Przypuszczam, że sądzę, iż moim (nie)skromnym zdaniem, takich widoków raczej nie mają. Treści, które zawierają, nie przekonają decydentów odznaczających się nieco specyficznymi gustami, o czym niżej.
Przeczytałem obszerny wywiad, którego krótko przed śmiercią udzielił prasie – niemiłej dobrej zmianie – Andrzej Wajda. Reżyser nie odżegnuje się w nim od możliwości uzyskania tej nagrody dla swego ostatniego (o czym jeszcze nie wie) filmu. Twórca snuje też w wywiadzie swoje plany na przyszłość. Na skutek niezbadanych wyroków opatrzności już ich, niestety, nie zrealizuje.
Nasz najgłośniejszy artysta sformułował w „Powidokach” przesłanie (wg niego uniwersalne) o walce swobodnej myśli artystycznej z tępotą władz państwowych, które dla bieżących celów politycznych chcą sztuką dyrygować. Ponieważ większość filmów Wajdy powstała w czasach surowej komunistycznej cenzury, trudno nie dostrzec, że problem ten siedział mu głęboko pod skórą. Reżyser wszak, tworząc swoje dzieło, musiał żonglować własnymi ideami, zręcznie omijając tę tępą polityczną cenzurę. I odnosił na tym polu sukcesy. Do tego punktu chyba – kto miał rację – wszyscy jesteśmy zgodni. Ale w „Powidokach” tak zwykle przenikliwy autor nie zauważył, że wdepnął w swego rodzaju paradoks.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!