Najbardziej wierzący w Europie są Gruzini, 99 proc. z nich wierzy w Boga. Najmniej są Czesi, tylko 27 proc. Gruzinów 38 proc. modli się co dzień, a 9 proc. Czechów. Polacy w 84 proc. są wierzący, ale tylko 27 proc. modli się codziennie
Odessa
Z Kamieńca Podolskiego, by dostać się do głównego portu Ukrainy, trzeba było wrócić do Chmielnickiego. Tam okazało się, że biletów na pociąg do Odessy brakuje. Były autobusy jadące dłużej, droższe i mniej wygodne. Nauczony doświadczeniem z poprzedniego pobytu, udałem się do naczelniczki pociągu. Ta przekazała nas do podwładnych konduktorów poszczególnych wagonów. Ci odstąpili swe służbowe pomieszczenia za tyle, ile normalnie by kosztował autobus. Interes był przedni, bo mieliśmy miejsce do spania i byliśmy szybciej, choć spać było trudno.
Zamiast udać się do hotelu dworcowego, gdzie byłem dwa lata temu i cena była znośna, uparci towarzysze znaleźli hostel w śródmieściu w starym, kiedyś eleganckim domu, który był podły. W sali, w której dostaliśmy łóżka, nocowało 20 osób, było dużo gorzej niż podobne hostele w Krakowie, gdzie dość często bywam. Stare dwupiętrowe domy, a w śródmieściu wyższe, prawie wszystkie od rewolucji nieodnawiane. Co ciekawe, w podwórzu obskurnego domu jest kilka wcale nietanich nowych aut, w tym jedno porsche. Wiele okazałych budynków jest dziełem polskich architektów. Nie tylko z braku pieniędzy są nieodnowione, ale też dlatego, że króluje tu biurokracja, bo starych domów nie można odnowić bez zgody władz, czyli… łapówek.
Po drzemce zjedliśmy brunch i wyruszyliśmy pieszo na plażę, do której miało być 20 minut spaceru, a było z godzinę. Wyszliśmy na prawie milionowe miasto znane z masy kombinatorów, którego cechą zasadniczą jest, że nie ma ulicy bez dużych drzew. To miasto staje się latem kurortem, do którego przybywa do 250 tysięcy ludzi. Wreszcie przez park znaleźliśmy się nad morzem, przechodząc najpierw koło niedawno postawionych gigantycznych domów. W mieście i na plaży spiekota okropna, moc ludzi, bo teraz sierpień, czyli środek sezonu. Na ten miesiąc polecam bardziej Hel czy morze w obwodzie kaliningradzkim. Oczywiście tu znacznie przyjemniej we wrześniu, no i... taniej. Wszędzie słychać rosyjski, bo to główny język miasta i... turystów. Przyjeżdża więcej niż dawniej, bo na Krym niepatriotycznie i nie ma tam samolotów czy pociągów prosto z Kijowa czy ze Lwowa. Spotkałem też ludzi z Petersburga, którzy muszą przyjeżdżać tu przez Mińsk, bo bezpośrednich samolotów z Rosji nie ma.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!