Już się wyjaśniło, co miał na myśli pan prezydent Komorowski, zapowiadając w drugą rocznicę swego zaprzysiężenia zainstalowanie w naszym nieszczęśliwym kraju "własnej tarczy antyrakietowej". Przemawiając podczas przypadającego 15 sierpnia Święta Wojska Polskiego, prezydent Komorowski wyjaśnił, że chodzi o zbudowanie systemu obrony przeciwlotniczej. Zresztą nie tylko o to, bo oprócz zbudowania systemu obrony przeciwlotniczej, będziemy "ratowali" Marynarkę Wojenną, a już prawdziwa rewolucja nastąpi w wojskach lądowych. Zacznie się od tego, że siedem dotychczasowych dowództw zostanie zastąpione trzema: Dowództwem Generalnym, Dowództwem Operacyjnym, no i oczywiście – Generalnym Sztabem – a w ogóle ma być "mniej dowódców, a więcej wojowników" – powiedział pan prezydent, mianując jednocześnie siedmiu generałów. Znaczy się – nasza niezwyciężona armia powiększyła się o kolejnych siedmiu generałów.
A co z "wojownikami"? Czy przybył chociaż jeden "wojownik"? Tego niestety nie wiemy, bo wiadomo, że w naszej niezwyciężonej armii łatwiej znaleźć pułkowników do awansowania na generałów, niż "wojownika". Na około 90 tysięcy żołnierzy jest tam około 22 tys. oficerów, ok.45 tys. podoficerów, ok. 12 tys. szeregowców zawodowych i ok. 10 tys. szeregowców nadterminowych. Zatem na jednego szeregowca przypada jeden oficer i dwóch podoficerów. W takiej sytuacji jest oczywiste, że dowództw musi być więcej niż "wojowników". Czy to jest przyczyna, dla której "wojsko oddziela się od narodu, a naród od armii" – co zauważył w okolicznościowym kazaniu w dniu 15 sierpnia biskup polowy WP JE Józef Guzdek, zwracając uwagę na krytykę, a nawet nienawiść, z jaką autorzy internetowych opinii kierują przeciwko wojsku, a zwłaszcza formacjom uczestniczącym w misjach pokojowych? Wszystko to być może, skoro doktryna obronna naszego nieszczęśliwego kraju ufundowana jest na założeniu, że polskich interesów państwowych do ostatniej kropli krwi będzie broniła Bundeswehra. Zatem – jak partia mówi, że odwróci trwający co najmniej 20 lat proces rozbrajania państwa – to mówi! Co to komu szkodzi zapowiedzieć takie rzeczy, zwłaszcza w święto, skoro każde dziecko wie, że nie ma na to pieniędzy?
A skoro już o pieniądzach mowa, to nasz nieszczęśliwy kraj żyje aferą Amber Gold, w której co i rusz pojawiają się nowe wątki. Wprawdzie rzesza klientów tej firmy wije się ze wstydu i złości, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przy okazji objawiony nam został nowy standard uczciwości. Objawił go sam premier Donald Tusk na konferencji prasowej specjalnie zwołanej w celu zademonstrowania, jaki to wzniosły i szlachetny jest pan premier Tusk i jaki szczery i uczciwy jest syn pana premiera Michał Tusk. O jednym i o drugim zapewnił sam pan premier, dzięki czemu III Rzeczpospolita wzbogaciła się o nowy standard. Jak bowiem wiadomo, standardy moralności wyznaczyła w naszym nieszczęśliwym kraju pani Aneta Krawczykowa, bohaterka "seksafery" w Samoobronie. Pani Aneta, nie będąc pewna, kto jest ojcem jej córki, najpierw przypisała autorstwo wpływowemu mężowi stanu Stanisławowi Łyżwińskiemu, a kiedy badania DNA możliwość tę wykluczyły – samemu Andrzejowi Lepperowi. Kiedy badania DNA wykluczyły również i tę możliwość, wyraziła przypuszczenie, że ojcem może być nieznajomy mężczyzna, któremu w swoim czasie oddała się w okolicach dworca kolejowego w Piotrkowie Trybunalskim.
Do tego standardu moralności doszedł teraz standard uczciwości. Uczciwy jak pan Michał Tusk – czegóż chcieć więcej? Wprawdzie wszyscy alarmują, że gospodarka "spowalnia", że bezrobocie przekroczyło już 10 procent i coraz szybciej rośnie nadal – ale właśnie w takich okolicznościach przyjemnie jest odnotować wzrost w dziedzinie standardów. Nie można mieć wszystkiego naraz, więc albo standardy, albo armia i dobrobyt.
Zresztą nie jest źle, bo oto właśnie do naszego nieszczęśliwego kraju przybył z wizytą Patriarcha Moskiewski i Całej Rusi Cyryl, który w piątek, 17 sierpnia, na Zamku Królewskim w Warszawie, wraz z JE abpem Józefem Michalikiem podpisał "Przesłanie do narodów polskiego i rosyjskiego", postrzegane przez wszystkich komentatorów, zwłaszcza niemieckich, jako przełomowy moment w stosunkach polsko-rosyjskich, który utoruje drogę do "pojednania". Warto w związku z tym przypomnieć, że przygotowania tego dokumentu, którego treść miała zostać ujawniona dopiero na dwie godziny przed jego podpisaniem, rozpoczęły się w roku 2009, kiedy to w miesiąc po obietnicy uczynionej przez izraelskiego prezydenta Peresa rosyjskiemu prezydentowi Miedwiediewowi, że przekona on prezydenta Obamę do wycofania się z pomysłu budowy tarczy antyrakietowej w Polsce, prezydent Obama 17 września zadeklarował wycofanie się USA z aktywnej polityki w Europie Środkowowschodniej. Pewnie dlatego JE abp Józef Michalik w wywiadzie dla KAI zauważył, że jest "absolutnie przekonany", że "na obecnym etapie" Kościół "nie mógł nie podjąć tej inicjatywy". To bardzo prawdopodobne – tym bardziej, że Episkopat właśnie prowadzi z rządem, to znaczy – za pośrednictwem rządu z okupującą Polskę bezpieczniacką watahą – negocjacje na temat materialnych podstaw egzystencji Kościoła w najbliższych dziesięcioleciach. Nietrudno sobie wyobrazić, że gdyby tej inicjatywy Kościół nie podjął, to nie tylko zostałby oskarżony o krzewienie w naszym nieszczęśliwym kraju rusofobii albo nawet ksenofobii, nie tylko negocjacje na temat materialnych podstaw egzystencji Kościoła mogłyby utknąć w martwym punkcie, a nawet cofnąć się do jeszcze niższego poziomu – a z łańcucha zostałby spuszczony Janusz Palikot, który ze swoją dziwnie osobliwą trzódką, wzmocnioną przez zmobilizowane w tym celu ubeckie dynastie, pokazałby Kościołowi ruski miesiąc. W takiej sytuacji już lepiej, a w każdym razie – bardziej elegancko, kiedy ruski miesiąc pokazuje nie biłgorajski filozof z poślęciem Grodzkiem, tylko we własnej osobie Patriarcha Moskwy i Całej Rusi Cyryl, zwłaszcza że jego obecność ułatwia dostarczeniu tej konieczności pozoru moralnego uzasadnienia, że oto do spółki z Cerkwią prawosławną będziemy walczyli z zachodnią zgnilizną. Znaczy, że ambitne plany ewangelizowania zlaicyzowanej Europy, przywoływane w charakterze pozoru moralnego uzasadnienia Anschlussu w roku 2004, zostały już zarzucone i teraz wraz z prezydentem Putinem będziemy już tylko bronili naszego nieszczęśliwego kraju przed zgniłym Zachodem. W takiej sytuacji lepiej rozumiemy również świąteczne, zbrojeniowe przechwałki pana prezydenta i apele JE biskupa polowego WP o przywrócenie więzi wojska z narodem
Stanisław Michalkiewicz
Warszawa
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!