Czasami z daleka lepiej widać, a czasami gorzej. Choćby i teraz. Od dwóch dni jestem w Meksyku i nie bardzo mogę mogę zorientować się, jak to właściwie jest z tym meczem z Rosją. Wiadomo, że Polska wygrała, to znaczy oczywiście nie wygrała, skądże znowu, ale z drugiej strony – przecież nie przegrała, a skoro nie przegrała, to chyba wygrała? Z trzeciej jednak strony przecież nie wygrała, skoro zremisowała, ale skoro zremisowała, to przecież nie przegrała, więc chyba...
Jakby tego było mało, w dniu meczu w Warszawie wybuchły zamieszki między kibicami polskimi i rosyjskimi. To znaczy – nie między kibicami, uchowaj Boże; kibice zachowują się wzorowo, to znaczy – zgodnie z oczekiwaniami panów redaktorów z "Gazety Wyborczej"; ani nie przyłączają się do "ludu smoleńskiego", ani do Solidarnych 2010. Jeśli już się do czegokolwiek przyłączają, to do koko koko euro spoko, bo wiadomo, że to hit, sam cymes i w ogóle – Europa. Wszystko co nie jest koko koko euro spoko, to wiocha i obciach, a wiadomo, że od wiochy i obciachu uciekają wszyscy, a zwłaszcza ci, co to "młodymi, wykształconymi z wielkich miast" zostali stosunkowo niedawno i jak ognia boją się, żeby ktoś ich związków z "wiochą" nie wytropił, albo przynajmniej nie rzucił na nich jakiegoś podejrzenia. Toż by dopiero był obciach; co by powiedzieli w Paryżu, czy takim, dajmy na to Londynie? Wiadomo co – nie można by się tam nikomu pokazać na oczy. Więc kibice zachowują się wzorowo, w odróżnieniu od "pseudokibiców", którzy zachowują się karygodnie, niczym jacyś "chuligani", których pryncypialnie napiętnował pan prezydent Komorowski Bronisław.
Poszło o to, że ci "pseudokibice" zaatakowali Rosjan, którzy pokojowo demonstrowali ku czci likwidacji Zwiazku Radzieckiego. Natychmiast do Warszawy przyleciał pan minister Fiedotow, zaniepokojony sytuacją praw człowieka w naszym nieszczęśliwym kraju, zaś prezydent Putin pryncypialnie skrytykował "organizatorów", to znaczy – naszych Umiłowanych Przywódców, że nie potrafią zapewni bezpieczeństwa kibicom, którzy przyjechali oglądać mecze futbolowe. Nie da się ukryć, że szutnik z tego prezydenta Putina. Przecież chyba wie lepiej niż ktokolwiek inny, że ci sami Umiłowani Przywódcy nie potrafili zapewnić bezpieczeństwa nie tylko rosyjskim kibicom, ale nawet własnemu prezydentowi! O tym prezydtent Putin nie mógł przecież nie wiedzieć, więc dlaczego teraz udaje, iż myślał, że potrafią zapewnić bezpieczeństwo rosyjskim kibicom? Biedny prezydent Komorowski uwija się jak w ukropie, próbując ratować twarz i pewnie stąd te czynione na poczekaniu wynalazki, pozwalajace zwalić wszystko na "pseudokobiców" lub "chuliganów". Za komuny było tak samo z tym może, że pierwszy sekretarz dodałby jeszcze, iż ci "pseudokibice", albo – jak kto woli – "chuligani", nie są tutejsi, bo tutejsi ludzie zawsze byli z partią i za sojuszami. Teraz oczywiście takiej argumentacji użyć już nie można, bo trąciłaby ksenofobią, a jest rozkaz, żeby z ksenofobią walczyć do upadłego. Trochę zawęża to swobodę manewru naszym Umiłowanym Przywódcom, ale trudno – takie są nieuchronne koszty nieubłaganego postępu.
Tymczasem akurat to może być prawdą, bo skoro prezydentu Władimiru Władimirowiczu warszawskie rozruchy najwyraźniej były na rękę, to kto wie – może trochę pomógł losowi? Cóż to w końcu dla sprawnej razwiedki znaczy znaleźć kilkuset chłopaków do zaatakowania rosyjskich kibiców? Skoro nawet tubylcza razwiedka znalazła kilkuset "młodych, wykształconych" ze złotymi łańcuchami z tombaku na byczych karkach, co to ku radości funkcjonariuszy "Gazety Wyborczej", na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie domagali się od starszych pań, by pokazały im "cycki" – to cóż dopiero mogłaby nawywijać u nas razwiedka rosyjska? Jestem głęboko przekonany, że oficerowie prowadzący tych wszystkich "młodych, wykształconych" ze złotymi łańcuchami z tombaku na byczych karkach, nigdy nie utracili więzi z bratnią razwiedką rosyjską i nawet jeśli chwilowo przewerbowali się do BND, CIA czy Mosadu, to przecież na dźwięk znajomej trąbki zawsze staną do szeregu z rukami pa szwam i zrobią wszystko, czego centrala od nich zażąda.
Jak bowiem wiadomo, państwa dzielą się na poważne i pozostałe, zaś nasz nieszczęśliwy kraj niestety znajduje się w tej drugiej grupie. To zresztą, jak sądzę, jest jedna z przyczyn, dla której prezydentem został u nas pan Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, czy – dajmy na to – Bronisław Komorowski, którego najwyraźniej skonfundowała energiczna operacja prezydenta Putina. Ano cóż; to nic przyjemnego uświadomić sobie, że nie można polegać nawet na własnych sekretarkach – a ta świadomość – jak sądzę – coraz bardziej dociera do naszych Umiłowanych Przywódców.
A skoro już mowa o Aleksadrze Kwaśniewskim, to wreszcie dostał fuchę w postaci obrońcy Julii Tymoszenko. Jak pamiętamy, Parlament Europejski, zaniepokojony zastosowaniem środków karnych wobec osób z towarzystwa, uchwalił rezolucję, by Umiłowani Przywódcy byli w razie czego pociągani do odpowiedzialności politycznej, to znaczy – przesuwani na inne, odpowiedzialne stanowisko, ewentualnie, jak już do niczego się nie nadają – na zasłużoną emeryturę i wszystko wskazuje na to, iż Aleksandrowi Kwaśniewskiemu zlecono misję, by tego właśnie na Ukrainie dopilnował. Jestem pewien, że zrobi wszystko, co w jego mocy, chociaż prezydent Janukowycz pewnie łatwo nie odmówi sobie rozkoszy zemszczenia się na "żelaznej Julii". Ciekawe czy ta akcja w jej obronie odbywa się bezinteresownie, czy też pani Julia Tymoszenko jednak ad captandam benevolentiam szczerych demokratów uruchomiła jakąś część swoich kroci, zarobionych na ukraińskiej benzynie i gazpromowym gazie.
Tak oto nasłuchuję głuchych wieści z naszego nieszczęśliwego kraju z dalekiego Meksyku. Wprawdzie jestem tu dopiero od dwóch dni, ale już zauważyłem, że spora część tutejszej gospodarki pracuje na biegu jałowym. Widać to po ilości ludzi zatrudnionych przy pilnowaniu. Mnóstwo ludzi czegoś tu pilnuje, podobnie zresztą, jak i u nas, gdzie firmy ochroniarskie rozkwitają jak grzyby po deszczu i przynajmniej pod tym względem upodabniają nasz nieszczęśliwy kraj do Meksyku. A skoro tylu ludzi pracuje przy pilnowaniu fizycznym, to pewnie co najmniej tyle samo pracuje przy pilnowaniu administracyjnym, więc i podobieństwo jest co najmniej podwójne.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!