Zwolennicy teorii spiskowych mówią, że Brexit jest zamierzonym elementem nowej układanki – europejskiej transformacji. A po burzy przychodzi spokój – czyli najpierw robimy chaos, a potem ludzie sami poproszą nas o nowy porządek.
Cokolwiek by mówić, wyraźnie widać Europę „dwóch prędkości” – tylko nie tych, o których mówi się oficjalnie.
Europa pierwszej prędkości zamieszkiwana jest przez oderwanych od życia kretynów, którzy nie dość, że są do cna zideologizowani, to jeszcze podszyci tchórzostwem – biurokraci bez jaj nasiąknięci gładkimi słówkami politycznej poprawności, chowający głowy w piasek przed prawdziwymi problemami, niezdolni stawić czoła rzeczywistości.
A rzeczywistość jest taka, że Unia Europejska została Europejczykom wciśnięta w gardło niczym ulęgałka.
Nie kijem, to pałką, nie konstytucją europejską, to traktatem lizbońskim. Zresztą owi alfa-Europejczycy zaczynają powoli zdejmować zasłonę z dyktatorskich zapędów. Tłumaczą, że demokracja to nie wszystko i trzeba być w pierwszej kolejności „Europejczykami”, a dopiero potem „demokratami”. Jeśli wybory idą nie po myśli, tym gorzej dla wyborów. – Politycy europejscy zbytnio wsłuchują się w głos wyborców – narzekał ober boss Juncker.
Europa pierwszej prędkości to utopia socjalizmu kulturowego narzucająca państwom narodowym wszystko, od kształtu ogórka po preferencje łóżkowe. Mamy więc do czynienia ze zidelogizowaną kliką, która usiłuje przy pomocy projektu integracji europejskiej przepchnąć „postępową” rewolucję.
W obliczu stagnacji gospodarczej, problemów eurowaluty w państwach o odmiennych poziomach rozwoju gospodarczego, napływie imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, ludzie ci po prostu są pogubieni.
Słowem, europejskie przywództwo to swołocz – nie ma mężów stanu, nie ma wyróżniających się silnych osobowości, nie ma nikogo, kto gotów byłbym wziąć odpowiedzialność na swe barki, wszyscy się asekurują.
Europa drugiej prędkości, której głowa wychyliła się w Brexicie, to ludzie, którzy ze zgrozą patrz, jak odbiera im się dotychczasowy sposób życia, bezpieczeństwo i dobrobyt. Liczba idiotyzmów Unii Europejskiej wszystkich tych nakazów równego stania na głowie, przewyższa porównywalne idiotyzmy realnego socjalizmu. Mimo wszystko, w demoludach poziom wariacji był nieco mniejszy, choć tam też wiadomo było, że „miś ma być drogi”.
Europa miała potencjał stać się mocarstwem, najwyraźniej jednak komuś to przeszkadzało.
Niezależnie od tego, czy Wielka Brytania rzeczywiście wyjdzie z Unii, czy nie, gdyby Europa była rządzona przez ludzi z olejem w głowie, wynik referendum byłby powodem do rzeczowej dyskusji i zreformowania całego organizmu. Niestety, jest to mało prawdopodobne.
Również dlatego, że wiodącym interesem europejskim jest dzisiaj interes niemiecki, a Berlinowi raczej zależy na głębokim ujednoliceniu jak najszerszej strefy niż tworzeniu wspólnego rynku na równych zasadach. To drugie wymagałoby m.in. zreformowania euro i zróżnicowania stref walutowych, tak by odpowiadały sytuacji gospodarczej, tym samym pozbawiało Niemcy finansowego narzędzia.
To drugie wymagałoby również uporządkowania spraw imigracyjnych i powstrzymania napływu migrantów. Australia, Kanada, USA wpuszczają setki tysięcy imigrantów, ale w kontrolowany sposób. Co chce osiągnąć Angela Merkel przez politykę otwartych drzwi?
Europa musi znaleźć swoje nowe miejsce. Gdyby warszawskie władze były zręczne, mogłyby czas przebudowy wykorzystać z korzyścią dla Polaków.
Brexit – śmexit, koniec świata nadal jest przed nami – Wielka Brytania nigdzie nie odpływa, życie toczy się dalej. Nastąpiło jedynie podbicie stawki. Kto ma mocne nerwy, ten gra dalej.
Gdy zaś już mówimy o imigrantach, to właśnie nasz piękny premier otworzył granice Kanady dla Meksykanów. Ci, którzy uważają, że nasi południowi koledzy z NAFTA nie wykorzystają tej szansy ze względu na nieprzyjazny kanadyjski klimat, srodze się mylą.
Zniesienie wiz nastąpiło premierowskim fiat wbrew wszystkim zasadom, jakie Kanada jeszcze nie tak dawno pisała na wołowych skórach. Obywatele Meksyku już dzisiaj stanowią 25 proc. osób oczekujących na decyzje azylowe. Jeśli tylko pośrednicy imigracyjni odpowiednio rozreklamują Kanadę w Meksyku, jako kraj słodkiego życia, darmowej wszechstronnej opieki medycznej i darmowej (w przypadku azylantów) edukacji uniwersyteckiej, wkrótce będziemy tu mieć tysiące chętnych.
Co zrobić, takie czasy. Happy Canada Day!
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!