Zasada numer jeden: nigdy nie zrozumiemy wszystkiego, choćbyśmy na równe ćwiartki Księżyc przecięli. Mało tego. Czas na wszystko, co od razu zrozumieć moglibyśmy, zawsze nadchodzi zbyt późno.
Anomia etyczna, degrengolada moralna – i co dalej? I dalej nic. W życiu na ziemi udział wzięli – i wystarczy. Do piachu. W każdym razie wystarczy treserom i nadzorcom treserów. Na naszych oczach świat przewraca się do góry nogami, na potęgę doceniając to, co złe, brzydkie i niepoważne. A zaludnia ów świat banda pitekantropów, niepotrafiących dokonać podstawowej analizy – ani dotyczącej siebie, ani otoczenia. Nie wspominając o analizie relacji między jednym a drugim. Sedno zaś naszego europejskiego nieszczęścia polega na tym, że większość antropologicznych dysfunkcji wspólnot odpowiednio nowoczesnych i należycie postępowych, zaczynając od poziomu rodziny, a kończąc na poziomie kulturowym Cywilizacji Białego Człowieka, każdą z tych dysfunkcji, powtarzam, dostrzec można jedynie z poziomu zewnętrznego obserwatora.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!