Zarzucono mi herezję. No coś w tym rodzaju, bo jakże tak mogę postulować, aby w polityce międzynarodowej zrezygnować z uczciwości; podważać nasze wyszyte na sztandarach zawołania „Bóg, Honor Ojczyzna”, obruszać się na różnych pożytecznych idiotów, za to że wierzyli w podpisane traktatowe świstki? Przecież albo jest uczciwość, albo jej nie ma, albo wyznaje się wartości i do nich stosuje, albo nie – słowem, albo się jest porządnym człowiekiem, który dotrzymuje słowa, albo kłamcą, oszustem i gangsterem.
Wyszło więc na to, że popierając polityczny realizm, odszedłem od zakorzenionej w naszym katolickim wychowaniu tradycji… Ktoś mnie nawet wprost zapytał, jakiego ja jestem wyznania, czy czasem nie „handlowego”?
Zacznijmy więc od podstaw.
Polityka jest grą.
Taką samą jak gra w szachy czy w pokera. W grach obowiązują zasady – gry, a nie zasady obowiązujące w życiu.
Jeżeli ktoś w pokerze powie „pokaż karty”, to ja ich mu nie pokazuję, bo byłoby to sprzeczne z regułami gry. Dlatego on nawet nie pyta, bo się tego nie spodziewa; nie spodziewa się, że będę aż tak głupi.
Podobnie jest w polityce, gdzie obowiązują kody. „Tak” w dyplomacji znaczy zupełnie co innego niż „tak”, jakie wygłaszamy przy ołtarzu w obliczu Boga Najwyższego. „Tak” w dyplomacji oznacza „dzisiaj tak, a jutro może też tak, ale to będzie zależało”. I wszyscy normalni ludzie to wiedzą. Wiedzą, że taki jest język tej gry.
Jest to gra interesów – wielorakich, narodowych, grupowych, gospodarczych – jeden wielki splot. To właśnie ułożenie tych interesów decyduje o tym, co jest realne, a co nie.
Ponieważ my, Polacy, nie mieliśmy okazji wykształcić w wieku XIX nowoczesnej myśli państwowej, ponieważ nie mieliśmy okazji uprawiać polskiej polityki państwowej, ponieważ dyplomaci polskiego pochodzenia, jak margrabia Wielopolski, działali na obcych dworach i łatwo było odsądzać ich od czci i wiary, nie mieliśmy jak i gdzie wpoić elitom zasad gier polityki zagranicznej.
Dlatego tak często brali się za tę dziedzinę amatorzy, duże dzieci, które nie miały pojęcia o obowiązujących zasadach; nie wiedziały, że pewne przedsięwzięcia są na niby, że język polityki zagranicznej to po prostu język siły.
Dlatego w polskiej mentalności do dzisiaj pokutują różne stare nawyki, różne stereotypy, jak na przykład to, że „sprzedali nas w Jałcie”.
No „sprzedali”, bo byliśmy jako elita polskiego narodu dupkami dzwącymi, bo daliśmy się sprzedać, nie potrafiliśmy zabezpieczyć własnych interesów, nie licytowaliśmy wystarczająco ostro, nie podbiliśmy stawki przy stoliku; nie zagroziliśmy wycofaniem czwartej co do wielkości armii alianckiej z frontu, nie wykorzystywaliśmy atutów, które jeszcze wtedy miały znaczenie, nie ogarnialiśmy powagi sytuacji i nie potrafiliśmy dostrzec piwotalnego momentu.
W politycznej grze, jeśli słabszy nie potrafi zablefować, jeśli nie potrafi się postawić, rzucany jest na pożarcie.
Takie są reguły. Trzeba je znać, jeśli siada się do stolika, zwłaszcza z takimi „gangsterami” jak Winston Churchill, którego wychowawcy uczyli pierwszych imperialnych chwytów, jeszcze kiedy jeszcze sikał w majtki.
Zamiast uczyć się zasad, po to by nasze kolejne ekipy potrafiły grać skutecznie, my, jako naród, wymyśliliśmy racjonalizację własnej głupoty i politycznej naiwności. Zracjonalizowaliśmy brak wykształcenia politycznego wielorako zabarwionym mesjanizmem – jesteśmy wyjątkowi, jesteśmy predestynowani do bycia ofiarą, niczym Chrystus na krzyżu (cóż to za bluźnierstwo) cierpimy za inne narody.
To przeświadczenie o własnej wyjątkowości umiejętnie podsycane przez sprytnych pokerzystów z zagranicy sprawia, że pozwalamy się wpychać do cudzych gier, pozwalamy robić z siebie darmowych najemników, Don Kichotów; pozwalamy, żeby nas za darmo lub za czcze gadanie wykorzystywano, aby wysysano naszą krew.
Polska to wielki naród o wspaniałej historii, niestety, aby wykorzystać nasz potencjał, aby skutecznie zabiegać o nasze interesy na tym „łez padole”, musimy nauczyć się nie tylko modlić, ale też skutecznie działać, Ora et labora,
Skuteczne działanie oznacza znajomość reguł prowadzonych gier, oznacza mądrość, wytrwałość i wysokie poczucie własnej wartości.
Nasze polskie wartości mają olbrzymie znaczenie dla odrodzenia nie tylko Europy. Dzisiaj przychodzi nasz czas, dlatego wystarczy, że wyrwiemy się ze skundlenia, że otrzeźwiejemy na tyle, by nie pozwolić byle siksie zawracać nam głowy.
Wyrosło nowe pokolenie pięknych Polaków, wykształconych, spostrzegawczych, wyrosła na polskiej ziemi nowa elita. Dlatego my, pokolenia zstępujące, powinniśmy ją pielęgnować, powinniśmy ją nauczyć twardych reguł gry, po to by jej dzieci mogły zawiadywać regionalnym mocarstwem, po to by Polska przejęła po Niemczech pałeczkę wiodącego kraju w Europie; po to by tym młodym Polakom nikt nie mógł już grać na kompleksach i kupować za perkal i paciorki, po to by wyburzanie przez Niemców Warszawy okazało się płonną nadzieją.
Nadszedł nasz czas, polski czas, czas, aby „Angela Merkel miała polski problem”.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!