W Toronto Star pojawiła się dyskusja, na temat torontońskich pokazów lotniczych - atrakcji końca lata. Co prawda pokazy nie należą do najszczęśliwszych -rozbiło się w ich trakcie kilka samolotów, w tym potężny odrzutowiec do wykrywania łodzi podwodnych. Mimo to jakoś nikomu do głowy nie przyszło, by je skasować, tym bardziej, że samoloty latają nad jeziorem, z dala od ludzi…
Tymczasem, nasza ulubiona socjalistyczna gazeta uznała, że latanie nad głowami sprzętu wojskowego można uznać za "gloryfikację narzędzi wojny" i z szacunku dla uchodźców, zwłaszcza tych syryjskich, powinniśmy The Canadian International Air Show schować do szafy. Nasi uchodźcy mają podobno traumatyzować się słysząc grzmot odrzutowców…
Tu mi się przypomniała sonda uliczna, którą dobrych kilka lat temu robiłem na plazie "Wisła". pytając o to jak obchodzimy Canada Day. Pewien pan w średnim wieku odparł, że nie lubi tego święta, bo mu psa zepsuli. Na moje wielkie oczy wyjaśnił, że z pies będąc szczeniakiem przestraszył się ogni sztucznych i od tego czasu na każdy większy hałas wchodzi pod łóżko.
Podrzucam temat redakcji "Toronto Star", bo zwierzęta są bliskie nam wszystkim. Fajerwerki to i tak jest wyrzucanie pieniędzy w błoto (czy też w powietrze). Na co to komu?!
A jeśli chodzi o ludzi, no to można nad jezioro nie chodzić, a gdy się tam mieszka wziąć rodzinę na spacer na północ miasta. Z pewnością trauma będzie mniejsza… Można też włożyć sobie korki do uszu.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!