Gazeta Wyborcza kwili, że w 2018 roku dotacja budżetowa dla Instytutu Pamięci Narodowej wyniesie prawie 390 milionów złotych, natomiast Polska Akademia Nauk otrzyma ledwie grosz czy dwa ponad 81 milionów.
Co prawda z PAN, konkretnie z Instytutem Nauk Prawnych PAN, mam własne rachunki, ale i tak powiedziałbym: boli, bo ma boleć. Tu i tam. Na placu Defilad (PAN) i na Czerskiej (GW). Powiem też, o co naprawdę chodzi w tym sporze. Otóż chodzi o to, o co chodziło zawsze: o przywrócenie procesu wyrywania zębów instytucji, powołanej do odsłaniania Polakom przeszłości. O zniszczenie instytucji, która przywracała narodowi historię, na nowo kształtując wspólnotową pamięć, zdemolowaną niemal ze szczętem. Chodzi o to, by ordynarne kłamstwa, drobne przeinaczenia oraz finezyjne niedopowiedzenia, ponownie przekuć w formę jedynej obowiązującej prawdy, w efekcie ocalając „dobre imię” sprzedawczyków, obłudników, kolaborantów i zdrajców, tym samym unieważniając wybór drogi, na którą Polska wstąpiła w 2015 roku. Generalnie zaś chodzi o to, aby odebrać Polakom pamięć. W końcu po co pamięć narodowa ludziom zamieszkującym chwilowo polski obszar etniczny Unii Europejskiej?
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!