozofa pan prof. Jan Hartman właśnie oskarżył majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, że był „zbrodniarzem wojennym”. Widać wyraźnie, w jakim kierunku zmierzają prace nad spreparowaniem mniej wartościowemu narodowi tubylczemu politycznie poprawnej wersji chi chi chi – historii. Oczyma duszy widzę, jak na czołowego bojownika o wolność i demokrację wyrasta Tewje Bielski, który do spółki z pułkownikiem Stauffenbergiem prowadził nieubłaganą walkę ze zbrodniarzami wojennymi w rodzaju znienawidzonego „Łupaszki”. Przewidział to już dawno Janusz Szpotański, pisząc: „Już wieczór zapada, usnęły już bory, a z borów wychodzą reakcji upiory. Straszliwych rezunów zbierają się hordy, by szerzyć dokoła pożogi i mordy. Na czele szwadrony ataman ich gna – Łupaszka, Łupaszka, Łupaszka maja!”. Już tam Muzeum Żydów Polskich „Polin” dopracuje tę wersję w szczegółach, a kiedy, zgodnie z ustawą nr 447, część przychodów z „własności bezdziedzicznej” będzie obrócona na finansowanie „edukacji o holokauście”, to nie tylko pojawią się podręczniki dla dzieci i młodzieży, ale Małgośka Szumowska nakręci na ten temat wzruszający z jednej, a piętnujący z drugiej film, za który dostanie nie tylko „Srebrnego Niedźwiedzia”, ale i jakiś dworek z fornalami – bo kogoż wynagradzać w dzisiejszych czasach, jak nie wizjonerów?

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

Legendarny działacz podziemnej Solidarności Władysław Frasyniuk powiedział “Gazecie Wyborczej” o zwycięstwie lewicy laickiej nad komunistami w 1989 roku: „To myśmy ich, k**wa, po-ko-na-li!” Tę wypowiedź znakomicie i celnie zripostował Włodzimierz Czarzasty z SLD: „Drogi Władysławie Frasyniuku! Żeście komunistów pokonali? No nie. Wyście się z nami, k.…wa, przy Okrągłym Stole i 4 czerwca 1989 r. do-ga-da-li. Cytując tę polemikę trudno było uniknąć kwiecistego języka, jednak to właśnie ów język dobrze obrazuje z jaką klasą polityczną mamy w Polsce do czynienia po 1989 roku.

Owo „dogadanie się” tzw. konstruktywnej opozycji z komunistami przy Okrągłym Stole skutkowało między innymi niedopuszczeniem do władzy w Polsce reprezentacji środowisk patriotycznych i niepodległościowych.

Długo i naiwnie Polonia na całym świecie oczekiwała otwarcia i działań kolejnych rządów III RP, w celu inkorporacji Polonii w proces zmian struktury politycznej i społecznej III Rzeczpospolitej, tak jak to miało miejsce u zarania II Rzeczpospolitej. W roku czekającej nas 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości trudno przemilczeć fakt, że trzon polityczny, odrodzonej po 123 latach niewoli, II Rzeczpospolitej rekrutował się w istotnej mierze spośród polskiej emigracji, począwszy od wielkiego Jana Ignacego Paderewskiego.

Tymczasem, po 1989 roku to Polacy żyjący na emigracji jako pierwsi zostali odepchnięci od udziału w polskim życiu społecznym i politycznym z jednym zastrzeżeniem: pieniądze od rodaków spoza kraju powinny nadal płynąć ciepłym strumieniem do Polski. Gwoli wyjaśnienia: według danych Banku Światowego z 2015 roku, Polonia amerykańska co roku wysyła do Polski przeszło 900 milionów dolarów; w 2015 roku Polskie Radio podało, że Polacy z Wielkiej Brytanii każdego roku transferują do kraju ok. 3 mld funtów.

Po drugiej wojnie światowej Polonia amerykańska, podobnie jak brytyjska przejęła na siebie obowiązek walki o reprezentowanie prawdy historycznej i przechowania polskiej tożsamości narodowej. Celnie wyraził to Kazimierz Łukomski – wiceprezes KPA w słowach:” Naszym wspólnym obowiązkiem jest: reprezentować wobec świata rzeczywiste interesy i aspiracje narodu polskiego oraz informować o rozwoju sytuacji w Polsce i jej dążeniach, potrzebach i prawach.” Nic dziwnego, że za to właśnie Polonia, tak na kontynencie, jak i za Oceanem była inwigilowana i rozbijana przez wrogów Polski i proces ten bynajmniej nie zatrzymał się w 1989 roku. Doktryna wszystkich służb PRL, a zwłaszcza ich ostatniego szefa gen. Kiszczaka zakładała dezintegrację polonijnych organizacji poprzez wprowadzanie do nich agentów wpływu.

Mimo, że PRL u nie ma już od blisko 30 lat, jednak wiele z osób, „zadaniowanych” do niszczenia emigracji nadal bryluje na rautach w polskich placówkach dyplomatycznych, paradach i uroczystościach religijnych. Do dziś kuleje proces odkłamywania historii emigracji w oparciu o archiwalne zbiory IPN, w tym tzw. zbiór zastrzeżony. Odnosi się wrażenie, że historycy koncentrują się chętnie na pierwszych latach powojennych, ale jak ognia unikają np. okresu lat 80 tych, przecież kluczowych także dla naszej współczesności i budowania wielu karier, także na emigracji.

Doskonałą ilustracją procesu odsunięcia Polonii (emigracji) od wpływu na rozwój suwerennej Polski była pewna dyplomatyczna podróż. Na początku 1990 roku, ówczesny - pierwszy, jak to podkreślano po 1945 roku - niekomunistyczny premier Tadeusz Mazowiecki, podczas wizyty Londynie nie spotkał się z prezydentem RP na uchodźstwie Ryszardem Kaczorowskim, bo uznał, że spotkanie byłoby „poniżające wobec prezydenta Jaruzelskiego, swojego rządu i państwa”. Dokument, będący zapisem tej dyplomatycznej hańby, dopiero po latach ujawnił dyrektor Wojskowego Biura Historycznego MON, dr hab. Sławomir Cenckiewicz. Podczas spotkania z Polonią, premierowi Mazowieckiemu zadano pytanie: „Dlaczego w jego rządzie są nadal komuniści, a prezydentem jest W. Jaruzelski”. Premier odpowiedział: „dzięki tym ludziom doszło do przemian w Polsce, a ja jestem premierem”.

Miarą kompromitacji owego pierwszego, niekomunistycznego premiera i jego otoczenia, a zwłaszcza tzw. doradców, jest „Traktat między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy” z 17.06.1991. Strona polska, chcąc za wszelką cenę, normalizacji stosunków z jednoczącymi się Niemcami, mimo pierwotnego zamiaru, odstąpiła od domagania się odszkodowań i zwrotu mienia polskich organizacji, skonfiskowanego na mocy tzw. dekretu Göringa.

Dziś, kiedy kwestia reparacji powraca, władze niemieckie mówią wprost: „z naszego punktu widzenia traktat z 1991 roku zamknął ten temat ostatecznie.”

Gdy udostępniono kopię wynegocjowanego porozumienia, specjalistom od prawa międzynarodowego w Stanach Zjednoczonych z prof. Lenczowskim na czele, zadali oni tylko jedno pytanie: „Jacy agenci przygotowali ten dokument, skoro nie pada tam ani słowo o odszkodowaniu dla Polski za straty wojenne, ani o odszkodowaniu dla polskich ofiar, ani o kwestii restytucji mienia polskiego zagrabionego na terenie III Rzeszy”. Dziś wiemy więcej o PRL-owskich uwikłaniach nie tylko szefa MSZ u w rządzie Mazowieckiego, ale i dwóch czołowych doradców do spraw niemieckich. Dostęp do MSZ-owskiego archiwum i protokołów z negocjacji prowadzonych tuż po 1989 r. ze stroną niemiecką mógłby tylko dopełnić ten obraz. 29 lat po rozmowach okrągłego stołu w Stanach Zjednoczonych konsulowie do spraw Polonii ciągle muszą być oddelegowani z Polski. To tak jakby w armii do obsługi specjalistycznej armaty zatrudnić płetwonurka. Dla porównania ambasadorem Izraela w USA jest Amerykanin żydowskiego pochodzenia i w Izraelu nikomu to nie przeszkadza, bowiem Ron Dermer wychowany na Florydzie i wykształcony w najlepszych amerykańskich uniwersytetach mówi i zachowuje się jak Amerykanin. Posiada wielu kolegów ze studiów co jest ogromnym kapitałem społecznym. Znamienne, że tzw. elity opozycyjne tworząc zręby polskiej polityki zagranicznej po 1989 roku, jak ognia bały się skorzystać z doświadczeń i rady polskiej emigracji niepodległościowej, tak na kontynencie jak i w Ameryce, natomiast bez oporu angażowały do tego byłych funkcjonariuszy aparatu komunistycznego i ich potomków. Niestety, model ten, z uporem godnym lepszej sprawy, praktykowany jest do dziś.


Finansowanie polonijnych organizacji i projektów

Szybko przystąpiono do budowania narzędzi, przez które można było „komunikować z Polonią i Polakami na Wschodzie”. Powołano więc: Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” organizację pozarządową utworzoną w lutym 1990 roku z inicjatywy marszałka Senatu RP pierwszej kadencji prof. Andrzeja Stelmachowskiego, a potem wiele innych. Kulisy tego procesu ujawnił były dyplomata Krzysztof Baliński w słynnej już książce „MSZ polski czy antypolski”, podając liczne przykłady lokowania w organizacjach i fundacjach działających w Polsce agentury, uzupełnianej krewnymi i znajomymi warszawskiego salonu. Stworzono szczelny system finansowania, dbający o spolegliwość Polonii wobec okrągłostołowego establishmentu., który funkcjonuje do dziś i ma się dobrze.

Paradoksalnie, efekt działań tych idących już w dziesiątki organizacji i fundacji jest taki, że im więcej środków przyznawanych Polonii, tym mniejsze jej zaangażowanie w obronę dobrego imienia Polski. Minister Kiszczak zapewne chichocze zza grobu, bo wypełnia się jego słynna doktryna.

I tak, flagowe polonijne projekty w Ameryce i w Europie milczą w momencie, gdy polska racja stanu potrzebuje ich wsparcia. Przypomnijmy jak „pięknie zaprezentowała” się polonijna szkoła liderów na spotkaniu z nowo wybranym Prezydentem Dudą w ambasadzie w Waszyngtonie. Pod wodzą ambasadora Schnepfa, młodzi polonusi ochoczo bombardowali pytaniami Prezydenta dobrej zmiany. 14 października 2016 roku w Konsulacie RP w Kolonii, szef tamtejszej polonijnej rady konsultacyjnej - fasadowego gremium powołanego jeszcze za rządów PO-PSL - dziennikarz Bartosz Dudek w obecności senator RP Janiny Sagatowskiej oświadczył, że „od czasu zmiany rządu Polacy w RFN muszą się wstydzić za swój kraj”.

Na sali wypełnionej po brzegi polonijnymi prominentami odezwał się tylko jeden głos protestu, który zresztą panowie prezesi potraktowali ostentacyjnym buczeniem. Ów, tak głośno wyrażany „wstyd za Polskę dobrej zmiany” nie przeszkadza jednak tym samym polonijnym działaczom ubiegać się o kolejne granty i dotacje.

Dochodzi już do takiej schizofrenii, że Polacy, którzy nie otrzymują żadnych finansów z Warszawy, spontanicznie organizują wsparcia dla premiera Morawieckiego i polityki polskiego rządu, a ci którzy od lat doją polskiego podatnika, pod płaszczykiem aktywnej polonijnej aktywności, honorują nagrodami Panów Tusków i Owsiaków.

Czy rzeczywiście z Warszawy nie widać tej patologii i pilnej potrzeby ewaluacji systemu, który generuje tego rodzaju sytuacje?


Jak naprawić ten bałagan?

Po płomiennych apelach marszałka Senatu Karczewskiego i ministra MSZ Dziedziczaka do Polonii: „o reagowanie na przejawy antypolonizmu” należy jednak zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii:

1. Reagowanie na przejawy antypolonizmu musi mieć miejsce przede wszystkim w krajach, gdzie do takich aktów dochodzi. (oficjalne protesty, żądanie sprostowania, personalne kontakty z zagranicznymi mediami itp.)

Polonia może się w to angażować, co zresztą czyni od lat, ale trzeba mieć świadomość, że po drugiej stronie barykady mamy do czynienia z profesjonalnymi mediami o globalnym zasięgu, fachowymi produkcjami medialnymi i wpływowymi fundacjami.

3. Autorzy antypolonizmu, w przeciwieństwie do społeczności polskiej, mają zwykle doskonale zorganizowane finansowanie od swoich rządów, jak również granty rozmaitych fundacji i prywatne donacje.

Niestety, w antypolonizm od lat wpisują się także niektóre tzw. polonijne media, otrzymujące granty z polskiego Senatu oraz niektóre polskie instytucje funkcjonujące za pieniądze polskiego podatnika. Istotne jest to, aby pieniądze polskiego narodu służyły obronie dobrego imienia Polski, a nie wspierały antypolonizm!!! Ponadto w kraju mamy zastępy „usłużnych”, „pożytecznych” i „progresywnych” umiejętnie finansowanych z polskich dotacji, innych źródeł i stronę niemiecką, która w ten sposób przez lat wychowała sobie w Polsce opiniotwórcze lobby przychylne polityce prowadzonej przez Berlin. Nie jest przypadkiem, że realizowany do miesięcy scenariusz „ulica lub zagranica”, opiera się głównie na cichym wsparciu nie tylko niemieckich mediów, ale i władz RFN, czego koronnym dowodem była niedawna wypowiedź niemieckiej minister obrony w Telewizji ZDF o „potrzebie wspierania ruchu oporu w Polsce”.

Istotne jest więc jak najszybsze nakreślenie jednoznacznego i proaktywnego kierunku współpracy, wskazanie skutecznych narzędzi do realizacji polityki historycznej oraz dobór efektywnych polityków w Warszawie i równie efektywnych działaczy polonijnych w państwach mających strategiczne dla Polski znaczenie. Czas na zerwanie z polityką „miernych, ale wiernych” i unikaniem odpowiedzialności za podejmowane decyzje.

Konkluzja:

Pragniemy przypomnieć przedstawiany przez nas w 2016 roku projekt. Powołajmy, tak jak Węgrzy w USA, rządową fundację, która byłaby wsparciem dla budowania propolskiego lobby. Zatrudnijmy najlepszych fachowców z USA, Kanady, Niemiec, Wielkiej Brytanii i z Polski. Niech będzie to „Polska Team”, zespół profesjonalistów komunikujących się po polsku, ale także po angielsku, francusku czy niemiecku, którzy potrafiliby stworzyć sieć zintegrowanych polonijnych organizacji. Potem adoptujmy te rozwiązania w innych krajach. Dokonując tej inwestycji moglibyśmy na dekady przywrócić dawne znaczenie propolskiego lobbingu w USA i innych krajach, a co dalej za tym idzie przyciągnąć do Polski inwestycje, finanse Polonii i innych krajów, tak jak zrobili to Irlandczycy, a także inne nacje.

Odsyłamy Państwa do naszej prezentacji na stronie Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych http://niss.org.pl/jak-stworzyc-propolski-lobbing-w-ameryce/. Ważne, by sobie uświadomić, iż dla propolskiego lobbingu w strategicznych dla Polski krajach, nie wystarcza już weekendowy wolontariat, czy pospolite ruszenie Polonii. Trzeba konsekwentnie profesjonalizować społeczność polską i przyciągnąć jej intelektualne zaplecze, bo tylko tak urzeczywistni się postulat ochrony dobrego imienia Polski za granicą.

Za podsumowanie niech posłużą efekty badań prowadzonych na Uniwersytecie Kansas. Wynika z nich, że ”1 dolar zainwestowany w lobbing przynosi $220 zysku. (źródło: Raquel Alexander, Susan Scholz and Stephen Mazza “Measuring Rates of Return for Lobbying Expenditures: An Empirical Analysis under the American Jobs Creation Act”).

Agnieszka Wolska (Niemcy), Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Waldemar Biniecki (USA), Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Goniec Poleca
wtorek, 01 maj 2018 19:21

Ford zabuduje Greenbelt

Konserwatyści chcą dopuścić budownictwo mieszkaniowe w obszarze Greenbelt wokół GTA. Doug Ford zastrzega, że oczywiście nie w całym obszarze chronionym, ale w znacznej części. Podkreśla, że popyt na domy jednorodzinne jest olbrzymi, ale w warunkach ograniczonej podaży ceny dawno przestały być przystępne. Trzeba zacząć budować przystępne domy.

Fragment nagrania z wypowiedzią Forda przedstawił minister środowiska Chris Ballard. Ballard jest kandydatem liberałów w okręgu Newmarket-Aurora. Mówi, że konserwatyści mają za nic ochronę środowiska. Ich polityka zachęca do ekspansji miast, zagraża ziemi uprawnej, lasom, łąkom i rzekom.

Ford pytany o plany względem Greenbeltu wyjaśnia, że każda część terenu będzie zastąpiona inną. W ten sposób powierzchnia chronionego obszaru zielonego ma się nie zmienić.

Greenbelt pokrywa 325-kilometrowy pas od Oak Ridges Moraine do rzeki Niagara. Obszar został objęty ochroną w 2005 roku.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
sobota, 28 kwiecień 2018 10:47

Trump przygotowuje wojnę?

Kanclerz Niemiec Ángela Merkel po rozmowach z prezydentem Trumpem przyznała że istniejący układ nuklearny z Iranem nie jest wystarczający dla powstrzymania programu atomowego, a ponadto wpływy Teheranu w regionie muszą być ograniczone.
Merkel złożyła w minionym tygodniu krótką, roboczą wizytę w Waszyngtonie. Podczas konferencji prasowej po spotkaniu z prezydentem USA powiedziała, że geopolityczne wpływy Iranu w Syrii, Libanie i Iraku muszą zostać powstrzymane, a "kwestia Iranu" jest dla Niemiec nawet ważniejsza niż dla Stanów Zjednoczonych ponieważ kraj ten - jak to określiła - "leży u naszych drzwi".
Obserwatorzy zauważają że Merkel, poprzednio wypowiadała się pozytywnie o porozumieniu z Iranem, będącym podstawą dla zniesienia izolacji tego kraju. Eksperci z Europy, którzy kontrolują wykonywanie tego porozumienia przez Teheran poświadczają, że jest ono przez Iran respektowane.
W rezultacie nowej sytuacji na Bliskim Wschodzie wzrosły natomiast wpływy Iranu w Syrii oraz w Libanie co wzbudziło poważny niepokój Izraela; stąd naciski na zerwanie irańskiego porozumienia, przywrócenie sankcji oraz - jak postuluje wielu izraelskich polityków kroki militarne przeciwko Teheranowi.
Prezydent Trump przyznał że zdołał przekonać Merkel do zmiany stanowiska, oświadczając iż "obecnie Kanclerz Niemiec postrzega Iran zupełnie inaczej niż miało to miejsce zanim przekroczyła próg Gabinetu Owalnego w Białym Domu…".

Opublikowano w Goniec Poleca
piątek, 27 kwiecień 2018 08:02

Wymuszenie rozbójnicze to norma

Dzisiaj będzie krótko, bo mam niewiele miejsca. Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął ustawę, która zobowiązuje Departament Stanu do popierania żądań organizacji żydowskich uzyskania wojennych (praktycznie) reparacji od między innymi polskiego rządu za tzw. mienie bezspadkowe pozostawione przez Żydów, polskich obywateli.

        Problem nie polega na bezprawności takich wymuszeń, ale na podwieszeniu się Warszawy u klamki hegemona amerykańskiego; oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko zawężenie pola manewru władzy warszawskiej i oparcie całej polityki bezpieczeństwa na  wiernopoddańczych deklaracjach. Tak to jest, jak geopolityczne rozumienie świata zatrzymało się u polskiej klasy politycznej jakieś 20, a może nawet 40 lat temu i całkiem poważni polscy politycy niczym subiekt Rzecki o Napoleonie, cały czas myślą o Waszyngtonie jako idealnym „mieście na wzgórzu”. Za ich naiwność płaci cały kraj.

        Tu, u nas w Toronto, po raz pierwszy mieliśmy samochodowy zamach terrorystyczny w wykonaniu dwudziestopięciolatka rzekomo rozczarowanego z powodu seksualnego odtrącenia przez płeć przeciwną. Ze względu na powagę sytuacji i tragedię ofiar nie będę sobie tutaj dowcipkował, choć jest z czego. Nawiasem mówiąc, gdyby ktoś poważny chciał nam zrobić bubu, czyli sterroryzować Toronto, to może to zrobić z palcem w pupie. Jesteśmy jak dzieci we mgle, zupełnie nieprzygotowani mimo rzekomo świetnej reakcji policji, pogotowia i szpitala Sunnybrooke. Gdyby ktoś chciał użyć terroru do politycznego zdyskontowania, to najpewniej byłaby to sekwencja trzech zamachów w różnych miejscach miasta, tak by policja latała od Annasza do Kajfasza, a ludzie bali się wychodzić z domu. Politycznie poprawna reakcja naszych władz była taka jak w Niemczech, świadczy to o tym, że nawet w kwestiach bezpieczeństwa nie jesteśmy wolni od  zidiocenia. Podkreślano więc, że „jesteśmy razem” w obliczu nieszczęścia, lubimy się wszyscy i kochamy. Jednocześnie do kraju napływa nieprzerwanie strumień tysięcy niesprawdzonych imigrantów przez zieloną granicę w Quebecu, zaś na łamach neomarksistowskiego „Toronto Star” pojawiła się propozycja, żeby przyspieszyć proces azylowy w Kanadzie, oddając go w ręce urzędników niższego szczebla. To szerzej otworzyłoby kanadyjskie drzwi, umożliwiając niebotyczną korupcję, bo przecież ci urzędnicy niższego szczebla to również ludzie zatrudniani w myśl politycznie poprawnego klucza. A skutki? Skutki mieliśmy do wglądu niedawno w Albercie, gdzie policja stwierdziła, że egzaminy na kierowcę ciężarówki są zdawane na piękne oczy, gdyż pewna etniczna społeczność ma swoich etnicznych urzędników w ministerstwie transportu; rączka rączkę za pieniądze myje i wydaje prawa jazdy kierowcom rikszy, których spotykamy później za kierownicą kilkudziesięciotonowych składów na autostradach tego kraju. Jak to zmienić? Proste! Interesować się polityką! Nie bać się mówić prosto i wyraźnie, nie szemrać po kątach, lecz głośno i wyraźnie w językach angielskim i francuskim formułować nasze opinie. No, chyba że odpowiada nam wyznaczona w ramach nowego porządku pozycja pucybuta.

 

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 27 kwiecień 2018 07:54

Wyborcy wiele spraw rozumieją intuicyjnie

ostojanDzieci wychowuje zgodnie z ideami poprawności politycznej. Drażliwych ewentualnie rasowo-etnicznych problemów nie porusza. Wszyscy Amerykanie wszak są równi, kochają się i ze sobą bezkolizyjnie współpracują. Okazuje się jednak, że od tych spraw nie da się czasami uciec.

Bywa tak w polityce, że sto złotych liczy się bardziej od miliona.

Nie jest łatwo rządzić w demokracji. O ile lepiej mają dyktatury. Tam nie jest się zależnym od zmiennych jak pogoda preferencji wyborców. Wymaga to tylko, aby mieć poparcie silnej grupy nadzorującej m.in. armię i tajne służby. Ale trzeba je mieć stale na oku i nie ufać im bezwarunkowo. Bo mogą dokonać przewrotu! 

        O tym przekonał się Chruszczow, którego obalił jego zaufany Breżniew. Stalin zabezpieczał się, wymieniając (mordując) co jakiś czas nawet najbliższych swoich współpracowników, którzy nagle okazywali się „zdrajcami” i „szpiegami”. NKWD miało argumenty, pod wpływem których delikwenci przyznawali się do wszystkiego i można im było zorganizować publiczne procesy. Najbardziej zatwardziali umierali „na serce”. 

        Łatwo się rządzi dyktatorom w porównaniu z przywódcami wybranymi w systemie demokratycznym. Ale wszystko w polityce ma plusy dodatnie i ujemne. Tę celną maksymę sformułował nasz najlepszy polityk wśród elektryków i najlepszy elektryk wśród polityków. Jednym słowem, najlepszy!

***

        Tąpnęło ostatnio w polskiej Ojczyźnie. Słupek poparcia społecznego, który już długo pokazywał przewagę rządzącej prawicy, nieprzyjemnie się skrócił. PiS, mierzący w większość konstytucyjną, stracił nagle na popularności tyle, że gdyby wybory odbyły się obecnie, mógłby nawet stracić władzę na rzecz zjednoczonej opozycji. Inna sprawa – na ile sondaże potwierdzają się przy urnach. 

        O tym przekonała się poprzednia koalicja PO/PSL i prezydent Komorowski, którzy nie mieli z kim przegrać. Pamiętamy celną (a czy są inne?) opinię Adama Michnika o szansach wyborczych jego liberalnej politycznej formacji. Zakonnica w ciąży. Przyjmując, iż ostatnie sondaże są trafne, a tego nie można być pewnym, trzeba wyciągnąć wnioski, iż łaska ludu pracującego na pstrym koniu jeździ. A popularność władzy niekoniecznie opiera się przede wszystkim na jej rzeczywistych osiągnięciach. Ankietowanych (wyborców in spe) musiała mocno zdenerwować informacja, że ministrowie otrzymali kilkunastotysięczne, kilkudziesięciotysięczne premie, nagrody, za dobrą pracę. Przysłowiowi Kowalski i Nowak, obciążeni kredytami i z trudem wiążący tzw. koniec z końcem, poczuli się wkurzeni i dali temu wyraz. To nic nieoczekiwanego. Były prezydent o wysokich sondażowych rokowaniach – przegrał na własne życzenie, bo m.in. udzielał rad słabo zarabiającej dziewczynie – zmień pracę i weź kredyt. To drażniło. Taka tematyka w odniesieniu indywidualnym do ministra czy biednej dziewczyny to gorący kartofel dla polityka. Szczegóły – kontra ogólniki. Sprawne zarządzanie ministerstwem mogło zaoszczędzić skarbowi państwa wiele milionów złotych. W uznaniu tego była premier Szydło przyznała takiemu sprawnemu urzędnikowi nagrodę, której wysokość ma się nijak do budżetowych oszczędności, ale te oszczędności to po prostu abstrakt, a złotówki do kieszeni ministra to konkret. Przy ogólnej opinii, że politycy niewiele pracując, opływają we wszelkie dobra, trzeba się liczyć z irracjonalnymi reakcjami wyborców.

        Prezes Kaczyński, kiedy zorientował się, jak nagrody ministerialne zostały przez społeczeństwo „odebrane” – a nie wierzę, że Szydło tego z nim poprzednio nie uzgodniła (jest jednak taka samodzielna?) – więc Prezes „odwinął się” i zaatakował mocno. Nie tylko polecił oddanie nagród, ale dodatkowo obniżył politykom pobory. Klasyczny populizm. Ale opozycji, która tak grzmiała na nagrody, niezręcznie jest to obecnie podkreślać. Czy PiS-owi ten ruch pomoże, zobaczymy. Demokracja musi czynić Kowalskiego i Nowaka szczęśliwymi. Okazuje się, co nie powinno być zaskoczeniem, że sukcesy gospodarcze to nie wszystko. W PRL-u banan był symbolem luksusu. Teraz tanie, dostarczane są tonami do sklepów. A na jednej skórce banana można się niebezpiecznie poślizgnąć!

***

        To nie była ostatnio jedna skórka banana. Ustawa o IPN w obronie prawdy historycznej jak najbardziej słusznej, wywołała wycie środowisk żydowskich. Jak ci goje śmią wtrącać się do jedynie poprawnych ustaleń, jedynie właśnie do tego powołanych wyznawców religii holokaustu! Jest oczywistą oczywistością, że ta tragedia badana jest i definiowana tylko z jednego, wybiórczego punktu widzenia. Nie tylko wyolbrzymia się jedne sprawy, ignorując inne, ale także wplata kłamstwa, sugerując, że są faktami. 

        Pochylajcie się nad swoją traumą, Żydzi. Nie chcemy się wtrącać. Ale kiedy popularyzujecie skutecznie przekonanie, iż w czasie zagłady byliście mordowani przez nazistów i Polaków (też w sumie „nazistów”), to na to zgody nie ma. W okupacyjnym bezprawiu ujawniły się w społeczeństwie pewne elementy kryminalne, które istnieją w każdym narodzie (nie wyłączając Żydów) – ale sugerowanie, że Polska jako państwo może za holokaust odpowiadać, są nonsensowne. Rząd polski z Londynu mocno protestował przeciwko dokonującej się w Generalnej Guberni zagładzie Żydów. Powiadamiał o tym aliantów, którym jednak wygodniej było w to nie wierzyć. Zbrojne ramię polskiego rządu, AK, karało śmiercią za wszelką współpracę z Niemcami w tym zakresie. Co więcej można było zrobić? Niestety, kolejne rządy przepraszają w imieniu Polski (!) za to i tamto, za fakty historycznie nieudokumentowane (Jedwabne) i za to, że zbyt mało polskich obywateli ryzykowało swoje i swoich rodzin życie w obronie Żydów! To jest po prostu paranoja. Bronić należy dobrego imienia Ojczyzny, a nie bić się w piersi za wmawiane nam, a niepopełnione winy. 

        Z uwagi na negatywny jazgot diaspory żydowskiej i Izraela w związku z projektem ustawy o IPN, prezydent Duda ustawę zawetował. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trzeba jasno i pewnie pokazać, że Polsce zależy na prawdzie historycznej i oczerniać się bezpodstawnie nie da. Będziemy krok po kroku wspólnie z Żydami (czemu nie?) ujawniać prawdę. Na przykład konieczna i możliwa jest ekshumacja ofiar we wspomnianym Jedwabnem. Zastrzeleni? Jest to istotny, dodatkowy aspekt rozwiązywania tej sprawy. Wyraźnie defensywny, służalczy stosunek obecnych władz w odpowiedzi na ataki rozzuchwalonych Żydów, popularności rządowi nie przysparza. Tak jak „odwinął się” PiS w sprawie ministerialnych premii, tak trzeba zawalczyć ostro o ustawę o IPN. 

        Żydowska agresywna polityka rodaków jednoczy i mobilizuje. To plus dodatni całej awantury. Panie Prezesie Kaczyński! Jak już pisałem, cała jazgocąca na cały świat i najbliższą okolicę diaspora żydowska popierana przez lewactwo europejskie – kartek wyborczych do urn w Polsce nie wrzuca! Jasne? A pan chce przy władzy pozostać.

***

        Trzecim elementem stanu burzowego w Polsce – jakby dwóch poprzednich było mało – jest sprawa degradacji WRON-owców i ewentualnych innych zdrajców w mundurach. Te dwie ostatnie sprawy nie tylko powinny, ale musiały być najpierw uzgadniane z prezydentem. Wydawało się, że po odsunięciu Macierewicza ta zasada została przyjęta. A jednak nie. Jeżeli prawica chce rządzić nadal (oby), a nawet zdobyć większość konstytucyjną, na którą się do niedawna zanosiło, to musi swoje działania opierać na rozeznaniu najważniejszym – co na to powie vox populi. I bez nieprzemyślanych więcej wpadek! Bo one mogą zbyt dużo prawicę i Polskę kosztować. Langsam, langsam, aber zicher – co nagle to po diable. Nie można maszerować, robiąc jeden krok do przodu i dwa kroki w tył. To podrywa autorytet.

***

        Pozwolę sobie ten krótki felietonik zakończyć jak najbardziej osobiście. Otóż moja córka mieszka w pięknym amerykańskim Kolorado. Moja 12-letnia wnuczka uczęszcza tam do szkoły. Niedawno w jej klasie odbyła się lekcja poruszająca sprawy harmonijnego współżycia (a jakże) poszczególnych fal imigrantów przybywających na gościnną ziemię amerykańską.

        Ja jestem z pochodzenia Polką – powiedziała moja wnuczka. A ja jestem Żydówką – oświadczyła jedna z koleżanek. – I wy, Polacy, mordowaliście, truliście gazem moich przodków, w tym kobiety i dzieci, w polskich obozach koncentracyjnych! Nie wiem, jak i czy zareagowała nauczycielka. Pewno nie wiedziała sama, co powiedzieć. A moja wnuczka była wstrząśnięta. Niewinne dzieci do gazu i palone w krematoriach? Polacy to robili? Przyszła do domu z płaczem. Córka powiedziała, że ją zamurowało. Nie interesuje się specjalnie polityką, jako kilkunastolatka wyjechała z Polski. Wie, że to Niemcy w swoich obozach mordowali Żydów. Było to oczywiste. Sama urodziła się i dorastała, kiedy po marcu 1968 roku już praktycznie Żydów w Polsce nie było. Dzieci wychowuje zgodnie z ideami poprawności politycznej. Drażliwych ewentualnie rasowo-etnicznych problemów nie porusza. Wszyscy Amerykanie wszak są równi, kochają się i ze sobą bezkolizyjnie współpracują. Okazuje się jednak, że od tych spraw nie da się czasami uciec.

        Cieszę się, że wnuczka jest (była?) dumna ze swojej polskości, chociaż ojciec jest pochodzenia anglosaskiego. Córka uznała, że musi się w historii stosunków polsko-żydowskich podszkolić, aby tę wiedzę rozsądnie przekazać dzieciom, iżby znały prawdę – ale żeby równocześnie nie rozbudzić antysemityzmu. Wszystko w ramach multi-kulti. 

        Ja mam swoje zdanie na powyższy temat. Wyrażałem go w wielu felietonach, ale poprawnopolityczne, niewzbudzające kontrowersji stanowisko popieram. A wnuki, czy chcemy tego, czy nie, to już przede wszystkim Amerykanie.

Ostojan

Toronto, 20.04.2018

Opublikowano w Teksty
piątek, 27 kwiecień 2018 07:29

Piekło jest ciemnością

ligezaTusk Donald przesłuchiwany? Gra pozorów. Ani on tego przesłuchania tak bardzo nie lękał się, ani rządzący Tuska Donalda boją się niespecjalnie.

Dwa tematy z bieżącego tygodnia godne wskazania to los brytyjskiego dwulatka oraz wypowiedź wiceprezesa Instytutu Pamięci Narodowej, świadcząca, że kwestia wznowienia ekshumacji w Jedwabnem nie jest kwestią zamkniętą nieodwołalnie. Wszelako skupmy się na najważniejszym, bo cywilizacja śmierci atakuje normy kulturowe świata zachodniego coraz nachalniej. 

 

        NIECH NIE ODDYCHA 

        Pierwsza była choroba. Nieznana medycynie choroba mózgu o podłożu neurologicznym. Potem pojawiła się opinia lekarzy („lekarzy specjalistów”) pt.: „pacjent i tak umrze”. Do tego doszła konieczność stosowania farmakologii wraz z technicznymi środkami podtrzymującymi życie – i to było dość, by sąd Jej Królewskiej Mości nakazał uśmiercenie dziecka „w najlepszym interesie dziecka”. 

        Wielomiesięczna walka rodziców z brytyjskim systemem prawnym nie przyniosła rezultatów. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu dwa razy odrzucił wniosek o zajęcie się sprawą. Apele papieża Franciszka odbiły się od głuchych ścian Buckingham Palace. Ofertę pomocy medycznej ze strony Włoch również odrzucono. Wreszcie, w miniony poniedziałek wieczorem polskiego czasu, wyłączono aparaturę pomagającą chłopcu oddychać. 

 

        TY TEŻ WALCZ 

        Lekarze („lekarze specjaliści”) utrzymywali, że dziecko udusi się po trzech do pięciu, maksymalnie po dziesięciu minutach. Dziesięć godzin później maluch nadal walczył o życie, niejako wymuszając na brytyjskich konowałach nawodnienie i podanie tlenu. Nie da się ukryć: wola życia małego bohatera wprost powala na kolana, mało tego, zabrania wstać. Stąd w Internecie wołania w rodzaju: ja trwam w modlitwie i Ty, Mały, też walcz! Marta Smolańska: „?Wczoraj narodził się w Anglii kolejny książę. Tej samej nocy Anglia odłączyła od aparatury podtrzymującej życie innego księcia”. Ksiądz Daniel Wachowiak: „Nie da się inaczej nazwać jak tylko diabelską retoryką, w której najpierw rozłącza się aparaturę do oddychania, a później w imię »troski« ze względu na zły stan zdrowia nie pozwala się przewieźć dziecka do Włoch”. 

 

        ZWYKŁE WARZYWO 

        Ale są też opinie czarne jak niektóre człowiecze serca. Opinie ludzi przekonanych, że należy eliminować cierpienie, zabijając cierpiącego. Ewa Skulimowska: „Wg mnie, ci rodzice są okrutni i egoistyczni. Nie robią tego dla dziecka, które nawet gdyby przeżyło, będzie wegetować, tylko robią to dla siebie”. Artur Baniewicz: „Jeśli człowieka trzeba napędzać przy pomocy maszyny, by mu płuca i serce pracowały – to niechże on faktycznie lepiej zejdzie z tego świata. (...) To są zwykle warzywa”. 

        Na filmach, publikowanych przez rodziców w Internecie, widać było, jak chłopiec otwiera oczy, słysząc głosy matki i ojca, ziewa, przeciąga się, szuka i ssie smoczek. Dziś policjantów, którzy pilnują, by ojciec i matka nie spróbowali ratować swego dziecka wbrew postanowieniu sądu Jej Królewskiej Mości, na filmach nie widać. Ale policja tam jest. „Bobbies” zabezpieczają też wejście do szpitala. 

 

        ELŻBIETA BEZ SERCA 

        Jeszcze w poniedziałek włoski rząd nadał dziecku obywatelstwo, oferując profesjonalny transport do Rzymu oraz opiekę do końca życia. O ocalenie chłopca ponownie zaapelował papież Franciszek. Brytyjczycy napisali do swojej królowej petycję: „We the undersigned humbly petition Your Majesty for protection of life and liberty of your 23-months-old subject Alfie Evans. (...) There is no time to spare anymore” – i tak dalej, i tak dalej. Dziesiątki tysięcy podpisów w parę godzin. Niestety, to tylko szeroko otwarty dziobek czajnika, w którym buzują ludzki gniew i bezsilność. Pobuzują sobie co nieco i przestaną, para ujdzie. Albowiem Elżbieta II, królowa Zjednoczonego Królestwa, serca dla swego małego poddanego nie ma. Widocznie całe oddała najmłodszemu wnukowi. 

        Podsumowując: niezależnie od losu małego bohatera (piszę te słowa we wtorek po południu), warto, by to pytanie wybrzmiało: dokąd zmierzasz, świecie? A kiedy wybrzmi dostatecznie, warto również, by wybrzmiała odpowiedź: w ciemność. 

        Tak jest. Piekło jest ciemnością, świat zaś pędzi w tę stronę od ucha do ucha roześmiany, chwacko przytupując. 

 

*** 

        W chwili, gdy wysyłam tę korespondencję, czytam, że brytyjski sąd nie zgadza się na przewiezienie chłopca do Włoch ze względu na stan zdrowia pacjenta. Niby, że transport mógłby zagrozić jego życiu? Mój wniosek brzmi: oni chcą zabić to dziecko, ponieważ tym sposobem wykażą, że bestia morduje zgodnie z prawem. 

Krzysztof Ligęza 

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
piątek, 27 kwiecień 2018 07:29

Szlamowanie zewnętrzne i wewnętrzne

michalkiewiczNo i stało się; 24 kwietnia Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych przyjęła ustawę nr 447 JUST, która zobowiązuje sekretarza stanu USA do monitorowania tempa i zakresu realizacji żydowskich roszczeń majątkowych  przez państwa-sygnatariuszy deklaracji terezińskiej z czerwca 2009 roku.

Polska też deklarację tę podpisała niechybną ręką Władysława Bartoszewskiego, który został tam delegowany przez Księcia-Małżonka, czyli Radosława Sikorskiego, podówczas wystruganego akurat na ministra spraw zagranicznych w rządzie premiera Tuska. Okazało się, że lobbing działaczy Polonii amerykańskiej, którzy zresztą nie otrzymali wsparcia ze strony głównych władz Kongresu Polonii Amerykańskiej, nie mówiąc już o konstytucyjnych władzach Polski, które zachowywały się tak, jakby ta sprawa w ogóle ich nie obchodziła, okazał się nieporównanie słabszy od naporu zorganizowanego przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu. W rezultacie 30-letni plan wyszlamowania Polski właśnie zbliża się do finału – ale na naszych Umiłowanych Przywódcach nadal nie robi to żadnego wrażenia. Pobożny wicepremier Jarosław Gowin poinformował publicznie, że uchwalona właśnie przez Kongres USA ustawa „nie ma znaczenia prawnego”. Niby drobiazg – ale czyż nie miło dowiedzieć się, że nie tylko polski Sejm uchwala ustawy pozbawione znaczenia prawnego, jak np. nowelizacja ustawy o IPN, ale Kongres Stanów Zjednoczonych też? Oczywiście pobożny wicepremier Gowin zarówno w tej sprawie, podobnie jak we wszystkich innych, może się mylić, ale co to szkodzi, skoro jest człowiekiem Renesansu, z którego – jak pisała Kazimiera Iłłakowiczówna – „można wszystko zrobić i w każdą formę ulepić”? Ciekawe, że „Gazeta Wyborcza” tym razem nie popisała się żadnym wybuchem uczuć narodowych redakcyjnego Judenratu – jak to było przy okazji włączenia przez Kneset jakichś resztek obszaru Jerozolimy do terytorium państwowego Izraela. „Gazeta Wyborcza” opatrzyła relację z tego wydarzenia triumfalnym tytułem: „Jerozolima nasza!” – co przekonało mnie ostatecznie, że jest to żydowska gazeta dla Polaków. Ale na triumfy przyjdzie jeszcze czas, kiedy żydowskie organizacje przemysłu holokaustu będą przejmowały nieruchomości w Polsce. Ciekawe, czy pan prof. Jan Grabowski, co to i w Kanadzie, i w Polsce uwija się wedle oskarżania Polski i Polaków o współudział w holokauście, dostanie jakąś ładną posiadłość z dworkiem i fornalami, czy też będzie musiał kontentować się tytułem „historyka światowej sławy” – do spółki z Janem Tomaszem Grossem? Jeśli Nasz Najważniejszy Sojusznik każe przekazać Żydom mienie o wartości szacowanej na ponad 300 mld dolarów – a taka kwota pojawiła się w liście, jaki Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego w Nowym Jorku napisała do Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie – to każdy Żyd będzie mógł liczyć na posiadłość z dworkiem i fornalami – jak przystało na szlachtę jerozolimską. 

        Toteż, skoro siekiera została już do pnia przyłożona, pan prezydent Andrzej Duda nie ma większych zmartwień, jak wysondowanie opinii publicznej, czego by życzyła sobie mieć w nowej konstytucji. W tym celu na Stadionie Narodowym odbył się „Kongres Wspólnie o Konstytucji”. Udział w Kongresie wzięli: „Szanowny Pan Marszałek, Szanowni Państwo Ministrowie, Szanowna Pani Prezes, Szanowny Pan Przewodniczący, Szanowni Państwo Prezesi, Szanowni Państwo Profesorowie, Posłowie, Senatorowie, Droga Młodzież oraz Wszyscy Dostojni Przybyli Goście”. Ponieważ z żadnej relacji nie można się dowiedzieć, jacy to suwerenowie wzięli w tym Kongresie udział, odtwarzam prawdopodobne audytorium z powitania, jakie do uczestników skierował pan prezydent. Można powiedzieć, że na Stadionie Narodowym zebrała się elita suwerenów, co pokazuje, że po hekatombie elit w następstwie katastrofy smoleńskiej nasz mniej wartościowy naród tubylczy dorobił się nowej elity, której pan prezydent przedstawił pomysł na „konstytucję XXI wieku”. Jak zauważył prezydencki minister pan Mucha, referendum powinno przynieść rozstrzygnięcie w szalenie doniosłej kwestii, czy konstytucja ma pierwszeństwo przed prawem Unii Europejskiej, czy nie. Kwestia rzeczywiście jest doniosła, z tym jednak, że została rozstrzygnięta jeszcze w roku 1964, kiedy jeszcze pana ministra Muchy nie było na świecie, przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu, którego orzeczenia mają dla państw członkowskich UE charakter źródeł prawa. W sprawie Flaminio Costa przeciwko ENEL (C-6/64) Trybunał orzekł, że prawo unijne ma pierwszeństwo przed prawem państwa członkowskiego bez względu na rangę ustawy. W tej sytuacji równie dobrze w referendum mogłoby paść pytanie, czy obywatele chcieliby, żeby w nocy było jasno, a w dzień ciemno, czy woleliby, żeby wszystko zostało po staremu. Ale co to komu szkodzi, skoro nie wiadomo, czy to całe referendum w ogóle się odbędzie? Warto bowiem przypomnieć, że zgłoszenie pomysłu z referendum konstytucyjnym było pierwszą samowolką pana prezydenta Dudy, po której przyszły kolejne, jeszcze gorsze. Toteż nic dziwnego, że zarówno Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, jak i pozostali pretorianie z PiS pomysł ten przyjęli kwaśno, a teraz pan minister Sasin expressis verbis podał w wątpliwość celowość urządzania go. Referendum wprawdzie zarządza prezydent, ale – za zgodą Senatu, w którym na 100 senatorów, 65 pochodzi z PiS. Prezes Kaczyński jest pamiętliwy, więc nie ma specjalnych szans, by jakiś senator wyłamał się z dyscypliny, nawet gdyby formalnie nie była zarządzona, bo w przeciwnym razie musiałby kandydować jako niezależny, a potem siorbać cienką herbatkę, słuchając w dodatku szyderstw małżonki, pokazującej mu nieubłaganym palcem sytych, szczęśliwych i zadowolonych sterników nawy państwowej. 

        Podczas gdy na Stadionie „sztab wesoły łyka”, w Sejmie, który wskutek tego wygląda jak jakiś polowy lazaret, koczują rodzice wraz ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi. Walczą oni o „kroczące” zasiłki, które w roku 1019 osiągnęłyby poziom 500 złotych, no i o zrównanie rent socjalnych z najniższymi rentami ZUS. Rząd chyba pluje sobie w brodę, że tak się chwalił finansowymi sukcesami, bo jeśli nawet jakoś ukontentowałby tych rodziców, to nie trzeba będzie długo czekać na wtargnięcie do Sejmu kolejnej grupy pokrzywdzonych, a po niej następnej – i tak dalej. Pokrzywdzonych bowiem u nas nie brakuje. Toteż pani minister Rafalska kombinuje na boku jakieś kompromisy, ale rodzice z Sejmu nie dają za wygraną, tym bardziej że wspiera ich nieprzejednana opozycja   i demonstranci na zewnątrz, którzy tylko patrzeć, jak założą pod Sejmem miasteczko. „Nie znałeś litości panie i my nie znajmy litości” – pisał Adam Mickiewicz – toteż opozycyjni dziennikarze z mściwą satysfakcją przypominają wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, który ówczesnemu rządowi zarzucał brak empatii. Sytuacja wydaje się patowa, bo nawet podczas długiego weekendu, kiedy to większość obywateli będzie sobie popijać i zakąszać, nikt nie odważy się podnieść ręki na dzieci niepełnosprawne, żeby je pod osłoną nocy z Sejmu wynieść. I tylko Janusz Korwin-Mikke zauważył, że skoro ci rodzice dotychczas żyli bez tych zasiłków, to znaczy, że jest to możliwe. Z punktu widzenia logiki niczego tej opinii zarzucić nie można, ale polityka, zwłaszcza demokratyczna, z logiką nie ma nic wspólnego, toteż nic dziwnego, że świat wygląda tak, jak wygląda.

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.