W dawnych, dobrych czasach w majętnych rodzinach przywiązywano w wychowaniu wielką wagę do poznawania realnego świata; czyli do wychodzenia z bąbla, jaki tworzą pozycja i pieniądze, aby zobaczyć, jak wygląda „prawdziwe życie”.
Młody człowiek – prócz tego, że dostawał w kość od guwernera – albo chodził do chamskiej szkoły z internatem w rodzaju Eton College, gdzie musiał starszym kolegom nosić wodę do porannej toalety – był wysyłany w świat. Dosłownie albo w przenośni. W przenośni, bo musiał na przykład pracować w majątku lub fabryce ojca jako zwykły robotnik, w cenie było również zaangażowanie w pomoc dla słabszych, by kształcone w ten sposób dziecię mogło poznać różne oblicza biedy.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!