Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie – zdaje się mówić za starą Pawlaczką z komedii "Sami swoi" przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego sędzia Andrzej Rzepliński.
Ale, ale, skąd się wziął sędzia Rzepliński u samych swoich? Sędziego Rzeplińskiego wymyślił pośrednio Monteskiusz. To on, Monteskiusz, jest winny, bo to on był autorem pomysłu organizacji państwa w formie, jaką znamy aktualnie. To Monteskiusz był autorem propozycji, w której władza w państwie dzieli się na ustawodawczą, sądowniczą i wykonawczą, czyli administrację państwową. Tylko że Monteskiusz żył na początku XVIII wieku i pisał swoje traktaty "O duchu praw" (rok 1748) prawie 300 lat temu.
Czy wyobrażał sobie, czy mógł sobie wyobrazić to, że religia i wiara w przykazania Boskie zaniknie?
Czy myślał wówczas o tym, że ludzie nie będą chcieli słyszeć o moralności? Że nastąpi zerwanie kontaktów międzyludzkich i tradycji, że nastąpi nieprawdopodobny rozwój mediów?
Czy myślał, jak będą zachowywać się sędziowie bez wiary w tym nowym wspaniałym świecie, w nowej moralności, w nowym otoczeniu? Czy człowiek staje się lepszy? Czy też bez kontroli przykazań Bożych nie wróci czasem do zwierzęcych instynktów?
Opowiadała mi koleżanka, jak to w poprzedniej pracy, 20 lat temu, była asystentką sędziego, który wówczas miał już blisko 75 lat. Zapytała go, czemu nie idzie na emeryturę? Miałby przecież emeryturę wynoszącą kilkanaście tysięcy dolarów miesięcznie, prawie równą jego ówczesnym zarobkom. Sędzia szczerze odpowiedział: a cóż bym znaczył po odejściu na emeryturę?
Koleżanka uznała wówczas, że człowieka motywuje do działania miłość, pieniądze i władza.
Ja z kolei mogę dodać, że człowieka motywuje też poczucie wyższości, uczucie pewnej niedużej nawet, ale przewagi materialnej nad innymi ludźmi. Ta przewaga materialna może często być iluzoryczna; nie musi wcale być faktyczna. Wystarczy samo jej poczucie. To stąd dochodzi do takich absurdów, że w kraju takim jak Polska powstają grupy, które są zainteresowane w utrzymaniu biedy i zastoju cywilizacyjnego.
Sędziowie w Polsce, nawet ci pracujący w Trybunale Konstytucyjnym, mogą wcale nie zarabiać więcej niż na przykład dobry robotnik w Niemczech, ale ich motywacją jest to, że mają władzę; że materialnie stoją wyżej niż otaczające ich bezpośrednio grono ludzi.
Nie patrzą perspektywicznie, jak to ma miejsce w Niemczech, jaki poziom dobrobytu Polska mogłaby osiągnąć. Widzą to, co jest blisko nich, widzą, że mogą wpływać na rząd w Polsce, że mogą wpływać na prezydenta, że mogą go nawet obalić, że mogą wpływać na posłów. To ich może motywować i rajcować wystarczająco do utrzymania kraju w zastoju, do utrzymania obecnego stanu.
Na dodatek w takim podejściu podtrzymują ich Komitet Obrony Demokracji i media. 75 proc. rynku mediów (Internet i gazety) w Polsce jest w rękach kapitału niemieckiego. Nie licząc mediów będących w rękach mniejszości etnicznych. Te też tworzą otoczenie sędziów i wpływają na ich świadomość, poglądy, podobnie zresztą jak na każdą osobę mieszkającą w Polsce. Media współtworzą świadomość i kształtują ich poglądy na świat.
Wracając do Monteskiusza, czy mógł on 300 lat temu wyobrazić sobie świat, w którym media będą miały tak ogromny, przemożny wpływ na myślenie ludzi? Że jedne grupy ludzi, grupy społeczne będą mogły wpływać za pośrednictwem mediów na resztę, że będą mogły wpływać nawet na sędziów?
Weszliśmy w XXI wieku, weszliśmy w zupełnie inną rzeczywistość i uwarunkowania życiowe niż te, które były 300 lat temu. Na przykład, w ubiegłym roku Angela Merkel zapowiedziała, że Niemcy przyjmą milion emigrantów z Bliskiego Wschodu. Żeby osłodzić niechęć opinii publicznej, zapowiedziała, że część tych emigrantów zostanie umieszczona w innych krajach Wspólnoty Europejskiej. To spotkało się z jeszcze większą reakcją innych państw europejskich. Sami Niemcy, zazwyczaj niezwykle posłuszni swym rządom, zaprotestowali, i to również na ulicach miast. Co się stało? Uświadomili sobie, że za tym milionem młodych ludzi z Bliskiego Wschodu przyjedzie następne 5 milionów członków ich rodzin. Zobaczyli, że ta grupa społeczna może nie rozpłynąć się w masie niemieckiej. A ponieważ się nie zasymiluje, to będzie wpływała na politykę w taki sposób, by sprzyjać ich potrzebom, ich poglądom na świat. Niemcy zobaczyli, że może powstać problem.
Już na tym przykładzie widać, jak w różnych państwach pewne wpływowe grupy społeczne mają lub mogą mieć wpływ na politykę. Pewne grupy społeczne i etniczne wybierają swoich, starają się, żeby swojacy tak kształtowali politykę, jak oni ją postrzegają. W ten sposób czują się bezpieczniej, czują się bardziej spełnieni i myślą, że tak właśnie powinno być i tak dla wszystkich mieszkańców (np. Niemiec) będzie lepiej. Taka jest natura człowieka, że myśli, iż swoi wiedzą lepiej i są mądrzejsi.
Tak się to dzieje niejako wbrew demokracji, której ojcowie założyli kiedyś, że w demokracji będzie idealny porządek, że będzie jakaś równość, jakieś braterstwo, a motywacje z tych haseł wypływające są tak silne i mądre, iż upilnują, by wolność, obojętnie co miałaby znaczyć, nie uległa samozaprzeczeniu, żeby nie przeszła w anarchię lub w quasi-demokrację, kiedy jedna grupa kontroluje, przy wszystkich pozorach demokracji, całą resztę społeczeństwa.
Tak jednak nie jest. Nawet małe grupy przyjeżdżające z krajów tak zwanego Trzeciego Świata, z krajów wieloplemiennych, starają się głosować według koloru skóry, według regionu z którego pochodzą, i to pomimo tego że przecież ci, na których głosują, pochodzą z krajów, w których panuje korupcja, a z korupcją łączy się nierozerwalnie bieda.
Ale prócz tego, że mamy w demokratycznych wyborach wybieranych posłów, mamy jeszcze nominowanych sędziów. I tak jest, na przykład, w przypadku sędziów Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Wiadomo, że w wolnych zawodach dominują niektóre grupy społeczne (np. rodziny i klany prawników) czy grupy etniczne. Na przykład, w carskiej Rosji wiele zawodów wolnych było zdominowane przez Polaków. W przedwojennej Polsce natomiast wolne zawody zdominowane były przez mniejszość żydowską. Żydzi mieli też bardzo dobre zrozumienie roli sądów. Dominowali intelektualnie w rozumieniu roli sądownictwa w organizacji państwa i we wpływaniu na państwo. Dzisiaj świadomość tej niejako tajemnej wiedzy jest bardziej powszechna i patrząc, jak media będące w rękach Niemców krytykują tych w Polsce, którzy krytykują Trybunał Konstytucyjny, można powiedzieć, że toczy się wojna hybrydowa, i to na wielu płaszczyznach.
Dzisiaj powszechna wiedza o tym, jaki wpływ w państwie na jego organizację mają sądy jest znacznie bardziej powszechna. Znacznie łatwiej jest jakiejś grupie etnicznej, jakiejś grupie oligarchów czy grupie złożonej z byłych członków służb specjalnych zdominować sądownictwo, a tym bardziej Trybunał Konstytucyjny. Przy czym pisząc o ludziach związanych ze służbami specjalnymi, wiemy, że w Polsce nie było lustracji sądownictwa; nie było więc wymiany sędziów mianowanych w okresie komuny na sędziów, którzy kończyli studia już po upadku komunizmu. Nie było tu żadnej lustracji. Sędziowie ze starego układu trafili na najwyższe stanowiska sędziowskie w III Rzeczpospolitej.
Zawsze trafią się ludzie, którzy będą robili wszystko, by znaleźć się w składzie Trybunału Konstytucyjnego. Będąc tam, będą czuli się jak Bogowie, bo będą mogli swoimi decyzjami paraliżować pracę administracji, pracę Sejmu, pracę demokratycznie wybranych rządów i pracę posłów.
W Kanadzie, na przykład, to Sąd Najwyższy zadecydował o legalizacji aborcji. Sądy prowincyjne 8 z 10 prowincji Kanady zadecydowały o legalizacji małżeństw tej samej płci. Czy skład Sądu Najwyższego Kanady oddaje w jakimś stopniu reprezentację populacji etnicznej kraju? Zachęcam do przeczytania życiorysów sędziów Sądu Najwyższego Kanady w Internecie. Zapraszam do przeczytania biografii sędziów z okresu, kiedy zalegalizowali oni aborcję.
Nasza cywilizacja w formie organizacji państwa doszła do pewnej granicy, do ściany.
W Polsce też. Tam Trybunał Konstytucyjny może paraliżować pracę Sejmu i administracji państwowej. Według ustawy autorstwa Platformy Obywatelskiej, 8 nominowanych, ale nie wybieranych, sędziów Trybunału Konstytucyjnego może odwołać prezydenta wybranego w wyborach powszechnych większością głosów. A więc sędziowie uzurpują sobie większe prawa, niż mają wszyscy pozostali obywatele Polski.
Czy jest jakieś wyjście z tego pata? Partia Kukiz'15 jeszcze przed ostatnimi wyborami do Sejmu i Senatu proponowała zwiększyć znaczenie referendów, by to one częściej decydowały o zmianie przepisów, o ważnych dla Polski i Polaków sprawach.
Pisząc te słowa, patrzę na rozwiązania organizacji państwa w Szwajcarii. Tam referenda sprawdzają się jako narzędzie tworzenia prawa; są częścią organizacji tego bogatego państwa, nie blokują jego administracji. Szwajcaria, mimo że górzysta i pozbawiona surowców, jest jednym z najbogatszych krajów na świecie. A więc Szwajcarzy już dawno uznali, że referenda są formą obejścia instytucji trybunału konstytucyjnego, czy też sądu najwyższego.
Szwajcarzy dostrzegli, że lepiej będzie, żeby decyzje podejmowało całe społeczeństwo w referendach, niż żeby jeden podejrzewał drugiego o partykularne interesy, co mogłoby spowodować rozbicie kraju.
Polska musi się zdecydować na to samo lub bardzo podobne rozwiązanie. Musi spowodować, by to referenda decydowały w ważniejszych dla Polski i Polaków sprawach.
Świat się zmienił. Zmieniła się technika, zanikła wiara, zanikła moralność, człowiek zdziczał. Czym szybciej taka decyzja o zwiększeniu roli referendów zostanie podjęta, tym lepiej dla Polski i Polaków. W przeciwnym razie Polacy będą mieli na głowie tak Niemców, jak i Rosjan, tak własnych oligarchów, jak i mniejszości etniczne zamieszkujące Polskę; będą mieli także klany prawniczo-rodzinne i klany sędziów. I wszyscy oni będą krzyczeli, że w Polsce nie ma demokracji, aż stwierdzą, że Polacy nie umieją się sami rządzić i zrobią z Polski jakąś kolonię czy bantustan.
Janusz Niemczyk
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!